Google Website Translator Gadget

wtorek, 28 listopada 2023

Junk silver

JUNK SILVER - poproszono mnie, żebym napisał coś na ten temat. Jakieś wyjaśnienia, może porady. Długo się nad tym zastanawiałem, bo nie traktuję kolekcjonowania, jako formy inwestycji i co za tym idzie, moje doświadczenie w tym zakresie jest praktycznie zerowe. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że wartość kolekcji rośnie z czasem, ale podejmując decyzję o zakupie czegoś do zbioru, nigdy nie brałem pod uwagę możliwości potencjalnego zarobku. Z ciekawości wrzuciłem w wyszukiwarkę "junk silver" i po obejrzeniu kilku(nastu?) filmików z "unboxingiem" i z analizami opłacalności inwestowania w srebro monetarne, oraz przejrzeniu ofert "śmieciowego srebra" na naszym, polskim rynku, zdecydowałem się spełnić prośbę p. Jacka (pozdrowienia!).

Zacznijmy od wyjaśnienia. Junk silver, czyli śmieciowe srebro, to srebrne monety obiegowe, generalnie w stanach zachowania nie tolerowanych przez kolekcjonerów monet. Nie ma mowy o żadnych MS, a jak już trafi się coś bliżej stanu menniczego, to będzą to z reguły monety nieatrakcyjne, niepopularne wśród kolekcjonerów. Z reguły są to monety w stanie zachowania co najwyżej trzecim, 

Teoretycznie, ma to być inwestycja w szlachetny metal i to inwestycja długoterminowa. I tu mamy problem. 

Po skoku na poziom około 4 złotych za gram w początku drugiej dekady XXI wieku, w połowie dekady cena spadła o połowę, a na początku dekady trzeciej skoczyła na poziom 3 złotych, na którym pozostaje do dziś. Mowa oczywiście o gramie czystego srebra, a nie gramie monety! Jak widzicie, rezygnacja z lokaty bankowej na rzecz srebra to decyzja ryzykowna. Skąd więc pomysł na "silvet stacking"? Moda na gromadzenie junk silver to może nie pomysł amerykański, ale bardzo popularny za oceanem. Powód jest prosty - w USA srebrne monety są obecne w obiegu do dziś. Oczywiście jest ich coraz mniej, ale fakt, że można mieć za pół dolara 11,5-gramową monetę ze srebra póby 0,400 przemawia do wyobraźni. 
Taka półdolarówka, to 4,6 grama czystego srebra warte po dzisiejszym kursie około 3,6 dolara!

W Europie nie mamy już srebrnych monet obiegowych, ale były w obiegu długo (Niemcy, Francja, Szwajcaria, Skandynawia, Włochy). Mnóstwo z nich przetrwało w domowych schowkach i magazynach firm. Nie wszystko przetopiono na łańcuszki. Teraz monety te oferuje się jako alternatywę innych form inwestowania, przedstawiając zalety:  

Posiadanie srebra ma zabezpieczyć przed inflacją. Teoretycznie metale szlachetne, w tym oczywiście i srebro, mają tendencję do utrzymywania swojej wartości w czasie, co czyni je skutecznym zabezpieczeniem przed inflacją. 

Kolejnym atutem ma być magiczne słowo - dywersyfikacja. Pamiętacie? Nie wkładaj wszystkich jajek do jednego koszyka. Podobno rynek metali szlachetnych nie zawsze podąża za akcjami i obligacjami, dzięki czemu może zapewnić pewien poziom bezpieczeństwa podczas spadków na rynku.

Ważna dla przeciętnego zjadacza chleba jest przystępność cenowa srebra. Kilogram kosztuje 3 tysiące złotych. Kilogram złota, to już prawie 260 tysięcy. 

Namacalność - w przeciwieństwie do aktywów cyfrowych lub akcji, srebro jest czymś dotykalnym, czymś co można trzymać w ręku. To daje wielu inwestorom poczucie bezpieczeństwa i kontroli.

I ostatnia deska ratunku - popyt ze strony przemysłu. Srebro ma liczne zastosowania przemysłowe, od elektroniki po medycynę. Ten ciągły popyt może z czasem wspierać wartość srebra.

Rzadziej mówi się o wadach, a przecież ich nie brakuje. 

Fizyczne srebro wymaga bezpiecznego przechowywania. Może to być sejf w domu lub wynajęta skrytka depozytowa, co może zwiększyć koszty i złożoność inwestycji.

Szybka sprzedaż dużych ilości srebra może stanowić wyzwanie, choćby ze względu na konieczność  fizycznego transportu.

Wahania ceny w czasie. To może zniechęcać, wręcz denerwować inwestorów obserwujących utratę wartości rynkowej i niepewność powodzenia inwestycji. 

Brak dochodu pasywnego - tu nie ma mowy o odsetkach albo dywidendach. Dochód z inwestycji zależy wyłącznie od wzrostu wartości i może być osiągnięty wyłącznie poprzez sprzedaż. 

Po obejrzeniu tych YouTubowych filmików, analiz i porad jestem przekonany, że poważnych inwestorów gromadzących dziesiątki i setki kilogramów zdezaktualizowanych srebrnych monet jest garstka. Wszyscy, których obejrzałem i wysłuchałem, to moim zdaniem spekulanci wykorzystujący krótkoterminowe wahania ceny metalu. 

Junk Silver w polskim wydaniu, to rozbój w biały dzień. 

1900 zł za kilogram srebra próby 0,400 oznacza, że za kilogram czystego srebra zapłacimy 4750 złotych. A przecież dzisiejsza cena, to 3150 zł!

Na eBay nie jest lepiej.

Za kilogram srebrnych monet trzeba zapłacić troszkę mniej, niż za kilogram czystego srebra. A przecież te monety to nie czyste srebro. 

Można oczywiście liczyć na to, że w takim kilogramie trafi się jakaś rzadszy rocznik, droższa odmiana. Przypuszczam, że szanse na taką premię są bardzo niewielkie. Poza tym, ten stan zachowania!

Jeśli już ktoś z Was chciałby zdywersyfikować swoje oszczędności i zainwestować w "śmieciowe srebro", to trzeba poszukać uczciwych sprzedawców, którzy oferują taki towar po cenie spot + marża (spot, czyli aktualna na teraz cena czystego srebra/złota/diamentów). U takiego sprzedawcy kupując kilogram srebra otrzymamy zwykle około 1,6 kilograma monet. Wbrew pozorom, są tacy sprzedawcy, nawet w Polsce.

I zdecydowanie unikajcie "okazji". Takie ogłoszenie, to na 100% oszustwo.  

44 srebrne monety czechosłowackie. Przedwojenne miały próbę 0,700, powojenne 0,500. Nawet gdyby wszystkie były próby 0,500, to cena 300 zł/kilogram oznacza zakup czystego srebra po cenie 1200 zł za kilogram. Niemożliwe. Na dodatek brak opcji "kup z przesyłką OLX", która nie daje może 100% gwarancji, ale jeśli po odbiorze przesyłki nie potwierdzimy, że wszystko jest OK, sprzedający nie dostanie naszych pieniędzy.

Panie Jacku. Decyzja należy do Pana.


wtorek, 21 listopada 2023

Koniec strajku.

 Żartowałem. Nie, że koniec, tylko że strajkowałem.

Po prostu, na jakiś czas monety zeszły na dalszy plan, może drugi, może trzeci. Bywa. Teraz wróciły. Z przytupem, bo kupiłem sobie 7 kilogramów.

I znów nie będzie czasu na bloga, bo trzeba to przejrzeć, wybrać co zostaje i pozbyć się reszty. 

Dziś o montetach to prawie wszystko, bo chcę pochwalić się książką, którą zdobyłem. 

Egzemplarz podniszczony, ale nie byle jaki, bo z autografem tłumacza. 
O monetach w treści niewiele ciekawego, przynajmniej dla kolekcjonera, bo to dziełko natury ekonomicznej, nie numizmatycznej. Niewiele, nie znaczy nic. 
Jest trochę uwag o pieniądzu kruszczowym i papierowym i wzajemnym ich stosunku. Są przykłady i próby wyjaśnienia dlaczego w niektórych państwach wprowadzenie banknotów doprowadziło do krachu, a w innych zdarza się, że papier chętniej przymuje się od srebra i złota.

W sumie jednak, tym co zdecydowało o kupnie tej książeczki jest nie autograf, nie treść, a lista subskrybentów, osób i instytucji, które sfinansowały jej wydanie. 

Nie wiem, czy Stronczyński, to TEN Stronczyński, ale "Nowossiilzoff" to na pewno ten z III części Dziadów. Kronenberg nie podał ani imienia, ani miejscowości, ani swojego zajęcia. Nie musiał, przecież wszyscy wiedzą, kto to Kronenberg.

"Strajkując", nie ograniczałem się do "numizmatyki siłowej", jak to nazywa kolega. Kupowałem też pojedyncze monety. Jedna z nich przyszła w takiej kopercie. 
Adres był - nie jestem tak znany, jak Kronenberg - ale na wszelki wypadek usunąłem go ze skanu. Francja jest w strefie euro i na kopercie są znaczki nominowane w euro, ale nadawca nalepił też stare znaczki o nominałach we frankach. Francuska poczta potraktowała je nie jak dodatkowe nalepki, tylko przykładnie skasowała. Najważniejsze, że list doszedł razem z zawartością. Niestety zdarzył mi się też przykry przypadek. Kupiłem, tanio jak widać, pięciofenigówkę 1918 ze zdwojeniem na awersie i to takim zdwojeniem, którego wcześniej nie widziałem i nie ma go w moim katalogu.
Koperta dotarła, ale w tekturce, która była w środku nie było w zaznaczonym miejscu monety. W innych miejscach też. Reklamacja zajęła trochę czasu, pieniądze odzyskałem, ale monety żal.
Jakby ktoś z Was się natknął
chętnie odkupię.

I jeszcze jeden drobiazg. Gdyby ktoś z Was rozglądał się za pomysłem na biznes... 
Jest szansa, że klienci się znajdą, bo licytujący na aukcjach żywo reagują na proweniencję monet.

Printfriendly