Google Website Translator Gadget

środa, 27 października 2021

O wcieleniach kolekcjonerów ciąg dalszy.

Emerytura piękna rzecz, ale o ile mam już święty spokój z pracą zawodową, o tyle na emeryturę numizmatyczną jeszcze się nie wybieram. Pora więc zabrać się do roboty, bo komentarze pod poprzednim, ostatnim wrześniowym wpisem naglą.

Cykl poświęcony różnym wcieleniom kolekcjonerów, kolekcjonerów monet w szczególności, rozpocząłem latem tego roku. Napisałem już coś o chwalipiętach, mentorach, magazynierach, konserwatorach, a obiecywałem znacznie, znacznie więcej.
"Będzie o MAGAZYNIERACH, ZAOPATRZENIOWCACH, TROPICIELACH i ŁOWCACH, HAZARDZISTACH, ZWIERZYNIE ŁOWNEJ czyli o JELENIACH, o INWESTORACH, ANTYKWARIUSZACH, KONSERWATORACH, BIBLIOTEKARZACH, DYDAKTYKACH, DETEKTYWACH, NAUKOWCACH, ODKRYWCACH, AUTORACH, FAŁSZERZACH, ZŁODZIEJACH, OSZUSTACH, ARCHIWISTACH, TŁUMACZACH, FOTOGRAFIKACH, LITERATACH, HISTORYKACH SZTUKI. To już wiem, a na pewno w trakcie pojawią się jeszcze inne kolekcjonerskie wcielenia." napisałem w czerwcu.
Nie każda z tych ról wymaga osobnego wpisu. Dziś kilka zdań o tropicielach, łowcach, jeleniach, hazardzistach. 

Łowiectwo i tropienie, to jedna z przyjemniejszych stron kolekcjonerstwa, z zastrzeżeniem, że w tej chwili przez łowiectwo rozumiem polowanie na obiekty kolekcjonerskie, a nie na kolekcjonerów. O tym drugim przypadku za chwilę, teraz o prawdziwym łowcy.

Czasem poluje się na konkretnego zwierza, czasem „myśliwy” strzela na oślep. Przez wiele lat moją wymarzoną zdobyczą była jednofenigówka KP z 1917 r. Polowałem, ale szczerze mówiąc, nikłą miałem nadzieję na sukces. To było polowanie połączone z tropieniem - wiedziałem o jakiego "zwierza" chodzi, tropy pojawiały się rzadko, bo rzadko, ale dość regularnie, tyle że z podejściem na odpowiednią do strzału odległość (czytaj: zgromadzeniem niezbędnej ilości pieniędzy) bywało gorzej. A jednak się udało. 

widywało się ładniejsze, ale i tak radość wielka

Wiele lat wcześniej, równie niedostępna wydawała mi się dziesięciofenigówka z tego samego roku, oczywiście w odmianie NBO. Zdobycie pierwszej przyniosło radość nie mniejszą, niż upolowanie jednofenigówki, ale obie te radości nie dorównują euforii po odkryciu, że odmiana ta występuje w dwóch wariantach.


Zazwyczaj cierpliwie czaję się (a więc polowanie z zasiadki) na bardzo konkretne monety. Tak było i jest z polowaniem na odmiany miedziaków Augusta III. Jak pokazuję na blogu (kolekcjoner-chwalipięta), cierpliwość bywa nagradzana. Czasem :-)

Poluję też z naganką (sprawdziłem i sam się zdziwiłem – z naganką, a nie nagonką). Ogłaszam na forach, na blogu, że poszukuję tej lub tamtej monety. I tu bywają zwycięstwa i porażki. Zwykle płaci się wtedy więcej, niż na licytacjach, ale niekiedy nie ma innego wyjścia. Tym sposobem zdobyłem pierwszego grosza A3S z 1752 r. 

Czasem ruszamy na łowy nie mając upatrzonej konkretnej zdobyczy. Śledzimy oferty sklepów, ogłoszenia, aukcje... Strzela się do wszystkiego, co wydaje się atrakcyjne – ze względu na cenę, wygląd, cokolwiek... 

Kolekcjoner bywa często hazardzistą. Wydaje mu się, że wypatrzył na aukcji coś niezwykle ciekawego. Licytuje, wygrywa, czeka. A listonosz przynosi coś najzwyczajniejszego w świecie. Chciejstwo bywa zgubne. Mam w szufladzie ciężkie już pudełeczko szelągów Augusta III kupionych w przekonaniu, że są na ich rewersach literki, których w zbiorze jeszcze nie miałem. Tymczasem okazywało się, że coś wyglądające na E jest literą F,  coś co miało być K, okazuje się B a zamiast N jest H.

Jest jeszcze jedna wersja kolekcjonera-hazardzisty - łowcy strzelającego do zwierzyny, której co prawda nie zna, ale przypuszcza, że może być okazem wyjątkowym, a przynajmniej  niecodziennym. Tak kupiłem kiedyś malutkie quattrino z mennicy Urbino wybite za panowania Francesco Maria II Della Rovere (1549-1631), księcia Urbino.

Przeczytałem niedawno na forum TPZN wyznanie kolekcjonera, który kupując nowe obiekty do zbioru, kieruje się zasadą, że kupić warto tylko to, co się podoba. Że niekoniecznie należy ograniczać się do jakiegoś konkretnego okresu/tematu/panowania itp. tylko gromadzić rzeczy piękne, przemawiające do właściciela. Trochę takie podejście przypomina mi działania twórców kunstkamer i gabinetów osobliwości, o których pisałem na początku tego cyklu.

Tyle o osobach po stronie kolby, czas na tych, co na celowniku, na jeleni.
Pochlebiam sobie, że w tej roli zdarzyło mi się wystąpić ledwie kilka razy, z czego większość w czasach kiedy dostęp do numizmatycznej wiedzy był trudny i kosztowny. Wtedy stałem się posiadaczem takiej na przykład sztuki.
Dziś bym się na nią nie połakomił. 
Ofiarami "polowań na jelenia" stają się w pierwszym rzędzie "inwestorzy", a konkretniej ludzie mający nadzieję na duży i w miarę szybki zarobek, zapominający, że inwestowanie na rynku, którego się ni zna jest skazane na porażkę. "jeleniami" są poszukiwacze okazji, łapiący się na przykład na takie oferty.
Na dwa dni przed końcem licytacji sześć osób uwierzyło w opis umieszczony przez sprzedawcę i ostro licytowało "kota w worku", choć umieszczono go w kategorii "Kopie i falsyfikaty". Dział ten to puszcza, w której bezustannie trwa polowanie na jelenia. Wystarczy napisać „nie znam się”, „odziedziczyłam po kolekcjonerze”, „znalazłem w kominie”, „wystawiam w tym dziale bo na Allegro zakazano sprzedaży złotych monet” itp. 
Sukcesy takich myśliwych osobiście wiążę ze stanem naszej oświaty, a konkretnie z zanikiem umiejętności czytania ze zrozumieniem i lekceważeniem logiki w nauczaniu. Nie bez znaczenia jest też powszechna w społeczeństwie „żądza pieniądza”. 

Nie bądźcie jeleniami! 

Printfriendly