Lutowe powody do zadowolenia.
Numer jeden - w katalogu aukcyjnym opisany tak:
Z tym "very fine", to trochę przesadzili. Nie szkodzi. To i tak może być mój zakup roku 2023. Decydujący jest malutki szczegół awersu widoczny pod popiersiem. Przed POLO jest coś co w katalogu opisano jako "leżące S".W jakim katalogu? Pierwszy na myśl przychodzi oczywiście katalog T. Igera, ale w nim takiego awersu brak. Jest podobny, O.95.4.f, ale na nim jest POLON. Jedynym miejscem, w którym znalazłem identyczną monetę jest sieciowy katalog IGER.WCN.PL.
Notowań aukcyjnych nie znalazłem. Mój gorszy, niż ten na stronie WCN, ale i tak się cieszę.Numer dwa.
10 fenigów 1917 NBO, w moim katalogu 1.3.1.b.
Mam ładniejsze sztuki, ale ta jest szczególna. Na awersie widać to bardzo wyraźnie, na rewersie też, ale ledwo ledwo. Nikłe, ale widoczne, wypukłe koncentryczne kręgi.To ślady pozostawione przez maszynę redukcyjną. W tym czasie pierwsze etapy przygotowania do produkcji monet wyglądały tak:
1. Na podstawie projektu rysunkowego wykonywano pozytywowy model monety — w glinie, gipsie, plastelinie lub innym tworzywie. To, co na monecie ma być wypukłe, jest wypukłe i na modelu. Napisy można czytać normalnie, a nie w odbiciu lustrzanym.
2. Z modelu wykonywano odlew, który był negatywem modelu. Odlew z materiału, który po stwardnieniu można cyzelować, czyli poprawiać szczegóły rysunku przy pomocy specjalnych rylców i skalpeli, a także wygładzać płaskie powierzchnie.
3. Z poprawionego odlewu negatywowego wykonywano kolejny odlew — pozytywowy, trwały. Ten odlew wykonywano z metalu lub tworzywa odpornego na uszkodzenia i zniekształcenia. I ten model poddawano się cyzelowaniu.
4. Kiedy trwały model był już gotowy, w ruch szła maszyna redukcyjna — urządzenie oparte na znanym od wieków przyrządzie rysunkowym zwanym pantografem. Kiedy jedno z ostrzy pantografu obrysowywało wybrany wzór (litera, rysunek), jego drugie ostrze kreśliło ten sam wzór w skali ustalonej przez stosunek odległości ostrzy od osi obrotu. Pantografem można wzór powiększać albo zmniejszać. Maszyna redukcyjna odtwarza wzór przestrzenny. „Na wyjściu” pojawia się nie rysunek, a płaskorzeźba. Przy okazji gubią się szczegóły nieistotne — drobne nierówności, których nie sposób uniknąć przy ręcznej pracy nad modelem, mającym 30 do 45 centymetrów średnicy. Powstający w maszynie półfabrykat też jest pozytywowym wizerunkiem monety. Proces redukcji modelu może mieć kilka etapów.
5. Po zakończeniu tej operacji otrzymywano pozytywowy model monety w skali 1:1 nazwany patrycą lub prototypem. Amerykanie nazywają to narzędzie mennicze „master hub”. Patryca jest metalowym prętem, zwężającym się z jednej strony do średnicy zaplanowanej dla monety.
6. Patrycę z rysunkiem monety, utwardzano i umieszczano w prasie naprzeciw podobnego pręta z gładką, lekko wypukłą powierzchnią czołową — przyszłej matrycy. Pod naciskiem kilkuset ton, relief patrycy był wtłaczany w matrycę — negatywową oczywiście. Przenoszenie wzoru monety na matrycę też odbywało się wieloetapowo. Po każdym etapie (mogą być dwa, albo więcej) matryca była zmiękczana (odpuszczana) termicznie. Po zmiękczeniu matrycy, patrycę ponownie w niej odciskano, dzięki czemu uzyskiwano dokładne odwzorowanie najmniejszych detali rysunku monety. Tak powstawała matryca I, czyli po amerykańsku „master die”. Zazwyczaj z patrycy wykonywano jedną albo dwie matryce I. Matrycę I przed przekazaniem do dalszych etapów poddawano ponownemu cyzelowaniu i szlifowaniu powierzchni. Ta powierzchnia odpowiada za wygląd tła monety.
7. Analogiczną metodą z matrycy I otrzymywano matrycę II — tym razem pozytywową. Tu widać pewną nielogiczność polskiej terminologii. Amerykanie nazywają to narzędzie bardziej konsekwentnie — „working hub”. Naszym odpowiednikiem powinna być „patryca robocza”.
8. Matrycą II (patrycą roboczą) produkowano właściwe narzędzia służące do bicia monet, a mianowicie stemple „working dies” — oczywiście negatywowe.
W Stuttgarcie na etapie 6 pominięto szlifowanie powierzchni. Ślady maszyny redukcyjnej zostały przeniesione na kolejne narzędzia mennicze i w końcu na monety.
Cieszę się z tego zakupu, bo to świadek menniczego procesu technologicznego.
Panie Jurku. Myśli Pan czyścić tego trojak?
OdpowiedzUsuńNie. Boję się, że mu zaszkodzę. To chyba moneta z ognia. Dźwięk ma bardzo ładny, ale mam obawy przed zastosowaniem chemii.
UsuńZ ognia miałaby purchle, to mi wygląda na złogi, być może produkty korozji. Spróbowałbym tym kwaskiem, które go Pan czasem używa.
UsuńMam monety z tymi spiralnymi kregami, i powiem szczerze, ze sie nigdy tak konkretnie nad tym nie zastanawialem , przyjmujac je jako blad produkcyjny przy produkcji krazköw. Brawo Panie Jurku- i dziekujemy za informacje.
OdpowiedzUsuńTaki ozdobnik został opisany na stronach TPZN w dziale "Polska Królewska" pod wątkiem "Ciekawy ozdobnik na trojaku olkuskim z 1595 roku" w październiku 2011 roku. Fajna zdobycz. Gratuluję. Aleksander
OdpowiedzUsuńDziękuję za podpowiedź. Biorę się za czytanie.
Usuń