Google Website Translator Gadget

czwartek, 11 lipca 2013

Prawie zapomniałem.

W kwietniu pisałem o aukcji, która miała się odbyć piątego maja. Ze względu na bardzo bogatą i ciekawą ofertę polskich monet zakończyłem akapit: "Z niecierpliwością czekam na listę wynikową."i... zapomniałem.
Prawie.

Lista wynikowa jest dostępna.
Zobaczmy, jak poszło.
Szóstak Jana Kazimierza z 1657 r. z portretem Zygmunta III (lot 2737) poszedł za 40000 koron (wywołanie 15000).
Grosz Batorego z 1581 r. (Kopicki 500) - lot 2694 oszacowany na 8500 koron sprzedano za 95000 - prawie dwunastokrotne przebicie!.
Lubelski szóstak Zygmunta III z 1595 r. (lot 2701) poszedł za koron 12000, co przy wywołaniu 7000 oznacza niezbyt wielkie zainteresowanie.
Półgrosz Zygmunta Starego z 1511 r. wyceniony na 350 euro (3000 koron) błędnie opisany jako Kopicki 413 (R8) - spadł (lot 2678).
Na półtoraka Zygmunta III rzekomo z 1611 r. wycenionego na starcie na 590 euro (lot 2729) też chętnych nie było.
Nie dziwi mnie to, bo to ewidentne pomyłki autorów katalogu.
Chętni byli na inne wątpliwe monety.
Trojaka malborskiego 1596  (lot 2717) sprzedano za 17000 koron (wywołanie 10000), trojaka krakowskiego 1600 z datą zapisaną jako " 0K0 " - również nieobecnego w literaturze (lot 2725) sprzedano po cenie wywoławczej - 10000 koron.
W sumie zgodnie z oczekiwaniami - monety rzadkie sprzedały się dobrze, ewidentne wpadki zostały surowo ocenione. Okazało się też, że hazardziści ryzykujący niemałe sumy na zakupy potencjalnych rarytasów, to nie tylko polska specjalność.

O ile googlowy Blogger, gościnny gospodarz mojego bloga nie myli się, jest to dwusetny wpis. Niezbyt to dużo, jak na prawie trzyletnią obecność w sieci. Może kiedyś się poprawię.
Licznik odwiedzin powoli zbliża się do dwustu tysięcy, za co jestem Wam bardzo wdzięczny.
Nie mam wyjścia, zdecydowanie muszę się poprawić,




sobota, 6 lipca 2013

Upadek, czyli żądza pieniądza.

W zeszłym tygodniu w zakładce "kanały informacyjne" najlepszej z przeglądarek (Opera 12, jeszcze o niej dziś napiszę) zaczęły się pojawiać bulwersujące tytuły.
"Akt oskarżenia w sprawie fałszowania i sprzedaży monet"
"Fałszerstwo monet. Oskarżeni kolekcjonerzy"
"Afera kolekcjonerska. Znani antykwariusze podrabiali monety"
"Fałszowali zabytkowe monety. Jest akt oskarżenia"
Najpierw rzuciłem się na ten ostatni. Czytam, czytam i nic nie rozumiem.
"Według prokuratury mężczyźni fałszowali i sprzedawali rzadkie i cenne na polskim rynku monety próbne, które nigdy nie weszły do obiegu. Mieli podrobić i wprowadzić do obiegu 137 współczesnych monet o nominałach 5, 10 i 20 groszy oraz 2 złote. Podrobione monety były sprzedawane za kwoty od 100 do 1 tys. zł, jedną ze srebrnych dwuzłotówek sprzedano za ponad 4 tys. złotych." 
Dlaczego 137 współczesnych monet nazwano monetami zabytkowymi? Bo handlowali nimi antykwariusze? Czy antykwariusz, jak król Midas, czego nie dotknie, natychmiast zmienia w złoto, pardon zabytek?
Tok myślenia "dziennikarza" portalu radia RMF24 niech lepiej pozostanie zagadką.

"Szczecińska prokuratura oskarżyła 13 osób w sprawie fałszowania i sprzedaży monet. Są wśród nich numizmatycy, antykwariusze i kolekcjonerzy z całego kraju. Akt oskarżenia trafił do szczecińskiego sądu - poinformowała prokuratura."
To już Money.pl
Podobnie napisano na stronach Rzeczpospolitej, Głosu Szczecińskiego i innych czasopism.

W środowisku kolekcjonerskim od dawna wiadomo było, że coś się dzieje. Pisano o tym na forach internetowych już w roku 2011. Najświeższym symptomem nadchodzących wydarzeń był tekst w Przeglądzie Numizmatycznym 2/2013, o którym już pisałem: Logika, logika.
W końcu stało się, na ławie oskarżonych zasiądzie 13 osób. Ile z nich zostanie skazanych? Największe szanse na wyrok mają pracownicy mennicy - bezpośredni producenci...
"Ustalono, że w okresie od 2004 r. do 2006 r. w Warszawie, oskarżony podrobił polskie pieniądze w postaci, co najmniej 500 sztuk monet o nominałach 1 grosz, 2 grosze, 5 groszy, 10 groszy i 20 groszy."
Co oni właściwie produkowali? Nie były to monety obiegowe, bo bito je na krążkach z niewłaściwych metali. Nie były to próby technologiczne, bo nie mennica była inicjatorem ich bicia.
"Puszczając w obieg monety, mieli oni pełną świadomość, że są one podrobione oraz, że żadna z nich nie została wybita na zamówienie emitenta Narodowego Banku Polskiego i nie była opisana w Monitorze Polskim, na oficjalnej stronie internetowej Narodowego Banku Polskiego czy Mennicy Polskiej S.A"
Wątpię, czy uda się przekonać sąd, że monety "puszczono w obieg". Pietruszki za nie nikt nie kupował. Było by to dziwaczne postępowanie, bo...
Ustalono, że jeden z oskarżonych, antykwariusz ze Szczecina ,w okresie od stycznia 2010 r. do marca 2010 r. puścił w obieg 33 sztuki podrobionych monet o nominałach 2, 5, 10 i 20 groszy oraz 2 złotych, które sprzedał dwóm nabywcom za kwotę łącznie 22.200 zł. Podrobione monety były sprzedawane za kwoty od 100 do 1000 zł. Srebrna moneta o nominale 2 zł został sprzedana za kwotę 4.250 zł.
Pożyjemy, zobaczymy. Na jednej instancji się nie skończy. Będą apelacje, umorzenia, skazania. Stawiam złotówki przeciw zapałkom, że koszty śledztwa i całego postępowania będą horrendalne. Nie wykluczam, że na koniec trzeba jeszcze będzie zapłacić odszkodowania za niesłuszne oskarżenia i narażenie na szwank "dobrego imienia" niektórych podejrzanych.

Przejdźmy do sedna, bo cała ta afera jest tylko objawem, symptomem szerszego zjawiska i to nie nowego. Jako przysłowie do dziś funkcjonuje fragment średniowiecznej waganckiej pieśni o wszechwładzy pieniądza Znacie?
Za pieniądze ksiądz się modli, za pieniądze lud się podli.
Nihil novi sub sole. Mógł pan Majnert tłuc lewizny w warszawskiej mennicy, dlaczego mam się dziwić, że parę lat temu robił to jakiś pracownik zatrudniony w Mennicy Polskiej S.A. Jakoś żal, bo to jednak upadek.
Majnert nie produkował dla siebie, do szuflady. Rosnący w siłę rynek kolekcjonerski był nienasycony. Teraz też jest podobnie. Popyt na monety rzadkie i cenne jest potężny, a monet rzadkich z definicji dużo być nie może. Cóż prostszego, niż wyprodukowanie nowych "rarytasów".
Czy oskarżeni antykwariusze nie wiedzieli, co sprzedają? Pawlak, sąsiad Kargula powiedział by pewnie
- Musiałby ja być bleszczaty na oba oczy, żeb' ja wam w to uwierzył.
Ale ciekaw jestem co sąd postanowi, gdy obrońcy oskarżonych zacytują fragment wywiadu z Panem Mariuszem Przybylskim, kierownikiem działu komunikacji społecznej oraz rzecznikiem prasowym Mennicy Polskiej opublikowanego w Biuletynie informacyjnym TPZN nr 2/2010 (6)?
BI: W internecie, na forach i stronach numizmatycznych można znaleźć przeróżne informacje o tzw. próbach technologicznych. Czy może Pan podać jakieś szczegóły dotyczące tych prób, gdyż spotyka się różne metale, masy, itp. ?
MP: Moneta próbna to taka, która ma wszystkie atrybuty monety i umieszczony na którejś ze stron wykonany do góry napis „próba”. Żadnych innych monet próbnych Mennica nie wykonuje. Może się natomiast zdarzyć - co też jest nadzwyczaj rzadkie, że na którąś z pras tłoczących konkretną monetę trafi przypadkowo inny krążek, który nie zostanie wychwycony przez systemy kontrolno-podające. Nie jest to jednak żadna moneta próbna, ani próba tłoczenia.
(podkreślenie moje).

Coś mi się wydaje, że sukcesy CBŚ i prokuratury ograniczą się do skazania pracowników mennicy za kradzież jej własności i nieuprawnione użycie jej wyposażenia. Może jeszcze fiskus coś dołoży.

Wspomniana wyżej srebrna dwuzłotówka to nie falsyfikat. To co najwyżej wyrób fantazyjny. Tak, jak majnertowski talar koronny Zygmunta Starego z roku 1535 - takiej monety mennica za Zygmunta nigdy nie wybiła.

Falsyfikat współczesnego wyrobu warszawskiej mennicy wygląda tak:
fałszywa pięciozłotówka 1996
Okaz wyłowiony z obiegu. Moneta bita stemplami, bimetaliczna, ale na pewno nie z oryginalnych stopów - dźwięk ma co prawda podobny, ale zapach, już nie.
Tak, nie dziwcie się, monety też maja zapach. Może to zastosowanie innych stopów spowodowało, że moneta waży aż 7,15 grama (oryginalne 6,54).
W polu monety w kilku miejscach widać wypukłe linie - ślady obróbki stempli.
I jeszcze jedno, rant
Na całym obwodzie widać rysę. Po czym ten ślad?

Na koniec kilka słów o Operze.
Używam tej przeglądarki od niepamiętnych czasów. Dlaczego?
Bo zawsze była szybka, dawał niemal nieograniczone mozliwości konfiguracji pod upodobania użytkownika, bo miała wbudowanego klienta poczty będącego jednocześnie czytnikiem kanałów RSS, Atom itp, bo miała wbudowaną obsługę torrentów, bo jako pierwsza umożliwiała przeglądanie w kartach, a nie otwierała mnóstwa nowych okien, bo dawała możliwość blokowania irytujących "wyskakujących okien" z reklamami. Mógłbym jeszcze długo wymieniać inne jej zalety.
Zauważyliście, że używam czasu przeszłego?
Część z zalet, które wymieniłem zniknęła w najnowszym wydaniu. Opera 15 stała się klonem Chrome. Pozbawienie jej klienta poczty spowodowało, że zablokowałem możliwość automatycznej aktualizacji (na wszelki wypadek, bo jak na razie wersji 15 na linuksa nie udostępniono, ale lepiej się zabezpieczyć).
To, co stało się z Operą, to też upadek. Szkoda.

P.S.
Gdyby ktoś chciał przeczytać cały wywiad z rzecznikiem prasowym Mennicy Polskiej SA, niech uda się na stronę z archiwum Biuletynu TPZN.

Printfriendly