Google Website Translator Gadget

poniedziałek, 25 sierpnia 2025

Ale brzydal!

 Pamiętacie Tofika?

- Leonardo di Caprio? 

- Brzydal.

- George Clooney?

- Brzydal.

- Britney Spears?

- Brzydal.

 Od kilku dni mam nowego, starego brzydala, z którego jestem bardzo zadowolony. 

August III, szeląg koronny 1752 z literką I, AVGVSTVS

To jeden z bardzo nielicznych moich zakupów na Allegro Lokalnie. Nie lubię, gdy kwota licytacji nie jest podnoszona o kwotę postąpienia, tylko wszyscy licytujący od razu widzą moją maksymalną ofertę. Tym razem przemogłem niechęć i przystąpiłem do licytacji. Za bardzo zależało mi na tym miedziaku, by go zignorować, bo takiej kombinacji awersu i rewersu jeszcze nie widziałem. Rzecz w tym, że wszystkie gubińskie szelągi z roku 1752 z literą I pod herbami, które dotąd widziałem, miały na awersie AUGUSTUS, a nie AVGVSTVS!

Aktualne na dziś (25 sierpnia 2025) zestawienie szelągów bitych w Gubinie w latach 1752 do 1755 wygląda tak:

Dla przypomnienia: 

+ oznacza szelągi, które mam lub ich istnienie zweryfikowałem,
+? oznacza szelągi, które prawdopodobnie istnieją, ale ich istnienia nie udało mi się potwierdzić,
-? oznacza szelągi, które prawdopodobnie nie istnieją,
- oznacza, że takich szelągów nie opisano, a mnie również nie udało się potwierdzić ich istnienia.

Zgodnie z zasadą nadawania numerów katalogowych, którą przyjąłem, nowa odmiana to S.52.I.V.a. Ponieważ to pierwszy i jedyny jak dotąd egzemplarz tej odmiany, jaki odnotowałem od momentu rozpoczęcia pracy nad katalogiem miedziaków koronnych Augusta  III, uważam, że odpowiednim stopniem rzadkości jest RRRR = monety ekstremalnie rzadkie, czasem unikaty.

Za kilka dni napiszę coś w ramach cyklu "Moje monety". Jako wstęp i zachętę do przyszłej lektury proponuję zagadkę. 

Co łączy te monety, co mają ze sobą wspólnego? 

poniedziałek, 18 sierpnia 2025

Dwa proste kroki, czyli myślenie nie boli.

Podczas wakacyjnych odwiedzin, moje wnuczki (7 i 10 lat) wypatrzyły na półce pudełko z miedzioniklową masówką PRL. 

Najpierw zdziwiły się, że takie ciężkie, później zainteresowały się nominałami.

- Jak to, sto złotych w jednej monecie !?!

Zawzięły się i przeliczyły, że w pudełku jest ponad trzysta tysięcy złotych. Tłumaczenie, że inflacja, denominacja itp. spowodowały, że "na nowe pieniądze" to tylko 30 złotych, czyli mniej niż ich kieszonkowe, było łatwe. Schody zaczęły się później. Dziewczynki mają smartfony, od razu uprzedzam, ich rodzice na szczęście są świadomi zagrożeń, wiedzą jak i umieją zastosować narzędzia blokujące groźne treści. Okazało się jednak, że nie wszystkie.

- Dziadku, dziadku, patrz, ten pieniążek jest strasznie drogi! A ty masz ich tak dużo. Zobacz!


Tłumaczenie, że to bzdura zajęło znacznie, znacznie więcej czasu. Mam nadzieję, że nie był to czas stracony i że dziewczynki będą bardziej krytyczne wobec tego, co w sieci znajdą.

Szokująco łatwo jest natknąć się w Internecie na mylące lub niedokładne informacje na temat wartości monet. W wynikach wyszukiwania na Allegro, OLX i eBay wyskakują setki bezwartościowych, pospolitych monet wycenianych na setki i tysiące złotych. Filmy na YouTube i artykuły typu clickbait  "Znajdź TĘ monetę w swoim portfelu i przejdź na bogatą emeryturę!" przyciągają laików i utwierdzają w fałszywym poczuciu potencjalnego bogactwa.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak mocno rozprzestrzenia się dezinformacja?
Powody są różne. Myślę, że najmniej prawdopodobny jest prosty brak wiedzy specjalistycznej i błędne odczytania katalogów, na przykład powoływanie się na wycenę próby, a nie monety obiegowej. 

Niestety, częściej przyczyny są inne. Niektórzy sprzedawcy wystawiają monety po skandalicznie wysokich cenach, nie dlatego, że monety mają wielką wartość, tylko w celu sprawdzenia, czy nie trafi się "jeleń", nabywca nieświadomy ich rzeczywistej wartości. Na YouTube, TikTok i podobnych stronach bardzo często używa się sensacyjnych nagłówków lub filmów do generowania kliknięć, przekładających się na przychody z reklam.
To połączenie złośliwości, chęci zysku i niezamierzonych błędów tworzy bagno treści wprowadzających w błąd, jednych narażając na straty, innym zapewniając dochody.

Wiara w błędne informacje często prowadzi do frustracji, bo okazuje się, że ktoś, próbując sprzedać swoją "rzadką i cenną" miesiącami bezskutecznie czeka na nabywcę, przy okazji przyczyniając się do rozszerzania się bagna dezinformacji. Frustrująca może być też strata wielu godzin na badanie wartości monety tylko po to, by odkryć, że nie jest ona warta więcej niż jej wartość nominalna albo złom.
Oprócz zmarnowanego czasu i strat finansowych, emocjonalne żniwo zawiedzionych oczekiwań może zniechęcić początkujących kolekcjonerów. Łatwo zrozumieć, dlaczego wielu początkujących czuje się przytłoczonych lub rozczarowanych, nie mając pewności, gdzie szukać dokładnych i wiarygodnych informacji.

A wystarczą dwa kroki. Po znalezieniu interesującej nas informacji trzeba najpierw próbować dotrzeć do jej źródła, a po jego znalezieniu ocenić jego wiarygodność. 

Pierwszym i najbardziej krytycznym krokiem w tym procesie jest ustalenie, czy informacja opiera się na jakichkolwiek źródłach. Czy podano odniesienia do literatury, katalogów, notowań aukcyjnych itp. Jeśli takich danych nie ma, można uznać, że źródłem jest autor, wobec czego trzeba sprawdzić kto to jest, czy to osoba z krwi i kości, znana z imienia i nazwiska, czy ktoś anonimowy, kryjący się za internetowym nickiem, i w końcu, czy autorem nie jest któryś z niezliczonych modeli sztucznej inteligencji. 

Czerwone flagi, oznaki nieprofesjonalnych niewiarygodnych źródeł, na które należy zwracać uwagę:

  • informacje są udostępniane przez przypadkową osobę lub kanał bez ugruntowanej reputacji w społeczności kolekcjonerów monet,
  • lektor w filmie brzmi tak, jakby był generowany przez sztuczną inteligencję,
  • osoba lub kanał publikuje tylko posty o zdumiewających cenach monet, koncentrując się wyłącznie na sensacyjnie wielkich wycenach,
  • ogólne lub niejasne stwierdzenia, takie jak "warte fortunę" bez żadnych konkretnych szczegółów,
  • błędy takie jak słaba gramatyka, niepowiązane projekty, niedziałające linki. 
Po wstępnym zweryfikowaniu źródła kolejnym krokiem jest ocena dokładności i wiarygodności dostarczanych przez nie informacji. Jak to zrobić?

Poszukując dowodów potwierdzających informację w innych miejscach. Źródła wysokiej jakości poprą swoje twierdzenia dotyczące wyceny danymi, takimi jak ceny aukcyjne podobnych monet lub raporty z ocen ekspertów. Jedna cena wywoławcza nie jest w ogóle wiarygodna, jeśli istnieje wiele innych podobnych monet o znacznie niższych kwotach. Spójne wartości z różnych źródeł zwiększają wiarygodność twierdzeń. Cena wywoławcza w ogóle nie jest wiarygodnym wyznacznikiem rzeczywistej, rynkowej wartości monety. Ważne są ceny końcowe w połączeniu z datą transakcji.

Gdy porady pochodzą od zidentyfikowanych osób lub konkretnych kanałów, należy zweryfikować ich wiedzę specjalistyczną, szukamy certyfikatów, członkostwa w stowarzyszeniach zawodowych, sprawdzamy jak długo osoba lub kanał publikuje informacje w dziedzinie numizmatyki. Jeśli autorzy nie podają swojego nazwiska lub nie podają żadnych informacji na temat swojej wiarygodności, prawdopodobnie są nieuczciwi!

Jeśli znaleziona wycena pochodzi z internetowych serwisów sprzedażowych, trzeba sprawdzić sprzedawcę, od kiedy działa, jakie ma oceny, co sprzedaje (czy monety w jego ofertach to przypadek, czy reguła). Jeśli twierdzenie o wycenie znajduje się w filmie na YouTube, trzeba sprawdzić jakie inne treści opublikował ten kanał,  czy numizmatyka to podstawowa dziedzina, czy przypadkowy wtręt. 

Czerwone flagi:

  • twierdzenia o bardzo dużej wartości monety bez żadnych informacji na ich poparcie,
  • brak sensownego wyjaśnienia, dlaczego moneta jest cenna,

Jeśli na którymkolwiek z tych dwu kroków weryfikacji pojawiają się wątpliwości, najlepiej uznać, że znalezione informacje nie są wiarygodne i po prostu je zignorować. Postępując tak, omijamy głupków i oszustów, którzy traktując nas jak jeleni nam ukraść pieniądze lub w najlepszym wypadku zmarnować nasz czas.

Takie podejście nie tylko zapobiega marnowaniu czasu, marnowaniu pieniędzy na bezwartościowe monety, ale pomaga zawsze. Gdy szukamy informacji, planujemy wycieczki, słuchamy wystąpień polityków. 

Dwa proste kroki:
 zweryfikuj źródło, sprawdź jego wiarygodność.


niedziela, 10 sierpnia 2025

Jarmark św. Dominika 2025

Wybrałem dzień roboczy. Pociąg wyjechał punktualnie

i punktualnie przyjechał na miejsce. Dwie i pół godziny podróży w jedną stronę, to trochę dużo, ale za to zero problemów (i opłat) z parkowaniem i kieliszek wina do obiadu można zamówić, nie obawiając się kontroli w drodze powrotnej. 
Omijając tłumy lawirujące między straganami z jedzeniem, piciem, bursztynem itp. przedarłem się na Długie Ogrody, gdzie na "przystanku retro" królują antyki i "antyki".
Tłumów nie brakowało i tu, choć sprzedający troszkę narzekali, że są zbyt daleko od centrum jarmarku i mniej odwiedzających trafia aż tak daleko. 
Przemaszerowałem od końca do końca i z powrotem. Sumiennie zaglądałem wszędzie. No prawie wszędzie, bo omijałem stoiska z płytami. Nie ograniczałem się do biernego oglądactwa, pytałem sprzedawców o monety, o medale...
Bryndza! 
Zjadłem niezły obiad, obejrzałem, co się zmieniło od poprzedniego pobytu w Gdańsku. Wyspa Spichrzów, tam jeszcze niedawno królowały ruiny!
Czasu starczyło jeszcze na wizytę w Muzeum Narodowym gdzie podziwiałem szesnastowieczne niemieckie grafiki pokazane na wystawie czasowej "Osiem i pół tygodnia. Najdawniejsze dzieła szkoły niemieckiej". 


Z muzeum na dworzec i do domu, z prawie pustymi rękami. Może za rok, dwa, trzy będzie lepiej.

sobota, 2 sierpnia 2025

Medalowa hybryda

Hybryda — mieszaniec, krzyżówka, czyli ni pies, ni wydra. Fani i fanki motoryzacji kojarzą z samochodami o mieszanym napędzie, fanki kosmetologii (a może i fani?), z polimerową odmianą lakieru do paznokci. A numizmatycy?

Numizmatycy też cenią sobie hybrydy. Na przykład takie. 

Takiego "muła" nie mam niestety, za to od niedawna mam takiego mieszańca. 
Srebrny medal o średnicy 37,6 mm i wadze 23,73 g wybity stemplami, które wcześniej posłużyły do wybicia dwu innych medali. Oto pierwszy z nich. 
Medal wybity w 1747 roku z okazji drugiego małżeństwa Delfina, czyli następcy francuskiego tronu. Raczyński nie notuje; Stahr nie notuje; Czapski 2779. Autorem stempli był François Joseph Marteau (1697 - 1757), na awersie sygnatura FM, na rewersie M
Delfin, Ludwik Ferdynand, syn Ludwika XV, ożenił się po raz pierwszy w wieku szesnastu lat, z dziewiętnastoletnią hiszpańską infantką Marią Teresą, córką króla Filipa V, która zmarła wkrótce po porodzie. W wieku osiemnastu lat Ludwik ożenił się po raz drugi. Wybranką została szesnastoletnia córka króla Augusta III, Maria Józefa zwana Pepą. Małżeństwo doczekało się ośmiorga dzieci. Trzech synów Ludwika Ferdynanda i Marii zostało królami Francji: Ludwik XVI (zgilotynowany w roku 1793), Ludwik XVIII (1814-1824) i Karol X (1824-1830).

Rewers tego medalu, identyczny z awersem mojego nowego nabytku, wybito tym samym stemplem. 
Legendy: 
otokowa, COMMUNE PERENNITATIS VOTUM wspólne ślubowanie wieczności,
w odcinku, SECUNDAE DELPHINI NUPTIAE / M.DCC.XLVII. - drugie małżeństwo Delfina i data.

W środku symboliczna scena. Czapski tak ją opisał: "Kobieta stojąca przed prostokątnym ołtarzem, przy którym skrzydlaty geniusz zapala pochodnię, a nad nim unosi się skrzydlaty amor z owalnym herbem, podzielonym na cztery części herbami P. i L. oraz herbem Saksonii w środku." 
To opis nieprecyzyjny, dokładniej będzie tak: Hymen (w mitologii greckiej bóg małżeństwa i ceremonii ślubnych) odpala pochodnię od świętego ogniu płonącego na ołtarzu.

Po drugiej stronie ołtarza stoi Roztropność (Prudentia, pierwsza żona Jowisza, uosobienie rozwagi) trzymająca w lewej ręce swój atrybut, lustro dookoła którego owija się wąż.

Nad nimi unosi się  Amor (Miłość) trzymający tarczę z herbami Polski, Litwy i Saksonii. 
Zapewne to ten fragment rysunku skłonił Emeryka Czapskiego do włączenia do zbioru medalu francuskiego przecież, a nie polskiego. Związki tego ślubnego medalu z Polską nie ograniczają się zresztą do tarczy w rękach Amora. Panna młoda była córką króla Augusta III, pan młody synem Marii Leszczyńskiej, wnukiem króla Stanisława Leszczyńskiego. Dziwnie toczą się losy ludzi! Kilkanaście lat wcześniej trwała wojna o sukcesję polską, dziadek pana młodego walczył o polski tron z ojcem panny młodej. 

Teraz o drugiej stronie medalu (później będzie i o trzeciej). 
Ani przedstawiona scena, ani treść legendy nie mają nic wspólnego ze ślubem przyszłego króla Francji. Na tej stronie medalu widzimy też sygnaturę innego autora. 
Augustin Dupré (6 października 1748 - 30 stycznia 1833) był francuskim rytownikiem stempli  monet i medali. Swoją karierę rozpoczął jako grawer w królewskiej fabryce broni. W 1770 roku osiedlił się w Paryżu, został uczniem rzeźbiarza Davida i stworzył swoje pierwsze medale. Pracował dla Ludwika XVI, a po zgilotynowaniu króla i  proklamowaniu republiki wykonał stemple dla większości  monet nowej, rewolucyjnej waluty dziesiętnej. To on był autorem stempli pięciofrankówek z wizerunkiem Herkulesa.

Kompozycja ta reprezentowała republikę przez prawie 200 lat. Stworzona w 1796 roku, została ponownie wykorzystana w roku 1848 roku i później w latach 70. XIX w. Po wprowadzeniu nowego franka w roku 1960 ponownie wykorzystano projekt Dupré do wybicia srebrnych monet o nominałach 10 franków (1965-1973) i 50 franków (1974-1977). 

Revenons à nos moutons. 
Ten drugi medal, którego awers jest zgodny z rewersem mojego, to nie medal ślubny tylko medal nagrodowy! 

Mężczyzna po lewej, zgodnie z umieszczoną wyżej legendą AU CULTIVATEUR LABORIEUX, to pracowity rolnik. Nie przypuszczam, by francuski rolnik w końcu XVIII w. przystępował do orki w takim stroju, ale tak go przedstawił Dupré. Strój rolnika nie jest jedyną fantazją Dupré na tym medalu. W tle po lewej jest scena żniw, żeńcy sierpami ścinają zboże z  nieproporcjonalnie wielkimi kłosami. A może do ścinania zboża wysyłano dzieci?
Kobieta po prawej to niewątpliwie alegoria miasta. Na głowie ma corona muralis, koronę w kształcie murów. W Rzymie, w okresie republiki, nagrodę dawaną temu, który pierwszy wdarł się na mury obleganego miasta. W heraldyce do dziś corona muralis jest stosowana jako zwieńczenie tarczy herbu miejskiego. Kobieta-miasto trzyma tarczę z herbem, a lew na tarczy wskazuje, że tym miastem może być Lyon.  

Dupré wykonywał wiele podobnych medali, tu kolejny przykład, tym razem nagrodę wręcza nie miasto, tylko Republika Francuska. 
Nie udało mi się ustalić kto i kiedy wpadł na pomysł połączenia rewersu ślubnego medalu François Marteau z awersem medalu nagrodowego Augustina Dupré. Bardzo możliwe, że zrealizował to sam 
Dupré, bo pracując w paryskiej mennicy, mógł mieć dostęp do starych stempli innych medalierów. W każdym razie połączenia dokonano i bito takie medale, które upamiętniały śluby.
Skąd o tym wiem? Z trzeciej strony medalu! Na rancie mojego egzemplarza wygrawerowano okolicznościowy napis. 
O ile dobrze to zrozumiałem, to napis mówi, że J.N.Messager poślubił w dniu 8 brumaire 13 roku republiki Emelię (Emilię? Amelię?) Bellanger urodzoną 25 maja 1784 roku i poślubioną 30 października 1804 roku u świętego Eustachego.
Zaskakujące pomieszanie francuskiego kalendarza rewolucyjnego z kalendarzem gregoriańskim. Datę urodzin panny młodej podano tradycyjnie - 25 maja 1784, datę ślubu dwukrotnie, najpierw zgodnie z kalendarzem rewolucyjnym "8 brumaire an 13", później tę samą datę w czytelnej dla nas formie "30 octobre 1804". Czy ślub odbył się w paryskim kościele Saint-Eustache w dzielnicy Les Halles?
Pewności nie mam, ale to bardzo prawdopodobne.

Mój medal nie jest pod tym względem okazem wyjątkowym. Poszukując informacji o nim, natrafiłem na archiwalną aukcję MDC Monaco (E-Auction 3  Lot 696, cena wywoławcza 50 €, uzyskana 120 €). W opisie podano, że na rancie jest wygrawerowany napis "L.F. QUESNE MARIE A M.A.E. GAMARD LE 27 AVRIL 1802". Podobna okazja, ten sam okres...

Na naszym rynku natrafiłem na notowania dwu egzemplarzy ślubno-nagrodowej hybrydy w srebrze. Bez informacji o napisach na rancie.


Od czasu do czasu medal ten pojawia się w ofertach europejskich firm numizmatycznych, najczęściej co oczywiste we Francji. Określany jest, jako medal typu "Médaille, rosières de Canon, Mézidon et Vieux". Okazuje się, że medal "dla pracowitego rolnika" był jedną z wielu odmian medali nagrodowych wręczanych przy okazji festiwali Rosière odbywających się w miejscowościach Canon, Mézidon-Canon i Vieux-Fumé, w regionie Calvados w Normandii. Festiwale te obchodzono w celu uhonorowania zasłużonych osób, dobrych córek "bonnes filles", dobrych mężów "bonnes mères", dobrych starców "bons vieillards" i dobrych ojców rodzin "bons chefs de famille". Uroczystości ustanowiono w lutym 1775 roku przez Jean-Baptiste Elie de Beaumont, prawnika i adwokata. Według badań Feuardenta, kolekcjonera francuskich medali i żetonów, seria żetonów rosières liczyła aż 18 sztuk.
Jak widać, medale tego typu powstawały z połączeń stempli różnych medali, np. medalu z okazji ślubu Ludwika XV autorstwa Gatteaux. Łączono też stemple poszczególnych medali z serii "Médaille, rosières de Canon, Mézidon et Vieux", na przykład "dobry ojciec rodziny" + "dobra matka". Są i medale z rewersami przeznaczonymi do grawerowania okolicznościowych napisów. 
I takie okazy pojawiały się na OneBid. Na przykład połączenie medalu dla dobrej córki z medalem ślubnym Ludwika Ferdynanda. 
Dlaczego w jego opisie pojawił się August Mocny, pozostaje zagadką domu aukcyjnego, tym bardziej że ten sam medal, z charakterystycznym pęknięciem stempla, z poprawnym opisem, dwa lata wcześniej został wystawiony i sprzedany  na szóstej aukcji GNDM.

Nie wiem, czy nie będę musiał zmienić tytułu mojego bloga na "Zbierajmy numizmaty".
Medale podobają mi się coraz bardziej. A na dodatek zwykle mają do opowiedzenia więcej, niż monety i częściej wiążą się z nimi arcyciekawe historie. A to przecież najważniejsze, bo "Numizmat nie musi być piękny. Numizmat musi mieć swoją historię."

środa, 23 lipca 2025

Moje monety - cykl powraca

Dawno, dawno temu, wśród felietonów pisywanych dla e-numizmatyki pojawiały się cyklicznie teksty połączone tytułem "Moje monety".

W roku 2016, już tu, na blogu umieściłem wpis o litewskim trojaku z 1584 r. - kontynuację tamtego cyklu. Później, nieregularnie cykl kontynuowałem. Pora do niego wrócić.

Kahnt 597, Kopicki 11279, 1,87 g, 22,0 mm

Sasko-polski grosz Augusta III, rocznik 1763, mennica w Dreźnie. Rewers troszkę niecentrycznie wybity, więc z cyfr daty zostały tylko dolne części. Na szczęście czytelne.

O tym, że monetę wybito w Dreźnie świadczą te cztery literki. 


F.W.ô F - Friedrich Wilhelm ô Feral (około 1705 — 5.2.1764). Od 1746 roku był generalnym wardajnem saskich mennic czyli generalnym nadzorcą pilnującym, czy mennice pracują zgodnie z zasadami określonymi w ordynacji menniczej. Wardajn między innymi sprawdzał, czy monety są bite z kruszcu o właściwej próbie, dlatego czasem błędnie nazywa się go probierzem. Probierz był pracownikiem mennicy, wardajn nie, choć to mennica musiała wypłacać jego wynagrodzenie w wysokości ustalonej przez władcę - właściciela praw menniczych.
Równocześnie, bo od roku 1735 do końca życia (z przerwą  w okresie wojny siedmioletniej), ô Feral był zarządcą i mincmistrzem mennicy w Dreźnie. W 1762 roku dodatkowo administrował mennicą w Lipsku, a w latach 1763-1764 mennicą w Grünthalu. 

Na rewersie monety w dwojaki sposób określono jej wartość nominalną. W centralnej części trzywierszowy napis 24 \ EINEN \ THALER - czyli 1/24 talara, w otaczającej legendzie CCCXX EINE FEINE MARCK, co oznacza, że w monecie jest 1/320 marki (grzywny kolońskiej) czystego srebra. 

Grzywna kolońska zdefiniowana jako pół funta była używana od XI wieku jako jednostka bazowa dla wielu standardów walutowych w północnej Europie w późnym średniowieczu, oraz systemów monetarnych Świętego Cesarstwa Rzymskiego, przede wszystkim talara konwencyjnego z 1754 roku, zdefiniowanego jako 1⁄10 grzywny kolońskiej.  Grzywna kolońska ważyła 233,856 g. 
1/320 grzywny to 0,73 g, co oznacza, że przy wadze monety 1,87 g, próba srebra z jakiej ją wykonano to zaledwie 0,390. Stopy srebra o próbie niższej niż 0,500 nazywamy bilonowymi. Określenie bilon przeniosło się później na monety niskich nominałów, niekoniecznie bite ze stopów ze srebrem. 

Sprawdźmy jeszcze to drugie określenie nominału - 1/24 talara. Talar miał zawierać 1/10 grzywny, czyli 23,3856 g srebra. 1/24 talara daje 0,97 g. Skąd ta różnica? Talar, talarowi nierówny. 1/24 talara nie dotyczy talara konwencyjnego tylko talara obrachunkowego, który ważył około 3/4 talara konwencyjnego. 3/4 z 0,97 g daje 0,727 g i wszystko się zgadza!

W języku potocznym, monety sasko-polskie o nominale 1/24 talara (obrachunkowego) nazywano groszami (groschen). Nikt nie lubi ułamków.

Printfriendly