Google Website Translator Gadget

wtorek, 28 września 2021

O najważniejszej zasadzie.

 Bez obaw, nie będzie żadnych wzorów chemicznych. Nie o tych zasadach dziś piszę.

28 września 1698 roku urodził się Pierre Louis Moreau de Maupertuis. Matematyk, fizyk, filozof, geodeta i astronom - jednym słowem, człowiek wszechstronny.  Stereotyp uczonego, to postać nudna, zagrzebana w książkach, roztargniona itp. Siedemdziesiąt trzy komedie o naukowcach widziałem i zawsze tak ich przedstawiano. Tymczasem prawda, zwykle (nie zawsze, bo pamiętajmy, kwantyfikatory wielkie są... niebezpieczne) jest inna. Tym bardziej inna im bardziej wszechstronnym człowiekiem jest naukowiec. Maupertuis działał na wielu polach. Na przykład wyruszył w roku 1736 na dwuletnią wyprawę do Laponii, gdzie kierował pracami nad pomiarem długości południka, próbując jednocześnie oszacować wielkość spłaszczenia kuli ziemskiej na biegunach. Najwyraźniej nie wziął sobie do serca obiekcji pewnych wpływowych kręgów, co do kształtu Ziemi i jej miejsca w Kosmosie. Nawiasem mówiąc, asystował mu na wyprawie szwedzki fizyk i astronom Anders Celsius. Znajome nazwisko, nieprawdaż? Znajome bardziej, niż nazwisko Maupertuis, a przecież to Maupertuis jest autorem „zasady najmniejszego działania”. Kluczowej zasady rządzącej światem - dosłownie i w przenośni. Jej dzisiejszy wpis poświęcam.

"La Nature dans la production de ses effets agit toujours par les moyens les plus simples", czyli: Natura w wytwarzaniu swoich efektów zawsze działa najprostszymi środkami. Jak na twirdzenie fizyczne, brzmi to bardzo ogólnie. Jakże ma nie brzmieć ogólnie, jeśli dotyczy NATURY, wszystkiego, co nas otacza. Ma ta zasada i bardziej skomplikowaną postać. Jeśli nie boicie się wzorów fizycznych poszperajcie w książkach lub w sieci, szukając haseł: funkcja Lagrange'a albo zasada Hamiltona. Może być trudno, ale warto. Niekoniecznie trzeba te wszystkie całki przeliczać. Wystarczy poświęcić trochę uwagi ich opisom - przekładowi języka matematyki na opis zjawisk fizycznych. 
Dowiecie się, że w mechanice nierelatywistycznej (newtonowskiej), cząstki (obiekty) poruszają  się tak, by wydatek energetyczny był jak najmniejszy. Nie tylko cząstki, światło też  - stąd wynikają prawa rządzące załamaniem światła na granicy różnych ośrodków. 
Minimalizując działanie (funkcję) otrzymujemy równanie, które dowodzi, że cząstki relatywistyczne (których prędkość jest bliska prędkości światła) poruszają się w czasoprzestrzeni po lokalnie najkrótszych drogach! Pamiętacie, że na powierzchni Ziemi, która jest kulą, najkrótsza trasa między punktami A i B nie jest linią prostą, tylko fragmentem "koła wielkiego"? Tak samo jest w przestrzeni, którą zakrzywiają wielkie masy. Zasada najmniejszego działania też to tłumaczy. Zgodnie z nią, przy nieobecności materii czasoprzestrzeń jest możliwie jak najmniej zakrzywiona. 
Prostsze przykłady: kulka upuszczona na elastyczną tkaninę zamocowaną na jakiejś ramie nie potoczy się po niej w sposób przypadkowy, ale zawsze po tej samej, minimalizującej wydatek energetyczny, krzywej. Błonka mydlana rozpięta na pętli z drutu przybiera kształt zgodny z wyliczeniami Maupertuis.

Co to ma wspólnego z monetami, z numizmatyką? Jeśli się dobrze zastanowić, to zaskakująco dużo. Po pierwsze, czy zauważacie związek między zasadą Maupertuis, a "brzytwą Ockhama"? Nawiasem mówiąc, tę ostatnią nazywa się też zasadą ekonomii myślenia. W numizmatyce też nie należy "mnożyć bytów nad potrzebę", doszukiwać się odmian, wariantów, podwariantów itp. Nie należy dzielić włosa na czworo i ośmioro próbując bronić tezy o oryginalności monety, podczas gdy najprostszym tłumaczeniem jej odmienności jest krótka konstatacja - falsyfikat. 

Ekonomia działania - czas i środki poświęcona na czyszczenie monety, przysłowiowego trupka, lepiej przeznaczyć na poszukiwania ładniejszego egzemplarza. 

Maksymalizacja efektu przy minimalizacji nakładów - czy lepiej budować bardzo konkretnie zaplanowaną i ograniczoną kolekcję, czy nie ograniczając się do wąskiego tematu, łapać liczne sroki za ogon? Droga pierwsza prowadzi zwykle do stworzenia dobrego, ważnego zbioru, druga do powstania zbioru, jednego z tysięcy, tysięcy zbiorów bez znaczenia.

Czas. Mamy go tyle, ile mamy, a ile go mamy, nie od nas zależy. Ale od nas zależy, co z tym czasem zrobimy. I tu też wkracza zasada najmniejszego działania. Nie, nie namawiam do leżenia w bezruchu. Chodzi o maksymalizację efektu przy minimalizacji wysiłku. Pamiętacie ten wpis? To wiecie o co mi chodzi. Jak to się przekłada na kolekcjonerską praktykę? Na przykład tak - zamiast siedzieć przed monitorem obgryzając paznokcie i licytując "na żywo" monety, które chciałbym mieć w zbiorze, wysyłam listę limitów i zajmuję się czymś innym. Korzyści są co najmniej trzy - mam więcej czasu, kupuję taniej, nie denerwuję się bez potrzeby. A radość z wygranej nie mniejsza, niż po wyczerpującej sesji przed komputerem.

Mógłbym długo jeszcze podawać przykłady na powszechność i pożyteczność zasady najmniejszego działania, ale przeczyło by to jej samej. Jeśli miałem kogoś z Was nią zainteresować, zachęcić do przemyśleń, to to, co napisałem, wystarczy. 

O jednym wyjątku muszę jednak wspomnieć. Nigdy nie miałem poczucia straty czasu, kiedy się czegoś uczyłem. Nawet w szkole, ale to była inna szkoła i nie wiem jakby było dzisiaj. W każdym razie, na naukę czasu nie żałujcie. Poświęćcie go w najbliższy weekend na obejrzenie i wysłuchanie kolejnej sesji wykładowej organizowanej przez GNDM, na miejscu, lub przez internet. 
Program ciekawy:
  • 1 PAŹDZIERNIKA - PIĄTEK - Sala Kometa, hotel Marriott.
    • 15:30 Aby przeszłość miała przyszłość GNDM i Fundacja "Las Na Zawsze"
    • 16:00 Prezentacja skarbu Denarów z Cichobórza największego od ponad pół wieku depozytu monet rzymskich, odkrytego w Polsce.
    • 17:15 Kwartniki duże, koronne Kazimierza Wielkiego - wstęp do nowego poznania. Marek Poznański, kolekcjoner, badacz tematu
    • 17:45 Numizmatyka II RP znana i nieznana. Aspekty technologii produkcji w II RP i dziś. Piotr Kosanowski, Mennica Polska / Portal Numizmatyczny
  • 2 PAŹDZIERNIKA - SOBOTA - Sala Kometa, hotel Marriott.
    • 9:00 Drukrnie banknotów polskich. Wielka tajemnica Banku Polskiego - kradzież banknotów złotowych? Dr hab. Krzysztof Filipow prof. Uniwersytetu w Białymstoku. Kierownik Pracowni "Archeologi Nieodległej Przeszłości i Nauk Pomocniczych Historii XX w." UwB.
    • 10:00 Kolekcja Potockich, czyli tam i z powrotem. Mateusz Woźniak, kustosz Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego
Ja będę w tym przedsięwzięciu uczestniczył zdalnie. Tym razem do Warszawy mi nie po drodze.

Dzisiejszy wpis nie jest przypadkowy (bo nie ma przypadków). Jak już tu kilka razy wspominałem, miałem szczęście i przyjemność studiować fizykę. Jestem prostym, bo prostym, ale magistrem fizyki. Nad funkcjami Lagrange'a i hamiltonianami swoje prześlęczałem. Na dodatek, 28 września to również dzień moich urodzin. W tym roku szczególnych, bo umożliwiających mi rozpoczęcie przeznaczania każdego dnia od poniedziałku do piątku, dodatkowych dziewięciu godzin na własne działania i prace. 
Od pierwszego października częściej będę mógł się zajmować tym, co najbardziej lubię
Czego i Wam życzę.

piątek, 24 września 2021

Czy obrzeże jest elementem rysunku stempla monety?

Nie ma przypadków! Podobno. Spróbujcie mi więc wytłumaczyć takie następstwo zdarzeń.

Kilka dni temu wymieniłem kilka wiadomości e-mail z kolekcjonerem żywo zainteresowanym odmianami i wariantami stempli monet obiegowych. Rzecz dotyczyła różnego wyglądu awersu złotówek z roku 1977.

Gołym okiem widać, że półperełki przy obrzeżu różnią się wielkością. Różnica ta nie jest dla mnie czymś nowym. W moim katalogu monet PRL uwzględniłem ją, notując dwa warianty, a i b.
Pan Tomasz zauważył, że prawa moneta z jego zdjęcia to wariant b z mojego katalogu, ale zauważył też, że moneta po lewej wygląda inaczej, niż mój wariant a.  Oczywiście musiało się w tym momencie pojawić pytanie, czy to nie nowy wariant, powiedzmy c.

Zwykle trudno przychodzi nam przyznawać się do błędów, ale nie mam wyjścia. Upieranie się, że wszystkie pokazane wyżej monety, to warianty rysunku stempla byłoby kolejnym błędem. Wystarczy, że jeden już popełniłem, "mnożąc byty ponad potrzebę". Dowód na to, że błąd popełniłem, mam w swoim archiwum zdjęć. 

Udało mi się w roku 2007 odwiedzić muzeum mennicy warszawskiej i sfotografować część wystawianych obiektów, w tym stempli monet, a między nimi, stempli peerelowskich aluminiowych złotówek. 

Rocznik inny, zdjęcie przez szybę gabloty, więc są jakieś odbicia i błyski, ale wyraźnie widać w czym rzecz. W tle gipsowy model rewersu. Na nim widać, że obrzeże jest elementem rysunku, elementem oddzielającym półperełki od krawędzi rantu. To na modelu, ale przyjrzyjmy się dokładniej procesowi wyrobu stempli. Popatrzcie na kolejne zdjęcie (to i następne, to fragmenty kadrów z filmowego reportażu z mennicy).
Reporter trzyma matrycę do stempli (ta wyżej) i stożkowato zakończony walec, na który w prasie zostanie przeniesiony rysunek z matrycy. Pręt, który stanie się stemplem nie jest płaski! Matryca jest wtłaczana weń nie jednym, a wieloma naciśnięciami prasy. Matryca opuszczając urządzenie, które przeniosło rysunek monety na jej powierzchnię wyglądała tak.
Zanim można było jej użyć, została odpowiednio przygotowana, a jak wyglądała gotowa do pracy widać na poprzednim zdjęciu. Usunięto zbędny metal, nadając części roboczej kształt ściętego stożka. Stempel też poddawany jest obróbce. Mocuje się go w tokarce i...
doprowadza do takiego kształtu.
Pokazane wcześniej peerelowskie stemple wyglądają podobnie, bo ta część procesu ich wytwarzania niewiele się zmieniła. Kluczowe jest tu użycie tokarki, bo to na niej powstaje ostateczny kształt stempla, w tym ten fragment, który później, w prasie menniczej tworzy obrzeże monety. 
Wystarczy minimalna zmiana w prowadzeniu tokarskiego noża i półperełki wyglądają inaczej, bo znika większa, lub mniejsza ich część. 

Zarządzenia wprowadzające monety do obiegu określają ich parametry fizyczne - metal, wagę i średnicę. Ta, dla poszczególnych gatunków (nominałów jest stała), co powoduje, że głębsze lub płytsze podtoczenie krawędzi stempla przekłada się na różną szerokość obrzeża.  

Czy coś, co jest dziełem tokarki można określać, jako element rysunku monety? Raczej nie. Czy  mamy więc uznawać monety różniące się jedynie szerokością obrzeża za warianty? Raczej nie. Mój błąd, moja wina - w następnych wydaniach katalogu nie będzie "obrzeżowych" wariantów złotówek, mosiężnych pięciozłotówek i w końcu dwudziestozłotówek z Marcelim Nowotko. Pozostaną tylko te warianty, które cechują się różnicami (lub wymiarami) rysunku.

A teraz coś więcej o wspomnianych na początku przypadkach i następstwie zdarzeń. Ledwo skończyłem wymianę wiadomości z panem Tomaszem, która siłą rzeczy musiała dotknąć i tematu nazw elementów monety, na YouTube pojawił się kolejny filmik na kanale "Kwadrans z numizmatyką", filmik "Rant czy bok monety? Który to awers, który rewers? Elementy monet."
Jeśli chcemy, żeby nasze numizmatyczne dyskusje były owocne, żeby nie rodziły się nieporozumienia wynikające z różnych nazw dla elementów monet, powinniśmy posługiwać się tym samym słownikiem pojęć. Twórcy "Kwadransu..." propagują takie słownictwo:

Zgadzam się z nimi, poza jednym wyjątkiem. Najbardziej kłopotliwym i najczęstszym źródłem nieporozumień. Chodzi oczywiście o "trzecią stronę monety". Panowie proponują "bok", ja, może ze względu na wiek i galicyjskie przyzwyczajenia optuję za "rantem", ostatecznie może być "brzeg". 
Słysząc bok, zawsze zastanawiam się "lewy, czy prawy", a porządna, zwykła moneta jest okrągła! 

Co do jednego jesteśmy zgodni na pewno - obrzeże to nie bok, ani brzeg, ani rant. Awers ma swoje obrzeże, rewers swoje. Dlaczego je mają, panowie Jacek i Bartek dobrze wyjaśnili na swoim filmie.  

Zaczynam się powoli przyzwyczajać, że zaskakująco często zdarzają się z pozoru nieprawdopodobne koincydencje zdarzeń - zajmuję się jakimś tematem, nigdzie o tym nie wspominając i ni stąd ni zowąd pojawiają się niespodzianki - monety, dyskusje, publikacje, rozmowy...

niedziela, 12 września 2021

Testowa (?) emisja obiegówek 2019

Dziś temat lekko nieświeży, bo rzecz ogłoszono 23 sierpnia 2021. Opóźnienie dzisiejszego wpisu usprawiedliwiają trzy powody. Po pierwsze - wakacje, po drugie - mam ważniejsze tematy na głowie, po trzecie - ambiwalencja uczuć.

Jak nie od dziś wiadomo, 2 stycznia 2020 r. Narodowy Bank Polski wprowadził do obiegu monety 10 gr, 20 gr, 50 gr i 1 zł ze stali pokrytej miedzią i niklem. Ponad półtora roku od tego zdarzenia, wśród komunikatów NBP pojawił się ten, dla mnie może nie tyle zaskakujący, co budzący mieszane uczucia:
Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom kolekcjonerów Narodowy Bank Polski informuje, że od 1 września br. rozpocznie udostępnianie w kasach 16 oddziałów okręgowych NBP monet o nominale 10, 20, 50 gr oraz 1 zł z 2019 r. wykonanych ze stali pokrytej miedzią i niklem.
Monety 10, 20, 50 groszy oraz 1 zł z 2019 r. ze stali pokrytej miedzią i niklem będą udostępniane do czasu wyczerpania zapasów w ramach operacji bankowych przy uwzględnieniu wewnętrznych regulacji NBP. Jednocześnie informujemy, że ww. monety będą dostępne również przy okazji zakupu wartości kolekcjonerskich.
Nie dziwi mnie, że działania oszczędnościowe polegające na zastosowanie tańszych surowców do produkcji monet obiegowych, wymagały przeprowadzenia wielu technicznych prób. Raz na etapie produkcji blankietów, dwa, na etapie tłoczenia. Właściwie, to powinno się jeszcze przeprowadzić czasochłonne badania trwałości monet z nowego materiału.

Zacytowany komunikat NBP odczytuję tak - równolegle z produkcją miedzioniklowych monet o nominałach od 10 groszy do 1 złotego, mennica tłoczyła tymi samymi (?) stemplami monety na stalowych blankietach pokrytych miedzią i niklem. W jakiej ilości? Tego nie ujawniono w tabeli na stronie NBP, Przypuszczać można, że w grę wchodzą ilości sięgające po kilkaset tysięcy monet każdego z nominałów, bo trzeba było badać wydajność/wytrzymałość stempli, czyli tłoczyć monety aż do ich wyeksploatowania.  

Narodowy Bank Polski zamówił, mennica wykonała. Rezultaty oceniono jako pozytywne i od stycznia 2020 "srebrne" obiegówki mają stalowy rdzeń. Nawiasem mówiąc, zmiana ta zapowiedziana  zaledwie dwa tygodnie przed realizacją, przysporzyła kłopotów producentom i operatorom automatów sprzedażowych. Stalowe monety z datą 2019 trafiły do skarbca NBP. Po półtora roku zdecydowano się na puszczenie ich w obieg, bo tak rozumiem zdania: Monety 10, 20, 50 groszy oraz 1 zł z 2019 r. ze stali pokrytej miedzią i niklem będą udostępniane do czasu wyczerpania zapasów w ramach operacji bankowych przy uwzględnieniu wewnętrznych regulacji NBP. Jednocześnie informujemy, że ww. monety będą dostępne również przy okazji zakupu wartości kolekcjonerskich.
Sprzedaż dla kolekcjonerów została wyraźnie oddzielona od "operacji bankowych". Przez te ostatnie rozumiem po prostu, być może błędnie, puszczenie tych monet w obieg. Jeśli tak, to chcąc uzupełnić zbiór obiegówek, trzeba albo udać się do oddziału NBP i kupić (za ile?) stalowe monety rocznika 2019 albo uzbroić się w magnes i cierpliwie sprawdzać monety przynoszone ze sklepów. 
Miedzionikiel, czy poniklowana stal?
Dlaczego mieszane uczucia? 
Po pierwsze pointa starego dowcipu, przerażająco od jakiegoś czasu aktualna, czyli "Cyryl, jak Cyryl, ale te metody...". Cóż by się strasznego stało, gdyby już w roku 2019 poinformowano o planach zmiany metalu monet? Dlaczego nie postąpiono, jak w przypadku pilotażowej partii "angielskich miedziaków" z datą 2013? Ujawnienie jej wielkości nikomu nie zaszkodziło, monety te są w normalnym obiegu, nie musiałem ich kupować.
Po drugie, ten enigmatyczny fragment zdania z komunikatu NBP - "...przy uwzględnieniu wewnętrznych regulacji NBP". Mam podawać jakieś specjalne hasło, żeby dostać te monety przy zamianie banknotów na bilon?
Niestety śmierdzi mi to kolejną, bo przecież nie pierwszą akcją zmierzającą do poprawy bilansu banku, a co bardziej prawdopodobne, stanu konta jakiejś grupy osób, kosztem kolekcjonerów. 

Jeśli moje niezawodne narzędzie, czyli magnesik zdobiący drzwi lodówki, wyłowi z portmonetki stalowe monety z datą 2019, będę zadowolony i włączę je do zbioru. Kupować ich ani w NBP, ani na rynku kolekcjonerskich nie zamierzam.

I jeszcze jedno. "Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom kolekcjonerów...", jakoś mi się nie obiły o uszy plotki o stalowych monetach z datą 2019. A Wam? Słyszeliście coś o tym w roku 2019, 2020, 2021 zanim pojawił się komunikat? 

P.S.16.09.2021

Nigdy nie mów nigdy! 
Kilka dni minęło i zmieniłem zdanie co do zakupu tych monet. Kupiłem, a sprowokowała mnie do tego uwaga przeczytana na jednym z forów - napisano tam, że wszystkie stalowe monet pokryte miedzią i niklem z datą 2019 oferowane przez NBP mają liczne uszkodzenia w postaci drobnych rysek. Niewierny Tomasz (Jurek) ze mnie, więc musiałem to sprawdzić na żywo, a nie na zdjęciach.
Kupiłem (na OLX), dziś odebrałem.
Rzeczywiście na powierzchniach monet są widoczne drobne uszkodzenia. 

Moim zdaniem wszystkie te monety oferowane przez NBP w tym roku nie trafiły do woreczków prosto z mennicy. Najprawdopodobniej cała ta partia z datą 2019 została poddana jakimś próbom na wytrzymałość powłoki z miedzi i niklu nałożonej na stalowy rdzeń. Mogły to być obracające się bębny, do których wsypywano pewną ilość monet. Monety zderzały się z sobą powodując zarysowania i wgniecenia. Próba wypadłą pomyślnie - zarysowania są niewielkie, powłoka Cu+Ni nie odpryskuje. Roczniki 2020 i 2021 wybito już na krążkach stalowych z powłoką Cu+Ni.

Rarytasem będą stalowe monety 2019 bez tych śladów!

Znak zapytania w tytule pozostaje, choć w zasadzie powinien zniknąć. Zostaje, bo zmiana tytułu mogłaby wprowadzić zamieszanie w zakładkach Waszych przeglądarek.

P.P.S. 2021-09-30
Dzisiaj na stronie NBP opublikowano komunikat będący w znacznej części powtórzeniem komunikatu z 23 sierpnia 2021. Wiadomość uzupełniono informacją o wielkości nakładu emisji testowej.
"Informujemy także, że monety powszechnego obiegu o wartości nominalnej 10 gr, 20 gr, 50 gr i 1 zł z rokiem emisji 2019 wykonane ze stali pokrytej miedzią i niklem zostały wybite w nakładzie po 1 000 000 sztuk dla każdego nominału, w ramach łącznej wielkości emisji ustalonej dla każdego nominału ww. monet w zarządzeniu Nr 34/2019 Prezesa Narodowego Banku Polskiego z dnia 12 grudnia 2019 r. w sprawie ustalenia wzorów, stopu, masy i wielkości emisji monet o wartości nominalnej 10 gr, 20 gr, 50 gr i 1 zł (MP z 2019 r. poz. 1188)."
Komunikaty NBP można śledzić tu

czwartek, 9 września 2021

Nowe bicia dla Avesnes?

W katalogach znajdujemy informacje o monetach Królestwa Polskiego „nowego bicia” różniących się szczegółami rysunku od normalnych monet obiegowych. Skąd wzięły się takie monety?
Wszystkiemu są winni Francuzi. Tak przynajmniej brzmi wersja oficjalna. Otóż latem 1858 r. do Sekretarza Stanu przy Radzie Administracyjnej Królestwa Polskiego wpłynęło pismo o następującej treści:

Prośbę dotyczącą w sumie 63 monet (w tym 12 monet KP z datami 1835—1841) potraktowano bardzo poważnie.



W rezultacie do mennicy dotarło konkretne polecenie:



Czy może być coś prostszego, niż wyszukanie kilkunastu miedzianych monet obiegowych i wysłanie ich do Francji. Zapewne nie, ale skoro nadarza się okazja do wyprodukowania nowych "rzadkości numizmatycznych" i wymiany ich na inne materialne dobra, to nie można jej przecież zaprzepaścić. Przy okazji można uniknąć późniejszych zarzutów dotyczących luk w zbiorze własnych produktów i braku nadzoru nad zużytymi stemplami. Zamiast monety kupić na istniejącym już rynku kolekcjonerskim lub "odbić na posiadanych u siebie w zachowaniu stemplach" postanowiono wykonać nowe stemple do starych monet i użyć ich dla zaspokojenia potrzeb mera Avesnes. Kto tę decyzję podjął, nie wiemy.

W ten sposób powstały „nowe bicia” groszy i trojaków 1836 — 1841. Jak można było przewidzieć wybito ich więcej, niż miało trafić do Francji. Ile ich wybito? Tego też nie wiemy.

1 grosz 1836 nowego bicia.

dla porównania, oryginalne bicie warszawskie z 1836 r.

Wszystko pięknie, ładnie. Nowe bicia warszawskiej miedzi są skatalogowane, osiągają na rynku niezłe ceny, zwykle są co najmniej dobrze zachowane - w końcu nie trafiły do zwykłego obiegu, bo nie do niego były przeznaczone.

Pięknie i ładnie, ale...
Nie daje mi spokoju, cóż mogło skłonić mera miasta Avesnes do tak intensywnego zainteresowania się miedzianymi monetami wybitymi w dalekiej Warszawie. Nie srebrem, nie złotem, tylko miedzią? Może zaświtałoby jakieś wyjaśnienie, gdybyśmy znali nazwisko tego mera. Wydawało by się, że taka informacja jest na wyciągnięcie ręki (w stronę np. Wikipedii, francuskiej najlepiej). Zaglądamy tam, i cóż się okazuje. Jest maleńka miejscowość Avesnes w departamencie Pas-de-Calais w regionie Hauts-de-France. Maleńka, bo mieszka w niej dziś mniej, niż pięćdziesiąt osób. W 1856 populacja liczyła 129 osób. Nazwiska mera z tego okresu nie podano, jedynym wymienionym ważnym mieszkańcem Avesnes tego okresu był urodzony tam Edward Barry (1809-1879), historyk. Pan Barry interesował się głównie starożytnością południowo-wschodniej Francji. Był kolekcjonerem, ale zbierał przede wszystkim brązy, terakoty itp.. Wazy etruskie z jego zbioru kupiło po jego śmierci miasto Tuluza, później trafiły do Luwru. Mało prawdopodobne, by jego marzeniem było posiadanie polskich, współczesnych mu miedziaków.

A może to nie to Avesnes? Istniała inna miejscowość o tej nazwie, ale ślad po niej zaginął, dawno przed wiekiem dziewiętnastym została wchłonięta przez Vron.

Korespondencja, którą pokazałem na wstępie, to skany z "Korpusu..." Romanowa. Zajrzałem do Plagego, na wszelki wypadek nie do reprintu, tylko do oryginału, a tam:


Nie Avesnes, tylko Avenes! No to do roboty. L'article « Avènes » n'existe pas sur ce wiki!
No to kto te monety zamawiał, do diaska! Czyżby jakiś pomysłowy Dobromir/Iwan z Petersburga?

Zajrzałem jeszcze raz do francuskiej Wikipedii na stronę wyliczającą homonimy Avesnes i zacząłem je sprawdzać jeden po drugim, wyszukując jakichś związków z Polską, Rosją, numizmatyką. Ostatni (zawsze tak jest, ostatni, nigdy pierwszy) odnośnik wskazał na miasto Avesnes-sur-Helpe. Też w regionie Hauts-de-France. W 1856 r. mieszkało tam przeszło cztery tysiące osób. Nic o merze miasta z tego okresu nie znalazłem, ale zwróciła moją uwagę informacja, że w roku 1814 Avesnes zostało zajęte przez Rosjan, którzy okupowali miasto w latach 1816-1818. Ciekawe!

Puśćmy wodze fantazji. Czy nie jest całkiem prawdopodobne, że jednym z tych rosyjskich żołnierzy był nasz rodak, może Warszawiak? Że na tyle spodobało mu się stare, francuskie miasto, a w szczególności któraś z jego mieszkanek, że tam osiadł, a jego potomek stał się na tyle wpływową osobą, by namówić mera na wystąpienie z prośbą o uzupełnienie kolekcji monet odziedziczonych po ojcu żołnierzu?
Podobnych historyjek można by wysnuć więcej, ale wątpię, by udało się dojść do prawdy. 

Trzeba by kogoś tam wysłać, kogoś znającego francuski, rosyjski i polski, żeby poszperał w archiwach, księgach parafialnych, przespacerował się po cmentarzach...

A może to Avesnes z korespondencji Sekretarza Stanu przy Radzie Administracyjnej Królestwa Polskiego, to zwykła blaga, podkładka, alibi dla tego pomysłowego Iwana? Czytając przypis umieszczony przez Plagego na pokazanym wyżej skanie, mówiący, że trojaki i grosze z datą 1824 wybito w Petersburgu w 1867 roku, myślę sobie, że nawet jeśli pierwotnie rzeczywiście była jakaś prośba z Francji, to końcowe rezultaty znacznie przerosły ten pierwszy pomysł. 
A my, kolekcjonerzy, mamy teraz na co polować.  

Printfriendly