Google Website Translator Gadget

czwartek, 31 stycznia 2013

Münztechnik - czar starych książek.

Jedną z naszych licznych półek z książkami zajmuje siedemnastotomowa, ponadstuletnia encyklopedia Brockhausa.
Nieprzypadkowo centralne miejsce na zdjęciu zajmuje tom 12 MORIA bis PES. W tym tomie są hasła poświęcone monetom i  mennicom.
Jak Wam idzie czytanie książek drukowanych "gotykiem"? Po ćwiczeniach z osiemnastowiecznymi rękopisami saskimi dla mnie to bułka z masłem. Gdybym jeszcze znał niemiecki...

Są też cieszące oko ilustracje monet
ale najciekawsze są ryciny przedstawiające wyposażenie mennic - fabryk pieniędzy:
 To urządzenie, przy pomocy którego przerabia się tak zwane cany na blachy. Cany, to stosunkowo cienkie sztaby metalu. Odlewa się je w formach pokazanych na następnym rysunku.
wózek z formami do odlewania canów
Proces odlewania canów i walcowania ich na blachy możecie prześledzić oglądając film nakręcony w kanadyjskiej mennicy w latach 20-tych XX wieku. 
Widać na nim również pracę maszyny do obtaczania krążków wyciętych z blach.
Wszystkie te urządzenia służyły do przygotowania surowca. To, czym się interesujemy najbardziej, sypało się z takich maszyn:
Po wytłoczeniu, monety przed przekazaniem do obiegu przechodziły jeszcze długą drogę. Poddawano je drobiazgowej kontroli - między innymi ważono je  na półautomatycznych precyzyjnych wagach i sprawdzano, czy krążki nie spękały pod naciskiem prasy. To ostatnie badanie przeprowadzano metodą "na słuch" - to jeden z ciekawszych fragmentów kanadyjskiego filmu. 
Dziś jest to jeden ze sposobów badania autentyczności monet - odlewy, galwany, bicia z niewłaściwych stopów dźwięczą inaczej, niż monety oryginalne. 

Często zaglądam do mojego Brockhausa. Zadziwiające, jak szczegółowa jest ta encyklopedia. Znalazłem na przykład informację, że Gubin (Guben) w roku 1900 miał 33122 mieszkańców, z czego 1354 katolików i 225 izraelitów. O gubińskiej mennicy Augusta III niestety ani słowa. 
Szkoda, bo monety "tłuściocha" nadal zajmują znaczącą część mojego czasu. 

Wypatrzyłem ostatnio ciekawą monetkę na 15 aukcji PGNUM/PDA - lot 1089.
Już jest moja. 
Data może i nieczytelna, ale rysunki awersu i rewersu nie pozostawiają wątpliwości - to rocznik 1751. 
Kontrmarka - dwie splecione litery C to oczywiście ani logo Coco Chanel, ani sygnatura wytwórni porcelany z Ludwigsburga, choć wygląda podobnie.
To kontrmarka znana, skatalogowana przez Sikorskiego, a znacznie wcześniej, bo w roku 1911 opublikowana w Wiadomościach Numizmatyczno-Archeologicznych przez Gustawa Soubise Bisiera. 
Nie wiem, czy mój szeląg został przestemplowany w tym samym miejscu i celu co szóstak opublikowany przez Bisiera. Punce na pewno nie są identyczne. 
To jeszcze jedna zagadka związana z miedziakami koronnymi Augusta III. 

Zakup tego szeląga cieszy mnie z jeszcze jednego powodu - ani w opisie aukcji ani na ilustrujących go zdjęciach nie widać jeszcze jednej cechy monety - to odwrotka! Przez moje ręce przeszło ostatnio kilkaset saskich miedziaków i muszę przyznać, że monety bite obróconymi stemplami są bardzo rzadkie, a pełną odwrotkę widzę po raz pierwszy. 

Plan wykonany - rzutem na taśmę zmykam styczeń ósmym wpisem. Byle tak dalej, byle do wiosny.







sobota, 19 stycznia 2013

Sobolew, czy Sobolewo?2.00

Nie dają mi spokoju dziwne "monety", o których pisałem kilka dni temu.

Poprosiłem o konsultację Pana Bogumiła Sikorskiego, znanego badacza monet prywatnych.
Pan Sikorski zasugerował, że mogą to być żetony majątkowe (folwarczne) związane ze wsią Sobolewo położoną w okolicach Czarnkowa (Wielkopolska), skąd pochodzą podobne okazy z Jego zbioru (spod tego samego stempla, ale ołowiane!) i dodał:
Odrębną sprawą są napisy. Końcówkę tego po stronie z ligaturą czytam jako "ADAM DE FRESK" i chyba tu jest pies pogrzebany - to inicjały AF. ...
W rejonie Poznania znaki do ... rozliczeń często robili miejscowi kowale, nabijając inicjały lub pełen nazwy majątków. To był standard. Być może tu mamy do czynienia z czymś podobnym. 
Moje wątpliwości, co do sensu umieszczania w legendzie słowa CIVITAT (miasto) zostały skwitowane tak:
Że taki napis ? A czemu nie. W okolicach Szamotuł były polskie majątki, których właściciele jako adres podawali Paryż lub Niceę. Może ktoś przysłał tu jakiegoś Francuza na zarządcę lub coś podobnego. Skutek widzimy w metalu. Ja mimo wszystko uważam to za żetony majątkowe. 
Pozostaje jeszcze problem czasu "emisji". Pan Sikorski  widzi to tak:
 XX - wiecznego pochodzenia blaszek dementować nie trzeba bo taki jest zapewne ich wiek. Moim zdaniem pochodzą sprzed 1939 r i tylko pytanie, sprzed której wojny.
Próba podsumowania.

Ktoś wykonał stemple, którymi odbił w różnych metalach coś, co wygląda na monety majątkowe (folwarczne, dominialne). Prymitywizm stylu stempli niekoniecznie świadczy o bardzo dawnym pochodzeniu "monet". Jest raczej zasługą prymitywnego warsztatu wytwórcy (kowal?). Jeśli to produkty XX-wieczne, lub nie starsze, niż z ostatniej ćwierci wieku XIX, to co robią na nich łacińskie legendy?
Widzę dwie możliwości:

  1. Jest to, tak jak wcześniej pisałem, współczesna próba wykreowania "nienotowanego pieniądza dominialnego", a jej sprawca śmieje się w kułak widząc, co dzieje się wokół jego dzieła.
  2. Są to żetony "wyemitowane" przez właściciela majątku (najprawdopodobniej w Sobolewie k. Czarnkowa), który był miłośnikiem historii i numizmatyki. Może jakiś naśladowca Henryka Mańkowskiego?Jeżeli miały by to być typowe monety majątkowe, używane do rozliczania pracy robotników folwarcznych, to archaizacja ich stylu wydaje się co najmniej zbędna. 
Która jest prawdziwa?







piątek, 18 stycznia 2013

Nieźle się ten rok zaczął.

Stare przysłowie-przestroga radzi "Nie chwal dnia przed wieczorem". Ale jak tu nie chwalić...

Obiecałem wczoraj, że dziś pokażę kilka ciekawych zdjęć (o ile Poczta się sprawi). No to zaczynamy zabawę.

Znajdź szczegóły, którymi różnią się te monety:
1a
1b

2a
2b

3a
3b
Monety 1a, 2a, 3a przyniosłem dziś z poczty, 1b, 2b, 3b już w zbiorze miałem.

Czy łamigłówka została rozwiązana?

Moneta pierwsza
- niestety, żadna z monet nie jest odmianą z sześcioma pękami listków na rewersie. Za to awersy...
1b, czyli ta, którą miałem, to Plage 240 "Jak nr 239, lecz ogon orła większy i na dużej tarczy św. Jerzy w płaszczu". Dzisiejsza zdobycz to właśnie Plage 139. Święty Jerzy nie najlepiej widoczny, ale ogon orła, jak najbardziej. Kolejna luka w zbiorze zapełniona. 

Moneta druga
Szeląg koronny Augusta III, rocznik 1753, pod herbami literka B.
W pierwszym odruchu pomyślałem, że to nie B (jak w opisie aukcji napisał sprzedający), tylko R. Napisałem o tym sprzedającemu, ale odpowiedzi ani zmiany opisu nie doczekałem. Snajper zrobił swoje i moneta trafiła dziś do mnie. 
Bez wątpienia B, bo R wygląda tak
A skąd wątpliwości? Z lektury katalogów, panie doktorze.
Wszyscy autorzy, którzy bardziej szczegółowo opisali miedziaki A3S (Czapski, Gumowski i Kamiński z Żukowskim), odnotowali tylko szelągi 1753B z awersem z imieniem króla AVGVSTVS. Tymczasem na tej monecie na awersie jest AUGUSTUS!

Moneta trzecia
Szeląg koronny Augusta III, rocznik 1753, pod herbami odwrócona literka F.
Co w niej szczególnego? To zabawne, ale to dokładne odwrócenie sytuacji monety poprzedniej. W katalogach jest szeląg 1753 z odwróconym F i imieniem AVGVSTVS, tymczasem w zbiorze miałem tylko nienotowaną odmianę z AUGUSTUS, a tej "zwykłej" nigdzie nie mogłem dopaść. Do dziś. Przyjechała z Niemiec, żeby było ciekawiej.

Zapełnianie luk w kolekcji (tych znanych i tych nieoczekiwanych) staje się niestety coraz droższe. Te trzy miedziaki kosztowały mnie w sumie (żona nie patrzy) dwieście trzynaście złotych i dwanaście groszy wliczając koszty przesyłki. Najtańszy okazał się nienotowany szeląg 1753B AUGUSTUS - tylko 26,50 - choć byłem skłonny dać 150 zł - szczęściem nie było konkurencji, takiej jak w przypadku grosza 1835. 
Fajnie, że stale jeszcze można trafić na monety nienotowane. Nawet, jeśli są to małe, spatynowane, wytarte miedziaki. Pewnie między talarami i dukatami też się to zdarza, ale żeby na taką zwierzynę polować, to trzeba być Czapskim, albo trafić kumulację w Lotto.

Na razie pozostanę przy miedziakach.

P.S.
Od 29 stycznia 2020 moja książka "Miedziane monety koronne Augusta III" jest dostępna tu:
https://ridero.eu/pl/books/miedziane_monety_koronne_augusta_iii/





czwartek, 17 stycznia 2013

Nakłady obiegowych monet 2012

NBP opublikował nakłady zeszłorocznych obiegówek:

1 złoty - 10 000 000 szt.
50 groszy - 12 000 000 szt.
20 groszy - 38 000 000 szt.
10 groszy - 136 000 000 szt.
5 groszy - 60 000 000 szt.
2 grosze - 100 000 000 szt.
1 grosz - 365 000 000 szt.

Dwójek i piątek nie wyemitowano.

Tylko w 2005 r. wybito więcej jednogroszówek!

Ciekawe, jak wobec zapowiedzi zaniechania produkcji dwóch najniższych nominałów, będą wyglądały tegoroczne nakłady.

Dziś bez zdjęć.
Coś ciekawego mam nadzieję pokazać  jutro (o ile Poczta Polska stanie na wysokości zadania).

środa, 16 stycznia 2013

Ja już to gdzieś widziałem!

Przykre, ale Cafe Numizmatyka na Allegro jest tylko cieniem dawnej świetności. Zaglądam tam jednak regularnie. Z rzadka coś napiszę...

11 stycznia zaintrygowało mnie pytanie "Co to za moneta?". Załączone zdjęcia zostały bezlitośnie skompresowane przez automat obsługujący cafe, ale są wystarczająco wyraźne, żeby uruchomić alarm: Ja już to gdzieś widziałem!

Ba! Nie tylko widziałem. Ja coś podobnego mam i nawet kiedyś o mojej blaszce coś napisałem.

Moja "moneta" jest miedziana i mniejsza.
Dokładniejsze oględziny obu zdjęć prowadzą do wniosku, że oba okazy zostały wybite tymi samymi stemplami, a że miedziany krążek jest mniejszy, to odbiły się na nim tylko środkowe części stempli, bez legend otokowych.

Oczywiście, podzieliłem się moim spostrzeżeniem z autorem postu z cafe Allegro. Wymieniliśmy kilka emaili. Zainteresowały mnie zwłaszcza legendy widoczne na monecie z cafe. Okazało się, że na jednej stronie jest napis MONETA CIVIT SOBOLEW, po którym jest coś jeszcze, coś z literą T albo ozdobnik - krzyżyk. Na stronie odwrotnej jest SOLIDUS + DG i dalej coś w rodzaju OLINES????
Dowiedziałem się też, że "srebrnik" został zakupiony około roku 2001 na jarmarku katarzyńskim w Toruniu w masówce po 4 zł/szt. Handlarz miał tych monet więcej.


Ja mojego miedziaka zdobyłem w Zawierciu, pięć lat później. Kto i w jakim celu wyprodukował te blaszki nie wiem.

Wykluczam, że to produkt XVIII- czy też XIX-wieczny, bo Sobolew nigdy miastem nie był. Gdyby miały to być monety dominialne, to też nie użyto by określenia CIVIT. Najprawdopodobniej jest to całkiem współczesna próba wykreowania "nienotowanego pieniądza dominialnego".

Kupując monety dominialne i inne formy pieniądza prywatnego trzeba zachowywać dużą ostrożność. Sprzedawcy zwykle mają na podorędziu jakąś fascynującą legendę mającą dowieść wyjątkowej rzadkości "monety". A jeśli tego nie robią i sprzedają takie wynalazki w masówce, to też źle na tym nie wychodzą - kilka złotych za gram miedzi (choćby nawet lekko srebrzonej) to niezły zarobek.

P.S.
19 stycznia 2013
Ciąg dalszy: Sobolew, czy Sobolewo?


czwartek, 10 stycznia 2013

Král Bene

Přezdívku „král Bene“ si Vladislav údajně vysloužil za to, že šlechtě na žádosti odpovídal pouze „bene“ (tj. „dobře“).

Nie bójcie się, dalej będzie po polsku.

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, na ścieżce przecinającej zbocze góry Wołek znalazłem tę monetę:
Leżała między kamieniami, pewnie deszcz wypłukał ją z ziemi. Pamiętam, że bardzo mnie dziwiło, skąd w środku lasu, daleko od ludzkich siedzib wzięła się taka moneta. I co to za moneta?
Po powrocie do domu rzuciłem się do przeglądania mojej bardzo wtedy skromnej biblioteczki numizmatycznej. Podpowiedź znalazłem w książce...
Русская монетная система: историко-нумизматический очерк na stronie 73. Wiedząc już, że to moneta czeska i mając częściowo rozszyfrowaną legendę WLADISLAVUS SECUNDUS byłem "w domu" - grosz praski Władysława II Jagiellończyka.
Nie podejmę się opisu drogi Władysława do czeskiego tronu. To materiał na niezły thriller historyczno-polityczno-szpiegowsko-dyplomatyczny z licznymi scenami batalistycznymi. Synowie Kazimierza Jagiellończyka, kiedy się wspierali, to się wspierali, ale kiedy w grę wchodziła WŁADZA możliwa była nawet wojna. Armie Władysława i Olbrachta ścierały się nie raz. Najznaczniejsza była bitwa pod Koszycami wygrana przez Władysława.
Bracia walczyli nie tylko z sobą. Przeciwnikami Władysława był i Maciej Korwin i król niemiecki Maksymilian I Habsburg. Zawierano (i zrywano) niezliczone traktaty i umowy, wszystko, by zdobyć trony Czech, Węgier, Chorwacji (a przy okazji i Mołdawii). Jakby tego było mało, papież Leon X wymyślił sobie krucjatę przeciw Turkom, która przyczyniła się do wybuchu wojen chłopskich na Węgrzech. Oj działo się działo.

Władysław zasłużył sobie na tron czeski pomagając Jerzemu z Podiebradów w wojnie z królem węgierskim, Maciejem Korwinem, który też miał apetyt na Czechy. W 1471 roku Jerzy zmarł i zgodnie z jego wolą sejm czeski wybrał Władysława na króla. Sejm obradował w Kutnej Horze. Pewnie mój grosz z tamtejszej mennicy pochodzi.

Przez długie lata była to jedyna czeska moneta w moim zbiorze. Aż do 26 listopada 2010 r. W tym dniu przyniosłem z poczty list z malutkim sreberkiem:
Kilka dni wcześniej wypatrzyłem je na eBay i zalicytowałem ryzykując aż 2 euro. Licytacja stanęła na 1,19.
Na awersie mamy czeskiego lwa z podwójnym ogonem i legendę: WLADISLAVUS SECUNDUS, na rewersie koronę, charakterystyczną, wszechobecną w Kutnej Horze, literę W i cyfrę II. To nominał znacznie od grosza niższy, tzw. bily peniz czyli denar. Mój grosz waży ciut ponad trzy gramy, denar dziesięciokrotnie mniej.

I to wszystkie czeskie monety w moim zbiorze. Jedną przypadkiem znalazłem, drugą przypadkiem kupiłem. A ponieważ "nie ma przypadków", jak mawia Pan Kaczkowski, czekam cierpliwie na chwilę, w której zasłona opadnie i tajemnica  obu "przypadków" się wyjaśni.

P.S.
Kilka lat po znalezieniu grosza przeczytałem w dziele "Chronografia albo Dziejopis Żywiecki" Andrzeja Komonieckiego:
1451
Roku tedy 1451 wielkie się szkody działy książętom oświęcimskim dla rozbójstwa wielkiego, gdyz na zamku Wołku rzeczonym blisko Kęt miasta stojącym, Gels Śleziak, a na zamku Barwałdzie u Góry Kalwaryjej Włodek Skrzyński herbu Łabędź i z żoną swą Katarzyną rozbijał. Z którym Skrzyńskim walczył Piotr Szafraniec o ten Barwałd...
Ostatnia wzmianka o zamku Wołek pochodzi z 1474 r. Zamek został zniszczony prawdopodobnie kilka lat później, podczas wyprawy wojsk Kazimierza Jagiellończyka dowodzonych przez Jakuba Dębińskiego. Król wysłał wojsko, bo Mikołaj Komorowski, właściciel zamków w Żywcu i Barwałdzie, odmówił ich sprzedaży. Charakternych przodków miał Pan Prezydent.
Kila razy byłem jeszcze na Wołku, oglądałem mizerne resztki ruin. Wybrałem się nawet na poszukiwanie obozu Skrzyńskich na Bukowskim Groniu, ale nic ciekawego nie znalazłem.

P.P.S.
Jeśli ktoś z Was zdecyduje się na poszerzanie wiedzy o bilyh penizeh przy pomocy wyszukiwarek internetowych powinien być przygotowany na niespodzianki, zwłaszcza jeśli zatrudni Googla do wyszukiwania grafiki.


niedziela, 6 stycznia 2013

Raz kozie śmierć.

Od dzisiaj tom 3 mojego Specjalizowanego Katalogu Polskich Monet Obiegowych (PRL) jest dostępny w sieci.

Umieściłem go w serwisie SCRIBD - bezpośredni link:


Cena $ 4,99 czyli mniej więcej jedna trzecia wydania papierowego.

Jeśli ten format sprzedaży się sprawdzi, w serwisie pojawią się również dwa pierwsze tomy katalogu.



wtorek, 1 stycznia 2013

Dwa razy A4, czyli po co są pieniądze.

Pieniądze są po to, żeby je wydawać. Podobno są tacy dziwni ludzie, którzy pieniądze zbierają. Zamykają w zmyślnych pudełeczkach i przez myśl im nie przejdzie, że można nimi płacić w sklepie, ale to jakiś margines. Normalni ludzie za pieniądze kupują, co chcą (na przykład pieniądze, które pieniędzmi sensu stricto być przestały).

Kolekcjonerzy często zastanawiają się, co też można było kiedyś kupić za monety z ich kolekcji. Trzyma człowiek takiego trojaczka i myśli - jak długo trzeba było na ten pieniążek pracować? Na co wystarczył?
Naukowcy zajmujący się monetami zawodowo też nie ograniczają się do kwestii technologicznych, historycznych i prawnych. Ekonomia jest równie ważnym elementem numizmatyki. Na potrzeby badań porównawczych - bo nie można prosto porównywać siły nabywczej rzymskiego denara i denara piastowskiego - powstało pojęcie trofy. Najprościej mówiąc, trofa to ilość pokarmu zapewniająca przeciętne potrzeby energetyczne średnio aktywnemu człowiekowi przy zastrzeżeniu racjonalnego odżywiania (więcej na ten temat tutaj).
Informacje o rzeczywistej sile nabywczej pieniądza w minionych wiekach znajduje się w archiwach sądowych, w pamiętnikach, listach, testamentach. Z natury rzeczy są to informacje rozproszone, czasem trudno dostępne. Warto więc dzielić się takimi danymi, jeśli trafimy na nie w domowych papierach.
Cennik żywieckiego masarza z 1934 r.

Jak niewiele dzieliło parówki i pasztetową od szynki gotowanej wędzonej bez kości! Pewnie więcej w nich było mięsa, niż w dzisiejszych. I smakowały lepiej z pewnością.
Cennik spisano na odwrocie plakatu:
Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej działająca od 1928 r. nie pomogła. Przez świat przetoczyła się wojna. Zmieniło się wszystko, również pieniądze.
Latem 1948 r. mój tata wybrał się w Tatry.
Tata, jak widać szynki nie kupował. Teoretycznie w obrocie był jeszcze przedwojenny bilon, ale nie przypuszczam, żeby tata go wtedy używał. Nie przy tych kwotach, od przedwojennych wyższych tysiąckrotnie, a może i więcej.

A na odwrocie?

Dwie kartki z domowego archiwum. Niby nic, a jednak coś. Zastanówcie się, zanim coś podobnego wyrzucicie.

Miejcie się dobrze w Nowym Roku.


Printfriendly