Mam wrażenie, że od pewnego czasu słowo "destrukt" pojawia się w ofertach sprzedaży monet znacznie częściej, niż kilka lat temu. Owszem, o destruktach dyskutowaliśmy na forach numizmatycznych od dawna, jeszcze za św. pamięci Cafe Allegro, ale głównie w celu ustalenia dlaczego wygląd jakiejś monety odbiega od normy. Zauważyłem też, że w ostatnim roku znacznie wzrosło zainteresowanie stroną "destrukty", która jest częścią bloga, pomimo, że nie umieściłem na niej żadnej zachęty do kolekcjonowania destruktów i nie sugeruję ich dużego potencjału handlowego.
Teraz "destrukt" w ofercie ma za zadanie przekonanie potencjalnego nabywcy o wyjątkowości monety i co za tym idzie, o jej dużej wartości. Czasem rzeczywiście błąd przy biciu monety powoduje, że wielu kolekcjonerów chce ją mieć i jej cena rynkowa staje się znacznie wyższa niż cena monety prawidłowo wybitej. Zdecydowanie częściej, usterki bicia powodują, że moneta wygląda źle i jej wartość spada w porównaniu z prawidłowo bitym egzemplarzem, pomimo, że błędne bicia są zdecydowanie rzadsze od prawidłowych.
Pod koniec sierpnia na forum TPZN pojawiła się prośba o ocenę pewnego szeląga Jana Kazimierza, popularnej boratynki z dziwnie wyglądającą datą. Reakcja forumowiczów była szybka, a odpowiedź krótka i zdecydowana: "Destrukt czyli moneta źle wybita, bubel". Bubel, to jedno słowo spowodowało, że wątek przekształcił się w spór o to, czy godzi się nazywać kilkusetletnie monety bublami. Rzeczywiście, pierwszym odruchem jest protest - to przecież świadek historii, materialne świadectwo dawnej techniki. Tymczasem, jeśli się zastanowić, to "bubel" jest całkiem poprawnym określeniem źle wybitej monety, pomimo, że bubel to słowo o zdecydowanie negatywnym oddźwięku. Bublem nazywamy wszystko to, co zostało źle wykonane, spartolone. I rzeczywiście, to co my, kolekcjonerzy monet nazywamy destruktami, to w języku potocznym, śmiało nazwać można bublem.
Z punktu widzenia klasycznego kolekcjonera, zbierającego najładniejsze egzemplarze, jakie uda mu się zdobyć, destrukty są bublami i nie zasługują na uwagę. Są natomiast interesującymi (czasem bardzo interesującymi) obiektami dla kolekcjonera zainteresowanego technikami menniczymi, bo pozwalają zrozumieć i wytłumaczyć nietypowy wygląd niektórych monet. Na podstawie niektórych destruktów można też odtworzyć przebieg niektórych czynności wykonywanych w mennicach.
Czy ta wiedza jest kolekcjonerom potrzebna? Wbrew pozorom, bardzo, bo można ją czasem wykorzystać do potwierdzenia lub wykluczenia autentyczności monet.
Mam w zbiorze wiele destruktów, ale nie gromadzę ich bez ograniczeń. Nie traktuję ich jako obiektów, które zawsze i wszystkie zasługują na uwagę. Staram się mieć po jednym przykładzie każdego ze znanych mi błędów menniczych od błędów bicia, przez błędy krążków monetarnych, błędy wykonania stempli, po usterki stempli powstałe podczas ich eksploatacji.
W sumie jest tego około 80 sztuk (na przeszło 3300 monet w zbiorze) więc nie tak dużo, a całkiem niewiele w porównaniu z ilością możliwości przedstawionych w książeczce "Official Price Guide to Mint Errors" Alana Herberta.
W USA destrukty rodzimych monet są poszukiwane i osiągają czasem bardzo wysokie ceny na aukcjach największych firm numizmatycznych To od czego zacząłem dzisiejszy wpis, to dowód na trwające próby przeszczepienia tego trendu na nasz skromny runek numizmatyczny (skromny oczywiście w porównaniu z rynkiem USA).Jakie destrukty miałem na myśli pisząc, że niektóre mają duży potencjał rynkowy? Na przykład takie:
Cena za tę pięciozłotówkę wystawioną na Allegro Lokalnie jest zdecydowanie przesadzona, przynajmniej na dziś, bo nie mamy pewności o legalnym pochodzeniu monety. Nie mam wątpliwości, że powstało to w mennicy. Pytanie tylko, jak to opuściło mennicę - legalnie, w standardowym opakowaniu bankowym, czy w jakiś mniej konwencjonalny sposób.
Skąd pewność, że to produkt mennicy? Z wiedzy o technologii produkcji monet. A skąd ta wiedza? Z uważnej lektury przeróżnych publikacji, nie tylko numizmatycznych, z uważnego oglądania zdjęć i filmów wykonanych w różnych mennicach, z uważnych oględzin monet - monet wybitych prawidłowo i bubli/destruktów. Po niesławnej aferze tuzów z kilku firm numizmatycznych nie przypuszczam, żeby była to podobna sprawa, czyli zamówienie złożone u "uczciwego inaczej" pracownika mennicy. Jeśli nie wiecie, o co chodzi, zajrzyjcie tu i tu.
Na monetyforum.pl przy okazji dyskusji o tym destrukcie, przypomniano, że podobny przypadek zdarzył się już w roku 2016. W wątku z tego forum, dotyczącym piątki z 2016 r. ktoś zgłaszał wątpliwości, co do możliwości, że najprawdopodobniej pod prasę trafił krążek bez otworu, czyli niedoróbka pierścienia, argumentując, że byłby problem z rdzeniem, który musiałby gdzieś trafić. Na monecie nie ma przecież po nim śladu. Nie jest to jednak dobry argument. Ślad nie musiał zostać, a rdzeń... W tak szybko pracujących automatach, tłoczących dziesiątki monet na minutę, musi działać jakiś mechanizm zabezpieczający stemple przed błędami podajników i mechanizmu pobierającego monety z prasy, więc nie martwiłbym się o losy rdzenia - trafił do pojemnika z odpadami.
Na stronie "world of bimetallic coins" jest enigmatyczna informacja o sposobach produkcji monet bimetalicznych - w googlowym tłumaczeniu:
"Istnieje kilka metod łączenia półfabrykatów bimetalicznych. W niektórych pracach pierścień zewnętrzny jest wytwarzany za pomocą wielostopniowego narzędzia progresywnego, które wybija środkowy otwór przed wycięciem z taśmy. Podwyższona zewnętrzna krawędź półfabrykatu, utworzona przez „obrzeże”, pomaga w zmniejszeniu nacisku wybijania.
Wewnętrzna lub „zrzut” (powinno być rdzeń - J. Ch.) jest wykonana bardzo podobnie jak zwykły krążek monety, z wyjątkiem specjalnego frezowania na krawędzi. Gdy te dwa elementy zostaną uderzone przez prasę montażową, pierścień zewnętrzny odkształca się, aby wpłynąć do wnętrza wyfrezowanych nacięć, zapewniając skuteczne blokowanie przed skręceniem i zwiększając wytrzymałość połączenia. Istnieją inne sposoby łączenia półfabrykatów bimetalicznych, przy czym każdy producent ma swoją preferowaną metodę."
W broszurze reklamowej producenta pras (Schuler) uściślono, że łączenie elementów odbywa się podczas jednej sekwencji pracy prasy.
"Manufacture of bi-metal and tri-metal coins. Minting lines in the MRV model series are optimally suited to the manufacture of bi-metal and tri-metal coins. Joining and coining are completed in one operating sequence. The rings and centers are fed separately and coined at maximum cycle rates."
Mały reportażyk: https://coinsweekly.com/coin-minting-presses-for-the-entire-world/
O ile mi wiadomo, nasza mennica nie korzysta z metody Kruppa, czyli tłoczenia monet na wcześniej przygotowanych bimetalicznych blankach (krążkach). Krupp jest ich dostawcą i między innymi reklamuje się tym, że nie jest możliwe rozdzielenie pierścienia i rdzenia gotowej monety bez jej całkowitego zniszczenia. Nasze dwójki i piątki można bez problemu dzielić i łączyć bez użycia jakichś wyrafinowanych narzędzi. Techniczna strona różnych procesów produkcji monet bimetalicznych została opisana w Leitão, P.J.; Teixeira, A.C.; Rodrigues, J.M.C.; Martins, P.A.F. (October 1997). "Development of an industrial process for minting a new type of bimetallic coin". Journal of Materials Processing Technology.
Wracamy do naszych pięciozłotówek. Są one składane z brązalowego rdzenia i miedzioniklowego pierścienia.
Krawędzie tego rantu są zaokrąglone, dzięki czemu rdzeń jest mocniej utrzymywany w pierścieniu, ponieważ wewnętrzny rant pierścienia, oprócz wypukłości w środkowej części jest dodatkowo wyprofilowany przy krawędzi. Wypukłość na krawędzi pierścienia powstaje podczas tłoczenia monety - materiał pierścienia pod naciskiem prasy menniczej wciska się w rowek na krawędzi rdzenia.
Bimetaliczna pięciozłotówka została uznana w 1996 roku przez międzynarodowe gremium dyrektorów mennic, za najbardziej zaawansowaną technicznie obiegową monetę świata. Połączenie rdzenia z pierścieniem jest mocne, ale nie tak, jak przy metodzie Kruppa i na dodatek, na powierzchniach monet złożonych z 2 elementów pozostają wyraźnie widoczne ślady w miejscu łączenia elementów.Na monecie z Allegro Lokalnie tych śladów nie ma, co jest dowodem na bicie na jednorodnym krążku. Nie wchodzi w grę na przykład elektrolityczne pokrycie zwykłej monety jasnym metalem - ślad łączenia musiałby pozostać widoczny.Wszystko wskazuje na to, że moneta z Allegro Lokalnie jest destruktem, który może być atrakcyjny dla kolekcjonerów (o ile wyszła z mennicy legalną drogą, w worku ze zwykłymi obiegówkami), bo nie można wykluczyć, że jest unikatem - prawdopodobieństwo, że w partii surowca było więcej pierścieni bez wyciętego otworu jest minimalne.
Jednocześnie nie oznacza to, że ta potencjalnie cenna moneta nie jest bublem. Jest nim, bo powstała w wyniku błędu.
Bubel, bublowi nie równy. O ile bubel/destrukt tego typu
Witam . W ostatnich latach coś dużo tych destruktów wypływa na rynek i to przeróżnych od tych typowych jak skrętki , odwrotki, po właśnie taką pięciozłotówkę .Na Fb, na jednej z grup też pojawiła się podobna moneta - jednostopowa , tyle że dwójka z 2017 r . W mennicy tak nagle w przeciągu lat spadła jakość bicia , trochę to niemożliwe ? A jednak wysyp choćby odwrotek sugeruje coś innego , może faktycznie jest grupka w mennicy "uczciwych inaczej" pracowników dorabiających do pensji ? I jeszcze jedno mnie zastanawia w Pana wpisie - " Bimetaliczna pięciozłotówka została uznana w 1996 roku przez międzynarodowe gremium dyrektorów mennic, za najbardziej zaawansowaną technicznie obiegową monetę świata " .
OdpowiedzUsuńPodobnych monet dwuskładnikowych na świecie ( nawet w tamtych latach ) było dziesiątki, więc skąd taka opinia o wyjątkowości naszej niezbyt urodziwej piątki ?