Google Website Translator Gadget

czwartek, 16 października 2025

Posemuckel - Podmokłe

Posemuckel to niemiecka nazwa polskiej dziś wsi, w województwie lubuskim, w powiecie zielonogórskim, w gminie Babimost.

Pod koniec XVI wieku była to wieś królewska starostwa babimojskiego, w powiecie kościańskim województwa poznańskiego. Po II rozbiorze Rzeczypospolitej w 1793, miejscowość znalazła się w zaborze pruskim. W 1937 r. niemiecka administracja przemianowała Klein Posemuckel na Klein Posenbrück. Posemuckel nie brzmiało wystarczająco germańsko.

Nie wiadomo dlaczego i od kiedy, ale w potocznej niemczyźnie, posemuckel to "wieś zabita dechami", "pipidówka", "zadupie". Posemuckel było i chyba nadal jest dla Niemców symbolem prowincji, o której opowiada się suche kawały, jak o Wąchocku lub Pcimiu Dolnym – symbolach prowincji, zacofania, głupoty, końca świata, gdzie asfalt na noc zwijają. Jeden z internetowych systemów wspomagających tłumaczenia podaje taki przykład "Ich dachte, du kommst aus Karotten-Posemuckel." czyli "Założyłem po prostu, że pochodzisz marchewczanej wiochy.".

Trudno też dociec, dlaczego jeden z kultowych hamburskich klubów nazwano właśnie "Posemuckel". Klub działał w latach 1980-1992 i cieszył się nietypową sławą. Prawie nikt nie chciał przyznać się, że tam bywał. Mówiło się, że tak: "wiem co to za miejsce, ja tam nigdy nie byłem, ale był mój kolega, koleżanka znajomego" itp. Ktoś tam jednak bywać musiał, bo zachowały się zdjęcia. 

Są też w sieci wspomnienia z tego klubu (tłumaczenie AI, podkreślenie moje). 
Pod względem wystroju „Posemuckel” sytuowało się gdzieś pomiędzy portową knajpą, zapuszczoną speluną a peep-showem, skupione wokół centralnego „piwnego źródła”. Z głośników lały się współczesne „arcydzieła” klasy średniej – od italo disco, przez radiowe breje z list przebojów, po przaśnego rocka i odgrzewany schlager. Na licznych parkietach tańca było tyle, co nic – dominowało raczej rytmiczne przepychanie się, a precyzyjniej: desperackie próby podrywu.

Pod wpływem legendarnego drinka Hitti Hitti (skład nieznany, choć Jägermeistera nikt nie wykluczał) „Posemuckel” na początku ery techno uchodziło za święte miejsce analogowego flirtu. Miało nawet własną walutę – Posemuckel-Talery – oraz ulice, ministrów i gazetę. 

Doszliśmy więc do sedna Posemuckel-Talery. Wyskoczyła mi taka "dwutalarówka" z pudełka z masówką.
Były różne nominały, o czym można się przekonać choćby zaglądając do MA-Shops
albo na eBay 
Przy okazji jest okazja do porównania podejścia do klienta. Na MA-Shops mamy ceny realistyczne, sprzedawcy z eBay w większości zdecydowanie przesadzają w oczekiwaniach.

Nie jestem pewien, czy te hamburskie żetony można na serio potraktować jako "numizmaty powiązane z Polską". W każdym razie po raz kolejny przekonałem się, że nawet niepozorne na pierwszy rzut oka żetony mogą opowiedzieć ciekawe historie.

P.S.
Pojawiły się dziś informacje o jesiennym, krakowskim spotkaniu Toruńskich Warsztatów Numizmatyki Antycznej. 
Tym razem niestety nie będę, ale jak zawsze polecam. 

sobota, 11 października 2025

10 groszy 1979 - drugi wariant

O tym, że prawdopodobnie istnieją dwa warianty dziesięciogroszówki z 1979 roku dowiedziałem się już jakiś czas temu.  W maju kupiłem większą ilość obiegówek PRL, w tym około 6 kilogramów aluminium. 

Skrupulatnie przeszukałem, nie znalazłem. Było trochę innych ciekawostek, ale wszystkie dziesięciogroszówki z 1979 roku wyglądały tak, jak moneta, którą wyłowiłem z obiegu w 1979 albo 1980 roku.
3.10.14.a.

Aż tu nagle... niespodzianka. 7 listopada jeden z czytelników mojego bloga napisał do mnie, pytając o dziesięciogroszówkę z 1979 roku, na której znak menniczy jest w położeniu innym, niż na monecie w moim katalogu. Przysłał bardzo dobre zdjęcia więc potwierdziłem, że to coś nowego, że w moim katalogu takiej monety brak. I nie tylko w moim. Zdjęcia dostałem 7 listopada, a dwa dni później odebrałem z pobliskiego paczkomatu tę monetę.
3.10.14.b.
Porównanie kluczowego fragmentu. 
3.10.14.a.
3.10.14.b.
Różnica jest niewielka, ale ewidentna. 

Moneta przyszła w takim opakowaniu.  
Jak każdy chyba, lubię prezenty. Ten sprawił mi wyjątkową radość. Krzysztofowi i Krystianowi, "kolegom zbierającym blaszki" serdecznie zań dziękuję. 

Nie jestem jeszcze w stanie określić stopnia rzadkości tego wariantu. To, że nie natrafiłem na niego zbierając materiały do kolejnych wydań mojego katalogu oznacza na pewno, że nie jest to wariant pospolity. Ciekawe, czy któryś z "parciaków" sprzedawanych dziesięć, jedenaście lat temu przez GNDM nie zawiera wyłącznie tego rzadkiego wariantu.
Tylko kto zaryzykuje otwarcie worka?

Nie ma przypadków, panie doktorze! 
Wczoraj, jak w każdy piątek, zrobiłem przegląd nadchodzących aukcji na OneBid. I oto niespodzianka.
Na etykietce slabu nie ma informacji, że to moneta wyróżniająca się czymkolwiek, poza stanem zachowania. 
Za to w aukcyjnym opisie podkreślono jej odmienność od standardu. 

Wygląda na to, że w przyszłym roku będę musiał popracować nad czwartym wydaniem katalogu PRL. Zwłaszcza po tym, co zobaczyłem i usłyszałem na nagraniach z sesji wykładowej towarzyszącej aukcjom "WÓJCICKI - Polski Dom Aukcyjny". 

I na dodatek ta zapowiedź z końca września. 

I jak tu się nudzić na emeryturze?

sobota, 4 października 2025

"Nobody's Perfect" albo "Strange People "

 

Wbrew pozorom, dzisiejszy wpis nie będzie traktować o starych amerykańskich filmach. Zaskoczę Was dziś (mam nadzieję) ciekawostkami o pozanumizmatycznych zainteresowaniach kilku amerykańskich numizmatyków. 
Zaczęło się od tego, że natrafiłem na YouTube na długi wywiad z Jackiem Sarfatti, fizykiem teoretycznym, liderem kalifornijskiej grupy badawczej Physics/Consciousness Research Group.  W latach 1967–1971 Sarfatti był adiunktem fizyki na Uniwersytecie Stanowym w San Diego. Studiował również w Centrum Nauk Kosmicznych Uniwersytetu Cornell, Brytyjskim Instytucie Badań Energii Atomowej, Instytucie Fizyki im. Maxa Plancka oraz Międzynarodowym Centrum Fizyki Teoretycznej. Postać nietuzinkowa, o początkach jego kariery naukowej można poczytać w książce „How the Hippies Saved Physics” (Jak hipisi uratowali fizykę). 
W wywiadzie 
Sarfatti opowiada o programie z lat 50. XX wieku, którego celem było identyfikowanie wysoce inteligentnych dzieci i umieszczanie ich w specjalnych grupach, w celu wychowania przyszłych liderów w dziedzinie nauk ścisłych i matematyki. Dzieci, poddawano testom, na podstawie których kierowano je później do wybranych uczelni. W ramach tych testów odbywały się między innymi spotkania z mężczyznami w czarnych garniturach, którzy rozmawiali o komunizmie i UFO, a także oceniali zdolności parapsychiczne dzieci. Jednym z tych dzieciaków był Sarfatti, a w jego opowieści o tych niekonwencjonalnych testach pojawiają się nazwiska Walter Breen, William Sheldon i Robert Bashlow. Nazwiska nieobce kolekcjonerom monet. 

Polskim znany jest z pewnością Sheldon, twórca skali opisującej stany zachowania monet, używanej przez wszystkie firmy zajmujące się gradingiem monet. William Herbert Sheldon, urodzony 19 listopada 1898 r., zmarły 17 września 1977 r., przez dziesięciolecia był czczony jako jeden z filarów amerykańskiej numizmatyki. Był niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie wczesnych amerykańskich miedzianych centów (large cents) bitych od 1793 do 1857 roku. 
Jego katalog jest "biblią" kolekcjonerów large cents. 
Kiedy w 1949 roku ukazał się ten katalog, niewielu numizmatyków pamiętało o działalności Sheldona w innej dziedzinie i związanych z nią kontrowersjach. Sheldon w 1925 roku uzyskał tytuł doktora na Uniwersytecie Chicagowskim, gdzie później wykładał psychologię. Po dodatkowych studiach w Centrum Medycznym Uniwersytetu Chicagowskiego w 1933 roku uzyskał tytuł doktora medycyny. Podczas dwuletniego stypendium w Europie Sheldon spotkał się z Zygmuntem Freudem i studiował pod kierunkiem Carla Junga. Po tych przygotowaniach skoncentrował się na dziedzinie, która stała się znana jako psychologia konstytucjonalna. Zajął się korelację między podstawowymi cechami osobowości, a typami budowy ciała. Twierdził, że na podstawie naukowo skodyfikowanej fotografii nagich ciał  i wykonanych na nich pomiarów, jest w stanie określić temperament każdej osoby, zrozumieć jej osobowość i przewidzieć prawdopodobny kierunek życia. Każdej osobie można było przypisać trzycyfrowy identyfikator podsumowujący cechy, które według Sheldona były wrodzone i niezmienne przez całe życie danej osoby. A więc jeszcze jedna "skala Sheldona"! W latach 1946–1959 Sheldon kierował instytutem zajmującym się badaniami w zakresie psychologii konstytucjonalnej na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Studenci musieli pozować nago przed serią skalibrowanych metalowych prętów, co pozwalało uzyskać precyzyjne pomiary określające ich somatotyp. Takie „fotografowanie postawy” było częścią celowego „naukowego” programu budowania zdrowia fizycznego i sprawności studentów. Wykonano dziesiątki tysięcy takich zdjęć, które były przechowywane w różnych miejscach. Wiele z nich znalazło się w atlasie mężczyzn Sheldona. 
Kolejne tysiące zdjęć zgromadzono w celu stworzenia analogicznego atlasu kobiet, który nigdy nie został opublikowany ponieważ w 1950 roku studentka pierwszego roku Uniwersytetu Waszyngtońskiego w Seattle poskarżyła się rodzicom, że zostałą zmuszona do poddania się sesji zdjęciowej nago. Jej rodzice wywołali burzę protestów, które doprowadziły do usunięcia Sheldona z kampusu i spalenia zgromadzonych przez niego zdjęć. Do akcji włączyły się kolejne szkoły ale kilka uczelni kontynuowało ten proces przez lata siedemdziesiąte, fotografując takie osoby jak młoda Hillary Rodham (późniejsza Clinton) i George W. Bush. 
Kolejny skandal, tym razem numizmatyczny, wybuchł po śmierci Sheldona. Źródłem był swobodny dostęp Sheldona do zbiorów American Numismatic Society (ANS). W zbiorach ANS były wspaniałe duże centy z kolekcji George'a Clappa, które Sheldon wykorzystał przy tworzeniu swoich książek. Cztery lata przed śmiercią Sheldon sprzedał swoją kolekcję dużych centów Royowi Naftzgerowi z Kalifornii, który już w 1954 roku nabył wspaniałą kolekcję T. Jamesa Clarke'a. Duże centy są dla koneserów tak samo rozpoznawalne jak odciski palców, więc Naftzger szybko zauważył rozbieżności, gdy porównał obie kolekcje i dane z katalogu Sheldona. Dokładna analiza centów Clappa, które nadal znajdowały się w ANS, wykazała, że 129 rzadkich egzemplarzy zostało zamienionych lub po prostu zaginęło. Wszystko wskazywało na to, że Sheldon część monet przywłaszczył sobie, a część podmienił na gorsze egzemplarze ze swojego zbioru. Sprawa trafiła do sądu. Po przeanalizowaniu dokumentów złożonych przez ANS i Naftzgera, sąd najwyższy hrabstwa wydał w listopadzie 1997 r. orzeczenie na korzyść ANS, przyznając mu prawo własności do 38 centów pozostających w posiadaniu Naftzgera po sprzedaży reszty jego kolekcjii nakazując mu zapłatę na rzecz ANS kwoty 229 500 dolarów za 20 dużych centów, które już sprzedał. Zaginęło tylko 65 sztuk. Sędzia uznała Sheldona winnym kradzieży i potępiła go z ławy sędziowskiej za nadużycie zaufania ANS.

Sarfatti twierdził, że to Sheldon nadzorował program poszukiwania utalentowanych dzieci i kierowania ich późniejszą edukacją. Pomagać mu w tym mieli kolejni dwaj, bardzo znani w USA numizmatycy, Walter Breen i Robert Bashlow. 

W 1958 r. metodologia i wykaz odmian w publikacji Early American Cents zostały przez Sheldona rozszerzone w poprawionej wersji zatytułowanej "Penny Whimsy". Walter Breen był jednym z współautorów. Breen przez wiele lat pracował dla firmy New Netherlands Rare Coins na Manhattanie. Spędzał wiele godzin z Sheldonem na Uniwersytecie Columbia. Był świadomy i akceptował trwający program fotografii aktów Sheldona oraz podzielał jego przekonania o zdeterminowaniu psychiki i predyspozycji człowieka przez jego budowę fizyczną. Jako numizmatyk, Breen zajmował się badaniami wczesnych amerykańskich monet miedzianych. Jest autorem kolejnej "biblii", tym razem dotyczącej półcentówek. 
Pracował też nad nową książką, która miała zastąpić Penny Whimsy. Opublikowano ją w 2000 roku jako "Walter Breen’s Encyclopedia of Early United States Cents, 1793-1814". W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych Breen współpracował ze Stanleyem Apfelbaumem i First Coinvestors, Inc., tworząc swoje najbardziej znane prace numizmatyczne, między innymi "Walter Breen’s Encyclopedia of U.S. and Colonial Proof Coins, 1722-1977" oraz "The Encyclopedia of United States Silver & Gold Commemorative Coins 1892-1954". Wspaniała postać? Nie całkiem, bo życie Walter H. Breen zakończył w kalifornijskim zakładzie karnym California Institute for Men. Trafił tam po skazaniu za przestępstwa natury seksualnej. Już wcześniej skazywano go kilkakrotnie za takie przestępstwa. Walter Breen był człowiekiem o wielu zainteresowaniach, a jednym z nich była fantastyka naukowa. Kiedy przyłapano go po kolejnym konwencie science fiction na molestowaniu chłopca określanego w dokumentach sądowych jako Johnny Doe 5, Breen został aresztowany w środku dnia pracy, podczas wyceny rzadkich monet w Superior Galleries w Beverly Hills 3 października 1991 roku. Miał wówczas 61 lat. Został zatrzymany za kaucją w wysokości 200 000 dolarów i postawiono mu osiem zarzutów popełnienia przestępstwa. Został skazany i tym razem otrzymał wyrok 10 lat więzienia. Podczas odsiadki u Breena zdiagnozowano raka. Zmarł niecałe dwa lata po rozpoczęciu odbywania kary.

Trzecim numizmatykiem wymienionym przez Sarfattiego był Robert Bashlow. Nie był on badaczem, jak wyżej opisani Sheldon i Breen. Karierę profesjonalnego numizmatyka rozpoczął po tym, jak w mennicy filadelfijskiej wybito słynne monety 1-centowe z 1955 r. ze zdwojoną datą i zdwojonymi literami legendy. 
Wybito ich trochę ponad 20 000 egzemplarzy. Monety z błędami zostały wykryte, ale uznano, że przeszukiwanie całej partii w celu odzyskania błędnych egzemplarzy jest niepraktyczne i wszystkie zostały wprowadzone do obiegu. Po odkryciu i upublicznieniu tej odmiany jej wartość gwałtownie wzrosła. Dealerzy błyskawicznie kupowali i sprzedawali monety "Double Date" na  przegrzanym rynku numizmatycznym. Powstawały fortuny, szesnastoletni wówczas Bashlow osiągnął ogromne zyski. Wykorzystał i pomnożył je w kolejnym etapie swojej kariery. Zajął się wspólnie z hurtownikiem Davidem Latiesem masowym importem i sprzedażą kilku rodzajów najnowszych brytyjskich monet brązowych amerykańskim kolekcjonerom pragnącym wkroczyć w nową dziedzinę kolekcjonerstwa. Raczkujący w tym czasie tygodnik "Coin World" był kierowany przez ludzi, którzy nie mieli zbyt dużej wiedzy na temat europejskich monet. Publikowano ogromną ilość reklam rzekomo rzadkich i trudnych do zdobycia farthingów, których ostatni nakład wybito w roku 1956. Farthingi oferowano pojedynczo lub w zestawach, opisywanych w entuzjastycznych tekstach reklamowych, które przewidywały nadzwyczajne zyski, jakie z pewnością przyniosą te monety. Bashlow zorientował się też, że brązowe pensy będące kluczowym elementem brytyjskiego systemu monetarnego tracą na znaczeniu wraz z inflacją, która osłabiła ich siłę nabywczą. W 1949 r. mennica królewska wybiła 14 314 000 pensów, z których część pozostała w magazynach, ponieważ popyt na nie był ograniczony. W porównaniu z nakładami amerykańskich centów była to ilość bardzo niewielka. Na dodatek w kolejnych latach wybito  240 000 pensów w 1950 r. i kolejne 120 000 w 1951 r. Większość monet z tymi datami została wysłana za granicę do obiegu na Bermudach i Bahamach. Dowiedziawszy się o losie tych roczników, Bashlow udał się po nie do kolonii. Zdobyte monety wykorzystał w typowej dla siebie efektownej reklamie w Stanach Zjednoczonych. Poszukując kolejnych możliwości zarobku, Bashlow wykorzystał obiekt związany z wojną secesyjną, próbną monetę wybitą wkrótce po secesji i utworzeniu Konfederacji Stanów Ameryki przez filadelfijskiego grawera Roberta Lovetta. 
Zaangażowanie Bashlowa w sprawę tej tajemniczej monety jedynie podtrzymało kontrowersje, które trwały od momentu jej odkrycia w 1874 roku. Lovett twierdził, że wybił 12 sztuk z miedzi i niklu, ukrył 11 z nich oraz stemple w obawie przed aresztowaniem za handel z wrogiem. Stemple zniknęły z pola widzenia do momentu, gdy pojawiły się na konwencji Amerykańskiego Stowarzyszenia Numizmatycznego w 1911 roku, gdzie zostały zaprezentowane przez znanego kolekcjonera Judsona Brennera. Następnie trafiły one w ręce F.C.C. Boyda, długoletniego członka prestiżowego Nowojorskiego Klubu Numizmatycznego i właściciela gazety Union News. Ten z kolei przekazał je dealerowi Johnowi J. Fordowi Jr. z firmy New Netherland Coins. Ford, który zawsze interesował się stemplami i matrycami nadającymi się do użytku (ciekawe w jakim celu?). Stemple konfederackich centów, zardzewiałe i noszące ślady unieważnienia pilnikiem,  zostały sprzedane młodemu Q. Davidowi Bowersowi, który rozpoczynał wówczas swoją wybitną karierę numizmatyczną. Bowers nie wykorzystał ich, tylko sprzedał częstemu gościowi z Nowego Jorku, młodemu Robertowi Bashlowowi. Posiadanie i wykorzystanie tych stempli sprawiło, że nazwisko Bashlowa stało się znane w szerokich kręgach amerykańskiej społeczności numizmatycznej. Stemple konfederackich centów trafiły do starej filadelfijskiej firmy August C. Frank and Company, której Bashlow polecił wykonanie ich funkcjonalnych replik zachowując wszystkie nacięcia i plamy z oryginałów. Przy ich użyciu wykonano około 30 000 odbitek z różnych metali na krążkach i klipach różnej grubości jednostronnych i dwustronnych. Reklamowano je intensywnie w prasie numizmatycznej, zwłaszcza w Coin World. Oryginalne matryce i ich kopie zostały później uroczyście przekazane do Smithsonian Institution.  Wszystkie reklamy Bashlowa były odważne i krzykliwe, z ramkami z flagami Konfederacji i jaskrawymi czcionkami, które przedstawiały mnóstwo niesamowitych twierdzeń o wielkich możliwościach, jakie ta DRUGA REEDYCJA MONETY KONFEDERACYJNEJ oferowała ufnym czytelnikom. Ogłoszenia prowokowały liczne kontrowersje. Czym właściwie było „drugie wybicie”? Czym były „matryce kopii” i dlaczego cokolwiek wybite z nich miałoby mieć jakąkolwiek wartość? A poza tym, kim był ten Robert Bashlow? 
Bashlow popadł w kłopoty. Pojawiły się teraz silne głosy sprzeciwu. Nie tylko w związku z numizmatyką. Aktywni konserwatyści prawicowi sprzeciwiali się broszurze Bashlowa zatytułowanej „1000 sposobów na uniknięcie poboru do wojska”. Później wyszły na jaw związki Bashlowa z Walterem Breenem (tak, tym wyżej opisanym), jego udział w wydaniu książki Breena „Greek Love” (Miłość grecka), promującej pedofilię i czasopiśmie „International Journal of Greek Love”, które założył wraz z Breenem i jego żoną Marion Zimmer Bradley. 
Bashlow kupił również ogromny zbiór stempli należących do nieistniejącej już firmy Joseph K. Davison’s Sons z Filadelfii, producenta wielu odznak dla Wielkiej Armii Republiki i różnych XIX-wiecznych organizacji. Z różnym powodzeniem wykorzystywał je do wyrobu rzekomych rzadkości, które próbował sprzedawać kolekcjonerom. Z czasem jego ogłoszenia przestawały się ukazywać w prasie kolekcjonerskiej bo za nie nie płacił. Część stempli, z których płatnością też zalegał, wróciłą do poprzednich właścicieli. Kariera Bashlowa skończyła się smutno. 
W 1962 roku został wyrzucony z Amerykańskiego Stowarzyszenia Numizmatycznego. 
Zginął w pożarze, który strawił hotel Corona de Aragon w Saragossie w Hiszpanii 12 lipca 1979 roku. Był jednym z dwóch obywateli USA, którzy zginęli w pożarze. W noc pożaru w hotelu przebywało 300 zarejestrowanych gości, z których większość stanowili obywatele Hiszpanii. Prawie 200 gości zostało ewakuowanych z 10-piętrowego hotelu, jednak wielu próbowało zjechać po linach zrobionych z prześcieradeł lub wyrzucało dzieci przez okna do sieci strażackich. Do ewakuacji gości wykorzystano dwa helikoptery Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych z amerykańsko-hiszpańskiej bazy lotniczej pod Saragossą. Część gości oczekiwała na ewakuację w basenie na dachu hotelu. Fałszywa plotka mówiła, że był jego jedyną ofiarą. W rzeczywistości pożar pochłonął życie 80 gości. Nigdy oficjalnie nie podano jego przyczyny. Mowa była o zapaleniu się oleju w hotelowej kuchni ale też wskazywano na możliwość ataku terrorystycznego. 

Dwóch wybitnych numizmatyków i jeden nadaktywny dealer współpracujących przy programie jako żywo przypominającym jeszcze jeden amerykański film. 

Cóż, ludzie są dziwni i nikt nie jest doskonały.
C.B.D.O.

Printfriendly