Irytacja?
Tylko w pierwszym odruchu. Po zastanowieniu zniknęła bez śladu, ale pozostała potrzeba napisania o tym, podzielenia się z Wami spostrzeżeniami.
Czy odczuwacie satysfakcję widząc dowody na to, że Wasza praca, jej owoce górnolotnie mówiąc, jest zauważana i doceniana? A kto by satysfakcji w takim przypadku nie odczuwał? Odczuwam i ja. Trudno, żeby było inaczej, kiedy widzi się swoje nazwisko na przykład w pięknie wydanym katalogu aukcyjnym, który katalogiem jest tylko przy okazji, a w rzeczywistości jest monografią polskiego pieniądza. Mowa o katalogu pięćdziesiątej aukcji WCN, nietypowym, bo oprócz standardowego tytułu "Aukcja Nr 50" na okładce jest jeszcze tytuł drugi "Podobna jest moneta nasza do uroczej panny" i nazwisko autora, którym jest Borys Paszkiewicz. A w środku, historia naszego pieniądza od średniowiecza, po czasy najnowsze, napisana żywym, barwnym językiem.
Trudno nie odczuwać satysfakcji, widząc odwołania do swoich prac w katalogach aukcyjnych poważnych firm numizmatycznych i w opisach aukcji na Allegro, czy eBay. Na przykład takie:
Miło widzieć, że czasem trzy słowa "Chałupski nie notuje" sprawiają, że cenę uzyskaną od wywoławczej dzieli dużo, dużo złotówek. Ale...
Ale bywa też tak, że uczucie satysfakcji ustępuje wrażeniu, że moja praca jest wykorzystywana w sposób, który irytuje. Przykłady z tej samej aukcji.
Niby wszystko jest OK, bo uczciwie napisano, że "Chałupski nie notuje stempla". Jednak nie jest to całkiem OK, bo katalog zdawkowych monet Królestwa Polskiego z datami 1835-1841, który opublikowałem w sieci, jest katalogiem odmian i wariantów, a nie katalogiem wszystkich możliwych stempli tych monet. Nigdy bym się na taki projekt nie porwał. Przy takich wielomilionowych nakładach?Tu OK nie jest. Nie jest, bo nazywanie odmianą czegoś, co w najlepszym razie można uznać za wariant wariantu (podwariant?) idealnie pasuje do zjawiska, które Walery Kostrzębski określił, jako błędne drogi w zbieraniu numizmatów polskich. W tekście, o takim właśnie tytule, Kostrzębski napisał tak:Pochop do zbierania monet z uwględnieniem tym podobnych niby odmian, dały katalogi licytacyjne i handlarskie. W interesie bowiem zbytu, wydawcy takich katalogów nie szczędzą stopni rzadkości i inediutują wszelkie monety już to pomylone, już to odmienne w napisach skróconych, już w końcu dziwacznie wybite, w ogóle wszelkie błachostki, nie wytrzymujące najmniejszej krytyki naukowej, za które jednak wysoce płacić sobie każą…
Nic dodać, nic ująć. Stąd początkowa irytacja, bo jakże tak można ludzi naciągać, napuszczać na rzekomą "rzadkość", jak ślepego na mur, że się niepoprawnym politycznie porównaniem posłużę.
Liczba "nienotowanych" egzemplarzy pojawiająca się na aukcjach u tego sprzedawcy zawsze przyprawia mnie o zawrót głowy. Skąd oni tyle tego biorą, skoro taki Niemczyk, GNDM czy inne WCN jednorazowo mają, dajmy na to po kilka sztuk a u nich jest zawsze wysyp... Plus podawanie linków do notowań aukcyjnych (ludziska, sprawdźcie jaka cena była!) z wyższą ceną końcową a pomijanie tych z niższą. A na serio mają jeszcze w ofercie np. 5 złotych 1930 - Sztandar bity ponoć stemplem od awersu głębokiego i rewersem od płytkiego. Takie cuda...
OdpowiedzUsuń