Google Website Translator Gadget

czwartek, 21 października 2010

Kupiłem sobie nowe narzędzie :-)

- O! Kupiłeś sobie nową zabawkę,
powiedziała wczoraj najlepsza z moich żon widząc, że wracam z pracy ze sporym kolorowym kartonem pod pachą.To był tylko żart, choć znam małżeństwa, dla których byłby to wstęp do bardzo efektownej awantury.

Skaner - dla jednych zabawka, dla innych narzędzie.
Każdy kolekcjoner monet stanie prędzej, czy później przed koniecznością "sportretowania" okazów ze swojego zbioru. Zbiór trzeba przecież skatalogować (a co to za katalog, bez dobrej ilustracji monety), czasem trzeba coś wystawić na aukcję - dobry obraz jest więcej wart niż trzy strony opisu, czasem trzeba pokazać monetę na forum - żeby o coś zapytać, albo żeby się po prostu pochwalić nowym nabytkiem. O ilustrowaniu publikacji nie muszę chyba wspominać.

Z problemem wykonywania dobrych ilustracji monet walczę od dawna. Zacząłem od skanera. Pierwszy był Plustek PT-12, podłączany do komputera przez łącze drukarki. Wybrałem go z dwóch powodów - ma matrycę CCD i ma przystawkę do skanowania negatywów. CCD umożliwia uzyskiwanie dobrych obrazów przedmiotów trójwymiarowych (a są nimi monety) i pod tym względem PT-12 sprawiał się znakomicie, ma bardzo dobrą głębię ostrości. Gorzej było z negatywami - nigdy nie udało mi się porządnie zeskanować ani jednej klatki filmu. Trzecia zaleta skanera Plusteka ujawniła się kiedy postanowiłem pożegnać się z systemami Microsoftu i oddałem komputer pod kontrolę Linuksa - skaner zainstalował się bez problemu i pracował jak należy (jakość skanów negatywów niestety nie uległa zmianie).
Po upowszechnieniu się cyfrowych aparatów fotograficznych zacząłem eksperymentować z robieniem zdjęć. Najpierw był to Nikon Coolpix 2000 - maleństwo z matrycą 2 MPx, ale z bardzo dobrym trybem makro. Później dorobiłem się lepszej maszynki - Fuji 9600 - z mnóstwem ręcznych ustawień, zapisem do RAWów, dużo większą matrycą i last, but not least - możliwością korzystania z wężyka.
Fotografowanie monet jest trudne, ze względu na wpływ oświetlenia na jakość uzyskiwanych zdjęć. To nie znaczy, że w ogóle trudno jest dobrze sfotografować monetę. Z tym problemów nie ma. Kłopoty pojawiają się, kiedy trzeba sfotografować kilka monet, po to żeby pokazać różnice między nimi. Wystarczy minimalnie rożny kąt padania światła albo niewielka różnica w natężeniu oświetlenia żeby nie było wiadomo, czy obrazy różnią się, bo monety są różne, czy przyczyną jest różnica warunków oświetlenia. A kiedy zdjęcia robi się w dużym odstępie czasu (na przykład po roku), to bez profesjonalnego stanowiska do makrofotografii nie da się uzyskać identycznych warunków oświetlenia.

Aparatu będę używał nadal, np. do fotografowania monet na aukcje, ale do celów publikacji postanowiłem kupić sobie lepszy skaner. Wybór padł na Epsona V300. Po pierwsze - matryca CCD. Po drugie, ma możliwość skanowania z rozdzielczością optyczną (optyczna, a nie interpolowaną) 4800 DPI. Po trzecie ma przystawkę do negatywów, a jej działanie użytkownicy chwalą. Upewniłem się też na forach, że bez problemu można używać go pod kontrolą Linuksa.

Wieczór przeznaczyłem na instalację i pierwsze próby. Instalacja przebiegła bezproblemowo. Po 5 minutach skaner pracował. Najpierw, rzecz jasna, położyłem na szkle kilka monet: mocno zapaskudzonego miedziaka Augusta III, bilonową pięciogroszówkę z 1840 r. i coś błyszczącego z portmonetki. Trzy skany: 1200 DPI, 2400 DPI i 4800 DPI. W tym ostatnim przypadku musiałem zrobić dwa skany - po dwie monety na każdym, bo przy tej rozdzielczości obszar skanowania ulega ograniczeniu. Rezultaty podobają mi się. Obraz jest wyraźny, odblaski, które tak bardzo utrudniały robienie zdjęć, tu nie sprawiają tak wielkich problemów. Oczywiście nie mogę pokazać tutaj otrzymanego skanu, bo TIFF z dwiema monetami w najwyższej rozdzielczości "waży" prawie 100 MB.Tak wyglądają skany po przerobieniu na JPG i zmniejszeniu szerokości do 1200 pikseli (oryginał miał 7440 pikseli):






Rozdzielczość optyczna 4800 DPI oznacza, że skaner widzi jak osobne punkty oddalone od siebie o 1/4800 cala czyli o pół mikrometra (pięć dziesięciotysięcznych milimetra). Tak na przykład wygląda mój patron z centralnego fragmentu awersu pięciogroszówki z 1840 r.

To nie tylko robi wrażenie, ale pozwala naprawdę dokładnie zmierzyć wielkości i odległości detali rysunku monety. Oczywiście robi się to przy pomocy narzędzi, które ma na wyposażeniu używany program graficzny (w moim przypadku jest to GIMP).

Żona zainteresowała się, kiedy sięgnąłem do szuflady ze zdjęciami, slajdami i negatywami. Zdjęcia skanują się świetnie - błyszczące wychodzą równie dobrze, jak matowe. Tu w zupełności wystarcza rozdzielczość 1200 DPI.
Slajdy i negatywy - jakość otrzymanych skanów zaskoczyła mnie (pozytywnie), bo w końcu jest to tylko tani skaner do zastosowań domowych, a nie profesjonalne urządzenie do studia fotograficznego. Okazuje się, że jest jednak szansa na uratowanie wyblakłych i poczerwieniałych zdjęć (ach te materiały ORWO).
I tym sposobem okazało się, że będę musiał dzielić się z żoną moja nową "zabawką". Cóż, zrobi się grafik i jakoś to będzie.
Na zakończenie mały konkurs
Co widać na tym fragmencie trojaka Zygmunta III Wazy?

2 komentarze:

  1. Witam, chodzi o fragment blachy różniący się odcieniem? Wygląda trochę jak załatana dziurka ewentualnie "wwalcowany" kawałek metalu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, to załatany (zanitowany) otwór.
    Polskie trojaki często były wykorzystywane jako ozdoby stroju (zwłaszcza na Bałkanach, ale również na Ukrainie). Jeśli mam wybór, to z dwojga złego od monety załatanej wolę monetę z otworem. W tym przypadku nie miałem wyboru, a zważywszy na pochodzenie - mennica w Lublinie - cena była bardzo atrakcyjna.

    OdpowiedzUsuń

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.

Printfriendly