Google Website Translator Gadget

sobota, 12 kwietnia 2025

Blaski i cienie numizmatycznego wolontariatu.

Krewni oraz bliźsi i dalsi znajomi wiedzą - Jurek zbiera monety. Efekt jest taki, że co jakiś czas jestem proszony o rzucenie okiem na monety znalezione podczas domowych porządków albo przeprowadzek. Nigdy nie odmawiam, zastrzegając tylko, że po pierwsze - niczego nie kupię, po drugie - moja pomoc w ewentualnej sprzedaży ograniczy się do podpowiedzi - albo firmy, której można zaufać, albo wskazówek do samodzielnej sprzedaży internetowej. Od krewnych i znajomych nie kupuję, bo to najkrótsza droga do problemów. Z ziarna niepewności wywołanej porównaniem moich oszacowań i wyników samodzielnych poszukiwań internetowych może wyrosnąć las pretensji. Bo przecież... 

albo 
albo
albo 
Celowo pokazałem te, a nie inne monety, bo najczęściej takie właśnie rarytasy kryją się w zapomnianych klaserach i domowych zakamarkach. 
Najczęściej nie oznacza zawsze. Zdarzyło mi się już, że niepozorna monetka z pudełka z guzikami trafiła na dobrą aukcję i umożliwiła znajomej całkiem atrakcyjny wyjazd wakacyjny.

Dawniej, za czasów Cafe Allegro i forum E-numizmatyki bardzo często pomagałem identyfikować i wyceniać monety pokazywane przez forumowiczów. W tej chwili ograniczam się tylko do odpowiadania na e-maile z podobnymi prośbami ale bez podawania wycen. Z wyceniania wyleczyły mnie napastliwe wiadomości zapychające pocztę po wyjaśnieniu, że coś podobnego do tego, 
to nie żaden rarytas, tylko złom.

Kiedy zobaczyłem najpierw tę aukcję i wynik licytacji 

pomyślałem sobie - No! To teraz się zacznie. Przecież takie dwudziestki z Marcelim Nowotko są w każdym polskim domu. I to nieszczęsne "...bez znaku mennicy - ekstremalnie rzadka odmiana". Na szczęście na razie brukowce jeszcze nie podjęły tematu, a na OneBid zupełni amatorzy chyba (?) nie zaglądają. 

Sprawia mi przyjemność świadomość, że krewni, przyjaciele i znajomi, którym pomogłem nie padną ofiarą nierzetelnego biznesu, który działa na obrzeżach numizmatyki. Ważne, żeby doświadczeni kolekcjonerzy pomagali innym. To potrzebne i dobre dla numizmatyki. 
A przy okazji przeglądanie takich domowych "skarbów" to świetna zabawa.

Jakieś dwadzieścia lat temu miałem jeszcze jeden pomysł na numizmatyczny wolontariat. Na wystawie w sosnowiecki muzeum zauważyłem pospolitą drobną monetę Zygmunta III opisaną zuełnie "od czapy". Nie zgadzało się nic, ani król, ani nominał. Zaproponowałem, że mogę pomóc w prawidłowej identyfikacji tej i ewentualnie innych monet z muzealnej kolekcji. Efekt? Po prostu mnie wyśmiano. Przecież monetę opisał znakomity fachowiec muzealnik z dużym stażem, a ja, prosty magister fizyki ośmielam się kwestionować jego wiedzę? Zasugerowano, że zapewne mam chrapkę na uzyskanie dostępu do muzealnych magazynów i...
No to poszedłem do domu przyrzekając sobie po drodze, że nigdy więcej. I słowa dotrzymałem.

3 komentarze:

  1. Panie Jerzy, proszę nigdy nie rezygnować - z czego - z czegokolwiek o czym wspomina Pan w tym wpisie. Jako dobro narodowe jest Pan "zobowiązany" :) stać na straży klasycznie pojętej numizmatyki. I "klasycznych" numizmatyków. Pozdrawiam Marek GNIEZNO

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Jerzy, w przypadku muzeów to zdarza się całkiem często, tj. błędy w opisach. Ja w takich sytuacjach nigdy nie proponowałem pomocy w określaniu/identyfikacji monet (nie mam na to czasu), ale jak widzę kompetentną osobę (nie osobę "ochroniarza"), to staram się zwrócić uwagę na błędne informacje. Jeśli od iluś osób dostaną takie uwagi, to coś z tym w końcu zrobią. Zakładam też w takich przypadkach, że to niekoniecznie musi być wina fachowca, tylko ktoś mógł pomylić eksponaty czy ich opisy przy układaniu w gablocie. Pozdrawiam. Robert

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym przypadku to nie była pomyłka przy układaniu eksponatów - w gablocie była JEDNA moneta :-)

      Usuń

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.