Google Website Translator Gadget

sobota, 19 kwietnia 2025

Zaszyj dziurkę póki mała...

 Dziś o monetach dziurawych. Nie takich, w których otwór pojawił się już na etapie projektu, 

tylko o monetach dziurawionych prędzej lub później po ich wyprodukowaniu. 

Monety dziurawiono z różnych powodów. 

Praktycznych, bo potrzebna była podkładka (co z tego że srebrna, kto bogatemu zabroni).

albo element bransoletki lub dewizki
albo ozdoba do naszycia na strój 

lub guzik. 
Inną (też praktyczną) przyczyną dziurawienia monet było eliminowanie falsyfikatów z obiegu pieniężnego. Dawniej wystarczał nóż z ostrym czubkiem. 
W bliższych nam czasach używano przebijaka lub wiertarki. 
Część kolekcjonerów monet żywi przekonanie, że przedziurawiona moneta nie zasługuje na włączenie do zbioru, więc żeby sprzedać monetę, dziurkę trzeba "zaszyć". Zależnie od fachowca i użytych metod, efekty bywają różne. I mamy albo taką partaninę 
albo przegięcie w drugą stronę - nie dość, że otwór zanitowany, to naprawca dorobił brakujące fragmenty legendy i rysunku. 
Jestem w stanie zrozumieć dlaczego z lepszym lub gorszym skutkiem próbuje się "zaszywać dziurki" w potencjalnie wartościowych monetach ale czasem przyczyny takich działań pozostają dla mnie tajemnicą. Przykład z eBay. Po co nitować otwór w tak pospolitym i ogólnie źle zachowanym miedziaku? I na dodatek tak nieudolnie. 
Dla treningu? 

P.S.
Tytuł wpisu pochodzi oczywiście z dydaktycznego wierszyka Stanisława Jachowicza. Jednego z tych mniej drastycznych. 

„Zaszyj dziurkę, póki mała” -
Mama Zosię przestrzegała.
Ale Zosia, niezbyt skora,
Odwlekała do wieczora.
Z dziurki dziura się zrobiła.
A choć Zosia i zaszyła,
Popsuła się suknia cała.
Źle, że matki nie słuchała.

Bardziej drastyczne, w wyborze Bohdana Butenki i z jego ilustracjami, znajdziecie w tej pięknej książeczce, 

a poczytać o dziewiętnastowiecznej poezji mającej pomóc we wpajaniu dzieciom zasad dobrego wychowania możecie na blogu Polony Kto nie je zupy, ten umrzeć musi

sobota, 12 kwietnia 2025

Blaski i cienie numizmatycznego wolontariatu.

Krewni oraz bliźsi i dalsi znajomi wiedzą - Jurek zbiera monety. Efekt jest taki, że co jakiś czas jestem proszony o rzucenie okiem na monety znalezione podczas domowych porządków albo przeprowadzek. Nigdy nie odmawiam, zastrzegając tylko, że po pierwsze - niczego nie kupię, po drugie - moja pomoc w ewentualnej sprzedaży ograniczy się do podpowiedzi - albo firmy, której można zaufać, albo wskazówek do samodzielnej sprzedaży internetowej. Od krewnych i znajomych nie kupuję, bo to najkrótsza droga do problemów. Z ziarna niepewności wywołanej porównaniem moich oszacowań i wyników samodzielnych poszukiwań internetowych może wyrosnąć las pretensji. Bo przecież... 

albo 
albo
albo 
Celowo pokazałem te, a nie inne monety, bo najczęściej takie właśnie rarytasy kryją się w zapomnianych klaserach i domowych zakamarkach. 
Najczęściej nie oznacza zawsze. Zdarzyło mi się już, że niepozorna monetka z pudełka z guzikami trafiła na dobrą aukcję i umożliwiła znajomej całkiem atrakcyjny wyjazd wakacyjny.

Dawniej, za czasów Cafe Allegro i forum E-numizmatyki bardzo często pomagałem identyfikować i wyceniać monety pokazywane przez forumowiczów. W tej chwili ograniczam się tylko do odpowiadania na e-maile z podobnymi prośbami ale bez podawania wycen. Z wyceniania wyleczyły mnie napastliwe wiadomości zapychające pocztę po wyjaśnieniu, że coś podobnego do tego, 
to nie żaden rarytas, tylko złom.

Kiedy zobaczyłem najpierw tę aukcję i wynik licytacji 

pomyślałem sobie - No! To teraz się zacznie. Przecież takie dwudziestki z Marcelim Nowotko są w każdym polskim domu. I to nieszczęsne "...bez znaku mennicy - ekstremalnie rzadka odmiana". Na szczęście na razie brukowce jeszcze nie podjęły tematu, a na OneBid zupełni amatorzy chyba (?) nie zaglądają. 

Sprawia mi przyjemność świadomość, że krewni, przyjaciele i znajomi, którym pomogłem nie padną ofiarą nierzetelnego biznesu, który działa na obrzeżach numizmatyki. Ważne, żeby doświadczeni kolekcjonerzy pomagali innym. To potrzebne i dobre dla numizmatyki. 
A przy okazji przeglądanie takich domowych "skarbów" to świetna zabawa.

Jakieś dwadzieścia lat temu miałem jeszcze jeden pomysł na numizmatyczny wolontariat. Na wystawie w sosnowiecki muzeum zauważyłem pospolitą drobną monetę Zygmunta III opisaną zuełnie "od czapy". Nie zgadzało się nic, ani król, ani nominał. Zaproponowałem, że mogę pomóc w prawidłowej identyfikacji tej i ewentualnie innych monet z muzealnej kolekcji. Efekt? Po prostu mnie wyśmiano. Przecież monetę opisał znakomity fachowiec muzealnik z dużym stażem, a ja, prosty magister fizyki ośmielam się kwestionować jego wiedzę? Zasugerowano, że zapewne mam chrapkę na uzyskanie dostępu do muzealnych magazynów i...
No to poszedłem do domu przyrzekając sobie po drodze, że nigdy więcej. I słowa dotrzymałem.

Printfriendly