Google Website Translator Gadget

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Chester L. Krause 1923-2016

Kto nie słyszał nigdy o katalogach Krausego, ręka do góry...
Dziękuję, nie widzę...
O! Przepraszam, ktoś jednak rękę podniósł.
No tak, Pan tylko monety antyczne, zdaje się.

25 czerwca zmarł Chester Krause. W grudniu skończył by  93 lata.
Chester L. Krause
(zdjęcie z blogu Dave Harpera)

Czy możecie to sobie wyobrazić - gdzieś w środku niczego, w Iola w stanie Wisconsin mieszkał sobie cieśla, który miał dziwne hobby - kolekcjonował monety. Daleko od Nowego Yorku, daleko od Los Angeles, trochę bliżej Chicago.
W 1952 roku założył niewielkie wydawnictwo i zaczął publikować "Numismatic News". Giganci komputerowi zaczynali ponoć w garażach, Krause przy kuchennym stole. Dwadzieścia lat później wydał pierwszą "cegłę" - "Standard Catalog of World Coins". Katalog zmieścił się na ośmiuset stronach. 
Mój mocno zmęczony egzemplarz wydany w 1983 roku ma już ponad dwa tysiące stron. Obejmuje emisje z lat 1750 - 1980 (mniej więcej).

W późniejszych latach standardowy katalog monet świata podzielił się na wiele tomów - po jednym na każde stulecie - i zyskał towarzystwo innych podobnych wydawnictw, między innymi katalogu monet niemieckich. Na mojej półce stoi drugie jego wydanie.

Bardzo mi się obydwa przydawały w latach kiedy aktywnie zajmowałem się identyfikacją i wyceną monet na forach internetowych.  

Przez jakiś czas prenumerowałem też czasopisma wydawane przez Krause Publications -
Może nawet któreś z nich leży jeszcze na którejś półce w piwnicy.

Nie ograniczał się Pan Krause do monet bynajmniej. Zajmowały Go i komiksy, i popularne nie tylko w USA karty ze sportowcami, i stare zabawki i stare płyty. Znano szeroko Jego kolekcję starych samochodów i pojazdów wojskowych. Parada czołgów Cheta Krause uświetniała doroczne pikniki
Comics Buyer's Guide - innego periodyku przez Niego wydawanego.

W czasach internetu znaczenie katalogów Krausego znacząco zmalało, ale nie na tyle, by w sieciowych katalogach nie dodawano do opisów monet numerów z katalogów Krause Publications.

Szkoda, że odejście człowieka tak ważnego dla kolekcjonerów (nie tylko monet!) przeszło niemal bez echa.

Szkoda i żal.




 

wtorek, 7 czerwca 2016

Kolejny odhaczony!

Najpierw podziękowania.
Krytykującym, za krytykę, popierającym za poparcie, rozumiejącym za zrozumienie.
Chodzi oczywiście o poprzedni wpis o lenistwie.
Przeczytałem wszystkie Wasze komentarze (jeszcze raz dziękuję) i wyciągnąłem wnioski na przyszłość.

A teraz o dzisiejszym święcie.
Im krótsza moja mancolista - czy ktoś jeszcze wie o co chodzi? - tym rzadsze okazje do świętowania. Moja lista braków miedzianych monet koronnych Augusta III skróciła się dziś o jedną pozycję.

Szeląg koronny 1752 C

Odkąd na poważniej zająłem się tymi monetami, a to już ładnych parę lat, to dopiero druga możliwość zakupu. Pierwszą zlekceważyłem ustawiając w aukcji zbyt niski limit. Drugą potraktowałem poważniej.
W katalogu Kamińskiego rzadkość tego szeląga oszacowano na R1, Kopicki ostrożnie dał R4. Nie wydaje mi się, by R5 było szacunkiem przesadzonym. To naprawdę rzadka moneta. Miał ją Czapski (nr 2798; 1,04 g; 16 mm), co osobiście sprawdziłem w Krakowie.
To istotne, bo wspomniana lista braków, zbudowana na podstawie katalogów zawiera monety trzech kategorii:
  • takie, o których wiem, że na pewno istnieją,
  • takie, które odnotowano w literaturze, które być może istnieją, ale nie mam żadnych na to dowodów (szeląg 1752G),
  • takie, które odnotowano w literaturze, ale w których istnienie mocno wątpię (szelągi 1752B i 1752D).
Mój egzemplarz 1752C jest cięższy od monety Czapskiego (waży 1,27 grama) przy średnicy mniejszej o milimetr (ma 15 mm). Nie odnotowałem, czy krakowski egemplarz też ma ślady poprawiania stempla (litery POL na awersie), ale moneta, której kiedyś nie kupiłem, jak pamiętam, podobne ślady miała...
Gdzieś powinienem mieć jej zdjęcie.
Jest.
 Jednak się pomyliłem, żadnych podobnych uszkodzeń na tamtej monecie nie było.

Zasugerowałem się... zdjęciem z aukcji, którą właśnie wygrałem. Nie znając jeszcze jej rezultatu zarchiwizowałem aukcyjne zdjęcie. Nadal przed końcem aukcji, dodawałem kolejne monety do katalogu, który właśnie piszę - wśród nich był szeląg 1752C. I obraz monety z aukcyjnego zdjęcia gdzieś się w zakamarkach pamięci zapisał.
Kiedy okazało się, że aukcję wygrałem, kiedy odebrałem monetę z poczty - siadłem do klawiatury by podzielic się radością ze zdobyczy w nowym wpisie na blogu. W rezultacie napisałem cos takiego: 

Gdzieś powinienem mieć jej zdjęcie.
Jest.

To przecież ta sama moneta! Te same wżery, ta sama niecentryczność. Trpělivost růže přináší, jak mawiają bracia Czesi. Albo inaczej - co komu pisane, to go i nie minie (tym z kolei częstował kolega przy brydżowym stoliku, kładąc kontrakt przeciwników, bez jednej, albo bez wielu).
No i dobrze. Może więc nie R5, tylko R6?
To bez znaczenia. Ważne, że zbiór uzupełniony, a w katalogu będę mógł umieścić własne zdjęcie własnej monety.
Spostrzegawczy Czytelnik zwrócił mi w komentarzu uwagę, że chyba coś mi się pomyliło. Słusznie.
Błąd naprawiony.


I tyle w tematach numizmatycznych i zbliżonych.
A w tematach komputerowych?
W końcu zdecydowałem się na dawno zaplanowaną zmianę i powróciłem do źródeł. Na moim desktopie rządzi Debian (w wersji stabilnej). Migracja przebiegła bezproblemowo, potrzebne mi oprogramowanie działa, skaner, drukarka, łączność z aparatem fotograficznym, telefonami itp. również. System stabilny, wystarczająco szybki, może nie najpiękniejszy, ale nie chce mi się tracić czasu na upiększanie (pamiętacie, eviva lenistwo!).

Printfriendly