Google Website Translator Gadget

poniedziałek, 30 sierpnia 2021

DESTRUKT - słowo roku.

Mam wrażenie, że od pewnego czasu słowo "destrukt" pojawia się w ofertach sprzedaży monet znacznie częściej, niż kilka lat temu. Owszem, o destruktach dyskutowaliśmy na forach numizmatycznych od dawna, jeszcze za św. pamięci Cafe Allegro, ale głównie w celu ustalenia dlaczego wygląd jakiejś monety odbiega od normy. Zauważyłem też, że w ostatnim roku znacznie wzrosło zainteresowanie stroną "destrukty", która jest częścią bloga, pomimo, że nie umieściłem na niej żadnej zachęty do kolekcjonowania destruktów i nie sugeruję ich dużego potencjału handlowego. 

Teraz "destrukt" w ofercie ma za zadanie przekonanie potencjalnego nabywcy o wyjątkowości monety i co za tym idzie, o jej dużej wartości. Czasem rzeczywiście błąd przy biciu monety powoduje, że wielu kolekcjonerów chce ją mieć i jej cena rynkowa staje się znacznie wyższa niż cena monety prawidłowo wybitej. Zdecydowanie częściej, usterki bicia powodują, że moneta wygląda źle i jej wartość spada w porównaniu z prawidłowo bitym egzemplarzem, pomimo, że błędne bicia są zdecydowanie rzadsze od prawidłowych.

Pod koniec sierpnia na forum TPZN pojawiła się prośba o ocenę pewnego szeląga Jana Kazimierza, popularnej boratynki z dziwnie wyglądającą datą. Reakcja forumowiczów była szybka, a odpowiedź krótka i zdecydowana: "Destrukt czyli moneta źle wybita, bubel". Bubel, to jedno słowo spowodowało, że wątek przekształcił się w spór o to, czy godzi się nazywać kilkusetletnie monety bublami. Rzeczywiście, pierwszym odruchem jest protest - to przecież świadek historii, materialne świadectwo dawnej techniki. Tymczasem, jeśli się zastanowić, to "bubel" jest całkiem poprawnym określeniem źle wybitej monety, pomimo, że bubel to słowo o zdecydowanie negatywnym oddźwięku. Bublem nazywamy wszystko to, co zostało źle wykonane, spartolone.  I rzeczywiście, to co my, kolekcjonerzy monet nazywamy destruktami, to w języku potocznym, śmiało nazwać można bublem.

Z punktu widzenia klasycznego kolekcjonera, zbierającego najładniejsze egzemplarze, jakie uda mu się zdobyć, destrukty są bublami i nie zasługują na uwagę. Są natomiast interesującymi (czasem bardzo interesującymi) obiektami dla kolekcjonera zainteresowanego technikami menniczymi, bo pozwalają zrozumieć i wytłumaczyć nietypowy wygląd niektórych monet. Na podstawie niektórych destruktów można też odtworzyć przebieg niektórych czynności wykonywanych w mennicach.

Czy ta wiedza jest kolekcjonerom potrzebna? Wbrew pozorom, bardzo, bo można ją czasem wykorzystać do potwierdzenia lub wykluczenia autentyczności monet.

Mam w zbiorze wiele destruktów, ale nie gromadzę ich bez ograniczeń. Nie traktuję ich jako obiektów, które zawsze  i wszystkie zasługują na uwagę. Staram się mieć po jednym przykładzie każdego ze znanych mi błędów menniczych od błędów bicia, przez błędy krążków monetarnych, błędy wykonania stempli, po usterki stempli powstałe podczas ich eksploatacji.

W sumie jest tego około 80 sztuk (na przeszło 3300 monet w zbiorze) więc nie tak dużo, a całkiem niewiele w porównaniu z ilością możliwości przedstawionych w książeczce "Official Price Guide to Mint Errors" Alana Herberta.

W USA destrukty rodzimych monet są poszukiwane i osiągają czasem bardzo wysokie ceny na aukcjach największych firm numizmatycznych To od czego zacząłem dzisiejszy wpis, to dowód na trwające próby przeszczepienia tego trendu na nasz skromny runek numizmatyczny (skromny oczywiście w porównaniu z rynkiem USA).

Jakie destrukty miałem na myśli pisząc, że niektóre mają duży potencjał rynkowy? Na przykład takie:


Cena za tę pięciozłotówkę wystawioną na Allegro Lokalnie  jest zdecydowanie przesadzona, przynajmniej na dziś, bo nie mamy pewności o legalnym pochodzeniu monety. Nie mam wątpliwości, że powstało to w mennicy. Pytanie tylko, jak to opuściło mennicę - legalnie, w standardowym opakowaniu bankowym, czy w jakiś mniej konwencjonalny sposób. 

Skąd pewność, że to produkt mennicy? Z wiedzy o technologii produkcji monet. A skąd ta wiedza? Z uważnej lektury przeróżnych publikacji, nie tylko numizmatycznych, z uważnego oglądania zdjęć i filmów wykonanych w różnych mennicach, z uważnych oględzin monet - monet wybitych prawidłowo i bubli/destruktów. Po niesławnej aferze tuzów z kilku firm numizmatycznych nie przypuszczam, żeby była to podobna sprawa, czyli zamówienie złożone u "uczciwego inaczej" pracownika mennicy. Jeśli nie wiecie, o co chodzi, zajrzyjcie tu i tu

Na monetyforum.pl przy okazji dyskusji o tym destrukcie, przypomniano, że podobny przypadek zdarzył się już w roku 2016. W wątku z tego forum, dotyczącym piątki z 2016 r. ktoś zgłaszał wątpliwości, co do możliwości, że najprawdopodobniej pod prasę trafił krążek bez otworu, czyli niedoróbka pierścienia, argumentując, że byłby problem z rdzeniem, który musiałby gdzieś trafić. Na monecie nie ma przecież po nim śladu. Nie jest to jednak dobry argument. Ślad nie musiał zostać, a rdzeń...  W tak szybko pracujących automatach, tłoczących dziesiątki monet na minutę, musi działać jakiś mechanizm zabezpieczający stemple przed błędami podajników i mechanizmu pobierającego monety z prasy, więc nie martwiłbym się o losy rdzenia - trafił do pojemnika z odpadami.

Czy wiecie, w jaki sposób powstają monety bimetaliczne?
Na stronie "world of bimetallic coins" jest enigmatyczna informacja o sposobach produkcji monet bimetalicznych - w googlowym tłumaczeniu:

"Istnieje kilka metod łączenia półfabrykatów bimetalicznych. W niektórych pracach pierścień zewnętrzny jest wytwarzany za pomocą wielostopniowego narzędzia progresywnego, które wybija środkowy otwór przed wycięciem z taśmy. Podwyższona zewnętrzna krawędź półfabrykatu, utworzona przez „obrzeże”, pomaga w zmniejszeniu nacisku wybijania. 

Wewnętrzna lub „zrzut” (powinno być rdzeń - J. Ch.) jest wykonana bardzo podobnie jak zwykły krążek monety, z wyjątkiem specjalnego frezowania na krawędzi. Gdy te dwa elementy zostaną uderzone przez prasę montażową, pierścień zewnętrzny odkształca się, aby wpłynąć do wnętrza wyfrezowanych nacięć, zapewniając skuteczne blokowanie przed skręceniem i zwiększając wytrzymałość połączenia. Istnieją inne sposoby łączenia półfabrykatów bimetalicznych, przy czym każdy producent ma swoją preferowaną metodę." 

W broszurze reklamowej producenta pras (Schuler) uściślono, że łączenie elementów odbywa się podczas jednej sekwencji pracy prasy.

"Manufacture of bi-metal and tri-metal coins. Minting lines in the MRV model series are optimally suited to the manufacture of bi-metal and tri-metal coins. Joining and coining are completed in one operating sequence. The rings and centers are fed separately and coined at maximum cycle rates."

Mały reportażyk: https://coinsweekly.com/coin-minting-presses-for-the-entire-world/

O ile mi wiadomo, nasza mennica nie korzysta z metody Kruppa, czyli tłoczenia monet na wcześniej przygotowanych bimetalicznych blankach (krążkach). Krupp jest ich dostawcą i między innymi reklamuje się tym, że nie jest możliwe rozdzielenie pierścienia i rdzenia gotowej monety bez jej całkowitego zniszczenia. Nasze dwójki i piątki można bez problemu dzielić i łączyć bez użycia jakichś wyrafinowanych narzędzi. Techniczna strona różnych procesów produkcji monet bimetalicznych została opisana w Leitão, P.J.; Teixeira, A.C.; Rodrigues, J.M.C.; Martins, P.A.F. (October 1997). "Development of an industrial process for minting a new type of bimetallic coin". Journal of Materials Processing Technology.

Wracamy do naszych pięciozłotówek. Są one składane z brązalowego rdzenia i miedzioniklowego pierścienia.

Elementy rdzenia i pierścienia tworzące "zatrzask" spajający monetę są znacznie mocniejsze, niż w dwuzłotówkach. Na rancie rdzenia znajduje się głęboki rowek o półokrągłym przekroju.

Krawędzie tego rantu są zaokrąglone, dzięki czemu rdzeń jest mocniej utrzymywany w pierścieniu, ponieważ wewnętrzny rant pierścienia, oprócz wypukłości w środkowej części jest dodatkowo wyprofilowany przy krawędzi. Wypukłość na krawędzi pierścienia powstaje podczas tłoczenia monety - materiał pierścienia pod naciskiem prasy menniczej wciska się w rowek na krawędzi rdzenia.

Bimetaliczna pięciozłotówka została uznana w 1996 roku przez międzynarodowe gremium dyrektorów mennic, za najbardziej zaawansowaną technicznie obiegową monetę świata. Połączenie rdzenia z pierścieniem jest mocne, ale nie tak, jak przy metodzie Kruppa i na dodatek, na powierzchniach monet złożonych z 2 elementów pozostają wyraźnie widoczne ślady w miejscu łączenia elementów.
Na monecie z Allegro Lokalnie tych śladów nie ma, co jest dowodem na bicie na jednorodnym krążku. Nie wchodzi w grę na przykład elektrolityczne pokrycie zwykłej monety jasnym metalem - ślad łączenia musiałby pozostać widoczny. 

Podsumowując. 

Wszystko wskazuje na to, że moneta z Allegro Lokalnie jest destruktem, który może być atrakcyjny dla kolekcjonerów (o ile wyszła z mennicy legalną drogą, w worku ze zwykłymi obiegówkami), bo nie można wykluczyć, że jest unikatem - prawdopodobieństwo, że w partii surowca było więcej pierścieni bez wyciętego otworu jest minimalne. 
Jednocześnie nie oznacza to, że ta potencjalnie cenna moneta nie jest bublem. Jest nim, bo powstała w wyniku błędu.

Bubel, bublowi nie równy. O ile bubel/destrukt tego typu 

jest obiektem ciekawym, bo niesie wiele informacji o technice zastosowanej do jego wyrobu, to takie monety 
negatyw awersu zamiast rewersu - wybita moneta przylgnęła do stempla i sama stała się stemplem kolejnej

 
podwójnie wybita z zamianą awers/rewers

są technicznymi ciekawostkami, pomagającymi zrozumieć niuanse dawnych technik menniczych, ale ani nie są ładne, ani wyjątkowo rzadkie. Ręczna produkcja dużych ilości monet w krótkim czasie, w trudnych warunkach - oświetlenie, hałas itd. rzadko owocowała idealnie wybitymi egzemplarzami. Dominowały monety wybite niestarannie i błędnie. 

Destrukty monet bitych maszynowo są co prawda rzadsze, ale też nie są czymś niezwykłym. Nie należy więc bezkrytycznie przyjmować entuzjastycznych marketingowych zapewnień o  ich wyjątkowości i nadzwyczajnej wartości ani liczyć na to, że destrukt otrzymany w sklepie z wydawaną resztą pozwoli na spełnienie wszystkich naszych finansowych zachcianek.  


czwartek, 26 sierpnia 2021

Eksperyment - cytrynian vs miedź.

Dobrze zachowane miedziane monety to na rynku rzadkość. O ile te bite w XX wieku dość często zdarzają się w stanie menniczym albo tzw. gabinetowym, to emisje dziewiętnastowieczne w takim stanie to cenna rzadkość, a starsze, z XVIII i XVII wieku w stanie menniczym, to rarytasy, białe kruki.  

austriacki halerz w "szufladowej" patynie

Większość miedzianych monet oferowanych na Allegro i w sklepach numizmatycznych to monety z "banku ziemskiego". Monety pokryte cieńszą lub grubszą warstwą osadów, mylnie określaną jako patyna. Taka moneta 

może i jest pokryta patyną, ale ta ewentualna patyna jest schowana głęboko pod kamieniejącym zlepkiem ziemi, cząstek organicznych, produktami korozji miedzi i Bóg wie czym jeszcze. Ta boratynka przynajmniej jest czytelna - pełna identyfikacja odmiana/wariant jest możliwa nawet w  takim stanie.
Bywa (często) znacznie gorzej, na przykład tak

Kolekcjonerzy monet znają wiele poradników, w których są recepty czyszczenia miedziaków. Internet - fora, YouTube, blogi i vlogi - to też kopalnia porad. Wiele się nie pomylę, jeśli napiszę, że w 99 procentach przypadków, stosowanie tych metod w najlepszym przypadku skończy się tak
Otrzymamy wytrawione miedziane blaszki, z których agresywna chemia usunęła nie tylko brud i patynę, ale również część drobnych szczegółów rysunku, wcześniej chronionych przez warstwy zanieczyszczeń.

Ponieważ środek, o którym Hanna Jędrzejewska wspomniała w artykule "Zagadnienie usuwania osadów korozyjnych z monet" (patrz poprzedni wpis) miał według autorki dawać dobre rezultaty również dla monet miedzianych, nie pozostało mi nic innego, jak go przetestować. Wybrałem kilka krążków z pudełka "ZŁOM" i zacząłem zabawę.
przed kąpielą
po 24 godzinach
po kolejnej dobie

Biorąc pod uwagę stan wyjściowy, uważam, że jest nieźle. Nie ma efektu wytrawienia. Osady zanieczyszczeń rozpuszczają się nadspodziewanie dobrze - po każdym etapie monety były szczotkowane pod bieżącą wodą. Na tym etapie zakończyłem eksperyment dla pięciu monet z tego zestawu. Rzymski brązik z prawego dolnego rogu, pierwotnie całkiem nieczytelny, kąpie się nadal i z każdym dnie ujawnia więcej szczegółów rysunku. 
Wobec takich efektów pierwszych prób, wziąłem na warsztat kolejne monety, tym razem z pudełka "MOŻE COŚ Z TEGO BĘDZIE". 
Szeląg litewski Batorego, który od momentu gdy wpadł mi w ręce, wydawał mi się zbyt miedziany.
Po kąpieli nie ujawniły się żadne ślady srebra.

Słabo czytelny obol cieszyński, tu też nie należało oczekiwać wysokiej próby.
Na czytelności wiele nie zyskał, ale zielone paskudztwo zeszło całkiem ładnie.

I jeszcze brzeski szeląg litewski z 1666 roku
Moim zdaniem najlepszy pokaz możliwości cytrynianu w walce z zanieczyszczeniami na miedziakach. Oczywiście odkryta powierzchnia jest matowa i szorstka, ale niczego innego nie należało oczekiwać po trzech przeszło wiekach w ziemi. 

Eksperyment - cytrynian vs miedź uważam za zakończony z wynikiem pozytywnym. Od dzisiaj cytrynian 
zajmuje stałe miejsce w moim numizmatycznym warsztaciku i będzie stosowany w przypadkach trudnych i beznadziejnych. W pozostałych będę, jak dotąd, ograniczał się do mycia omówionego we wpisie z 12 sierpnia 2021 r.

P.S.
Z tą gabinetową patyną też bywa różnie. Mam trojaka z 1840 r. pochodzącego ze starego zbioru, w którym monety były przechowywane w "gabinecie" - drewnianej szafce z szufladkami. Zgadnijcie, moneta leżała na awersie, czy na rewersie?

czwartek, 19 sierpnia 2021

Ciekawostki z archiwalnych periodyków numizmatycznych.

Krakowski oddział Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego systematycznie dodaje do swojej biblioteki cyfrowej kolejne numery archiwalnych czasopism numizmatycznych. 12 lipca na profilu FB poinformowano o ukończeniu następnego etapu.

Po udostępnieniu wszystkich numerów „Numizmatyka Krakowskiego” z lat 1958-1990, przyszedł czas na kolejne dwa czasopisma, które tworzył (lub miał udział w ich tworzeniu) Tadeusz Kałkowski.

Udostępniono komplet „Komunikatów” i „Biuletynu Numizmatycznego” Warszawskiego Towarzystwa Numizmatycznego z lat 1948-1955 oraz komplet "Śląskich Zapisków Numizmatycznych" (9 roczników  wydawanych w latach 1959-1967). Zapisałem sobie to wszystko w prywatnym archiwum i przeczytałem od deski do deski.
Biuletyn Numizmatyczny WTN to wydawnictwo o charakterze zbliżonym do "Wiadomości Numizmatycznych". Sprawami organizacyjnymi WTN zajmowała się redakcja "Komunikatów". Biuletyn, to przede wszystkim obszerne artykuły fachowe, w znacznej części tyczące numizmatyki antycznej i średniowiecznej. 
Antyk i średniowiecze interesują mnie, owszem, ale nie jest to tematyka mi najbliższa.  Mimo to czytałem uważnie, bo wśród autorów są tuzy polskiej numizmatyki. Osoby znane nie tylko z wielkiej wiedzy ale też i z umiejętności ciekawego opowiadania o monetach i ich historii. Dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy, na przykład o dyskusjach na temat najstarszych polskich monet - bił je Mieszko Pierwszy, czy Drugi. Nie wszyscy zgadzali się z wersją oficjalną i przedstawiali mocne argumenty przeciw uznaniu ich za monety Mieszka I. 
Najbardziej zainteresował mnie jednak artykuł napisany przez Hannę Jędrzejewską, zatytułowany "Zagadnienie usuwania osadów korozyjnych z monet". Prawda, że tytuł rodem z czasopism naukowych, a nie z typowych wydawnictw kolekcjonerskich? Artykuł zaczyna się tak, że nie sposób przejść nad nim do porządku i potraktować, jako jeszcze jeden "poradnik czyściciela monet". 
Zanim zabrałem się za uważniejszą lekturę, postanowiłem sprawdzić kim jest autorka. Już wstęp do notatki w Wikipedii jest elektryzujący.
Hanna Jędrzejewska z domu Jabłczyńska (ur. 15 kwietnia 1906 w Warszawie, zm. 29 maja 2002 w Warszawie) – polska chemiczka i konserwator zabytków, w młodości lekkoatletka, trzykrotna mistrzyni Polski.
Jak widać, była to osoba nietuzinkowa. Informacje o niej znaleźć można w różnych miejscach, np. w miesięczniku "Chemik", ale i w Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej, bo razem z Zofią Galicówną–Kamińską zaliczyła wiele trudnych „przejść tatrzańskich". Chemiczka z wykształcenia, z powodów politycznych odsunięta w roku 1948 od możliwości kontynuowania pracy akademickiej, zajmowała się między innymi profesjonalną fotografią, równocześnie pracując nad fachowymi publikacjami z dziedziny chemii nieorganicznej. W tym czasie zainteresowawszy się konserwacją zabytków, poświęciła się tej dziedzinie. Zorganizowała w Warszawie laboratorium badawcze przy Pracowni Konserwacji Zabytków, podjęła współpracę z Muzeum Narodowym (zajmowała się między innymi konserwacją fresków z Farras).  Z czasem została uznanym światowym ekspertem konserwacji zabytków. 
Po przeczytaniu tego wszystkiego, jedyne czego mogłem się obawiać, to że artykuł będzie przeładowany wzorami reakcji chemicznych i niestrawny dla laika w tej dziedzinie. Obawy znikały w miarę czytania.
Tydzień temu napisałem, że zdarza mi się czyścić monety ze specjalnego pudełeczka z napisem ZŁOM, kiedy natykam się na opisy nieznanych mi wcześniej środków i metod. I to jest właśnie moment na takie eksperymenty. Kupiłem 
i po kilku próbach ze złomem (dobór optymalnego stężenia), specjalnie dla potrzeb bloga, wykąpałem w roztworze cytrynianu jeden z dubletów, szeląga litewskiego z 1623 roku. 
Rezultat mi się podoba. Zgodnie z tym, co napisała autorka, powierzchnia została oczyszczona, patyna pozostała, a jej kolor jest taki, jaki być powinien. Podobnie zachowane i zanieczyszczone monety po kąpieli w środkach zawierających amoniak (zwykle polecanych do srebra) zostają oczyszczone, ale powierzchnia staje się nienaturalnie "wybielona". Tu tego niekorzystnego zjawiska nie ma, pomimo, że w monecie jest więcej miedzi, niż srebra. 
W zakończeniu artykułu znajduje się czteropunktowa bibliografia. Do tych pozycji też chyba warto zajrzeć, ale poza artykułem Terleckiego, pozostałe chyba będą trudne do zdobycia. 
Ponieważ we wstępie do artykułu była też mowa o dobrych wynikach w stosowaniu cytrynianu do monet miedzianych, eksperymentuję i z nimi. Spostrzeżeniami podzielę się niebawem.

I jeszcze jedno zaskoczenie. "Numizmatyk Krakowski" rocznik 1985, numer 1/2 i 3/4 artykuł Jerzego Lasockiego "Emisja pieniądza w latach 1944-1982 /c.d/".
Sprawa Bazylei, jako miejsca wybicia pięciogroszówek z roku 1949 była już przedmiotem wpisu na moim blogu. Wygląda na to, że J. Lasocki powielił informacje z katalogu E. Kopickiego, który te monety przypisał mennicy w Bazylei, jak i napisał o biciu aluminiowych 50-groszówek i złotówek w Leningradzie, nie precyzując jednak roczników, które miałyby tam być bite. Wszystkie inne źródła przypisują te dwa nominały mennicy w Kremnicy. Ciekawe skąd Kopicki czerpał wiadomości na temat miejsca wybicia tych monet.


P.S.
Zwróćcie proszę uwagę, że nie zastosowałem cytrynianu "spożywczego". ZAWSZE, jeśli testuję jakieś środki chemiczne, jeśli tylko jest mowa o jakichś związkach chemicznych, kupuję czyste odczynniki, nie używam ich odpowiedników stosowanych do celów kosmetycznych albo spożywczych. 





czwartek, 12 sierpnia 2021

Kolekcjoner konserwator (częściej niszczyciel)

Przyszła pora na odcinek, którego trochę (trochę???) się obawiam. Wiem, że nie można tematu uniknąć, bo nie znam kolekcjonera monet, który choć raz nie uległby pokusie "poprawienia" wyglądu jakiejś monety. Z różnym skutkiem, najczęściej opłakanym.

Wiem, że temat poruszono w mnóstwie książek, prac naukowych, artykułów, wpisów na blogach i w ostatnich latach, w mnóstwie filmów publikowanych w sieci. Sam już na blogu o "czyszczeniu monet" pisałem, ale w tym przypadku nie może być mowy o nadmiarze przestróg. Niech choć jedna osoba, po przeczytaniu tego, co niżej, zrezygnuje z samodzielnych prób "konserwatorskich" a jakieś monety zostaną uratowane.

Zacznę od tego, co napisałem przeszło dziesięć lat temu, w marcu 2011.    

  1. Czyszczenie nigdy nie poprawia stanu zachowania monety, przeciwnie, często ten stan pogarsza!
  2. Jak w medycynie - PRIMUM NON NOCERE!.
  3. Nie ma uniwersalnej metody czyszczenia monet wykonanych z różnych metali, różnymi technikami w różnych okresach historycznych.
  4. Jeśli nie potrafisz zidentyfikować monety, nie wiesz kiedy i z czego ją wybito, pozostaw ją w takim stanie w jakim jest.
  5. Jeżeli podjąłeś decyzję, że musisz wyczyścić monetę, najpierw potrenuj na taniej monecie z tego samego materiału i (o ile to możliwe) z tej samej epoki.
  6. Zamiast monetę czyścić, zastanów się, co zrobić, żeby jej stan przestał sie pogarszać.
  7. Nigdy nie wkładamy razem do kąpieli monet z różnych metali. Najlepiej każdą monetę czyścić osobno.
  8. Jeśli już czyścisz monetę, pamiętaj: najważniejsze, to wiedzieć kiedy przestać.

W lutym 2013, omawiając książeczkę M. Kołyszko "Konserwacja monet i medali" dodałem jeszcze kilka uwag.

Doktor Kołyszko we wstępie określa granice, których należy bezwzględnie przestrzegać podchodząc do konserwowania monet. Omawiając czynności związane z mechanicznym czyszczeniem monet pisze: "Należy do nich przystąpić z pokorą, która powinna wyrażać się przede wszystkim w nietykalności metalicznego podłoża zabytku". Przestrzega też, przed nieograniczonym usuwaniem szkodliwych produktów korozji, bo czasem detale rysunku monety są widoczne tylko jako nawarstwienia korozyjne, a na powierzchni metalowego jądra monety nie będzie po nich nawet śladu. W takich przypadkach należy dążyć nie do usunięcia produktów korozji, a do ich zneutralizowania i utrwalenia. Priorytetem jest utrzymanie czytelności reliefu.
W książce znajdziemy wiele wzorów chemicznych. Korozja, to chemia, jej usuwanie, to chemia, zabezpieczenie przed dalszym niszczeniem w końcu, to też chemia. Umiejętność identyfikacji przemian chemicznych, które doprowadziły monetę do stanu, w którym trafiła w nasze ręce jest kluczem do sukcesu prac konserwatorskich. Nie wystarczy wiedza, czy to moneta miedziana, brązowa, czy srebrna. Nawet dokładna znajomość składników i proporcji stopu nie zagwarantuje wyboru właściwej metody czyszczenia. Trzeba jeszcze wiedzieć, co i w jaki sposób na powierzchni monety osiadło lub narosło. To lekcja pierwsza i pierwsza zasada.
Lekcja druga, to lekcja cierpliwości i odpowiedzialności. Nie ma drogi na skróty. Jeśli coś musi trwać, to niech trwa. Brydżyści mawiają, że pośpiech jest potrzebny przy łapaniu pcheł, a nie podczas licytacji, czy rozgrywki. To samo powinni sobie powtarzać wszyscy zabierający się za czyszczenie monet. Cierpliwość trzeba mieć nie tylko do samego procesu konserwacji. Obowiązkiem powinno być dokumentowanie operacji. Fotografowanie przed, w trakcie i po zabiegach. I notowanie zastosowanych metod i środków. Bo uczymy się na błędach (lepiej na cudzych, niż własnych).
Lekcja trzecia i ostatnia. Pokora. Trzeba wiedzieć, czy zacząć. Trzeba wiedzieć, kiedy przestać.

Nie zamieszczę tu żadnego poradnika. Nie opiszę sposobów czyszczenia monet, bo, że jeszcze raz powtórzę, nie ma uniwersalnej metody czyszczenia monet wykonanych z różnych metali, różnymi technikami w różnych okresach historycznych, więc rzetelny poradnik omawiający metodologie czyszczenia i konserwacji wszystkich monet, jest bytem niemożliwym.

Jedyne, co Wam z czystym sumieniem mogę doradzić, to mycie monet przed umieszczeniem ich w "magazynie" (patrz Kolekcjoner-magazynier). Ja każdą monetę najpierw myję ciepłą wodą i płynem do mycia naczyń. Dowolnym, byle miał obojętny odczyn pH. I bez użycia ściereczek, szczoteczek itp. Ograniczam się do pocierania powierzchni monety palcami. Monety po dokładnym opłukaniu osuszam, układając je między warstwami chłonnych ręczników papierowych (znów bez pocierania, wystarczy lekki nacisk). Później, kiedy są już suche,  niezbędna jest jeszcze jedna kąpiel, tym razem w acetonie. Acetonie, a nie żadnym zmywaczu do paznokci. Taki kanisterek 
nie kosztuje dużo, a wystarcza na długo. Aceton świetnie odtłuszcza, zabija grzyby i inne paskudztwa czające się w zakamarkach monety i szybko odparowuje, nie zostawiając śladów. Niestety śmierdzi, więc trzeba to robić w dobrze wietrzonych pomieszczeniach. 
W ten sposób pozbywam się wszystkiego, co osiadło na monecie zanim do mnie trafiła, wszystkiego co nie jest zanieczyszczeniem trwałym w tym oczywiście i patyną.  
I to wszystko. Wystarczy.

- I co? Nigdy Pan monet nie czyści? zapytacie
- Czyszczę. Czyszczę, kiedy:
  • mam pewność, że dzięki czyszczeniu zobaczę to co na monecie jest, a czego nie widać z powodu brudu, osadów itp.,
  • mam pewność, że czyszczenie nie spowoduje, że elementy rysunku monety, które widzę, nie znikną
Obydwa warunki muszą być spełnione równocześnie.

Czyszczę też monety, które kupuję pod wpływem impulsu, przeczuwając, że brudne "brzydkie kaczątko" może być dumnym, pięknym łabędziem. Zwykle kończy się na płonnej nadziei i stracie czasu, ale bywa, że mam powód do radości.
 
Czyszczę też monety (ze specjalnego pudełeczka z napisem ZŁOM), kiedy natykam się na opisy nieznanych mi wcześniej środków i metod. Zwykle kończy się to umieszczeniem środka/metody na czarnej liście. Tę praktykę polecam wszystkim miłośnikom youtubowych filmów typu "jak szybko wyczyścić monety domowymi środkami". Strzeżcie się ich, a jeśli macie za słabą silną wolę, eksperymentujcie na złomie.

To wszystko, co planowałem napisać w tym odcinku cyklu "kolekcjoner, czyli kto". Skończyłbym na tym, gdyby nie znalezisko kolegi Pasjonatort z forum TPZN. Chodzi o film umieszczony w sieci, film na którym Piotr Gużyński z Działu Archeologii Muzeum Okręgowego w Toruniu opowiada o prostych sposobach "dbania o metalowe przedmioty z domowego asortymentu". Film można obejrzeć na forum TPZN albo na YouTube. Obejrzeć tak, naśladować P. Gużyńskiego - NIE! Gdyby "domowymi skarbami" miały być tylko dwustuzłotówki "mapki" albo platerowane peerelowskie sztućce, to pal sześć, ale w domowych zakamarkach nie takie skarby się kryją. Już potraktowanie zademonstrowaną metodą dobrze zachowanych dwudziestowiecznych monet obiegowych może wielokrotnie obniżyć ich kolekcjonerską i rynkową wartość! Nie przesadzam. Jak sądzicie, jaką cenę uzyskała by Nike z aukcji GNDM, pospolita przecież moneta, gdyby potraktować ją, jak radzi specjalista z Torunia?

Z tym pytaniem zostawiam Was na tydzień. Będzie coś jeszcze o czyszczeniu monet, ale już poza cyklem "Kolekcjoner, czyli kto".




Printfriendly