Dobrý den,v uvedeném termínu máme ještě volný pokoj pro 1osobu, máme ho pro Vás rezervovat? S pozdravem Pavlína Kubínová Penzion U Štoly
Zajrzałem na stronę pensjonatu, zapytałem o cenę noclegu i uznałem, że nie ma powodu do wybrzydzania. Poprosiłem o rezerwację na dwie noce.
GPS doprowadził mnie, jak po sznurku.Przyjechałem ciut za wcześnie, mimo to zostałem serdecznie przyjęty. Pokój okazał się czysty, ciepły, przytulny. Za oknem...
pięknie. Odległość od kościelnej wieży i poziom, na którym jest ta wieża w stosunku do mojego pokoju potwierdziły to, co wcześniej zaobserwowałem z okien samochodu - spacery po Jachymowie wymagają dobrej kondycji.
Rozpakowałem rzeczy i ruszyłem do muzeum (muzea mają swoje godziny otwarcia i to decyduje o planie dnia). Topografia miasteczka wymusiła pragmatyczne rozwiązania. Zamiast iść 500 metrów ulicą, którą przyjechałem, skorzystałem ze skrótu
(zadaszenie chroni przed śniegiem, nocą schody są oświetlone!) i dalej stromą uliczką
w sumie jakieś 150 m. Zwiedzanie muzeum już opisałem.
Po zwiedzaniu żołądek upomniał się o swoje prawa, ruszyłem na poszukiwanie miejsca, w którym będzie można zjeść obiad. Okazało się, że poza sezonem nie ma zbyt wielkiego wyboru. Odpuściłem sobie lokale w dolnej, sanatoryjnej części miasta,
darowałem sobie fastfoody i "chińczyka", wylądowałem w lokalu przy pensjonacie VZHŮRU NOHAMA. Bardzo smacznie gotują, o takiej oczywistości, jak dobre piwo wspominać nie trzeba (ale można).
Ze wstępnego rekonesansu internetowego wiedziałem, że w Jachymowie jest basen. Ba! Nie zwykły basen, tylko AQUACENTRUM AGRICOLA.
Ze wstępnego rekonesansu internetowego wiedziałem, że w Jachymowie jest basen. Ba! Nie zwykły basen, tylko AQUACENTRUM AGRICOLA.
Nazwa miejscowego aqua-centrum jest oczywiście nieprzypadkowa. "Ojciec geologii", Georgius Agricola, autor De Re Metallica był w latach 1527-1533 mieszkańcem Jachymova.
Sprawdziłem, jak to wygląda z bliska i... nie ma rady, trzeba wspiąć się do pensjonatu po kąpielówki i ręcznik. W linii prostej 2 kilometry, różnica wzniesień 150 metrów, ale po kilku godzinach spędzonych za kierownicą poprzedniego dnia i dzisiaj, nie ma nic lepszego, niż basen. Po przepłynięciu czterdziestu długości i kwadransie w jacuzzi człowiek jest, jak nowy. Pomimo, że to zwykły basen, ze zwykłą wodą.
W Jachymowie leczy się ludzi wodą niezwykłą.
Mój pensjonat mieści się przy ulicy Na Svornosti, a dojeżdża się do niego przez...
kopalnię uranu. Dawną kopalnię uranu, jeszcze dawniejszą kopalnię srebra. Miałem wielką ochotę na jej zwiedzenie. Niestety, taką możliwość mają tylko goście największych domów uzdrowiskowych Jachymova. Wycieczka do kopalni jest jedną z atrakcji oferowanych kuracjuszom.
Kiedy w XVI wieku odkryto tutejsze złoża srebra nikt nie przypuszczał, że to tylko jedno z bogactw tej ziemi. Okazało się później, że pod Jachymowem jest cała tablica Mendelejewa. W tym szczęście i nieszczęście zarazem - uran. To stąd pochodziła ruda, z której Maria Skłodowska Curie wyodrębniła rad i polon. Noblistka odwiedziła Jachymov, w muzeum jest jej wpis z pamiątkowej księgi
miejscowej fabryki barwników wytwarzanych z rudy uranowej.
Jachymov zasłynął, jako pierwsze na świecie uzdrowisko radonowe. Kurował się tu między innymi...
Radon, to gaz szlachetny, produkt rozpadu radu. Rad z kolei jest produktem rozpadu uranu. Okazało się, że podziemne wody wypływające w chodnikach kopalni zawierają duże ilości radonu. Dziś wody te są podstawowym produktem kopalni (przynajmniej oficjalnie).
Uran, to smutna karta w historii Jachymova. Wykorzystywanie jeńców i więźniów do jego wydobycia zaczęli Niemcy. Uran potrzebny był im do stworzenia wunderwaffe - cudownej broni, która miała przechylić szalę zwycięstwa w II Wojnie Światowej na stronę III Rzeszy. Na szczęście się nie udało.
Po wojnie, już w 1945 r. niemieckie obozy przejęli Rosjanie. W tym właśnie roku władze Czechosłowacji podpisały tajny układ z ZSRR, na mocy którego wydobywana w Czechosłowacji ruda uranu trafiała do ZSRR. Początkowo w kopalniach zatrudniano jeńców niemieckich. Później dowieziono z Rosji jeńców z niemieckiego frontu wschodniego. Od roku 1949 do obozów pracy przy jachymowskich kopalniach zaczęli trafiać więźniowie polityczni. W 1953 r. było tych obozów piętnaście, a w nich, w nieludzkich warunkach przebywało 12.000 więźniów.
Jeden z tych obozów znajdował się bezpośrednio nad szybem Svornost (Svornost = zgoda), tym w sąsiedztwie pensjonatu U Štoly. U Štoly = przy sztolni, tu akurat nie chodzi o szyb, tylko sztolnię, znajdującą się kilkadziesiąt metrów dalej.
Do obozu prowadziło 250 stromych, drewnianych schodów otoczonych zasiekami z drutu kolczastego. To było jedyne miejsce, w którym więźniowie nie byli bezpośrednio pilnowani przez strażników. Dziś niewiele z nich zostało.Próby ucieczki w drodze między strażnicami u dołu i nad schodami skończyły się ujęciem zbiegów w bardzo trudnym terenie i egzekucją wykonaną na miejscu.
Na cmentarzu przy kościele Wszystkich Świętych jest zbiorowy grób ofiar "Jachymowskiego piekła".
Zwróćcie uwagę na daty! To trwało do roku 1960!
W roku 1962 Rosjanie zamknęli jachymovskie kopalnie uranu, próbując uniemożliwić ich dalszą eksploatację zalewając chodniki i zasypując szyby. Czechom udało się uruchomić niektóre z nich, dzięki temu Jachymov nadal może pełnić rolę uzdrowiska leczącego wodami radonowymi.
Początkowo planowałem, że w Jachymowie spędzę sobotę, w niedzielę pojadę do Gruntalu i w poniedziałek ruszę w powrotną drogę do domu. Jachymov tak mi się spodobał, że odsunąłem powrót na wtorek.
W poniedziałki muzea na całym świecie (prawie) są pozamykane, więc na ten dzień zaplanowałem dłuższą pieszą wycieczkę.
Po śniadaniu w pensjonacie (wliczone w cenę noclegu) ruszyłem na szlak. Tuż nad pensjonatem zaczyna się "Naučná stezka Jáchymovské peklo" - szlak turystyczny prowadzący śladami uranowych obozów pracy. W sumie około 8,5 kilometra, ale z mnogością stromych podejść i zejść w dół. Początkowo prowadzący w górę, stromymi leśnymi ścieżkami, przy których co jakiś czas pojawiały się dziwne obiekty. związane z ujęciami wody dla miasta i kopalni
i wejścia do dawnych sztolni. Po kilkudziesięciu minutach dochodzimy do resztek jednej z wielu kopalń - Důl Eduard. Teraz trochę w dół, mijając tereny narciarskie oczekujące na sezon (który zwykle zaczyna się tu około połowy listopada - zwykle, ale nie w tym roku), leśne jeziorko dochodzi się do miejsca, w którym znajdował się kolejny obóz. Obóz Eliáš, miejsce, do którego razem z pierwszymi więźniami trafiła w roku 1949 grupa skautów. Upamiętnia ich krzyż stojący na leśnej polanie.
Kolejne kilometry szlaku doprowadzają do pozostałości zamku Freudenstein, w którym znajdowała się pierwsza mennica Schlików.
Stąd blisko już do zamknięcia pętli szlaku przy szybie Svornost.
Jak widać, pogoda nie była już tak piękna, jak w dniu przyjazdu. Mimo to, zamiast skończyć spacer, ruszyłem dalej. W sobotę nie zdążyłem przejść się zachodnią stroną doliny.
Minąłem Svornost i kościół Św. Joachima (patrona doliny i miasta)
i zacząłem się wspinać (tu wszędzie trzeba się wspinać) na zbocze wąskimi uliczkami, które zimą stają się przejezdne tylko dla samochodów z napędem na cztery koła (i to z łańcuchami na kołach).
Było w górę, będzie w dół. Strome schodki sprowadziły mnie do ulicy biegnącej dnem doliny. Stąd znów pod górę, na cmentarz, ten z mogiłą ofiar obozów pracy.
Przeważają na nim stare nagrobki. Współczesne pochówki w Czechach, to w niemal stu procentach urny umieszczane w kolumbarium.
Większość starych mogił zachowała się w niezłym stanie.
Z cmentarza było już całkiem niedaleko (i w dół) do przetestowanego w sobotę lokalu. Po obfitym obiedzie, powrót do pensjonatu (w górę), krótki odpoczynek i... znów w dół (na basen), a potem, chcąc nie chcąc w górę, z powrotem do pensjonatu. Kolacja, pakowanie, a we wtorek rano start w drogę do domu.
Jachymov jest piękny. Szkoda, że większość zabytkowych, szesnastowiecznych kamienic chyli się ku upadkowi. Po wielu zostały już tylko puste miejsca.
Na wielu kamieniczkach jest informacja, że wystawiono je na sprzedaż.
Gdyby ktoś chciał kupić, na zdjęciu znajdzie numer telefonu. Wystarczy zadzwonić. A może się opłacać, bo...
podobno za- albo pod każdym niemal domem są ślady po niewielkich, "prywatnych" sztolniach. Ich właściciele mieli nadzieję, że kopiąc trafią na mityczne srebrne kieszenie - miejsca, w których gromadził się cenny kruszec. Ilu je znalazło?
Jachymow jest wart odwiedzin, niezależnie od pory roku. Ładnie jest tam nawet w tak nieciekawym miesiącu, jak listopad.
Na koniec zagadka, bynajmniej nie numizmatyczna. Kto wie, do czego służy ta rura?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.