8 czerwca w siedzibie PTN Pan Dariusz Pączkowski przedstawi wykład "Fałszerstwa monetarne Fryderyka II Wielkiego - zagadnienia ikonograficzne na przykładzie monet koronnych Augusta III Wettyna".Na tydzień przed zapowiedzianą datą zacząłem się niepokoić - żadnej nowej informacji o wykładzie. Cierpliwie odczekałem do piątku, piątego czerwca - nadal nic. Zadzwoniłem do PTN - dyżurująca, dopiero po konsultacjach z szefem koła potwierdziła - wykład odbędzie się zgodnie z planem.
Czy zdziwię Was, jeśli napiszę, że uznałem ten wykład za wydarzenie typu "obecność obowiązkowa"?
Na miejscu byłem pół godziny przed planowanym rozpoczęciem, co okazało się godziną przed rozpoczęciem rzeczywistym. Źle się jeździ samochodem po stolicy.
Furda spóźnienie. Wykład wynagrodził długie wyczekiwanie, a mogło być jeszcze lepiej, po po prostu brakło czasu. Czasu potrzebnego na rozwinięcie tematu i na powykładową dyskusję.
Pan Pączkowski poruszył temat od lat nurtujący kolekcjonerów. Monetarne fałszerstwa Fryderyka II zostały nieźle opracowane i opisane przez historyków i ekonomistów, ale nie doczekały się jak dotąd nawet próby poważnej analizy ze strony numizmatyków. Prace Szelągowskiego, Gumowskiego, czy Schrottera nie dają nam narzędzi pozwalających na odróżnienie pruskich fałszerstw od oryginalnych monet Augusta III poza nielicznymi wyjątkami - na przykład miedzianymi groszami z datą 1758. Uznaje się za pewne, że to produkt mennicy (mennic?) pod pruskim zarządem. Niewiele więcej można jednak stwierdzić. Zdaniem Pączkowskiego na przykład, bito je nie w 1758, tylko w 1760. A może aż do tego roku z nie zmienioną od 1758 datą?
grosz 1758 - to na pewno nie jest oficjalna moneta bita z polecenia króla Augusta
Rzut oka w katalogi wystarczy by się przekonać, jak obfite było to fałszerskie dzieło. Rzadko spotyka się tak wielką ilość odmian i wariantów w tak krótkim okresie. Krótkim z pozoru, bo cały czas na monetach kładziono daty 1753-1756, niezależnie od roku, w którym rzeczywiście je bito. Grosze 1758 i dwuzłotówki 1761 i 1762 to wyjątki. Na domiar złego, są mocne przesłanki do twierdzenia, że polskie srebro Augusta III fałszowano też w mennicach pruskich - np. we Wrocławiu i Królewcu.
Pączkowski zaproponował, by klucza pozwalającego na oddzielenie falsyfikatów od oryginałów poszukać analizując rysunek monet, szczególną uwagę zwracając na portret króla. Dla miedzianych groszy zaproponował dodatkowy wyróżnik - za fałszywe proponuje uznawać te z dużymi literami w legendzie.
według D. Pączkowskiego to też pruski wyrób, co oznaczało by, że następna moneta, to oryginał
Z moich obserwacji wynika, że większość spotykanych groszy rocznika 1755 to pruskie falsyfikaty.A co sądzić o groszach tego typu,
na których król "z twarzy nie jest podobny do nikogo"?
Jak wiadomo, August III znany był z obżarstwa "...jedz, pij i popuszczaj pasa". Już jako młody człowiek nie grzeszył nadmierną szczupłością, a z biegiem lat jego sylwetka zaokrąglała się. Dodatkowo dorobił się niedoczynności tarczycy, która przeszła w fazę obrzęku śluzowatego (choroby Gulla). Zmarł jak wiadomo na apopleksję, czyli mówiąc prościej wylew krwi do mózgu.
W chwili pruskiego ataku na Saksonię król był już blisko sześćdziesiątki (urodził się w 1696 r). Na pewno już wtedy zasługiwał na przydomek "otyły". Dlaczego to ważne? Dlatego, ża Pan Pączkowski zaproponował, by za pruskie falsyfikaty uznawać monety, na których August III został przedstawiony, jako posiadacz wielu podbródków albo wręcz monstrualnego podgardla. To w opozycji do części monet, na których Augusta przedstawiono, jako mężczyznę może nie szczupłego, ale z pewnością nie, jako grubasa.
Teza ciekawa i na pewno warta dyskusji, choć osobiście mam w związku z nią wiele wątpliwości.
Nie sądzę na przykład, by fałszerzom szczególnie zależało na jak najwierniejszym przedstawianiu gwałtownie tyjącego monarchy. W końcu poddani nieczęsto mieli okazję do osobistych spotkań z królem. O ile w Warszawie August często pojawiał się publicznie i mógł być widziany przez wiele osób, to na prowincji znano jego twarz głównie z monet i rozsądnie myślący fałszerz powinien dążyć do tego, by jego produkty jak najbardziej przypominały monety oryginalne, a nie do oddawania na bieżąco zmian królewskiej fizys.
Innym wyróżnikiem nieoryginalności może być niska próba kruszcu, z którego wybito monety. Fryderyk Wielki (fałszerz wielki) zarabiał krocie na podrabianiu polskiej monety. Zaniżanie próby kruszcu tylko ten zarobek powiększało. Samo bicie monet ze stopu o próbie niewiele odbiegającej od przepisanej ordynacją też dawało "godziwy" zarobek. Dlatego nie zawsze można dziś uznawać wyniki badania składu stopu za jedyny rzetelny i niepodważalny miernik oryginalności monet. Rzecz komplikuje dodatkowo upływ czasu i podatność monet na wpływy czynników środowiskowych oraz sama technologia mennicza, której elementem było wzbogacanie powierzchniowej warstwy monet czystym srebrem (bielenie). Na domiar złego, porównywanie wyników otrzymanych z użyciem różnych przyrządów (spektrometrów) charakteryzujących się różnymi warunkami i parametrami pracy też może zniekształcać wyniki analiz.
Wszystko to sprawia, że tak trudno dziś odróżnić fryderycjańskie podróbki od oryginałów.
Pan Pączkowski zapowiedział kontynuowanie prac nad tematem. Będę je śledził z uwagą i nadzieją, bo siłą rzeczy tematyka zagadnienia mocno zazębia się z absorbującym mnie problemem miedziaków koronnych Augusta III.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.