Google Website Translator Gadget

sobota, 18 lutego 2023

Czy bycie na bieżąco jest jeszcze możliwe?

Numizmatyka, to najważniejsze z moich zainteresowań. Staram się śledzić na bieżąco wszystkie pojawiające się wiadomości z tej dziedziny. I co? 

Udało mi się przegapić informację o bardzo ciekawej wystawie numizmatycznej z Muzeum Narodowym w Poznaniu. Zakończyła się 29 stycznia 2023. A szkoda, bo było co oglądać. 

Przegapiłem, że w roku 2021 PIW wydał wybór tekstów Mariana Gumowskiego zatytułowany "Siła do ujarzmienia". Na szczęście pozycja jest jeszcze dostępna i wkrótce trafi na moje biurko. 
Niewiele brakowało, bym przegapił kolejną wystawę, tym razem w Łodzi. Wystawa PIENIĄDZ MIAST OBLĘŻONYCH - wybrane zabytki ze zbiorów Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi (10.02 - 30.04. 2023). Jeszcze zdążę. 
Mimo, iż informacji o wydarzeniach numizmatycznych poszukuję aktywnie, o wielu dowiaduję się z dużym nieraz opóźnieniem. Niestety czasem zbyt późno, by wziąć w nich udział. Żal, choć z drugiej strony, czy zawsze miałbym na nie czas i pieniądze?

Numizmatycznych zakątków jest w Internecie mnóstwo. Nie wszystkie warte odwiedzin, jak to w sieci często bywa, ale są i takie, które po pierwszej wizycie, stają się kolejnym z regularnie odwiedzanych miejsc. Zwykle trafiam na nie przypadkiem, podczas poszukiwania w sieci odpowiedzi na pytania pojawiające się w związku z monetami, które udaje mi się kupić albo w poszukiwaniu materiałów do katalogów i na bloga. 

Jednym z takich niedawnych odkryć jest strona The Numismatic Bibliomania Society, a dokładniej, publikowany na niej cyfrowy dwutygodnik E-Sylum. Rzecz jasna, najczęściej poruszane są tam tematy dotyczące mennictwa USA, ale zdarzają się też bardzo ciekawe wiadomości mogące zaciekawić kolekcjonerów o innych zainteresowaniach. Na przykład: czy wiecie co to takiego "Mint Sport"?

W numizmatyczno-kolekcjonerskich zaoceanicznych publikacjach nazywa się tak numizmaty, które zostały stworzone przez pracowników mennicy dla własnej rozrywki. Często są one określane przez niedoświadczonych kolekcjonerów (albo nieuczciwych handlarzy) jako błędy mennicze. Dobra znajomość technologii menniczej pozwala określić, czy coś jest rzeczywiście błędem produkcyjnym, czy efektem "zabawy sprzętem". Każdy pracownik mennicy może stworzyć taki obiekt, gdyż może on powstać na każdym etapie procesu menniczego lub obejmować kilka etapów. Najczęściej są to odbitki na niewłaściwych blankietach (krążkach) albo nawet na najróżniejszych przedmiotach. Na przykład na gwoździu.

Jak gwóźdź mógłby trafić w prasę menniczą podczas normalnej produkcji? Wiecie, z jaką prędkością pracują nowoczesne prasy? W stuttgarckiej mennicy produkującej 38% obiegowych niemieckich monet euro, w ciągu jednej minuty spod prasy wylatuje 750 sztuk bimetalicznych monet 2-euro! Takie same prasy są w mennicy w Filadelfii. Czy jest możliwe, by coś tak innego od monetarnych krążków nie spowodowało natychmiastowej awarii prasy? Amerykanie mają jeszcze jedno określenie na takie "wynalazki" - mówią, że wykonali je "midnight minters".    

Dlatego nie dajcie się nabierać ani na garażowe "destrukty" wykonane przy użyciu młotka, kowadła i przypadkowych monet, ani na "nienotowane próby mennicze" oferowane od czasu do czasu nawet przez teoretycznie renomowane domy aukcyjne.

Na koniec jeszcze jedna nowinka. Tej przegapić nie mogłem, bo jestem jej autorem. Jak wiadomo, monety Królestwa Polskiego 1917-1918 są przedmiotem zainteresowania polskich kolekcjonerów, bo to przecież pierwsze monety odrodzonej Polski, kursujące aż do roku 1924, oraz kolekcjonerów niemieckich, bo to monety terytorium zależnego "Nebengebiete - geplantes Königreich Polen". Niemcy nie wydali (a może znów przegapiłem) żadnej monografii na temat tych monet. W "Money Trennd" były co prawda artykuły Wolfganga Mehlhausena i Roberta Kotera, ale ani wyczerpujące, ani nie pozbawione błędów. A ja przecież mam już za sobą cztery wydania szczegółowego katalogu tych monet. Niemiecki znam słabo i raczej biernie, niż czynnie, więc wydanie katalogu w wersji niemieckojęzycznej odpada. Jako tako poszło z tłumaczeniem na angielski i od wczoraj na Amazonie można kupić "POLISH COINS 1917 – 1918: SPECIAL CATALOG by Jerzy Chałupski".   

Zobaczymy, czy i jak się przyjmie.


piątek, 10 lutego 2023

Z kącika chwalipięty

Lutowe powody do zadowolenia.

Numer jeden - w katalogu aukcyjnym opisany tak: 

Z tym "very fine", to trochę przesadzili. 
Nie szkodzi. To i tak może być mój zakup roku 2023. Decydujący jest malutki szczegół awersu widoczny pod popiersiem. Przed POLO jest coś co w katalogu opisano jako "leżące S". 

W jakim katalogu? Pierwszy na myśl przychodzi oczywiście katalog T. Igera, ale w nim takiego awersu brak. Jest podobny, O.95.4.f, ale na nim jest POLON. Jedynym miejscem, w którym znalazłem identyczną monetę jest sieciowy katalog IGER.WCN.PL. 

Notowań aukcyjnych nie znalazłem. Mój gorszy, niż ten na stronie WCN, ale i tak się cieszę.

Aktualizacja - 11.02.2023
Temat tego ozdobnika poruszono w roku 2013 na forum TPZN. Wątek zatytułowany "Ciekawy ozdobnik na trojaku olkuskim z 1595 roku". 
Odnośnik do dyskusji: http://forum.tpzn.pl/index.php/topic,4337.0.html

Numer dwa.

10 fenigów 1917 NBO, w moim katalogu 1.3.1.b. 

Mam ładniejsze sztuki, ale ta jest szczególna. Na awersie widać to bardzo wyraźnie, na rewersie też, ale ledwo ledwo. 
Nikłe, ale widoczne, wypukłe koncentryczne kręgi. 

To ślady pozostawione przez maszynę redukcyjną. W tym czasie pierwsze etapy przygotowania do produkcji monet wyglądały tak:

1. Na podstawie projektu rysunkowego wykonywano pozytywowy model monety — w glinie, gipsie, plastelinie lub innym tworzywie. To, co na monecie ma być wypukłe, jest wypukłe i na modelu. Napisy można czytać normalnie, a nie w odbiciu lustrzanym.

2. Z modelu wykonywano odlew, który był negatywem modelu. Odlew z materiału, który po stwardnieniu można cyzelować, czyli poprawiać szczegóły rysunku przy pomocy specjalnych rylców i skalpeli, a także wygładzać płaskie powierzchnie.

3. Z poprawionego odlewu negatywowego wykonywano kolejny odlew — pozytywowy, trwały. Ten odlew wykonywano z metalu lub tworzywa odpornego na uszkodzenia i zniekształcenia. I ten model poddawano się cyzelowaniu.

4. Kiedy trwały model był już gotowy, w ruch szła maszyna redukcyjna — urządzenie oparte na znanym od wieków przyrządzie rysunkowym zwanym pantografem. Kiedy jedno z ostrzy pantografu obrysowywało wybrany wzór (litera, rysunek), jego drugie ostrze kreśliło ten sam wzór w skali ustalonej przez stosunek odległości ostrzy od osi obrotu. Pantografem można wzór powiększać albo zmniejszać. Maszyna redukcyjna odtwarza wzór przestrzenny. „Na wyjściu” pojawia się nie rysunek, a płaskorzeźba. Przy okazji gubią się szczegóły nieistotne — drobne nierówności, których nie sposób uniknąć przy ręcznej pracy nad modelem, mającym 30 do 45 centymetrów średnicy. Powstający w maszynie półfabrykat też jest pozytywowym wizerunkiem monety. Proces redukcji modelu może mieć kilka etapów.

5. Po zakończeniu tej operacji otrzymywano pozytywowy model monety w skali 1:1 nazwany patrycą lub prototypem. Amerykanie nazywają to narzędzie mennicze „master hub”. Patryca jest metalowym prętem, zwężającym się z jednej strony do średnicy zaplanowanej dla monety. 

6. Patrycę z rysunkiem monety, utwardzano i umieszczano w prasie naprzeciw podobnego pręta z gładką, lekko wypukłą powierzchnią czołową — przyszłej matrycy. Pod naciskiem kilkuset ton, relief patrycy był wtłaczany w matrycę — negatywową oczywiście. Przenoszenie wzoru monety na matrycę też odbywało się wieloetapowo. Po każdym etapie (mogą być dwa, albo więcej) matryca była zmiękczana (odpuszczana) termicznie. Po zmiękczeniu matrycy, patrycę ponownie  w niej odciskano, dzięki czemu uzyskiwano dokładne odwzorowanie najmniejszych detali rysunku monety. Tak powstawała matryca I, czyli po amerykańsku „master die”. Zazwyczaj z patrycy wykonywano jedną albo dwie matryce I. Matrycę I przed przekazaniem do  dalszych etapów poddawano ponownemu cyzelowaniu i szlifowaniu powierzchni. Ta powierzchnia odpowiada za wygląd tła monety.

7. Analogiczną metodą z matrycy I otrzymywano matrycę II — tym razem pozytywową. Tu widać pewną nielogiczność polskiej terminologii. Amerykanie nazywają to narzędzie bardziej konsekwentnie — „working hub”. Naszym odpowiednikiem powinna być „patryca robocza”.

8. Matrycą II (patrycą roboczą) produkowano właściwe narzędzia służące do bicia monet, a mianowicie stemple „working dies” — oczywiście negatywowe.

W Stuttgarcie na etapie 6 pominięto szlifowanie powierzchni. Ślady maszyny redukcyjnej zostały przeniesione na kolejne narzędzia mennicze i w końcu na monety. 

Cieszę się z tego zakupu, bo to świadek menniczego procesu technologicznego. 

Maszyna redukcyjna w warszawskiej mennicy, XX-lecie międzywojenne.


Printfriendly