Google Website Translator Gadget

poniedziałek, 17 marca 2025

Moneta bawi, uczy, kształci czyli o pożytkach z numizmatyki siłowej.

 Miałem kiedyś taką książeczkę "Znaczek bawi uczy kształci". 

Dostałem ją w prezencie od kogoś z rodziny, kto wiedział że zbieram znaczki. Niewiele dziś z niej pamiętam. Generalnie chodziło o to, że dzięki znaczkom mamy poznawać geografię, historię itp. Taki dydaktyczny smrodek. Bardziej spodobały mi się tłumaczone z czeskiego "Opowiadania filatelistyczne". 
Tę książeczkę mam do dziś i nadal mi się podoba. 

Do książek jeszcze wrócimy, teraz czas na wyjaśnienie, co to takiego ta "numizmatyka siłowa". 
Nieformalny prezes naszego nieformalnego klubu numizmatycznego użył tego określenia po tym, jak przeczytał na moim blogu o kupowaniu kota w worku. Według niego, kupowanie monet na kilogramy po to żeby wybrać rodzynki i pozbyć się reszty wymaga użycia siły - w końcu chodzi o kilogramy, które trzeba przynieść, posortować i wynieść. Trochę racji ma. Przytargać do domu kilka kilogramów monet to nie problem (jeszcze); sortowanie, wydawać by się mogło nudne, okazuje się zajęciem zaskakująco przyjemnym. Sięga się do pudełka, bierze kilka monet i jedną po drugiej odkłada na kupki, tu Europa, tu Azja, osobno wiek XX do 1950, osobno starsze (tych zwykle jest niewiele), osobno takie, które na pierwszy rzut oka można podejrzewać, że to coś lepszego, niż zwykłą masówka. Niezła zabawa z nutką emocji - a może trafi się COŚ, nie byle co, tylko COŚ!
Po takiej obróbce trzech pudełek po trzy, cztery kilogramy (to już tyle tego było?!) nie muszę się zastanawiać na którą kupkę (kontynent) mam odłożyć na przykład Oman. Czyli numizmatyka siłowa uczy! Uczy też identyfikowania egzotycznych alfabetów, czytania cyfr i dat według najróżniejszych kalendarzy. 
Fakt, z tych kilkunastu kilogramów do mojego zbioru trafiła zaledwie jedna moneta - 5 fenigów Królestwa Polskiego z 1917 roku. Ale miałem troszkę emocji i masę zabawy. I od czasu do czasu okazję do nauczenia się czegoś. 
Kolejna garstka z pudełka i...
Najpierw trzeba to było zidentyfikować. "Robaczków" czytać nie umiem ale z dobrą lupą przeczytałem na awersie(?) AUSPICIO REGIS ET SENATUS ANGLIÆ czyli "Pod auspicjami króla i senatu Anglii". Mogłem oczywiście zacząć od przeglądania monet kolonii brytyjskich w katalogu Krausego i tak by z pewnością było jeszcze kilka lat temu ale dziś jest łatwiej. Wystarczy sięgnąć po telefon, uruchomić "obiektyw Google" i po chwili już wiemy - Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska. 
I dodatkowe wskazówki - ta moneta może być w katalogach umieszczona wśród monet Malezji. Pojawia się też nazwa "Penang". Zdolna ta googlowa AI, ale do tłumaczenia tego napisu 
nawet nie podeszła. Perplexity spróbowała.
Zostawmy na razie tłumaczenie i zajrzyjmy do katalogów sieciowych. Wielokrotnie przekonałem się, że najwięcej informacji oferuje Numista
Okazuje się, że Perplexity się myli. Napis na rewersie to "Pulau Penang", czyli wyspa Penang. Oprócz danych metrologicznych Numista podaje numery katalogowe - Krause 14 i Singh SS29. Krause to cennik, niczego ciekawego tam nie znajdziemy. Na półce mam wydanie z 1983 r. Odkryta w masówce moneta jest w nim wyceniona na 4$ w stanie fine. Ciekawsza wydaje się ta pozycja.
Numer SS29. 
Mamy informację o nakładzie, mennicy, wariantach. Jest odwołanie do opisów awersu i rewersu do numeru SS26. Tam czytamy (tłumaczenie Perplexity): 
Awers: W obrębie koralikowego okręgu znajdują się herby, wsporniki, klejnot i motto Kompanii Wschodnioindyjskiej. Tarcza zawiera krzyż św. Jerzego. Wspornikami są lwy stojące na tylnych łapach, każdy trzymający sztandar. Lwy stoją na zwoju z napisem "AUSPICIO REGIS ET SENATUS ANGLIAE" (Pod auspicjami Króla i Parlamentu Angielskiego). Nad tarczą znajduje się klejnot – lew stojący na tylnych łapach, trzymający koronę między przednimi łapami. Pod mottem znajduje się rok wybicia monety. Projekt autorstwa Lewisa Pingo. 
Rewers: W obrębie koralikowego okręgu blisko krawędzi znajduje się okrągły wieniec z kielichów lilii, które nachodzą na siebie i biegną zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Wewnątrz wieńca znajduje się arabski napis "Pulau Pinang" (Wyspa Penang). Projekt autorstwa Thomasa Wyona.
W katalogu Saran Singh oprócz jak widać bardzo szczegółowych informacji o monetach znajdziemy też  wiadomości geograficzne i historyczne. Na przykład takie, że wyspa Penang nazywała się kiedyś Wyspą Księcia Walii. 



Świetny katalog!

A co to takiego, ta Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska?
British East India Company była korporacją zrzeszającą angielskich inwestorów zainteresowanych handlem z Indiami i Azją Południowo-Wschodnią. Kompania dzięki przywilejowi nadanemu przez Elżbietę I miała monopol na handel na tym obszarze. Miała uprawnienia polityczne i administracyjne, daleko wykraczające poza tradycyjny handel. Mogła utrzymywać własną armię, zawierać układy polityczne i sojusze, wypowiadać wojnę, miała prawo do posiadania własnej waluty i pobierania podatków. Z prawa do własnej waluty korzystała i znamy jej monety z każdego niemal terytorium, na którym kiedyś działała.
W roku 1614 kompania rozpoczęła działalność w Chinach. Operowała też na terenie Azji Południowo-Wschodniej (Singapur). Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska była w czasie swej działalności jednym z głównych filarów rozwoju ekonomicznego Anglii i miała ogromny wpływ na imperialną politykę tego kraju. Trwało to do początków XIX wieku. W roku 1813 rząd brytyjski zniósł monopol kompanii na handel z Indiami, a w roku 1833 zniósł monopol na handel z Chinami. Kompanii pozostawiono główną rolę w administracji Indiami. Jej zasługą było rozpoczęcia upraw herbaty w Indiach po sprowadzeniu z Chin sadzonek i specjalistów znających się na jej uprawie. 
Rząd brytyjski przejął od Kompanii władzę w Indiach w roku 1858, po powstaniu sipajów i w roku 1874 rozwiązał Kompanię. 

Monety z Penangu pojawiają się oczywiście na rynku numizmatycznym. Te jednocentowe z 1810 roku nie są żadnymi rarytasami, ale też nie są zupełnym "planktonem". 

Egzemplarz, który znalazłem trafił do masówki zapewne z powodu brzydkiej plamy grynszpanu i małego otworka wywierconego blisko krawędzi. Dzięki temu, że wylądował w pudle z "nieciekawymi" monetami miałem okazję poćwiczyć posługiwanie się wyszukiwarkami opartymi na sztucznej inteligencji, poczytać o historii Azji Południowo-Wschodniej i o Kompanii Wschodnioindyjskiej. 

Czyli nie tylko znaczek bawi, uczy i kształci. Moneta też to potrafi.


2 komentarze:

  1. A co Pan robi z pozostałymi monetami, których zostaje kilkanaście kilogramów? Do pudełka z napisem: szrot i do szuflady?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pudełku z oznaczniem "złom" ląduje złom, który w końcu kiedyś trafi na złom.
      "Rodzynki" ale nie tylko w większości łyknęli znajomi kolekcjonerzy - za gotówkę i w wymianie.
      Kilka kilogramów zasiliło stolik stałych sprzedawców chojnickiego pchlego targu pod Bramą Człuchowską.
      Reszta po odczekaniu sześciomiesięcznej karencji trafiła na OLX podzielona na zestawy tematyczno-geograficzne.
      Teraz idzie wiosna - zacznie się okres, w którym monety schodzą na plan drugi, a może i trzeci. Jeśli nie wymyślę czegoś nowego, to może późną jesienią znów kupię z pięć kilo masówki i będę się bawił wieczorami.

      Usuń

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.