Google Website Translator Gadget

poniedziałek, 4 marca 2024

Numizmatyka - nauka, czy nie nauka?

Pod wpisem z 20 lutego 2024, pan "Anonimowy" odnosząc się do wykładu Marcina Żmudzina z X sesji "W numizmatyce widzisz tyle, ile wiesz" zorganizowanej przez Marciniak Dom Aukcyjny napisał, że "...stawianie jakiejkolwiek granicy w poszukiwaniu wiedzy jest błędem". Wykład poruszył nie tylko Anonimowego. Pan Dariusz Marzęta na swoim "Blogu numizmatycznym" wyjaśnił w jaki sposób pisząc swoje katalogi podchodził do kwestii TYP / ODMIANA / WARIANT. Pod notką na fanpejdżu (jest takie słowo?) na FB, zachęcającą do przeczytania tego wpisu na blogu wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja z udziałem innych autorów katalogów. Nie mogłem wziąć w niej udziału (brak konta na FB), więc swoje zdanie zaprezentuję tutaj.

Zanim to zrobię, kilka zdań na temat, który chodzi za mną od dłuższego czasu.

Wikipedia:

Numizmatyka (z gr. νομισματική) – nauka pomocnicza historii, zajmująca się badaniem monet, banknotów i innych znaków pieniężnych pod względem historycznym, estetycznym, a także technicznym. Słowo „numizmatyka” pochodzi od greckiego nomisma. Numizmatyka ma swoje początki w XIV wieku, rozwinęła się w okresie renesansu.

Główne zadania numizmatyki:

  • kolekcjonowanie i klasyfikowanie monet;
  • datowanie monet: bezwzględne; analiza znaków menniczych; połączona analiza ikonograficzna, metrologiczna i epigraficzna;
  • ustalanie kręgu użytkowników danych monet;
  • określanie dodatkowych funkcji monet;
  • wyjaśnianie i interpretacja faktów i procesów dziejowych.

Encyklopedia PWN:

Numizmatyka [gr. nómisma ‘moneta’], nauka historyczna badająca, opisująca i systematyzująca monety i inne formy pieniądza, rozpoznająca przyczyny i warunki ich powstania i użytkowania, a także przenoszone przez nie treści. Wśród nauk pomocniczych historii numizmatyka rozpoznaje monetę jako źródło historyczne;

W obu definicjach pojawia się słowo nauka. A co to takiego, ta nauka? 

Słownik języka polskiego PWN:

nauka

  1. ogół wiedzy ludzkiej ułożonej w system zagadnień; też: dyscyplina badawcza odnosząca się do pewnej dziedziny rzeczywistości
  2. zespół poglądów stanowiących usystematyzowaną całość i wchodzących w skład określonej dyscypliny badawczej
  3. uczenie się lub uczenie kogoś
  4. pouczenie, wskazówka
  5. kazanie kościelne

"Ogół wiedzy ludzkiej..." To jest ten moment, w którym odzywają się moje wątpliwości. Czy każda wiedza, albo inaczej, czy każda dziedzina wiedzy zasługuje na to by nazywać ją nauką? Niektórzy z wykładowców, z którymi miałem zajęcia na studiach, twierdzili, że na miano nauki zasługują tylko te dziedziny wiedzy, które wyjaśniają zasady funkcjonowania świata. Dziedziny, dzięki którym poznajemy zasady rządzące światem materialnym, od cząstek elementarnych, przez to co żyje, aż do galaktyk i wszechświata. Inaczej mówiąc, nauka ma wyjaśniać jak i dlaczego rzeczy się dzieją, a nie tylko gromadzić fakty. Tak rozumując, dochodzimy do wniosku, że nauką nie jest ani historia, ani numizmatyka. To, owszem, dziedziny wiedzy, ale nie nauka. Warte podkreślenia jest to, że numizmatyka nie będąc nauką (w rozumieniu nie tylko kilku profesorów fizyki) posługuje się metodami naukowymi - przede wszystkim logiką i korzysta ze zdobyczy innych nauk, np. chemii i fizyki. Na tej podstawie należałoby zaliczyć numizmatykę w poczet nauk ścisłych, czyli nauk opartych na rozumowaniu (dedukcji) i posługujących się metodami ilościowymi.

Wróćmy więc do numizmatyki. I do katalogów.

Numizmatyk "...badający, opisujący i systematyzujący monety..." ma wiedzę o monetach, o ich historii, o technologii wytwarzania. Czasem tworzy publikacje, artykuły i monografie. A katalogi? Czy to też dzieła numizmatyków? Niektóre tak, inne nie. Katalog będący wyłącznie wykazem monet, wszystko jedno, czy pełniący równocześnie rolę cennika, czy nie, na miano dzieła numizmatycznego nie zasługuje. Jest tylko wykazem. Owszem, jego stworzenie wymaga wiedzy... Czy na pewno? Znam katalogi, które wymagały wyłącznie wiedzy o tym, gdzie znaleźć katalog, który ktoś już wcześniej napisał i skąd wziąć zdjęcia. Wszystkie specjalistyczne katalogi, które wydano w ostatnim dwudziestoleciu nie są ograniczone do suchego wykazu monet we wszystkich znanych autorom typach, odmianach i wariantach. W każdym znajdziemy mnóstwo informacji o historii, ludziach, miastach, mennicach, technice. Nie mam wątpliwości, że ich autorzy są badaczami, numizmatykami, a więc w pewnym sensie naukowcami. Jako tacy, autorzy katalogów powinni postępować racjonalnie i o tym właśnie był wykład Marcina Żmudzina. Kolekcjonerzy nie muszą, bo kolekcjonowanie to pasja z definicji nie mająca wiele wspólnego z racjonalnością.

Jeszcze raz - "...stawianie jakiejkolwiek granicy w poszukiwaniu wiedzy jest błędem" - w sumie tak. Kto bogatemu zabroni. Jeśli autor chce, to nikt mu nie może zabronić wyszczególniania 456 wariantów rozety , małego ozdobnika umieszczanego w legendzie monety, na dziewiętnastu stronach katalogu. 


Chce, niech wyszczególnia. Tylko po co? Można to oczywiście jakoś racjonalizować, mówić, że na tej podstawie można oszacować ilość stempli użytych do produkcji monet w danej mennicy w konkretnym czasie i na tej podstawie próbować ocenić wielkość emisji. Albo ilość wykonawców stempli. Moim jednak zdaniem wychodzi to daleko poza wiedzę, jakiej szukają kolekcjonerzy, czyli najznaczniejsza część odbiorców katalogu.

Mam na swoim koncie kilka katalogów. Nie są tylko wykazami, starałem się, by w każdym z nich oprócz opisów i zdjęć monet były wiadomości o powodach emisji, o sposobiach wykonania monet, o miejscach ich wykonania i osobach odpowiedzialnych za ich wykonanie.  

Wspomniany na wstępie "Anonimowy" napisał też (pisownia oryginalna): 

Z jednej strony mozna przyznac racje P.Zmudzinskiemu, ale z drugiej tez w P. Katalogu monet KP z 1917-1918 stwierdzamy wiele typöw i podtypöw monet bazujacych na röznicach stempli- i mysle ze informacje o takowych sa dla zapalonego zbieracza danego okresu niezastapione- w koncu w monetach tyle widzimy co o nich wiemy.

Racja, ale nie do końca. Powtórzę to, co napisałem 8 lutego. 

Rzecz druga, to nieprawdziwość hasła, pod którym odbywały się sesje wykładowe u pana Damiana - "W NUMIZMATYCE WIDZISZ TYLE ILE WIESZ". Słuchając opowieści pana Huberta Żukowskiego o szóstakach, zdałem sobie sprawę, że to trochę jak z tą sentencją o treningu, który czyni mistrzem. Tymczasem jest tak, że co najwyżej wicemistrzem, bo mistrzem trzeba się urodzić. Dotyczy to i wiedzy i umiejętności dzielenia się nią. W numizmatyce, ale nie tylko w numizmatyce, wiesz tyle, ile widzisz, a ile widzisz zależy od tego ile dostrzegasz, na ile nauczyłeś się patrzeć. Jado, nie patrzo - pamiętacie? Numizmatyka nie rozwija się dzięki ludziom, którym wystarczy, że dużo nauczyli się z książek, tylko dzięki tym, którzy kiedy "patrzo" na monety, "myślo i potrafio" dostrzegać reguły i prawidłowości równie dobrze, jak odstępstwa od nich. 

Katalog monet Królestwa Polskiego 1917-1918 napisałem nie po to by wymienić podstawowe typy tych monet, bo przecież są to tylko cztery nominały z dwóch roczników. Jak doszło do napisania tego katalogu opisałem w Biuletynie Informacyjnym TPZN nr 3 z roku 2010. To był mój pierwszy katalog ale nie pierwsza publikacja numizmatyczna. Wcześniej napisałem artykuł o chronologii dziesięciogroszówek z datą 1840, który opublikowano w Biuletynie Numizmatycznym 2/2009. Rozwinąłem go później do Katalogu monet zdawkowych Królestwa Polskiego 1835-1841. W obu przypadkach głównym celem jaki sobie postawiłem było ustalenie możliwie najpełniejszej historii opisywanych emisji monet, ze szczególnym naciskiem na odtworzenie chronologii zdarzeń. Temu celowi służyło pokazanie "typöw i podtypöw monet bazujacych na röznicach stempli" wypomniane przez Anonimowego. W obu przypadkach, a dziesięciogroszówek 1840 w szczególności, bez większego trudu można wyodrębnić co najmniej kilka drobniutkich różnic stempli, które jednak w żaden sposób nie wpływają na chronologię emisji ustaloną na podstawie podstawowych odmian i wariantów. To samo dotyczy katalogu miedzianych monet koronnych Augusta III. Zdecydowałem, że jedynymi elementami decydującymi o przynależności do odmian i wariantów będą znaki pod herbami na rewersie, pisownia imienia króla (U/V), ozdobniki po bokach tarczy na rewersie, rodzaj zbroi (tylko na groszach), interpunkcja legend. Oczywiście wskazałem też na inne niż zbroja cechy portretu króla albo pewne szczegóły herbów na rewersie, bo to cechy odróżniające monety "legalne" od fałszerstw pruskich. Jednak pomysł, by dodatkowo wyodrębniać XX typów głowy króla, YY typów Orła, ZZ typów Pogoni odrzuciłem od razu. Dlaczego? Bo kupiłem katalog Cezarego Wolskiego i spróbowałem zidentyfikować z jego pomocą moje boratynki. 

I miedziaki Augusta III i miedziane szelągi Jana Kazimierza generalnie nie zachwycają stanem zachowania. Najczęściej ich rysunek jest mocno zniekształcony przez zużycie i korozję, a gdy dodać do tego niedoskonałości bicia, może się okazać, że każda z kilku osób oglądających monetę przyporządkuje ją do innej odmiany/wariantu. Wiem rzecz jasna, że jednym z głównych atutów katalogu Wolskiego jest przyporządkowanie pewnych odmian do mennic, w których je bito na podstawie cech rysunku stempli, tyle, że istota sprawy ginie w natłoku szczegółów. A można prościej, co pokazał wspomniany wyżej pan Marzęta w książce „Varia numizmatyczne” w rozdziale „Jak rozpoznawać boratynkowe mennice?”. Jeśli ktoś woli słuchać niż czytać, powinien obejrzeć wykład "Historia szeląga polskiego" pana Marzęty na sesji u Marciniaka z roku 2018. 

Swoją drogą, do ugruntowanej w literaturze atrybucji odmiana-mennica boratynek litewskich mam od dawna uwagi. Może teraz ktoś odpowie.

Nie ma sensu kodyfikowanie zasad pisania katalogów numizmatycznych, narzucanie "jedynej słusznej" drogi i metody. Dobrze by jednak było, gdyby autorzy katalogów byli świadomi dla kogo je piszą i co równie ważne, jak to, co napisali może zostać wykorzystane

P.S.

Najnowsze wydania moich katalogów są stale dostępne w internecie.
Drukowane egzemplarze można zamówić w dowolnej ilości tu: https://tiny.pl/c1rtw
E-booki są dostępne tu: https://ebookpoint.pl/autorzy/jerzy-chalupski

poniedziałek, 26 lutego 2024

Blogowanie

Co jakiś czas czytam, że blogowanie w dzisiejszych realiach traci sens. Najśmieszniejsze, że najczęściej natykałem się na takie opinie na... blogach. Przypuszczam, że podstawowym powodem myślenia o blogach, jako przeżytku jest to, że łatwiej i więcej zarabia się na TikToku albo YouTubie. Przypuszczam, że wielu osobom do głowy nie przyjdzie, że można poświęcać czas, a czasem i pieniądze, nie po to żeby zarabiać, tylko po to żeby... No właśnie, po co?

Ja blogi czytam. Mam kilka ulubionych, oczywiście nie wszystkie są o monetach. Wszystkie piszą ludzie, którzy coś wiedzą / coś umieją i z jakich powodów mają potrzebę dzielenia się swoją wiedzą i umiejętnościami. Po prostu niektórzy ludzie, mnie nie wyłączając, tak po prostu mają. Jednym z blogów, które śledzę i regularnie czytam jest "Informatyk Zakładowy". To właśnie najnowszy wpis informatyka zakładowego sprowokował mój wpis dzisiejszy. 

Informatyk Zakładowy jest dla mnie miejscem, w którym mogę podzielić się opiniami i przemyśleniami na tematy, które mnie interesują. ... Czasem do pisania popycha mnie chęć podzielenia się własnym zdaniem, niekiedy podejmuję tematy, których nie opisano jeszcze po polsku, innym razem coś mnie zwyczajnie zainteresuje i chcę podzielić się znaleziskiem z szerszą publicznością.

Nic dodać, nic ująć. 

Wpis, o którym mowa ma tytuł "Podsumowanie czwartego roku blogowania". Mojemu blogowi we wrześniu 2023 stuknęło 13 lat, więc doświadczenia w pewnym zakresie mam bogatsze. Ogólne podsumowanie "Zbierajmy monety!" wygląda tak. 

613 wpisów przez 161 miesięcy to średnio około 4 na miesiąc (myślałem, że będzie gorzej). Ponad 1.3 miliona wyświetleń, czyli trochę ponad 8000 miesięcznie to dla tiktokowej czołówki wynik żenująco niski. Dla mnie wręcz przeciwnie bo kolekcjonowanie monet, to nisza i to niewielka. Przygotowując materiały do dzisiejszej pisaniny, przyglądałem się statystykom. Jest  na przykład zestawienie ilości wyświetleć w ciągu ostatnich 12 miesięcy. 
Cóż spowodowało, że w środku sezonu ogórkowego ilość dziennych wyświetleń nagle wzrosła  dziesięciokrotnie z przeciętnych dwustu kilkudziesięciu? Nie spowodował tego wzrostu oglądalności żaden z moich wpisów. Może moja, albo i nie moja aktywność na którymś z internetowych forów? Jak było, pojęcia nie mam i szczerze mówiąc niewiele mnie to obchodzi, bo nie piszę dla zarobku. Zarabiam oczywiście, bo googlowy Blogger wyświetla reklamy i jeśli w nie klikacie, to coś na moje konto skapnie. Chcecie wiedzieć ile? Proszę bardzo. To wynik za ostatnie 12 miesięcy. 
Wystarczy co najwyżej na ciut lepszego miedziaka. Z drugiej strony, koszty mam zerowe, bo czasu nie liczę, a za internet i tak płacę.  

Plany na rok 2024

Blog mi się nie znudził. Mam kilka pomysłów na nowe teksty i może nawet dwa cykle, a życie podsunie następne.
Mam w planach kilka "numizmatycznych" wycieczek. Jak się udadzą, będą sprawozdania.  
Mam w planach dwa (na razie) numizmatyczne projekty DYI. Może nawet jakiś filmik się pojawi w związku z jednym z nich. 
Może uda się sprężyć i będą nowe wydania katalogów. Z góry uprzedzam, że nie wszystkich. 
Może uda mi się napisać coś nowego większego. Na pewno nie nowy katalog, bo na to trzeba czasu, a wolnych tematów coraz mniej i nie jestem jeszcze pewien za co się złapać. 

Czego nie będzie - filmów na YouYube i TikToku ani podkastu. Nie planuję też powrotu na FB ani aktywności na innych serwisach social media. Nie moje klimaty.

Tyle o blogu. 
A o monetach? Nic nowego, bo w tym roku do zbioru trafiła na razie jedna moneta - 2 grosze 2023.
Uparłem się, że obiegówki będą tylko z obiegu, a że coraz rzadziej płacę gotówką, to i resztę gotówką rzadziej dostaję. 
Próbowałem sił na OneBidzie - na prawie trzydzieści wysłanych limitów, zero sukcesów. Mam na oku kilka zestawów monet w takich bardziej egzotycznych (ale z obszaru EU) miejscach w sieci. Może tam jeszcze konkurencja nie dotarła. Okaże się około połowy marca.

A za kilka dni będzie dużo o numizmatyce ale mało o monetach. Tak też się da.

wtorek, 20 lutego 2024

Lutowy przegląd internetowy.

 Na początek uzupełnienie wiadomości z poprzednich wpisów.

30 grudnia 2023 napisałem, że Mennica Polska SA pochwaliła się otrzymaniem zamówienia z NBP na bicie monet obiegowych w roku 2024. Zamówienie opiewa na 131.376.420,20 złotych. Na początku stycznia 2024, podając informację o nakładach monet obiegowych w roku 2023, obiecałem, że sprawdzę jaka była wartość zamówienia na te monety. Sprawdziłem i troszkę się zdziwiłem. 

13.12.2022 Raport bieżący nr 33/2022 Zamówienie znacznej wartości

Zarząd Mennicy Polskiej S.A. z siedzibą w Warszawie ("Spółka") informuje, że w wykonaniu zawartej z Narodowym Bankiem Polskim ramowej Umowy dostawy monet z dnia 11 lipca 2007 roku ("Umowa"), w dniu 13 grudnia 2022 roku wpłynęło do Spółki roczne zbiorcze zamówienie Narodowego Banku Polskiego na produkcję i dostawę w roku 2023 monet powszechnego obiegu ("Zamówienie"). Wartość Zamówienia opiewa na łączną kwotę 138 357 795,40 zł. Zamówienie określa terminy produkcji oraz dostawy poszczególnych partii zamówionych monet. Płatność z tytułu realizacji Zamówienia następować będzie sukcesywnie, w ciągu 14 dni od dostawy przez Spółkę do Narodowego Banku Polskiego poszczególnych partii zamówionych monet. Wartość Zamówienia przekracza 10 % kapitałów własnych Spółki.

Zamówienie na rok bieżący jest o 6 981 375,20 złotych niższe! Biorąc pod uwagę, że mamy inflację, rosną wynagrodzenia itd. można oczekiwać, że tegoroczne nakłady będą niższe. Czy tylko o te 5%, czy bardziej, okaże się w styczniu przyszłego roku.

Teraz obietnica złożona w komentarzu pod wpisem z 8 lutego. Rzecz dotyczy kolejnego egzemplarza feniga Królestwa Polskiego z roku 1917 sprzedanego na eBay. 

Moneta poszła tanio, bo za około 1100 złotych. 
 
Na zdjęciach wygląda OK. Kluczowe fragmenty rewersu są czytelne i nie budzą podejrzeń. Natomiast uszkodzenia krawędzi monety wyglądają dziwnie. Uszkodzenia na lustrzanym odbiciu awersu powinny wyglądać tak samo, jak na rewersie, ale jest inaczej: 
Nie wiem, co o tym sądzić. 

Jak by nie było, nie mam w archiwum zdjęć monet pasujących do tej sztuki, jest to więc egzemplarz nr 39. Ciekawe, ilu jeszcze nie znamy, ile kryje się w zbiorach. 

Wielu rzeczy nie wiemy. Intrygują mnie na przykład powody, dla których stosunkowo często znajdujemy drobne monety Królestwa Polskiego 1835-1840 z wydrapanymi cyframi nominału. Na przykład.


Kolejna ciekawostka. Najsłynniejsza dziesięciogroszówka PRL. Na monetyforum.pl pokazano coś, co moim (i nie tylko moim) zdaniem wygląda na falsyfikat. 
Bez trudu można znaleźć ofertę sprzedaży. Gdzie? Oczywiście na Allegro Lokalnie. 

500 złotych za monetę, której cena na aukcjach od pięciu lat nie spada poniżej dwudziestu tysięcy złotych! Styl mocno chiński, co jest najbardziej widoczne na cyfrach daty. Niedoświadczony kolekcjoner może ulec pokusie i będzie bolało. A może 500 złotych za naukę to wcale nie za dużo? Nie wiem, ja wolę uczyć się na cudzych błędach, nie swoich. Allegro Lokalnie omijam szerokim łukiem. Nawet jeśli nie mam zastrzeżeń do zdjęć i ceny. Ta ilość fałszywych monet, którą widzę nie budzi mojego zaufania do deklarowanej przez serwis ochrony kupujących. 

Na koniec wiadomość dla kolekcjonerów gdańskich dziesięciofenigówek z 1920 roku. Jeżeli wydaje się Wam, że macie już wszystkie ich odmiany i rozglądacie się za nowym tematem do zbierania, zastanówcie się. Nie wszystko już odkryto. Niedawno na forum TPZN pokazano nieodnotowaną wcześniej odmianę. 

A może to tylko dzielenie włosa na czworo, te wszystkie odmiany i warianty. Może pan Marcin Żmudzin miał rację i ekscytowanie się minimalnymi różnicami stempli, o którym mówił na zakończenie X. sesji numizmatycznej „W numizmatyce widzisz tyle, ile wiesz” w wykładzie zatytułowanym "Himalaiści" to rzeczywiście przesada. Może tak, ale jaka radość, jak się coś takiego znajdzie! Że o ewentualnych cenowych rekordach aukcyjnych nie wspomnę.

czwartek, 15 lutego 2024

Koronacja

Cysorz to ma klawe życie
Oraz wyżywienie klawe
Przede wszystkim już o świcie
Dają mu do łóżka kawę 

Królowie pewnie też gorzej nie mieli. Ale zanim taki król mógł wziąć "... z szafy litra" i odbić berłem szyjkę, musiała się odbyć koronacja.

Lekko nie było. Od Władysława Warneńczyka aż po Augusta III koronacje królewskie przebiegały według ustalonego scenariusza. Królów koronowano w Krakowie, niezależnie od tego, gdzie mieściła się oficjalna stolica państwa.

W przeddzień uroczystości, przyszły król pościł i odbywał nocne rozmyślania. Teoretycznie pobożne, jak było w praktyce nie wiemy. Dzień koronacji zaczynał się od porannego zakładania "skromnego" stroju koronacyjnego, w którym przyszły król w procesji pokutnej (za zbrodnię Bolesława Śmiałego) udawał się na Skałkę. Towarzyszyli mu biskupi i senatorowie niosący insygnia: koronę, berło i miecz - Szczerbiec. Po uroczystości na Skałce orszak powracał na Wawel. Insygnia królewskie składano na ołtarzu-mauzoleum świętego Stanisława ze Szczepanowa. Rozpoczynała się msza, po licznych modlitwach arcybiskup gnieźnieński pytał króla o cel władzy ("wiarę świętą zachować", "Kościół otaczać opieką", "rządzić sprawiedliwie"). Król przysięgał na Ewangelię, że będzie tak czynić. Następnie król leżał krzyżem, a duchowieństwo modliło się o błogosławieństwo dla niego. Po modłach króla namaszczano olejami świętymi i biskup krakowski nakładał na jego ramiona dalmatykę i kapę. Po kolejnej części mszy, Credo i Alleluja, arcybiskup podawał królowi miecz miecz, mówiąc do czego miecz służyć powinien. Król zamachnąwszy się mieczem oddawał go miecznikowi, miecznik przekazywał arcybiskupowi, a ten przypinał królowi do pasa, po czym arcybiskup pytał o zgodę lud. Lud odpowiadał "Fiat!" - niech się stanie. Wznoszono okrzyk "Niech żyje król" i następowała właściwa koronacja. Koronę nakładali wszyscy biskupi z arcybiskupem gnieźnieńskim na czele, wręczali berło i jabłko, za każdym razem z rytualnymi formułkami i pouczeniami. Później król szedł do ołtarza z ofiarą chleba i wina i zasiadał na tronie ustawionym przed ołtarzem. Zebrani odśpiewywali Te Deum Laudamus, prymas wołał Vivat Rex!. Po mszy król pasował wybrańców na rycerzy i odbywała się uczta na zamku.

Następnego dnia król pokazywał się mieszczanom na rynku i przyjmował od nich hołd. Podczas przejazdu z zamku na rynek i na samym rynku rozrzucano między zebrany tłum pieniądze i specjalnie przygotowane na tę uroczystość żetony koronacyjne. Na przykład takie.
Żeton koronacyjny Jana III
sprzedany 13 lutego 2024 na aukcji przez CGB Numismatique Paris za 67 euro

Na OneBid znalazłem dwa notowania. W roku 2018 sprzedano podobny egzemplarz. 
Marciniak Dom Aukcyjny, Aukcja 5, 9 czerwca 2018 - 1350,00 zł

Ta sama odmiana była też na 26 aukcji WCN (lot 963) i dwukrotnie u Niemczyka: w roku 2019 (ze śladem po usuniętej zawieszcze) i w roku 2016 (z puncą N na awersie).

W 2022 sprzedano inną odmianę, z awersem na którym król ma płaszcz narzucony na zbroję.
Marciniak Dom Aukcyjny, Aukcja 17, 2 czerwca 2022 - 5200,00 zł

Mimo tego, że to ewidentnie dwie odmiany, za każdym razem w opisie podawano Czapski 2415; Raczyński 195.

A po koronacji i wszystkich towarzyszących jej imprezach, cesarz/król, "na bańce" albo i na trzeźwo...
...wymyśla różne psoty
Potem ciotkę otruć każe
Albo cichcem zakłuć stryjca
Dobrze dobrze być cysorzem
Choć to świnia i krwiopijca

W internetowych ofertach, a czasem nawet w katalogach aukcyjnych, żetony koronacyjne są nazywane koronatkami. 

Nieprawidłowo, bo koronatki, to:

Obrzęd koronacji obrazów maryjnych wprowadził w Kościele papież Urban VIII w początku XVII wieku. Pierwsza w Polsce koronacja obrazu papieskimi koronami odbyła się w Częstochowie w roku 1717. Obrzęd powtarzano jeszcze dwa razy, w 1910 i 1966. 

Koronatki, żetony koronacyjne i medale koronacyjne (były i takie - nie rozrzucano ich w tłum, tylko wręczano wybranym gościom) to dobry pomysł na ciekawy zbiór.

czwartek, 8 lutego 2024

Kontakty towarzyskie.

Na koniec było tak. 

A wcześniej? Wcześniej było wesoło i mądrze. Streszczać nie muszę, bo zaspałem i ubiegł mnie pan Krzysztof Kitzmann. Lepiej i tak bym tego nie opisał.

Wystąpienia (referaty, wykłady, jak zwał, tak zwał), wszystkie żywe i ciekawe uświadomiły mi dwie rzeczy.
Pierwsza - kolekcjonować można wszystko i na własnych zasadach. To, że ktoś gdzieś coś napisał o tym jak najlepiej podchodzić do zbierania monet (na przykład) wcale nie oznacza, że od teraz wszyscy powinni tak samo myśleć i robić. Owsiakowe "róbta co chceta" jest najlepszą radą. 
Rzecz druga, to nieprawdziwość hasła, pod którym odbywały się sesje wykładowe u pana Damiana - "W NUMIZMATYCE WIDZISZ TYLE ILE WIESZ". Słuchając opowieści pana Huberta Żukowskiego o szóstakach, zdałem sobie sprawę, że to trochę jak z tą sentencją o treningu, który czyni mistrzem. Tymczasem jest tak, że co najwyżej wicemistrzem, bo mistrzem trzeba się urodzić. Dotyczy to i wiedzy i umiejętności dzielenia się nią. 
W numizmatyce, ale nie tylko w numizmatyce, wiesz tyle, ile widzisz, a ile widzisz zależy od tego ile dostrzegasz, na ile nauczyłeś się patrzeć. Jado, nie patrzo - pamiętacie? Numizmatyka nie rozwija się dzięki ludziom, którym wystarczy, że dużo nauczyli się z książek, tylko dzięki tym, którzy kiedy "patrzo" na monety, "myślo i potrafio" dostrzegać reguły i prawidłowości równie dobrze, jak odstępstwa od nich.

Trzecią rzeczą, którą zauważyłem znacznie, znacznie dawniej, a która potwierdziła się i w tym przypadku, jest znaczenie kontaktów towarzyskich. Przy okazji każdego numizmatycznego wydarzenia, w którym miałem okazję uczestniczyć, równie ważne jak samo wydarzenie, były spotkania z "siostrami i braćmi w numizmatyce". TEDEX'owskie wykłady u Marciniaka po raz kolejny mnie w tym utwierdziły. Spotkałem starych znajomych, niektórych znanych wyłącznie z internetu pierwszy raz na żywo, poznałem nowych. Była okazja do rozmów krótkich i dłuższych, ale zawsze ciekawych. Cieszy mnie, że tak wiele osób uczestniczących w lutowym spotkaniu, to ludzie młodzi i bardzo młodzi. Numizmatyka ma przyszłość!

A wracając do wykładów... Mówiłem o pożytkach płynących z posiadania katalogu kolekcji i zagrożeniach powodowanych przez brak takiego katalogu. O narzędziach ułatwiających takiego katalogu tworzenie. Nie powiedziałem, nie podkreśliłem tego, że na dobrą sprawę katalog bardzie potrzebny będzie nie nam, tylko tym, co po nas będą. Pomijając nieszczęśliwe zdarzenia, o których wspomniałem w wystąpieniu, kolekcjonerowi katalog własnego zbioru przydaje się dość rzadko. Zaczynając, pamięta się co w zbiorze jest, później przychodzi etap pamiętania, czego w zbiorze jeszcze brakuje. Jeśli poświęca się kolekcji odpowiednią ilość czasu, łatwo te rzeczy zapamiętać. Ja na przykład nie mam problemu z polskimi dwudziestowiecznymi obiegówkami. Bo jak można zapomnieć, że brak mi w tym obszarze czterech monet? 
Zauważyłem, że czasem na giełdach i targach staroci ludzie sięgają po smartfony (tradycjonaliści po notesiki) i coś sprawdzają. Pewnie równie często upewniają się, czy już to COŚ mają, jak sprawdzają jaka jest aktualna rynkowa cena i czy nie można na tym zakupie zarobić. Trudno nie zauważyć, że giełdowi sprzedawcy widząc to, zwykle tracą ochotę do negocjacji cenowych. Dlatego lepiej polegać na pamięci albo po prostu zaryzykować. Per saldo się to po prostu opłaca. Przegląd katalogów - książkowych, internetowych i własnego zbioru, lepiej robić przed giełdą i po niej. Jak by nie było, pamiętajcie proszę, że katalogi dobrze mieć i często je przeglądać. Jeszcze częściej oglądać monety.

A katalog własnego zbioru mieć trzeba .

Printfriendly