Google Website Translator Gadget

czwartek, 28 marca 2013

Kiedy zacznie się wiosna?

Wiosna zacznie się,gdy przyjdzie na to pora. Na razie mamy...
Już miałem napisać przedwiośnie, ale po rzucie oka na termometr i prognozę 14-dniową zmieniłem zdanie. To jeszcze zima.

Długie zimowe wieczory umożliwiły mi realizację wyzwania, które podjąłem przed wakacjami 2012. Wyzwania sprowokowanego rysunkiem z New Yorker.
Tak jest! W zeszłym tygodniu skończyłem zwycięsko walkę z siedmioksięgiem "À la recherche du temps perdu". Łatwo nie było, sytuacja na froncie zmieniała się często. Nastrój - raz euforia, bo niektóre fragmenty są porywające; innym razem irytacja i zniechęcenie antypatycznym bohaterem. Jednak warto było i bynajmniej nie był to czas utracony. Mimo to nie mogę pozbyć się wrażenia, że te siedem tomów to zbyt wiele słów. Chociaż... z drugiej strony, gdy przypomnę sobie scenę z ekranizacji "Amadeusza" Petera Shaffera z cesarzem Józefem II wyrzucającym Mozartowi "...Za dużo nut!" po premierze "Uprowadzenia z seraju" 16 lipca 1782. Może jednak Proust lepiej wiedział co robi?

W latach powstawania dzieła, które cesarz nazwał pierwszą operą narodową, wyemitowano miedziane monety przeznaczone do obiegu w Czechach, na Morawach i Śląsku.
Greszel (groszyk śląski) Józefa II z roku 1782 z mennicy wiedeńskiej.

Moneta uwzględniana w katalogach numizmatów związanych z Polską ze względu na śląskiego orła w prawej, dolnej części tarczy herbowej. W "Ilustrowanym skorowidzu..." E. Kopickiego numer 9194. Rysunek pokazany na 156 stronie drugiego tomu części drugiej (tablice) różni się od tego, co widzę na monecie.
Rysunek ten zresztą jest powtórzeniem ilustracji z "Katalogu podstawowych typów monet..." tegoż Kopickiego (tzw. duży Kopicki). Na tych rysunkach nominał zapisano jako GROECHL, na monetach jest GROESCHL. Żeby było śmieszniej, w czwartej części dziewiątego tomu "dużego Kopickiego" nominał groszyków Józefa II zapisano, jako EIN GROESCHEL.

To jeden z mnóstwa przykładów na brak precyzji i konsekwencji autorów katalogów. Nie znaczy to jednak, że wszystkie te stare katalogi nadają się tylko na makulaturę. Daleki jestem od takiego twierdzenia, bo mimo wszystko w dużej części są to publikacje aktualne i w miarę kompletne. Wiem jednak, jak trudno wykonuje się rzetelną korektę publikacji - główna trudność polega na znalezieniu kompetentnej osoby dysponującej odpowiednią wiedzą, praktyką i czasem. Korekta w wykonaniu autora nigdy nie będzie wystarczająco wnikliwa. Najlepiej, gdyby można było podzielić korektę między specjalistów zajmujących się stosunkowo wąskimi dziedzinami. Tylko oni mają szansę szybko wyłapać najbardziej oczywiste błędy i przeoczenia.

Czekamy na wiosnę, czekamy na 27 czerwca - dzień otwarcia Muzeum Czapskich, czekamy na ostateczną decyzję w sprawie podtrzymania/zaprzestania emisji jedno- i dwugroszówek i jej konsekwencje (pisałem o tym na facebookowym profilu bloga). Czekamy, czekamy...



poniedziałek, 18 marca 2013

5 złotych 1994

Od kilku lat wiem, że lista wariantów pięciozłotówki z rocznika 1994 w moim katalogu nie jest pełna. Znak mennicy wędruje pod orlą łapą bez ograniczeń.

Do ponownego zajęcia się tematem zdopingował mnie Pan Paweł (podziękowania), przysyłając zdjęcie wariantu, którego w katalogu nie odnotowałem.
Po kilku dniach intensywnego przeglądania pięciozłotówek znalazłem ten wariant i ja.
kreska ułamkowa w znaku mennicy na wysokości pazura

Tym sposobem ilość odnotowanych wariantów wzrosła do ośmiu siedmiu. To być może jeszcze nie wszystko!


P.S. 21.05.2023
Na aukcji GNDM wystawiono kiedyś zestaw złożony z 15 pięciozłotówek 1994 — każda ze znakiem mennicy w innym ułożeniu.
Na forum TPZN „tkasprow” udostępnił opracowany przez siebie katalog siedemnastu wariantów tej monety (dostęp 16.02.2021) http://forum.tpzn.pl/index.php/topic,15077
Nie dysponuję monetami ani dobrymi zdjęciami wszystkich dotąd zidentyfikowanych wariantów.

P.S.
Kolekcjonerów zainteresowanych najnowszymi polskimi monetami obiegowymi zapraszam do zakupu mojego katalogu.
Najnowsze wydania moich katalogów są stale dostępne w internecie. 
Drukowane egzemplarze można zamówić w dowolnej ilości tu: https://tiny.pl/c1rtw

niedziela, 17 marca 2013

Jeden, dwa, trzy, cztery to są piękne litery...

Przez kilka pierwszych wieków po pojawieniu się w Polsce pieniądza w formie monet, ich nominał rozpoznawano po gabarytach, a  miejsce emisji po portrecie panującego albo herbie miasta-emitenta. Czas emisji ustalić było tym trudniej im dokładniej chcielibyśmy to uczynić.

Przyjmuje się, że pierwsza polska datowana moneta powstała za Zygmunta Pierwszego. Jedni uważają, że to grosz głogowski tego władcy, inni, że dopiero jego półgrosz koronny z roku 1507.
Nie tym sporom zamierzam jednak poświęcić ten wpis ( i kilka następnych). Tym razem skoncentruję się na wyglądzie cyfr i liczb na naszych monetach.

Zaczynam od jedynki. Na powyższej monecie wbrew pozorom jest tylko jedna jedynka będąca pierwszą cyfrą w roczniku. Ostatnia cyfra to siedem. W pierwszym okresie po pojawieniu się cyfr na naszych monetach jedynka przyjmowała formę "rzymską" mimo, że pozostałe cyfry w dacie zapisywano cyframi arabskimi. Czasem taka jedynka ma poziome szeryfy, jak wielka litera i
grosz koronny Zygmunta I
Dzięki temu można było używać jednej puncy wspólnej dla 1 i I. Za Zygmunta III takie jedynki występują i w roczniku i w tytulaturze króla i w nominale III lub VI, ale też zaczynają się pojawiać jedynki przypominające dzisiejszą pisownię tej cyfry.
trojak koronny z mennicy lubelskiej
trojak koronny bity we Wschowie

Górna część jedynki ma już coś w rodzaju daszku, dolna jest rozdwojoną podstawą. Ciekawym przykładem wymieszania krojów cyfry jeden jest następna moneta. 
grosz koronny 1611 z Krakowa

Jeszcze jeden przykład jedynki z monety Zygmunta III - półtorak koronny z datą umieszczoną w zewnętrznym otoku. W tym przypadku rytownik dostosował dolną część cyfry do kompozycji rysunku monety.
Nie zawsze rytownicy byli tak staranni. W 1621 roku jeden z nich miał jakiś problem z puncą jedynki, co spowodowało powstanie odmiany znanej jako półtorak 162J (trzeba jednak zaznaczyć, że litery J w legendach monet siedemnastowiecznych oczekiwać nie można - łacina nie zna takiej litery).
Z czasem podstawa jedynki zaczęła przybierać bardziej ozdobny kształt
grosz koronny Augusta III

Nawet "rzymska" jedynka zyskiwała taka ozdobę - tu przykład z jedynką nie w dacie, a w nominale:
grosz Stanisława Augusta z 1767 r.

Na początku dziewiętnastego wieku jedynka na polskich monetach przyjęła formę całkiem współczesną. Mamy ukośny daszek z lewej i poziomy szeryf u podstawy. 
trojak Księstwa Warszawskiego

Kilkadziesiąt lat później jedynka przysporzyła innych kłopotów. Ponieważ miedziane jednogroszówki nie dość, że wyglądały podobnie (rysunek), jak bilonowe dziesięciogroszówki, to jeszcze miały identyczne wymiary. Miedziaki pokryte jasnym metalem dawały oszustom dziesięciokrotny zysk. Lekarstwem miało być zastąpienie nominału grosza wyrażonego cyfrą przez napis "JEDEN GROSZ" - już z literą J! Do emisji takich groszy nie doszło, skończyło się na wybiciu prób.

Rozwój techniki menniczej spowodował, że monety, które były jednymi z pierwszych wyrobów wytwarzanych metodą taśmową stały się w jeszcze większym stopniu wyrobami powtarzalnymi w najmniejszych szczegółach rysunku. Skończyło się tworzenie stempli przy użyciu punc dobieranych czasem przypadkowo. Mimo to wciąż pojawiały się (i pojawiają się nadal) pozornie jednakowe monety różniące się drobnymi szczegółami rysunku.
dwa warianty jedynki na odmianie dziesięciofenigówki Królestwa Polskiego z 1917 r (napis blisko obrzeża).
dwie odmiany jednofenigówki Królestwa Polskiego z 1918 r.
po lewej moneta bita stemplem w/g wzoru z roku 1917

W okresie międzywojennego dwudziestolecia projektanci naszych monet pozostawili ukośny daszek jednocześnie rezygnując z szeryfa na dole lub markując go jedynie małym poszerzeniem.
10 groszy 1923
jeden grosz 1925

Po wojnie, na pierwszych monetach PRL ukośny daszek jedynki zmalał zdecydowanie

W roku 1984 rozpoczęto bicie dwudziestozłotówek z jedynką całkowicie  pozbawioną daszka. Przypomniano sobie o nim na krótko w roku 1986 - na awersie niewielkiej części nakładu daszek pojawił się ponownie.


Na monetach III RP jedynka w nominale odzyskała daszek i markowany szeryf w podstawie
po lewej grosz, po prawej złotówka z charakterystycznym wklęśnięciem

Jedynka w roczniku ma szeryf czasem nieproporcjonalnie wielki w stosunku do całej cyfry
jeden grosz z 1992 r.
choć jego kształt czasem się zmienia (reszta cyfry również):
jeden grosz z 1995 r.
i z roku 2010
Nie wiem, co na to projektanci naszych monet, ale przypuszczam, że nie są zadowoleni, że z upływem czasu mennica zmienia krój niektórych cyfr. Na przykład na dwuzłotówkach
W końcu krój liter i cyfr, to bardzo ważny element projektu plastycznego.

Nie spodziewałem się, że pisanie zajmie mi aż tyle czasu i że potrzebnych będzie tak wiele zdjęć. 

P.S.
Skąd tytuł wpisu? I dlaczego "...piękne litery", a nie cyfry?
A z takiego wierszyka:
Jak jo chodził do szkoły, 
uczyły mnie rechtory,
jeden, dwa, trzy, ćtery,
to są piykne litery.
Jak jo chodził do szkoły,
uczyły mnie rechtory,
piwo pić, w karty grać
i z dziouchami tańcować.
czego i Wam życzę, choć dziś już pewnie takich szkół nie ma.

27 czerwca 2013 r.

Są nowe wiadomości z Krakowa. Jedna lepsza od drugiej!

Nie tak dawno temu przekazywałem informację o cyklu niedzielnych wykładów organizowanych przez Europejskie Centrum Numizmatyki Polskiej w Muzeum Narodowym w Krakowie.
Wczoraj dowiedziałem się o równoległym cyklu wykładów - "Numizmatyka czyli co?" - wykłady tygodniowe, który można nazwać cyklem profesorskim.
Zapowiada się bardzo ciekawie. Trzeba będzie zarezerwować kilka popołudni na wyjazdy do Krakowa.

Znakomita wiadomość pojawia się w dalszej części ulotki zapraszającej na wykłady tygodniowe.
27 czerwca 2013 nastąpi uroczyste otwarcie Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego. Nie mogę się już doczekać momentu, kiedy będzie można podziwiać skarby, których przez tyle lat skutecznie strzegła chimera Henryka Kunzeka.






sobota, 9 marca 2013

Efraimki

Dwa tygodnie temu, w komentarzu do wpisu "Koza żyje - eksperymentujemy dalej." padło pytanie: "..ostatnio natrafiłem na słowo "efraim" wie Pan może coś więcej o tej fałszywej monecie?". Obiecałem odpowiedź w postaci wpisu na blogu. Oto ona, z konieczności mocno rozbudowana.

Król pruski Fryderyk II zwany jest często Wielkim. Jak to jednak często bywa, uznaje się za wielkiego człowieka, który zasłużył się dla swojego państwa, zapominając o szkodach i nieszczęściach przysporzonych przez niego innym. Na nasze nieszczęście zdarzyło się tak, że w drugiej połowie XVIII w. na tronach ościennych państw zasiadali sami wielcy.

Fryderyk II przejął tron po ojcu, Fryderyku Wilhelmie I. Tron i kwitnące państwo z zasobnym skarbcem. Miał wówczas 28 lat. W tym samym czasie zmiana na tronie nastąpiła też w Austrii. Fryderyk postanowił wykorzystać okazję i przejąć Śląsk, rzekomo dla zabezpieczenia go dla Marii Teresy. W rzeczywistości zaanektował zajęte ziemie, a dla utrwalenia zdobyczy zmuszony był wdać się w wojnę z Austrią. Wojny śląskie trwające z przerwami do grudnia 1745 roku spustoszyły pruski skarbiec. Fryderyk uznał, że odbuduje go dzięki zyskom z działalności menniczej.

Gdy obejmował tron, w Prusach działały dwie mennice, w Berlinie i Królewcu. To ograniczało możliwości osiągania zysku z emisji pieniądza, więc systematycznie otwierano nowe mennice: Cleve, Aurich, Magdeburg, Esens, Szczecin, Wrocław. Nowa mennica powstała też w Berlinie. Rosnąca ilość mennic generowała zapotrzebowanie na surowiec, czyli srebro i złoto. Kruszce kupowano na giełdach Europy Zachodniej, ale też importowano je z Polski.

Prawdziwe zyski Fryderykowi II przyniósł jednak nie import polskiego srebra, tylko produkcja pieniądza przeznaczonego do obrotu na polskim rynku. Mennice koronne zamknięto w Rzeczpospolitej jeszcze za Jana III. Siłą rzeczy w Polsce krążyły głównie monety obce. Te z lepszego srebra wywożono jako surowiec dla pruskich mennic, z których wracały na polski rynek w postaci tymfów, szóstaków i trojaków. Oczywiście były to monety pruskiego stempla, ale o nominałach typowo polskich, do których ludność miała zaufanie i które obiegały bez przeszkód mimo zawartości srebra niższej, niż wymagana polską ordynacją menniczą.

Po zmianie pruskiego ustroju menniczego w roku 1751 (porzucenie grosza i przejście na system oparty na talarze i jego podwielokrotnościach) okazało się, że nowy pieniądz nie ma już takiego wzięcia na ziemiach polskich graniczących z Prusami. Król zgodził się więc na kontynuowanie bicia monet o polskich nominałach w królewieckiej mennicy. Ciągle jeszcze pod stemplem pruskim.
pruski półgrosz (1/48 talara) 1752, mennica wrocławska

Pierwszym czysto fałszerskim wybrykiem pruskiego króla była emisja dukatów bitych stemplami holenderskimi. Monety trzymały przepisaną próbę, więc nie dawały takiego zysku, jak bicie monet o zaniżonej próbie, ale można je było bez przeszkód wykorzystać do zakupu polskich towarów, których nie udawało się kupić za nową, pruską monetę.

Tymczasem w roku 1749 król August III, wbrew zobowiązań Pacta Conventa rozpoczął bez zgody senatu eksperymenty zmierzające do uruchomienia produkcji polskiej monety koronnej. Zaczęło się od miedzianych szelągów bitych w Dreźnie. W 1752 r. uruchomiono mennicę w Lipsku. Z niej wychodziły tradycyjne polskie srebrne półtoraki, trojaki, szóstaki, orty (tymfy), półtalary i talary oraz złoto.

W tym samym 1752 roku Fryderyk II nakazał uruchomić mennicę w Szczecinie. Mennica ruszyła w lutym 1753 r. Początkowo biła drobną monetę pruską, a że drastycznie zaniżano przy tym próbę kruszcu, mennica mogła płacić więcej za surowiec, co doprowadziło do braków surowca dla mennicy berlińskiej. 9 stycznia 1754 r. zawarto kontrakt pomiędzy królem pruskim, a Mojżeszem Izaakiem i Danielem Itzigiem  którzy zobowiązali się dostarczać srebro do mennicy szczecińskiej, która miała z niego bić przez 15 miesięcy polskie tymfy 18 groszowe, szóstaki,  trojaki oraz pruskie grosze (1/24 talara). Kontrakt przewidywał wybicie monet na sumę 1.200.000 talarów za co do króla miało trafić talarów 40.000 (ale w dobrej monecie pruskiej!). Protesty Berlina w sprawie psucia próby groszy pruskich oraz trudności z kupnem srebra spowodowały, że w listopadzie 1754 r. nakazano zamknąć szczecińską mennicę.
trojak z datą 1754, (Kahnt 695 f)
wybity w Lipsku w latach 1759-1763 w mennicy zarządzanej przez spółkę Efraim, Itzig &Co. W odróżnieniu od monet bitych przed zajęciem mennicy przez Prusaków, po literkach E C brak kropek.

Fryderyk nadal miał problemy finansowe. Nie pomagało, że w Królewcu stale produkowano wielkie ilości pruskiego pieniądza przeznaczonego na handel z Polską. Powodem była konkurencja saskich mennic Augusta III. Prusy broniły się przed ich produktami zakazując ich obiegu i nakazując ich sprzedaż w mennicach w charakterze surowca na monetę pruską. Zakazano też transportu polskiej monety z saskich mennic przez Śląsk. Gdy wrocławscy kupcy poprosili Fryderyka o pozwolenie na sprowadzenie polskich monet z Lipska i wykorzystanie ich do handlu z Polską, król podjął brzemienną w skutki decyzję. Polecił podjęcie przygotowań do bicia we Wrocławiu tymfów polskich z portretem Augusta III, przy zachowaniu przepisanej wagi i próby. 14 lipca 1755 formalnie pozwolono na to fałszerstwo, nakazując oczywiście zachowanie tajemnicy. W styczniu 1756 r. na to samo zezwolono mennicy w Królewcu, a w kwietniu mennicy w Magdeburgu.

W sierpniu 1756 r. ekonomiczna wojna prusko-saska przerodziła się w wojnę prawdziwą. Wojna siedmioletnia, bo o niej mowa, była de facto pierwszą  wojną światową bo objęła zamorskie kolonie walczących państw. Rozpoczęła się od wkroczenia wojsk pruskich do Saksonii. Łupem najeźdźców padły oczywiście i mennice - saska w Dreźnie i polskie w Lipsku i Gubinie. Miedzianą mennicę w Gubinie zamknięto, maszyny przewieziono do Drezna. Mennice lipska i drezdeńska kontynuowały działalność, oczywiście na rzecz Fryderyka II. Bez skrupułów bito saskie i polskie monety przejętymi stemplami. W tym momencie pojawia się nazwisko Efraima. Ten berliński przedsiębiorca zaoferował 200.000 talarów za prawo wybicia w Lipsku miliona talarów w polskich tynfach, szóstakach i trojakach.

Ort (tymf 18-groszowy) z datą 1754 (Kahnt 687) - efraimek

Wojna trwała, polskie srebrne i złote monety bito bez przeszkód w Lipsku i Berlinie nie ograniczając się już do fałszowania wyglądu. Fałszowano też próbę kruszców. Wszystko to Fryderykowi nie wystarczało. Po wkroczeniu na ziemie czeskie nakazał bicie w tamtejszych mennicach monety austriackiej. W roku 1758 zezwolił na uruchomienie w mennicy drezdeńskiej produkcji polskiej monety miedzianej z wykorzystaniem przejętych w Gubinie maszyn i stempli.

Po przejęciu Królewca przez Rosję, mennica lipska zdobyła prawo do bicia grubej monety złotej pruskich fryderyksdorów przy okazji uzyskując zezwolenie na bicie polskich augustdorów i francuskich luidorów. Fałszerstwom nie było widać końca. Od lutego 1758 r. do maja 1759 r. w Dreźnie wybito monety o wartości ponad ośmiu milionów talarów wpłacając za to prawie dwa i pół miliona talarów czynszu do pruskiej kasy państwowej. Jesienią tego roku Drezno zostało zajęte przez Austrię.

Wspomnieni na początku Izaak i Itzig znaleźli naśladowców i wspólników. Mojżesz Frankel, Mojżesz Gumpertz, Efraim i synowie dzierżawili mennice pruskie i bili monety w zajętych mennicach w Dreźnie, Lipsku, Anhalcie, Bernburgu, Meklemburgu, Hildburghausen i innych. Efraim musiał chyba być przedsiębiorcą szczególnie aktywnym, bo przyjęło się cały ten okres zakończony razem z wojną siedmioletnią, pokojem w Hubertsburgu w roku 1763, nazywać efraimskim, a polskie monety Augusta III bite w pruskich mennicach efraimkami.

Więcej informacji w:

  1. Helmut Kahnt - "Die Munzen Friedrich August II von Sachsen/Polen 1733-1763"
  2. Marian Gumowski - "Fałszerstwa monetarne Fryderyka II"
  3. Marian Gumowski - "IZAK i ICEK czyli przyczynek do polityki menniczej Fryderyka II" - Wiadomości Numizmatyczno-Archeologiczne 07/1909


sobota, 2 marca 2013

Jaka to literka?

Żeby nie było, że jak mam nową zabawkę, to monety poszły w kąt.
Segreguję właśnie ostatnie nabytki. Wśród nich jest, a jakże, szeląg Augusta III, co do którego mam wątpliwości.
Jaka to literka?

Pomóżcie proszę.

Aktualizacja, 18:22

Propozycje odpowiedzi spływają, w tej chwili są trzy różne. Nie chcę nic sugerować. Poczekam jeszcze do poniedziałku i spróbuję to podsumować.

Aktualizacja - 6 marca 2013.

Wśród komentarzy, prywatnych wiadomości, emaili oraz odpowiedzi na cafe Allegro przeważa zdanie, że to literka F.
Cała moneta wygląda tak:
A gdybym zadał pytanie inaczej - pokazując dwie monety i prosząc o sugestie w sprawie literki? To moneta druga:
I dla ułatwienia/utrudnienia kluczowe fragmenty obok siebie:

Czy teraz F też jest takie oczywiste?


Mam problem z szelągiem z roku 1752 z literką E pod herbami.
W katalogu E. Kopickiego taka moneta figuruje pod numerem 2041 z rzadkością R7, w Podręczniku Numizmatycznym Gumowskiego (1914) umieszczono ją pod numerem 2048 z adnotacją, że jest w zbiorze Sobańskiego. W późniejszej pracy "Gubin i jego mennice" Gumowski już tej odmiany nie wymienia. W zbiorze Czapskiego szeląga 1752 E nie było. Jest wymieniona w katalogu Kamińskiego/Żukowskiego pod numerem 689 (też R7), ale do tej pracy mam najmniejsze zaufanie.

Miałem nadzieję, że pomocny okaże się Gabinet Numizmatyczny Muzeum Narodowego w Warszawie. To tam w roku 1920 trafiła kolekcja Sobańskiego licząca 8825 monet i medali, w większości złożona z pięknie zachowanych numizmatów. Niestety. Odpowiedź brzmiała tak:
"Niestety, takiej monety w zbiorze nie mamy. Nie dysponujemy także ilustracją. Faktycznie, taka moneta była w zbiorze Hr. Sobańskiego – jest jej opis w katalogu, jednak wyraźnie podzieliła ona wojenny los wielu rzadkich egzemplarzy z tej kolekcji." 

Zastanawiam się teraz, czy w ogóle istniały szelągi z literą E. Wszystko wskazuje na to, że w roku 1753 ich nie było (brak jakichkolwiek wzmianek w literaturze). Co do rocznika 1752 sytuacja jest wątpliwa, bo odnotowany w katalogach szeląg Sobańskiego przepadł podczas wojny, a o innych egzemplarzach nic nie wiadomo. Ciekawe, na jakiej podstawie oszacowano rzadkość tej monety (R7)?

Na razie przyjmuję hipotezę roboczą, że notowany w literaturze szeląg 1752 E w rzeczywistości jest szelągiem ze zniekształconą literą F.

P.S.
Od 29 stycznia 2020 moja książka "Miedziane monety koronne Augusta III" jest dostępna tu:
https://ridero.eu/pl/books/miedziane_monety_koronne_augusta_iii/



Mam w domu nowy komputer.

Dwa tygodnie temu napisałem, że za kilka dni (optymista, he, he) będę się mógł cieszyć nową zabawką. Poczta nierychliwa, ale spolegliwa (w pierwotnym, poprawnym znaczeniu), w końcu dostarczyła wymiętą  chińską (żółtą, a jakże) kopertę
a  w niej kartonowe pudełeczko, a w nim małe plastikowe "cóś" i kabelek. Odgrzebałem leżącą w zapomnieniu bezprzewodową myszkę, wcisnąłem moduł WiFi w odpowiednie gniazdo nowej zabawki, zabawkę w odpowiednie gniazdo telewizora. Jeszcze jeden kabelek - w tej roli wystąpiła ładowarka mojego telefonu i w rezultacie mamy coś takiego
Pozostało tylko włączyć telewizor i wybrać gniazdo HDMI jako źródło sygnału.
Ta mała chińska wtyczka, to po prostu komputer. Mały, ale może dużo. Specyfikacja wygląda tak:
To, co ma działać, działa. Przede wszystkim sklep Google z niezbędnymi programami. Działa WiFi - nowy maluch błyskawicznie wykrył wszystkie dostępne sieci, a po wpisaniu hasła połączył się z tą właściwą i uzyskał dostęp do zawartości udostępnionych folderów. Możemy przeglądać zapisane zdjęcia, słuchać muzyki, oglądać filmy.
Internet też jest w zasięgu ręki. Obsługa klawiatury ekranowej przy pomocy myszki nie jest taka straszna, jak mogło by się wydawać, pod warunkiem, że nie pisze się dłuższych tekstów. Do odpytywania wyszukiwarki wystarczy w zupełności.
Pierwszy wieczór z nową zabawką spędziłem na koncercie


Koncerty bandu Dave'a Matthewsa nie należą do krótkich - trzy godziny to norma. Muzyka - cudna, a fakt, że obraz jest na ekranie większym, niż ten przy którym teraz siedzę to główny plus nowej zabawki. Pisać też mógłbym przy jej pomocy, gdybym tylko miał bezprzewodową klawiaturę.

W wolnych chwilach poczytam sobie o możliwościach szerszego wykorzystania mojego nowego komputera (komputer, to brzmi dumnie). Muszę zaznajomić się bliżej z systemem Android, bo to on rządzi w MK809.
Na razie cieszę się, że nie muszę przeciągać kabla od komputera do telewizora gdy zachce mi się obejrzeć coś na większym ekranie. I że nie muszę później na ten kabel uważać przechodząc do kuchni po korkociąg do otwarcia butelki wina, która dodatkowo uprzyjemni wieczór.
Żeby jeszcze doba miała kilka godzin więcej...


Printfriendly