Google Website Translator Gadget

czwartek, 13 marca 2025

Kupowanie monet na Allegro i eBay - optymalna strategia.

O tym jak kupować monety na aukcjach internetowych już kiedyś pisałem ale większość uwagi poświęciłem wtedy bezpieczeństwu zakupów. Ponieważ coraz znaczniejsza część handlu monetami przenosi się z giełd i targów do internetu, często jestem proszony o porady mające poprawić skuteczność licytowania na aukcjach internetowych. No to zaczynamy. 

Wszystkie internetowe portale aukcyjne, w tym nasze (?) Allegro i eBay oferują bardzo podobne możliwości. Podstawowe opcje to licytacja i sprzedaż po ustalonej cenie (kup teraz). Na eBay spotkać możemy jeszcze jedną możliwość, oferowaną równocześnie z wyżej wymienionymi - "zaproponuj cenę".  

Zacznijmy od "kup teraz" i "zaproponuj cenę".  Ceny ofert typu "kup teraz" to zazwyczaj tylko marzenia sprzedawców.

Zazwyczaj ale nie zawsze. Jeśli widzisz coś czego szukasz, a cena jest rozsądna, kup ponieważ oferta może zniknąć natychmiast. Gdy coś w okazyjnej cenie zostanie wystawione w opcji  "kup teraz", dzięki odpowiednim ustawieniom powiadomień, informacja o tym trafia do "zawodowców" w ciągu kilku sekund od pojawienia się na liście. Prawdziwa okazja nie przetrwa dłużej niż godzinę jako "kup teraz" dlatego trzeba przyjąć, że jeśli oferta Kup Teraz ma więcej niż jeden dzień, jej cena jest zbyt wysoka. Wyjątkiem są sytuacje, gdy oferowana moneta jest wyjątkowa, a w tytule i opisie aukcji nie ma o tym żadnej wzmianki i tylko analiza zdjęć pozwala na stwierdzenie, że to coś więcej, niż zwykła moneta. 

Na eBay sprzedawcy często do aukcji i ofert "kup teraz" dodają możliwość zaproponowania ceny. 

Warto próbować! Największe szanse na tani zakup, nawet za 20 do 30 procent ceny z ogłoszenia mamy gdy sprzedawca ma tysiące aktywnych ogłoszeń/aukcji. A są tacy, którzy mają ich setki tysięcy, jak na przykład ten sprzedawca pocztówek! 
A teraz coś o licytowaniu. Wielu kupujących postępuje irracjonalnie i licytuje nie po to żeby kupić kolejną monetę do zbioru, tylko po to żeby wygrać. W pewnym momencie najważniejsze dla nich staje się aby nie przegrać z kimś innym. Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest ustalenie maksymalnej kwoty, którą jesteśmy gotowi zapłacić (pamiętając o kosztach przesyłki) i jak najpóźniejsze jej zalicytowanie. Dzięki temu nie daje się nieracjonalnym zapaleńcom czasu na przebicie naszej maksymalnej oferty. Jeśli zalicytujesz zbyt wcześnie i wdasz się w psychologiczną wojnę licytacyjną, prawdopodobnie wydasz za dużo i będziesz mieć później wyrzuty sumienia. 

Mamy więc dwa problemy - jak wysoko zalicytować i kiedy zalicytować. 

Jak wysoko, można ocenić analizując rynkowe notowania z nieodległej przeszłości. Wielką pomocą są tu archiwa udostępniane przez OneBid i większość domów aukcyjnych. W żadnym przypadku nie wolno opierać się na wycenach z ofert typu "kup teraz" z Allegro, eBay czy OLX. To że ktoś chce za coś dostać tysiąc złotych świadczy tylko o jego apetycie, a nie o rynkowej wartości tego czegoś.
Mając ustalone maksimum, licytujemy to maksimum. Jeśli zalicytujemy na przykład 300 zł, zapłacimy tylko trochę więcej niż maksymalna oferta innego licytującego. Jeśli zaoferuje on 240 zł, zapłacimy 245 zł bo na tym poziomie postąpienie wynosi 5 zł. 
Znajdź więc absolutnie najwyższą kwotę, jaką jesteś skłonny zapłacić i zalicytuj ją. 

Mamy więc upatrzoną ofertę, wiemy, ile chcemy/możemy zapłacić, pozostaje tylko decyzja, kiedy to zrobić. Napisałem "jak najpóźniej" ale jest jeden wyjątek. Gdy w aukcji nikt jeszcze nie zalicytował, warto zalicytować na możliwie najniższym poziomie po to, żeby aukcję "zaznaczyć". Daje to kilka korzyści. Po pierwsze, w aukcji w której ktoś już licytuje, sprzedawca nie może nic zmienić, ani w tytule, ani w opisie, ani w warunkach sprzedaży. Po drugie będziemy dostawać informacje o tym co się dzieje - o ewentualnych przeciwnikach i ich ofertach. Po trzecie, część kupujących wystrzega się aukcji, w których ktoś licytuje obawiając się, że licytacja przybierze formę wojny psychologicznej i woli odpuścić. Jest szansa, że pozbędziemy się części konkurencji. No dobrze, kiedy więc zadać "ostateczny cios"? 
Jak najpóźniej. I tu mamy dwie możliwości. 

Pierwsza to licytacja na żywo - na kilka minut przed terminem zakończenia licytacji zaczynamy na bieżąco śledzić jej przebieg, przygotowujemy się tak, by od złożenia oferty dzieliło nas tylko jedno kliknięcie i czekamy. I na Allegro i na eBay licznik odmierza czas do końca. 

Czekamy cierpliwie do... im mamy szybsze i wolne od zakłóceń łącze, tym później klikamy. Można bezpiecznie na 10 sekund przed końcem ale są tacy, którzy czekają do ostatniej sekundy. Oczywiście, jeśli ktoś z rywali już wcześniej zalicytował wyżej od naszego limitu, system to jego uzna za zwycięzcę. Na to wpływu nigdy mieć nie będziemy - zadecyduje wysokość naszej oferty. Przegramy tym razem ale zyskujemy wskazówkę do ustalenia wysokości oferty w następnym podejściu do podobnej monety.

Możliwość druga, to korzystanie z usługi typu "snajper aukcyjny". Zamiast samodzielnie odliczać czas do momentu złożenia oferty, wykupujemy usługę płacąc kilkadziesiąt groszy za skutecznie oddany "strzał". Wskazujemy wybraną aukcję, podajemy wysokość kwoty, wybieramy na ile sekund przed końcem aukcji "snajper" powinien "wystrzelić" i spokojnie zajmujemy się czymś innym. Korzystam od lat z dwóch takich snajperskich serwisów i nie narzekam. 
Dwunastoprocentowa skuteczność całkiem mnie zadawala, a nigdy nie byłem zmuszony siadać przed komputerem w środku nocy albo licytować kilka godzin przed końcem aukcji i siedząc w pracy zastanawiać się, czy ktoś moją ofertę zauważy i znajdzie czas na jej przemyślenie i przelicytowanie. 

Do tych uwag technicznych, jeszcze jedna, ważna dla kupujących na eBay i innych serwisach zagranicznych. Poza absolutnie wyjątkowymi okazjami, warto ograniczyć się do ofert, w których wygrane monety będą wysyłane z państw Unii Europejskiej. Przesyłki z innych państw, np. z Wielkiej Brytanii albo ze Szwajcarii, nie wspominając o USA, podlegają restrykcyjnym przepisom celnym. Gdy przesyłka zostaje wysłana pocztą i trafia do Polski, musi przejść odprawę celną. Poczta przysyła powiadomienie i formularz odprawy celnej. Wydaje się, że wystarczy go wypełnić i odesłać, ale okazuje się, że Poczta Polska nie ma kompetencji do przeprowadzania odprawy celnej monet. Wymagane jest skorzystanie z uprawnionej do tego agencji celnej. Kosztować to może nawet kilkaset złotych!  Od agencji dostaje się dokument, z danymi do uiszczenia opłaty celnej. Po jej uiszczeniu agencja wysyła dokumenty do Urzędu Celnego albo Poczty Polskiej i przesyłka zostaje przekazana do wydania adresatowi. Przy jej odbiorze trzeba jeszcze zapłacić Poczcie Polskiej za usługi związane z całą tą operacją. 
Z tego co wyczytałem na tematycznych forach, sytuacja wygląda trochę lepiej, gdy transportem zajmuje się międzynarodowa firma kurierska. Zdarza się, że przesyłka trafi szybko bezpośrednio do nas bez śladów zainteresowania ze strony służb celnych ale zdarza się, że trzeba przejść przez taką samą ścieżkę, jak przy przesyłkach pocztowych. I z góry nie wiadomo kiedy nas to spotka. 
Dlatego, jak wcześniej napisałem, na licytację ofert spoza Unii warto się decydować tylko w wyjątkowych przypadkach. 


sobota, 8 marca 2025

A teraz coś z zupełnie innej beczki.

Włóczy się człowiek po jakichś targach staroci, zagląda do antykwariatów, sklepów, sklepików, wszędzie pyta o monety i książki o monetach i chcąc niechcąc kątem oka zauważa a to jakieś obrazki,

 
a to coś ze szkła, 
a to jakieś książki 

a to wiekowe pocztówki. 
Pyta człowiek o cenę, i nawet targować się nie trzeba bo cena taka, że grzech nie kupić. 

Dziś będzie o tych pocztówkach. 

Pierwsza, francuska, wprawdzie ze świątecznymi życzeniami (Joyeux Noël) ale bez jakichkolwiek motywów religijnych. Nic, tylko reklama najnowszego kroju płaszcza i fasonu kapelusika. 

Druga, typowa "słodziutka" z małą dziewczynką przebraną za poczciwą babcię. 

Trzecia, to główna bohaterka dzisiejszego wpisu. Zastanawiałem się, czy ta wydekoltowana dama to jakaś anonimowa modelka, czy ktoś bardziej znany. Reklamowana i chwalona Perplexity.ai nie popisała się tym razem. 

Googlowe wyszukiwanie obrazem zadziałało błyskawicznie i bezbłędnie. Pani na pocztówce to Julittee Méaly, francuska aktorka i śpiewaczka operetkowa okresu fin de siècle. 



W 1897 roku wystąpiła w rewii wyprodukowanej przez Hectora Monréala i Henri Blondeau, z muzyką Henri Chatau. Jedna z jej piosenek, zatytułowana Frou-Frou, stała się wielkim hitem wśród publiczności i przetrwała przez pokolenia. 

Jej tekst mówi o tym, że kobieca siła nie pochodzi z noszenia męskich spodni (culottes), ale z jej Frou-Frou, na przykład fantazyjnych halek. Tu w wykonaniu Berthe Sylva z roku 1927. Méaly zapewne śpiewała podobnie.

Wracamy do pocztówki. 

Nadano ją 10 czerwca 1903 roku między godziną 22, a 23 na dworcowej poczcie belgijskiego miasta Namur. Już między 6, a 7 rano następnego dnia znalazła się na poczcie w Andonne i niedługo później, z poranną pocztą trafiła do adresata. Namur i Andonne dzieli około 20 km. 
Poczta działała wtedy bardzo sprawnie. Niczym nadzwyczajnym było otrzymanie wieczorem odpowiedzi na list wysłany tego samego dnia rano, oczywiście gdy nadawca i odbiorca mieszkali w tym samym dużym mieście albo w nieodległych miejscowościach połączonych linią kolejową. 

Pocztówkę ofrankowano znaczkiem o nominale 5 centymów z emisji z 1893 roku. To pospolity i tani znaczek. W katalogu Michel z 1929 roku wyceniony na 2 fenigi (niestety to nie błędnodruk z pomylonym napisem POSTERfJEN zamiast POSTERIJEN).
Dziś też wyceniany nisko (numer z Michla nadal obowiązuje). 
Moneta, którą należało opłacić zakup tego znaczka, jeśli z rocznika 1902 to też nic nadzwyczajnego. Roczniki wcześniejsze albo rocznik 1903 są dziś wielokrotnie droższe od znaczka. 
Franciszek Starowieyski miał rację - przedmioty mówią. Wystarczy się wsłuchać. 
Kolekcjonujmy więc, pamiętając, że na monetach świat się nie kończy. 

W dzisiejszym odcinku udział wzięły:

  • Linoryt "Kościół nad brzegiem rzeki", Jan de Graef (1877-1953) 
  • Akwaforta "Antwerpia", Georges Averhals (1906-1975)
  • Mały wazonik "Murano scavo" nieregularne szkło piaskowane stylizowane na antyk
  • Komplet katalogów Michel z 1929 r. - Europa i Zamorze
  • Trzy pocztówki z lat 1903-1904
Wszystkie te przedmioty kupiłem w latach 2020 - 2024 w Polsce na "pchlich targach" i w sklepikach ze starociami. Łącznie kosztowały mnie około 100 złotych. Za wazonik zapłaciłem całe 3 zł. (słownie trzy złote!).

Odwiedzajcie targi, giełdy, antykwariaty. To nieprawda, że dobre czasy dla kolekcjonerów dawno się skończyły, no chyna, że 

Jado, nie patrzo...

czwartek, 6 marca 2025

Humor zeszytów szkolnych.

W tygodniku "Przekrój" stałe miejsce miał kącik zatytułowany "Humor zeszytów szkolnych" zasilany cytatami z wypracowań, klasówek, sprawdzianów, i prac maturalnych. 

Na równie odkrywcze tezy trafiam coraz częściej przeglądając oferty na portalach aukcyjnych i sprzedażowych. Najnowsze znaleziska:

Tym odkryciem muszę się chyba podzielić z panem Ryszardem Kozłowskim, miłośnikiem i znawcą mennictwa wschowskiego. Będzie musiał uzupełnić informacje w swojej monografii "Mennictwo wschowskie" bo o tych monetach w niej nie znalazłem ani słowa. 

To był eBay.

Na naszym rynku numizmatycznego humoru (horroru?) niewątpliwie króluje OLX. Najczęściej trafiają się opisy z co najmniej nieortodoksyjnym podejściem do ortografii. 

Pal sześć wycenę. Najważniejsze, że moneta z "błąndem". 

Jak wiadomo reklama jest dźwignią handlu. Towar trzeba opisać tak, by nikt nie miał oporów przed sięgnięciem po pieniądze (niemałe).

"Na sprzedaż unikatowa 20 zł Polskie Nowotko w stanie bardzo dobrym. Posiada organiczną i niepowtarzalną patynę – cechę, której nie można znaleźć w innych egzemplarzach. Moneta pochodzi z rzadkiego rocznika 1976, zachowana w oryginale, bez znaku towarowego mennicy bitą za granicą kraju. Nigdy nie czyszczona, co znaczenie podnosi jej wartości."

Patyna patyną, a co powiecie na monety ręcznie robione? 

Przykład pierwszy: 

Pani Gabriela ma na sprzedaż coś z Grecji. 

Ofertę zatytułowała  Moneta zabytkowa ręcznie robiona i opisała tak - "Witam. Jestem w posiadaniu unikatowej monety prawdopodobnie z XIIwiecznej Grecji z delfinem. Nie posiadam możliwości dokładnego sprawdzenia wobec czego zdaję się na Państwa wiedzę. Cena do uzgodnienia." 
Skąd pomysł na XII wiek nie wiem, bo dla mnie wygląda to na srebrny stater z Karii z mennicy Poseidion wybity około V wieku p.n.e. W oryginalność monety raczej wątpię. W końcu to OLX a nie poważny dom aukcyjny.

XII-wieczna Grecja, rozumiem, to musiała być ręczna robota ale że Polska technika mennicza w czasach tuż przed PRL była tak prymitywna i zacofana, tego nie wiedziałem. 


"Witam jedna z ostatnich monet polskich ręcznie robiona, 1 zł 1949r, później już wszystko zastąpiły maszyny jak się zmieniło na ludową Polskę."

Fajny był ten PRL, nastał i już nie trzeba było ręcznie. 

Śmieszne? 

Byłoby, gdyby nie to, że autorami tych rewelacji są ludzie dorośli. Gdzieś pracują, dbają (?) o edukację swoich dzieci...

niedziela, 2 marca 2025

Za duży zbiór?

Szesnastego lutego przedstawiłem dziewięć zasad kolekcjonersywa według Kory Tea Kowalskiej. Czwarta zasada i mój do niej komentarz: 

"Czwarta zasada kolekcjonerstwa: co dwa, to nie jeden (a najlepiej trzy)". Rozumiemy, rozumiemy. Nie istnieje coś takiego, jak za duża kolekcja.". 

Na pewno? 

A czy wiecie, że zbiór monet antycznych Muzeum Narodowego w Akwileji liczy co najmniej osiemdziesiąt tysięcy monet? Ile dokładnie, nie wiadomo, bo mimo tego, że to duże, dobrze zorganizowane i zarządzane muzeum, przez kilkadziesiąt lat nie udało się opracować zawartości magazynu.

A czy wiecie, że zdarzały się na świecie znaleziska zawierające nawet sto tysięcy monet? Jeden z takich skarbów nazwany millenijnym odkryto w Polsce. Dziś ten zespół złożony z denarów jagiellońskich znajduje się w Ossolineum ale nikt nie wie dokładnie ani ile tych monet jest, ani jakie są to monety. 


Zbiór Muzeum Narodowego w Akwileji pod koniec XIX wieku liczył nieco ponad tysiąc monet. W latach 1882-1913 muzeum pozyskiwało monety odkrywane podczas prac archeologicznych i kupowało zbiory od prywatnych właścicieli, co spowodowało że ilość monet w zbiorze przekroczyła szesnaście tysięcy. Skokowy przyrost wielkości zbioru nastąpił w latach 1959-1989. Rozwój miasta wiązał się z pracami ziemnymi, podczas których wykopywano wiele monet. Równocześnie zmieniały się technologie rolnicze. Wprowadzano głęboką orkę co oznaczało kolejne znaleziska. Najważniejsza jednak okazała się zmiana podjęta przez muzealników. Wcześniej zasadą było, że do muzealnego zbiory włączano wyłącznie monety szczególne - najcenniejsze, najrzadsze, najlepiej zachowane. Począwszy od lat 60-tych XX w. muzeum zatrzymywało wszystko!  Zbiór rozrósł się do niebywałych rozmiarów szacowanych na 60 do 80 tysięcy monet. Ile ich jest dokładnie ani jakie to są monety nie wiadomo, bo... 

Okazało się, że monety uznane za bezwartościowe, skorodowane brązy nie były wyrzucane, tylko gromadzone w dużej drewnianej skrzyni przechowywanej w magazynach muzeum. Później zawartość skrzyni została przeniesiona do kontenerka zawierającego co najmniej siedem dużych plastikowych worków wypełnionych monetami. Przeprowadzona w latach 80-tych i 90-tych konserwacja próbki 600 okazów wykazała, że wiele z nich wymagało jedynie dokładnego oczyszczenia i jest w bardzo dobrym stanie zachowania. Okazało się też, że niektóre z nich to srebrne denary. 

Przeczytałem o tym wszystkim w artykule "Too big to study? The numismatic collection in the National Museum of Aquileia", jednym z kilkunastu zamieszczonych w materiałach z międzynarodowego seminarium, które odbyło się w Trieście w roku 2018. Wydawnictwo zatytułowano "Too Big to Study? / Troppo grandi da studiare?" - Za duży do przestudiowania? Pasjonująca lektura.

Fakt zorganizowania seminarium o takiej tematyce i tytuły referatów, np. 

  • Le Catillon II: conserving the world’s largest Iron Age hoard 
  • Applying Statistics and Computer Science to the Study of Big Coin Finds: An Engineering Approach
  • Reka Devnia (Bulgaria): the challenges of creating a digital dataset of 80,000 coins
  • D’une perspective à l’autre. Le dépôt monétaire de ca 14500 nummi constantiniens découvert à Saint-Germain-de-Varreville (Manche, France)
  •  « Big is beautiful » ? Faut-il VRAIMENT étudier les « mégadépôts » monétaires ?

świadczy z jednej strony o utrwaleniu się zasady włączania do zbiorów muzealnych całości znalezisk monetarnych, z drugiej strony o świadomości konsekwencji przyjęcia tej zasady przez muzea. 

A konsekwencje są poważne, bo ta zasada oznacza konieczność angażowania potężnych sił i środków. W tej chwili, dzięki rozwojowi informatyki, mamy narzędzia do tworzenia baz danych o praktycznie nieograniczonej objętości. Opracowano odpowiednie standardy tych baz i wiele placówek z nich już korzysta. Na przykład odwiedzone przeze mnie niedawno austriackie muzea. Więcej w artykule "THE NUMISMATIC PROJECT - CARNUNTUM".

Oczywiście trzeba sobie zadawać pytania, czy dokładne badania monetarnych "mega-skarbów" są naukowo i ekonomicznie opłacalne. I gdzie leżą granice między skarbami zwykłymi, dużymi, ogromnymi i czy o podjęciu/odrzuceniu badań ma decydować tylko wielkość znaleziska. A po odpowiedzi na te pytania powinniśmy się zastanowić, co tak naprawdę wnosi do świata numizmatyki szczegółowe badanie tych znalezisk. Badanie które nie dość, że kosztowne, to w dodatku po ludzku mówiąc jest niebywale uciążliwe. 

Opisałem na blogu doświadczenia ze zmiany narzędzia, którego używam do katalogowania mojego zbioru:

 https://zbierajmymonety.blogspot.com/2023/04/katalogujemy-zbior-opennumismat.html

https://zbierajmymonety.blogspot.com/2023/12/2023-krotkie-subiektywne-podsumowanie.html 
To było strasznie monotonne i męczące zającie, a ja tylko przenosiłem bazę z jednego programu do drugiego. Monety były zidentyfikowane i opisane. Nie musiałem ich konserwować ani zastanawiać się, co to za moneta, gdzie i kiedy ją wybito. A teraz spróbujcie wejść w buty pracownika wrocławskiego muzeum, który przystąpiłby do opracowania "milenijnego skarbu". Musiałby on dzień po dniu, godzina po godzinie sięgać po kolejną ze stu tysięcy niemal identycznych monet, fotografować ją, ważyć, mierzyć, wprowadzać niezbędne dane do bazy i... I co dalej? Indywidualne pakowanie? Tacka? A może na nowo wszystkie razem do nowego pojemnika i do magazynu? A kiedy przyjdzie czas na przeprowadzaną co X lat inwentaryzację, to co?

Nie wszyscy pracownicy muzeów są święci, nic więc dziwnego, że od czasu do czasu media informują, że:

  • Ukradł monety z toruńskiego muzeum o wartości blisko 1,5 mln zł. Ruszył proces Adama M.
  • Celtic gold coins worth ‘several million euros’ stolen from German museum. Third-century coins taken in heist involving ‘cut off’ phone and internet connections in Manching, Bavaria
  • Thefts at the British Museum - during the 1970s, the museum said a number of historic coins and medals were stolen.

Nie neguję konieczności istnienia muzeów. Są potrzebne by chronić, badać, uczyć. Tylko, że to kosztuje i to kosztuje niemało. Budżety państw i miast nie są z gumy (przynajmniej teoretycznie), a muzea nigdy nie były i chyba nigdy nie będą na początku kolejki po pieniądze. Dlaczego więc dając im tak mało, wymaga się od nich by wydawały je tak nieracjonalnie? 

„Sorry, mamy taki klimat”, znaczy ustawę.

USTAWA z dnia 23 lipca 2003 r. o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami.
Art.  3.  [Definicje]
Użyte w ustawie określenia oznaczają:
1) zabytek - nieruchomość lub rzecz ruchomą, ich części lub zespoły, będące dziełem człowieka lub związane z jego działalnością i stanowiące świadectwo minionej epoki bądź zdarzenia, których zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową
...
Art.  6.  [Zabytki podlegające ochronie i opiece]
1.  Ochronie i opiece podlegają, bez względu na stan zachowania:
...
2) zabytki ruchome będące, w szczególności:
...
c) numizmatami oraz pamiątkami historycznymi, a zwłaszcza militariami, sztandarami, pieczęciami, odznakami, medalami i orderami,

Ustawa, to prawo, czyli LEX, a jak wiadomo DURA LEX, SED LEX więc przepisy ustaw należy twardo i bezwzględnie stosować niezależnie od ich uciążliwości oraz konsekwencji dla zobowiązanego.

piątek, 21 lutego 2025

Wszystkie moje "trumienki".

Dzięki uprzejmości kolegów mam możliwość zapoznawania się z wywiadami publikowanymi na FB przez "Okiem kolekcjonera". Pytania, jak mi się wydaje, są zawsze te same. Zaczyna się od "Jak długo zajmuje się Pan (czy było kiedyś Pani?) monetami / pieniądzem papierowym?", później jest "Jak się zaczęło? Pierwsza moneta / pierwszy banknot?" itd. Jednym z szeregu standardowych pytań jest "Grading czy „golasy”". 

Nie jest niespodzianką, że większość odpytywanych kolekcjonerów podkreśla rynkowe znaczenie gradingu, jego pozytywny wpływ na wielkość kwot uzyskiwanych ze sprzedaży monet w slabach. Mimo tego, że dwa pytania wcześniej zdarzają się narzekania na nieprzewidywalność rynku i zaskoczenia powodowane wysokością kwot, jakie trzeba płacić chcąc coś do zbioru kupić. 

Znam kolekcjonerów dążących do tego, by w zbiorze były wyłącznie monety ogradowane. Mnie do takiego podejścia zniechęca kilka czynników. Pierwszy, choć nie najważniejszy, to ekonomia. Zamiast płacić premię za grading wolę kupić dodatkową, gołą monetę. Monety w slabie nie mogę zmierzyć ani zważyć, a to bardzo często jest mi potrzebne przy pisaniu artykułów i katalogów. I nie mniej ważna rzecz - przyjmuje się (wbrew zapisom w regulaminach firm gradingowych!), że grading oznacza potwierdzenie oryginalności monety. Niestety, to nijak ma się do rzeczywistości. Może tak jest w przypadku monet USA, ale widziałem już tyle ogradowanych falsyfikatów, że wolę polegać na własnej ocenie, a w tym plastikowe opakowanie tylko przeszkadza. 

Mam, rzecz jasna, kilka monet w slabach. Kilka, więc mogę je tu wszystkie pokazać. 

O jednej już pisałem i to dość szczegółowo. 


O drugiej też już wspominałem


Mam jeszcze dwa polskie slaby. 
Jeden z PCG (Polskiego Centrum Gradingu - ktoś to jeszcze pamięta, nadal działają?). 
Nie odnotowałem kiedy i za ile to kupiłem. Na pewno na Allegro, na pewno tanio, prawdopodobnie w czasach, gdy pracowałem nad katalogiem monet PRL. 

Drugi z Gliwic. 
Zakup z 2004 roku za 140 zł + przesyłka. 

I jeszcze jedna polska moneta ale tym razem w slabie amerykańskim. 
Kupiona u Niemczyka w roku 2008. Kosztowała mnie 2043 zł (w tym przesyłka). 

Do tego dochodzą jeszcze dwie monety obce. 

Amerykańską jednocentówkę z "bankowego skarbu z Omaha" wygrałem w jakimś konkursie na cafe Allegro we wrześniu 2007 roku. 


Skarb "Bank of Omaha" powstał w ten sposób, że pewien kolekcjoner przez około czterdzieści lat, od wczesnych lat trzydziestych do wczesnych lat siedemdziesiątych co roku kupował bankowe rolki nowo emitowanych monet obiegowych. Zgromadził przeszło 320 000 monet w rolkach, które przechowywał w sejfie w banku w Omaha. Większość monet pochodzi z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Były to niskie nominały - od jednego centa do pół dolara, wszystkie w idealnym stanie.
Mark Borckardt z Heritage Auction Galleries, ogłosił w 2004 roku, że amerykański dom aukcyjny nabył skarb banku Omaha. Ceny nie ujawniono, ale sądzi się, że przekroczyła milion dolarów. Wszystkie monety zostały ogradowane przez PCGS.

Moja jednocentówka nie jest żadnym rarytasem. Na stronie PCGS znalazłem, że takich monet ogradowano ponad pięć tysięcy. 

I w końcu najnowszy slab. 

W środku aluminiowe 5 franków z Dżibuti. 
Zaskakiwać może brak informacji o stanie zachowania monety. Rzecz w tym, że to nie standardowy slab z monetą zgłoszoną do oceny stanu zachowania, tylko reklamowa próbka firmy NGC. Slab dostałem w prezencie od kolegi, który z kolei dostał go przy okazji oddawania monet do gradingu podczas niedawnych międzynarodowych targów numizmatycznych w Berlinie. 

Firmy gradingowe często rozdają slaby z  zazwyczaj niedrogimi współczesnymi monetami aby zareklamować swoje usługi i pokazać wygląd nowych "trumienek".  Więcej na ten temat tu: https://readingroom.money.org/collecting-sample-slabs/

I na tym kończy się lista moich monet w gradingu. 

Pojawienia się kolejnych nie wykluczam. Warunki są jasne, musiałaby to być moneta, na którą czeka wolne miejce w zbiorze, wyceniona na poziomie monet "gołych". Na pewno jednak będę omijał szerokim łukiem takie oferty. 

Będę śledził losy tych ofert na eBay. Bardzo jestem ciekaw, czy wzbudzą zainteresowanie. Na wszelki wypadek, gdyby komuś z Was zachciało się to licytować, ostrzegam. To przekręt. Wszystko można powiedzieć o tej Nike 1931, tylko nie to , że jest w stanie MS63. 
Pamiętajcie:
  • Grading nie gwarantuje oryginalności monety.
  • Monety po gradingu czasem wypakowuje się ze slabu i wysyła do ponownego gradingu w nadziei, że dostaną lepszą ocenę. Do czego można użyć pustego slabu z oryginalną etykietą nie muszę wyjaśniać. 
  • Slaby też się fałszuje.

A wracając do początku, gdy po raz pierwszy czytałem wywiad "Okiem kolekcjonera" i dotarłem do pytania "grading, czy "golasy"" natychmiast "oczyma duszy" zobaczyłem coś takiego 



PS I 
Jakaś propozycja polskiego odpowiednika "slabu"?

PS II
Może jednak nie trumienki, bo...


Printfriendly