Google Website Translator Gadget

sobota, 6 grudnia 2025

Przyszłość numizmatyki

Numizmatyka, "pomocnicza nauka historii", wyrosła z kolekcjonerstwa. Nakierowana na przeszłość, rozwija się adaptując metody naukowe i korzystając z osiągnięć nauk technicznych. Rozwija się oczywiście i numizmatyka, rozumiana jako hobby i jako biznes. Pokolenie numizmatyków, jakkolwiek ten termin rozumiemy, pierwszych dwóch dekad XXI wieku zostało ukształtowane przez komputery i aukcje internetowe. Następne, widać to dziś wyraźnie, kontynuując dotychczasowy trend, będzie kształtowane przez coraz łatwiejszy dostęp do zdigitalizowanej informacji i gotowość do zmiany podejścia do metod budowania wiedzy. 

Pierwsza fala digitalizacji dała nam dostęp do przeszukiwalnych publikacji: literatury fachowej, czasopism, katalogów aukcyjnych i ofertowych oraz publicznych archiwów. Następna, która już do nas dociera, poszerza obszar dostępnych danych n.p. dzięki wspomaganemu przez AI transkrybowaniu rękopisów i przeszukiwaniu zbiorów zdjęć monet, które umożliwia gromadzenie i porządkowanie danych dotyczących odmian i wariantów, analizę szczegółów stempli pozwalającą na identyfikację ich wykonawców, analizę połączeń stempli, śledzenie proweniencji numizmatów. 

Transkrypcja AI rękopisu z 1752 r. - jeszcze nie idealnie, ale nawet z dodatkowymi wyjaśnieniami.

To wszystko nie neguje ani nie podważa znaczenia i osiągnięć badań prowadzonych tradycyjnymi metodami. To mnoży możliwości!. Dzisiejszy kolekcjoner-badacz może rozpoczynać poważne studia bez wychodzenia z domu. Bariery wejścia są niższe; możliwości większe. Zobaczcie ile wspaniałych, nowych publikacji powstaje każdego roku. 

Sztuczna inteligencja nie zastąpi numizmatyków-badaczy, ale daje im coraz doskonalsze narzędzia. AI może porównywać setki obrazów monet, podkreślając różnice i podobieństwa, anomalie i odstępstwa od standardu i na tej podstawie grupować monety. Ciągle rozwijana będzie służyć jako druga, doskonalsza para oczu – inteligentny mikroskop równie pomocny dla nowicjusza, jak i doświadczonego numizmatyka.

Jesteśmy świadkami renesansu badań nad proweniencją numizmatów. Motorem niewątpliwie są potrzeby firm numizmatycznych poszukujących czynników, które mogą przyczynić się do zwiększenia dochodów. Monety z puncami wielkich, XIX-wiecznych kolekcjonerów, albo oferowane w oryginalnych kopertkach ze starych zbiorów zawsze się dobrze sprzedawały. 


Tym lepiej, im "większe" było nazwisko poprzedniego właściciela. W sytuacji, gdy mamy dostęp do zdigitalizowanych katalogów aukcyjnych z ostatnich stu pięćdziesięciu lat przeszło oraz do nowoczesnych katalogów sieciowych z dobrymi zdjęciami z ostatniego ćwierćwiecza, mamy możliwość śledzenia charakterystycznych egzemplarzy. Wczorajsza nowinka z FB muzeum Czapskich - udało się ustalić proweniencję jednego z groszy krakowskich Kazimierza Wielkiego ze zbiorów muzeum.

Czasem udaje się odkryć i udokumentować proweniencję, a czasem zdemaskować manipulacje i "naprawy" w celu uzyskania lepszej ceny. 

Im bardziej numizmatyka staje się globalna, im łatwiejszy dostęp do ofert z całego niemal świata, tym  bardziej rośnie rola i wartość lokalnych specjalizacji. Za oceanem rośnie aktywność obszarze wczesnych miedziaków amerykańskich, kanadyjskich monet z okresu wiktoriańskiego, współczesnych odmian i technicznych błędów menniczych. W tych obszarach sukces dawały cierpliwość i wnikliwość obserwacji – cechy, które komputery coraz lepiej wspierają, ale jak dotąd człowieka nie zastępują. To też może się zmienić.

Wielu kolekcjonerów, dziś w wieku 20-40 lat, weszło w hobby poprzez rynki internetowe. Dla nich barierą rozwoju i ograniczeniem może być brak mentorów, doświadczonych kolekcjonerów potrafiących bez dodatkowych narzędzi demaskować większość falsyfikatów lub prawidłowo określać stan monet, umiejących odróżnić monety czyszczone od tych z naturalną powierzchnią. Coraz częściej grading okazuje się niewystarczającą, albo nawet fałszywą gwarancją i stanu zachowania i auterntyczności. Konieczne staje się wyjście z internetowej bańki. Nie wystarczą sieciowe kursy do samodzielnej nauki, krótkie moduły wideo ani nawet wirtualne spotkania z odległymi ekspertami. W tym zakresie nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z monetą, najlepiej w towarzystwie innych osób, nawet nie będących ekspertami. Co kilka par oczu, to nie jedna. 

Przyszłość numizmatyki będzie kształtowana przez narzędzia, o których nasi poprzednicy nigdy nie śnili. Technologia ułatwia dostęp do wiedzy i wzbogaca nasze badania. Ale numizmatyka, jakkolwiek ten termin rozumiemy, wciąż rodzi się w dialogu. Między człowiekiem a człowiekiem, człowiekiem a numizmatem. Tego AI nie zastąpi i nie odbierze.

Na koniec pochwalę się nowym nabytkiem. Nike 1931! 

13,4 grama, 32,9 mm średnicy, prawdopodobnie cynk.

Niestety fałszywa, ale sfałszowana w latach 30-tych XX w. na szkodę emitenta. Fałszerstwo z dużego warsztatu, bo kilkakrotnie notowane na OneBid. 

Gdy zapytałem googlową AI, co sądzi o tej monecie, dowiedziałem się najpierw, że:
To moneta 5 złotych "Nike", obiegowa moneta srebrna emitowana w okresie II Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1928-1932. Jest to cenny i poszukiwany przez kolekcjonerów numizmat, a jej wartość może znacznie różnić się w zależności od rocznika i stanu zachowania. Twoja moneta, w widocznym stanie obiegowym, ma dużą wartość historyczną i kolekcjonerską. Aby precyzyjnie określić jej wartość, zaleca się skonsultowanie jej ze specjalistyczną firmą numizmatyczną, która oceni jej autentyczność i stan zachowania. 
Po dodaniu parametrów:

Parametry, które podałeś, czyli waga 13,4 g i średnica 32,9 mm, różnią się od standardowych specyfikacji monety 5 złotych wzór 1928 "Nike" z 1931 roku. Standardowe parametry tej monety to:

Waga: 18 gramów

Średnica: 33 milimetry

Metal: Srebro próby Ag750 

Różnice w podanych przez Ciebie wymiarach mogą wynikać z:

Zużycia monety: Długa cyrkulacja lub uszkodzenia mogą zmniejszyć wagę monety.

Nieprecyzyjnego pomiaru: Amatorski sprzęt pomiarowy może dawać niewielkie odchylenia.

Fałszerstwa: Niestandardowe parametry mogą czasami wskazywać na nieoryginalną monetę, choć rzadko dotyczy to tak niewielkich różnic.

Odmiany lub próby: Istniały różne odmiany próbne i emisyjne, ale standardowa moneta obiegowa miała podane wyżej parametry. 

Rocznik 1931 jest uważany za rzadki i poszukiwany przez kolekcjonerów, a jego wartość jest znacznie wyższa niż wartość samego kruszcu. Zaleca się skonsultowanie monety z profesjonalnym numizmatykiem w celu dokładnej weryfikacji jej autentyczności i stanu zachowania. 

I tym się różnimy, ja i ta AI. Choć miałem w rękach mniej egzemplarzy pięciozłotówek Nike niż AI "widzi", o tym że to moneta fałszywa i że sfałszowana prawie 100 lat temu wiedziałem natychmiast, nie biorąc jej do ręki nawet. 

Zbierajcie monety, oglądajcie monety, oglądajcie zdjęcia monet, rozmawiajcie!


sobota, 29 listopada 2025

Moje monety - grosz koronny 1608

Tytułowa moneta to numizmat pospolity. Przedstawiciel trzeciej generacji groszy koronnych Zygmunta III Wazy, bity ze srebra próby szóstej (prawie), czyli 127 sztuk z grzywny krakowskiej, zgodnie z uchwałą komisji warszawskiej z 1604 r. Dwie podstawowe odmiany typu z koroną na awersie, różniące się kształtem obwódki wokół herbu podskarbiego i ilczne warianty - ozdobniki po bokach korony, legendy awersu i rewersu.

Najpierw, w roku 2023, udało mi się kupić odmianę z herbem Lewart w owalnej obwódce, tę rzadszą, nr 791 w Ilustrowanym Skorowidzu E. Kopickiego. 

W katalogu "Monety Zygmunta III Wazy" z 2007 roku numer 289 - kropka i kwiatek po bokach korony. 

W tym tygodniu włączyłem do zbioru odmianę z Lewartem na tarczy, nr 790 w Ilustrowanym Skorowidzu. 

Według katalogu z 2007 roku to numer 288, ale są drobne różnice w porównaniu z katalogowym rysunkiem, 
dodatkowa kropka pod MDL na awersie, dwukropki na rewersie. 

Moneta, którą kupiłem kilka dni temu, w roku 2022 była na 19 aukcji PDA. 

Nie wiem co działo się z nią przez te trzy lata, ale jakąś drogą do PDA wróciła, trafiła na Allegro i stamtąd do mnie. 

Nie mam zamiaru schodzić poniżej poziomu podstawowych wariantów groszy Zygmunta III. Wkraczać w kolejny krąg piekielny, jak powiedział Marcin Żmudzin na jednym z wykładów na sesji GNDM. Na razie zbieram pieniądze na jakiegoś grosza portretowego. 

Pora roku i pogoda powodują, że zamiast w lesie i ogrodzie łatwiej zastać mnie w domu przed komputerem. Z zainteresowaniem obejrzałem prezentację wybranych okazów sztuki medalierskiej z kolekcji Lecha Kokocińskiego. Kolekcji, która ma trafić na aukcję Wójcickiego. Miałem kilka okazji słuchania opowieści pana Lecha na żywo. Dowcipnych, zawsze rzeczowych, z mnóstwem ciekawych informacji podawanych w niepodrabialny, lakoniczny sposób. Na filmie opublikowanym na youtubowym kanale Wójcickiego nie mogłem nie zwrócić uwagi na fragment dotyczący znanego mi medalu. 

Pamiętacie? 
Korzystając z okazji, próbuję rozwikłać zagadkę jak i po co wykonano ten ołowiany odcisk. Czy z medalu, czy z matrycy do stempla medalu, jak sugerował poprzedni właściciel. 

I jeszcze trzy zagadki na dziś. 

Pierwsza, skąd wzięła się nagle ta liczba wyświetleń mojego bloga? Dziesięć razy więcej, niż dzienna przeciętna. Niestety bez przełożenia na wyniki Ad Sense. 


Druga, dlaczego poważne firmy numizmatyczne z długą tradycją, przyjmują w komis i wystawiają na sprzedaż coś takiego? 
Po co ten pytajnik w opisie. Szczegóły rysunku i "Rant ząbkowany" nie pozostawiają wątpliwości - chiński wyrób z AliExpress lub podobnego serwisu. 

Trzecia, czy coś, a jeśli tak, to co łączy dekorację na jednej z chojnickich kamieniczek 
z podskarbim koronnym Mikołajem Daniłowiczem herbu Sas. Herbu widocznego na monetach Zygmunta III z lat 1616 do 1624.

Muszę popytać kolegów z naszego "klubu". 

Korekta - 30.11.2025 - to nie Sas! W herbie Sas jest strzała skierowana grotem w górę, a tu jest miecz.

niedziela, 23 listopada 2025

Odmiany, warianty, destrukty... O dwuzłotówkach 1987 i 1988 raz jeszcze.

Pod koniec października pochwaliłem się nowym dla mnie wariantem dwuzłotówki z 1988 roku. Podsumowując tamten wpis napisałem:

Najprawdopodobniej uznano, że jeden z ostatnich stempli rewersu wytłoczony ze starej patrycy nadaje się jeszcze do użytku i na początku roku użyto go do bicia monet z datą 1988. Chronologicznie, nowo ujawniony wariant b (rzadki) jest starszy od dobrze znanego wariantu a (pospolitego).

I tak sobie po kilku dniach pomyślałem, że może nowy stempel rewersu wszedł do użytku wcześniej, niż z początkiem roku 1988. Może stemple nowego wzoru zaczęto produkować (i używać) już pod koniec roku 1987? Sięgnąłem więc raz jeszcze po pudełko z peerelowskim mosiądzem.

Zanim napiszę, co w nim znalazłem, słów kilka o wykładzie Tomasza Kasprowicza, "Destrukty powtarzalne: źródło odmian i wariantów monet", o którym wspomniałem 11 października. Ponownie obejrzałem ten wykład, wielokrotnie pauzując i powtarzając pewne fragmenty, notując nasuwające mi się uwagi i komentarze. Z wieloma tezami pana Tomasza zgadzam się całkowicie, ale nie z wszystkimi. Akceptuję użycie określenia "odmiana" dla monet istotnie różnych. Monet, które jesteśmy w stanie odróżnić od innych gołym okiem, nie sięgając po te inne monety by je  z sobą porównać, na przykład monety z datą 1949 różniące się metalem, w którym je bito 


albo 20-złotówki "Nowotko" z 1976 roku różniące się obecnością znaku mennicy. 

Dla monet różniących się drobniejszymi szczegółami, jak wspomniane dwuzłotówki z 1988 roku odpowiedniejsze wydaje mi się określenie "wariant". Zupełnie natomiast nie zgadzam się z mówieniem o destruktach, jako o wariantach i odmianach.
Wykład, minuta dziewiąta.

Destrukt to jest jakaś wada produkcji, która powoduje, że efekt końcowy nie jest zgodny z założeniem.
I tu mam poważne zastrzeżenie. Tę definicję uważam za zbyt szeroką, bo tak rozumując musielibyśmy uznać niemal wszystkie odmiany i warianty za destrukty. Uważam, że destruktami powinno się nazywać wyłącznie monety odbiegające od zaplanowanego wyglądu na skutek nieprawidłowości podczas bicia/tłoczenia monet, a nie podczas wykonywania matryc czy stempli. Takimi nieprawidłowościami mogą być błędy pracowników, usterki pras menniczych, wady blankietów (krążków) i w końcu mogą nimi być usterki stempli - pęknięcia, wykruszenia, zanik szczegółów powodowany zużyciem. 

Bardzo podoba mi się podkreślenie, że odmiany i warianty monet mają dwa podstawowe źródła. Po pierwsze - narzędzia, którymi wykonano stemple, po drugie - stemple, przy czym uważam, że określenie "odmiany stemplowe" powinno zostać zarezerwowane dla monet bitych stemplami wykonywanymi ręcznie. 

W wykładzie mowa o odmianach odstemplowych i odpatrycowych. Rozumiem, że do tej drugiej kategorii należy włączyć monety, za których wygląd  odpowiadają zmiany pojawiające się na jeszcze jednym narzędziu - matrycy. W szóstej monecie wykładu pana Kasprowicza mowa jest o "elementach puncowanych": znaku mennicy, inicjałach projektanta, cyfrach rocznika. 

Zdarza się, że niektóre małe elementy, albo na przykład często dotyczy to daty, są nanoszone gdzieś później w trakcie produkcji stempla, albo na samym projekcie ich nie mamy, gdzieś później one są dobijane.

"Gdzieś później". Właśnie! To dobijanie wykonywano albo na stemplach, albo na narzędziach pośrednich, na matrycach. A tych może być nawet kilka "pokoleń". Opisałem to w części wstępnej do katalogu monet PRL:

Patryca z rysunkiem monety zostaje utwardzona i umieszczona w prasie naprzeciw podobnego pręta z gładką, lekko wypukłą powierzchnią czołową — przyszłej matrycy. Pod naciskiem kilkuset ton, relief patrycy jest wtłaczany w matrycę — negatywową oczywiście. Przenoszenie wzoru monety na matrycę też odbywa się wieloetapowo. Po każdym etapie (mogą być dwa, albo więcej) matryca jest zmiękczana (odpuszczana) termicznie. Po zmiękczeniu matrycy, patryca ponownie jest w niej odciskana, dzięki czemu uzyskuje się dokładne odwzorowanie najmniejszych detali rysunku monety. Tak powstaje matryca I, czyli po amerykańsku „master die”. Zazwyczaj z patrycy wykonuje się jedną albo dwie matryce I.

Analogiczną metodą z matrycy I otrzymuje się matrycę II — tym razem pozytywową. Tu widać pewną nielogiczność polskiej terminologii. Amerykanie nazywają to narzędzie bardziej konsekwentnie — „working hub”. Naszym odpowiednikiem powinna być „patryca robocza”.

Matrycą II (patrycą roboczą) produkuje się właściwe narzędzia służące do bicia monet, a mianowicie stemple „working dies” — oczywiście są one negatywowe. Z jednej patrycy mamy dwie matryce I, z nich po kilka lub kilkanaście matryc II, a z nich po kilkadziesiąt lub kilkaset stempli. Jeśli stempli ma być więcej, a tak bywa przy wielomilionowych nakładach monet, to możliwe jest wprowadzenie etapów pośrednich (matryca III i IV).

Ręczne dodawanie elementów (dobijanie) można wykonywać wyłącznie na narzędziach negatywowych - stemplach i matrycach o nieparzystych numerach. 

Ponieważ zazwyczaj nie wiemy, czy detale dobijano na stemplu, czy na którymś z pokoleń matryc, dla uproszczenia można w tym przypadku użyć określenia "warianty stemplowe". 

Warianty stemplowe - różne położenie znaku mennicy.

Do wariantów stemplowych można też zaliczyć monety z widocznym zdwojeniem fragmentów rysunku, tzw. double die. I znów fragment z mojego katalogu: 

Na każdym z etapów para patryca/matryca albo matryca/stempel trafia pod prasę więcej, niż jeden raz. Wystarczy minimalne wzajemne przesunięcie lub obrót i pewne elementy rysunku ulegają zdwojeniu. Na etapie wykonywania stempli czasem (bardzo rzadko) stempel ze zdwojonymi fragmentami rysunku trafia do prasy menniczej i są nim bite monety. Powstałe w ten sposób monety za oceanem nazywa się „doubled die”. Klasycznym amerykańskim przykładem takiego błędu jest część jednocentówek z rocznika 1955, a wśród monet polskich, niektóre złotówki  z roku 1985.


Przyszła pora na "odkrycia" z pudełka z zapasem mosiężnych monet PRL. Przypomnijmy sobie, czym różnią się dwa warianty dwuzłotówki z rocznika 1988. 

A teraz popatrzcie na to co znalazłem, zwracając szczególną uwagę na pokazany wyżej kluczowy element rysunku. 
Rocznik 1985.
1986 
i cztery monety z rocznika 1987 

Druga od dołu ość kłosa ma różną długość zależnie od tego, jak mocno zużytym stemplem monety wytłoczono. A może nie stempel jest winny, tylko któreś pokolenie matryc? Tego pewnie ustalić nie można. 

W każdym razie nie mamy tu do czynienia z odmianą odpatrycową. Ości kłosów są wyrażnie rozdzielone na końcach, a nie połączone wspólną krawędzią, jak na nowym rewersie rocznika 1988. Nie odmiana, nie wariant nawet. Co najwyżej destrukt, ale i ten mało znaczący. Na pewno nie z tych, które mogłyby mieć wpływ na wartość monety.

Po co to wszystko napisałem? Dlaczego straciłem (?) cenny czas na przeszukiwanie pudełka ze "szrotem", skanowanie i obrabianie otrzymanych obrazków? Na pewno nie po to, by promować "nienotowane odmiany"! Podstawowy powód podałem w pierwszym akapicie dzisiejszego wpisu. Gdy okazało się, że nie natrafiłem na dwuzłotówki  z roku 1987 z rewersem wzoru 1988, uznałem że warto jednak pokazać, że biorąc dowolną współczesną, wysokonakładową monetę, można używając odpowiednio dobrej lupy znaleźć coś, co odróżni ją od "bliźniaczek".  I warto podkreślić, że nic z tego dla kolekcjonerstwa, ani tym bardziej dla numizmatyki, nie wynika.

Zawsze też, przeglądając katalogi ofertowe i aukcyjne,  warto pamiętać, co napisał Walery Kostrzębski w pracy "Błędne drogi w zbieraniu numizmatów polskich" opublikowanej w Wiadomościach Numizmatyczno-Archeologicznych w latach 1896-1897 (dostępna w FBC).
Pochop do zbierania monet z uwzględnieniem tym podobnych niby odmian, dały katalogi licytacyjne i handlarskie. W interesie bowiem zbytu wydawcy takich katalogów nie szczędzą stopni rzadkości i ineditują wszelkie monety już to pomylone, już to odmienne w napisach skróconych, już wkońcu dziwacznie wybite, wogóle wszelkie błachostki, niewytrzymujące najmniejszej krytyki naukowej, za które jednak wysoce płacić sobie każą.
I pamiętając to, dobrze się zastanawiać nad wyborem monet, za które trzeba będzie zapłacić. 

sobota, 15 listopada 2025

Jeszcze jeden szeląg dzisiaj...

No, może nie dzisiaj, bo już trzy tygodnie minęły, ale na ten czas monety zeszły na drugi plan. Na pierwszym planie były jesienne spotkania. Z rodziną, z przyjaciółmi, z górami. 

 
Mglisto było i troszkę deszczowo, ale pięknie. Dla dociekliwych graficzne wyjaśnienie. 


A po powrocie do domu mogłem nareszcie zająć się monetą wyjętą z paczkomatu dzień przed wyjazdem. Do siedmiu "warszawskich" szelągów z 1622 roku dołączył jeszcze jeden. 
Opisany był, jako nienotowany, 
ale jeśli się wie jak i gdzie szukać, to okazuje się, że jednak notowany. Oczywiście w Wirtualnym Muzeum Polskiego Szeląga.
Inna para stempli!

Ilość odmian i wariantów szelągów z czterowierszowym napisem na rewersie wskazuje na pochodzenie z dużej, a w każdym bądź razie, intensywnie pracującej mennicy. Krakowskiej, czy warszawskiej? Więcej na ten temat na blogu pana Marzęty.


wtorek, 28 października 2025

Niedbalstwo, lenistwo, czy głupota?

Codzienny, poranny rutynowy przegląd nowych aukcji/ogłoszeń na Allegro i nagle...

1Solid szelag 1764 Stanisław August Poniatowski mennica Ryga rzadki S28.

Cóż, każdy może się pomylić. Tworząc nową aukcję wykorzystując poprzednią jako szablon, kopiuj, wklej i mamy nieznany światu rarytas. Na zdjęciach rzeczywiście szeląg Poniatowskiego. "Kup i zapłać" - cena 89 złotych. Za takiego "wycierucha" z nieczytelną datą?

Dlaczego 1764? Nie wiem. Dlaczego Ryga? Też nie wiem.

Przewijam niżej. Czytam, czytam i oczy mam coraz szerzej otwarte. 

1Solid szelag 1764 Stanisław August Poniatowski mennica Ryga oryginał rzadki S28

1 solid (solidi) – tzw. szeląg – z okresu panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego, wybity dla Królestwa Polskiego w mennicy Rydze (R), w roku 1764

Szelągi te były drobną monetą obiegową używaną w końcowych latach Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Choć formalnie polskie, bicie odbywało się w monecie ryskiej, będącej pod wpływem Imperium Rosyjskiego – co było częścią ekonomicznego uzależnienia Polski po 1764 roku.

Awers: Monogram królewski SAR (Stanislaus Augustus Rex) pod koroną królewską, po bokach rok emisji 17 – 68. Stylizowane litery tworzą dekoracyjny splot. 

Rewers: Napis w trzech wierszach: 1 / SOLID / R czyli 1 solidus – Ryga.

Więc jednak 1768, a nie 1764 i w końcu pojawia się wyjaśnienie, skąd ta Ryga. Nadal nie wiem, co znaczy to "S28".  

Gdyby to wystawiał jakiś dzieciak próbujący sprawdzić się w handlu numizmatami... Niestety jest to oferta sprzedawcy, który dosłużył się etykietki 

Dlaczego firma zajmująca się sprzedażą numizmatów powierza tworzenie opisów ofert sztucznej inteligencji? 
Graffiti na murze jednej z chojnickich kamienic.

Skąd wiem, że to AI, a nie żywy człowiek stworzył. Ten styl jest niepodrabialny. Testuję od czasu do czasu możliwości AI i tę charakterystyczną "poetykę" rozpoznaję natychmiast. Testuję, czasem bywa lepiej, czasem (zazwyczaj, jak dotąd) gorzej, ale jak by nie było, zawsze weryfikuję odpowiedzi "modeli językowych" i "systemów eksperckich" konfrontując je z wiedzą książkową lub własną. Доверяй но проверяй, jak mawiają Rosjanie.  

A skoro już przy Rosjanach jesteśmy, to i tak dobrze wyszło, bo mógł ten "super sprzedawca" skorzystać z takiej identyfikacji (Genspark ®).

Albo z wersji zaproponowanej przez tęczową literkę G.


W czarnej dupie jesteśmy z tą sztuczną "inteligencją". Przynajmniej na razie. 

Printfriendly