Google Website Translator Gadget

czwartek, 27 marca 2025

Hiszpańskie Niderlandy

Skarby dużych srebrnych monet w Polsce to rzadkość. Jeżeli już uda się taki skarb znaleźć, to niemal pewne jest, że będą w nim patagony. 
Część skarbu znalezionego pod Pomiechówkiem w 2024 roku.

Patagony wbrew pozorom nie pochodzą z Patagonii. Są  to srebrne monety talarowe bite w Niderlandach Hiszpańskich w XVII wieku ze srebra sprowadzanego z hiszpańskich posiadłości w Ameryce Południowej. Pewnie stąd ta Patagonia. Pierwsze, wyemitowane za czasów Alberta i Elżbiety (1598-1621) często są niedatowane. Potocznie nazywane są talarami krzyżowymi, bo na awersie mają krzyż (burgundzki). 

Patagon Filipa IV znaleziony w Ukrainie lub Białorusi - dawnych kresach Rzeczpospolitej.

W Polsce nazywano je też talarami zbożowymi bo trafiały do nas jako zapłata za zboże i drewno eksportowane z Rzeczpospolitej na zachód. 

Emisję patagonów rozpoczęto na początku XVII w. po chwilowym utrwaleniu się hiszpańskiego władztwa nad Niderlandami. 

Hiszpanie pojawili się na północy Europy w następstwie dynastycznej ekspansji Habsburgów, niemieckiego rodu, którego przedstawiciele panowali między innymi w krajach niemieckich i włoskich, w Czechach, Hiszpanii, Portugalii, Burgundii, Węgrzech, Siedmiogrodzie, Niderlandach, na Śląsku, ziemiach polskich, ukraińskich, serbskich i wołoskich oraz w hiszpańskich i portugalskich koloniach w Azji, Afryce i obu Amerykach. Niderlandy, z wyłączeniem Flandrii, wchodziły w skład Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Habsburgowie władali cesarstwem od roku 1438.  
Niderlandy składające się z terenów Holandii, Belgii, Luksemburga oraz części Północnej Francji (Siedemnaście Prowincji) po śmierci Marii Burgundzkiej pozostały pod władaniem jej męża, Maksymiliana I Habsburga. Owdowiały Maksymilian doprowadził do małżeństwa swojego syna – Filipa Pięknego (Kastylijskiego), z Joanną Szaloną (córką Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda Aragońskiego), co zapewniło Habsburgom sukcesję w Hiszpanii i na Sycylii. Filip zmarł wkrótce i jego syn, Karol V Habsburg, został królem zjednoczonej Hiszpanii jako współrządca Joanny. Karol, urodzony w Gandawie,  był mocno związany z Niderlandami, w których mieszkał do 1517. Wychowywał się w Mechelen pod opieką swojej ciotki, Małgorzaty Austriaczki. Jej regencja zakończyła się w 1515 i Karol objął samodzielne rządy w Niderlandach. Karol, jako król Hiszpanii, choć opuścił Niderlandy w 1517 roku, nadal pozostawał ich władcą. Trwało to do roku 1555 kiedy to rządy namiestnicze w Niderlandach objął jego syn, Filip II, który po abdykacji ojca w 1556 został królem Hiszpanii, w związku z czym musiał opuścić Niderlandy i wyjechać na półwysep iberyjski. Namiestniczką Niderlandów została jego siostra Małgorzata. Filip i Małgorzata kontynuowali rozpoczęte przez ojca prześladowania protestantów. Doprowadziło to do rozruchów w całych Niderlandach. Małgorzata i jej zwolennicy stanęli po stronie protestujących lecz Filip tylko częściowo zgodził się na ich żądania. Zniósł inkwizycję ale wysłał do Niderlandów ekspedycję karną pod dowództwem Fernando Alvareza de Toledo, księcia Alby, którego mianował nowym namiestnikiem. Książę Alby bezlitośnie rozprawił się z protestami. Stracono około 6000 powstańców.

Niderlandy były w tym czasie potęgę gospodarczą. Antwerpia (Anvers) i Rotterdam zostały głównymi portami, do których spływały towary zza oceanu. Z tego powodu Hiszpanie zawzięcie zwalczali wszelkie próby usamodzielnienia się Niderlandów. Bezwzględność Hiszpanów doprowadziła do wybuchu nowych powstań. Początkowo nieskoordynowane, lokalne niepokoje przekształciły się w powstanie, które ogarnęło cały kraj. Bitwa pod Heiligerlee w roku 1568 rozpoczęła Wojnę osiemdziesięcioletnią. Nie była to regularna, trwająca bez przerwy wojna lecz trwający przez dziesięciolecia ciąg oddzielnych powstań, pomiędzy którymi trwał względny spokój. Hiszpanie, tłumiąc wybuchające co jakiś czas zamieszki, stopniowo opanowywali większość Niderlandów. Zmienił ten stan wybuch wojny trzydziestoletniej - w roku 1618 walki wybuchły na nowo po trwającym od 1609 roku zawieszeniu broni. Teraz zaczęli zdobywać przewagę Holendrzy. Zdobywając hiszpańską flotę z transportem amerykańskiego srebra zyskali fundusze na nowe zaciągi wojskowe.
Wojnę Niderlandów z Hiszpanią zakończył pokój westfalski zawarty w roku 1648, który kończył też wojnę trzydziestoletnią. Na jego mocy Republika Siedmiu Zjednoczonych Prowincji Niderlandzkich uzyskała niepodległość.

Wpadła mi kiedyś w ręce ciekawa grafika. 

To karta z pierwszego tomu książki "Geschiedenissen der Vereenigde Nederlanden, sedert den aanvang van die Republyk tot op den Vrede van Utrecht in 't jaar 1713. en het Tractaat van Barriere in 't jaar 1715. gesloten" wydanej w 1730 roku.  
"Historie Zjednoczonych Niderlandów, od początku Republiki aż do pokoju utrechckiego w roku 1713 i traktatu barierowego z 1715."

Ilustracja przedstawia jeden z epizodów wojny osiemdziesięcioletniej - zniszczenie mostu na Skaldzie podczas oblężenia Antwerpii w 1585 roku.
Przystępując do oblężenia w roku 1584, Aleksander Farnese wybudował most na Skaldzie w rejonie miasteczka Kallo położonego 9 mil od Antwerpii. Most w środkowej części składał się z połączonych ze sobą i zakotwiczonych łodzi, wyposażonych w działa i wzmocnionych po obu stronach tratwami. 
Konstrukcja uniemożliwiała zaopatrzenie Antwerpii przez łodzie poruszające się w górę rzeki. Mieszkańcy obleganego miasta postanowili więc zniszczyć most za pomocą statków wyładowanych materiałem wybuchowym. Przygotowano dwie jednostki, Nadzieję i Fortunę, które załadowano materiałem wybuchowym, kamieniami i kawałami żelaza zebranymi w mieście. Ładunek przykryto drewnem, aby upodobnić statki do zwykłych branderów czyli okrętów, barek lub łodzi wypełnionych materiałami łatwopalnymi, które po opuszczeniu przez załogę podpalano i puszczano z wiatrem lub prądem w stronę okrętów nieprzyjaciela lub mostów, aby wzniecić na nich pożar.
Ładunek na Fortunie miał  odpalić lont, na Nadziei zamontowano mechanizm zegarowy. 5 kwietnia 1585, dowodzący akcją Jacob Jacobzon wysłał 32 płonące łodzie w dół Skaldy. Łodzie uderzyły w chroniące most tratwy, po czym spłonęły lub zatonęły. Za łodziami przypłynęły oba statki. Fortuna osiadła na mieliźnie i eksplodowała ale wybuch był niewielki. Nadzieja uderzyła w most i zatrzymała się przy nim. Myśląc, że to zwykły brander, Hiszpanie weszli na statek i próbowali ugasić pożar. Chwilę potem nastąpiła potężna eksplozja, która zniszczyła most i przyległe forty.
Na miejscu zginęło podobno ponad 1000 hiszpańskich żołnierzy, jednak pomimo sukcesu akcji Holendrzy nie ruszyli do szturmu i nie wykorzystali szansy na rozbicie oblężenia. 

Autorem sztychu jest Coenraet Decker (1650  – 1685), wzięty grafik holenderski, autor wielu map i planów. 
W czasach wojny osiemdziesięcioletniej, w Niderlandach wybito wiele okolicznościowych żetonów upamiętniających osoby i wydarzenia. 
Filip II, żeton wybity w Antwerpii (Anvers) w 1585 r. miedź
Kapitulacja Antwerpii - miedziany żeton z 1585 r.
Pesek Auctions, aukcja 16, lot 1240, 6 maja 2024.

P.S.

Nie mam w zbiorze ani jednego patagona. Chętnie wymieniłbym tę grafikę na niderlandzkiego "talara zbożowego". Ktoś zainteresowany?

P.P.S.

Takie patagony mnie nie interesują :-) 


poniedziałek, 17 marca 2025

Moneta bawi, uczy, kształci czyli o pożytkach z numizmatyki siłowej.

 Miałem kiedyś taką książeczkę "Znaczek bawi uczy kształci". 

Dostałem ją w prezencie od kogoś z rodziny, kto wiedział że zbieram znaczki. Niewiele dziś z niej pamiętam. Generalnie chodziło o to, że dzięki znaczkom mamy poznawać geografię, historię itp. Taki dydaktyczny smrodek. Bardziej spodobały mi się tłumaczone z czeskiego "Opowiadania filatelistyczne". 
Tę książeczkę mam do dziś i nadal mi się podoba. 

Do książek jeszcze wrócimy, teraz czas na wyjaśnienie, co to takiego ta "numizmatyka siłowa". 
Nieformalny prezes naszego nieformalnego klubu numizmatycznego użył tego określenia po tym, jak przeczytał na moim blogu o kupowaniu kota w worku. Według niego, kupowanie monet na kilogramy po to żeby wybrać rodzynki i pozbyć się reszty wymaga użycia siły - w końcu chodzi o kilogramy, które trzeba przynieść, posortować i wynieść. Trochę racji ma. Przytargać do domu kilka kilogramów monet to nie problem (jeszcze); sortowanie, wydawać by się mogło nudne, okazuje się zajęciem zaskakująco przyjemnym. Sięga się do pudełka, bierze kilka monet i jedną po drugiej odkłada na kupki, tu Europa, tu Azja, osobno wiek XX do 1950, osobno starsze (tych zwykle jest niewiele), osobno takie, które na pierwszy rzut oka można podejrzewać, że to coś lepszego, niż zwykłą masówka. Niezła zabawa z nutką emocji - a może trafi się COŚ, nie byle co, tylko COŚ!
Po takiej obróbce trzech pudełek po trzy, cztery kilogramy (to już tyle tego było?!) nie muszę się zastanawiać na którą kupkę (kontynent) mam odłożyć na przykład Oman. Czyli numizmatyka siłowa uczy! Uczy też identyfikowania egzotycznych alfabetów, czytania cyfr i dat według najróżniejszych kalendarzy. 
Fakt, z tych kilkunastu kilogramów do mojego zbioru trafiła zaledwie jedna moneta - 5 fenigów Królestwa Polskiego z 1917 roku. Ale miałem troszkę emocji i masę zabawy. I od czasu do czasu okazję do nauczenia się czegoś. 
Kolejna garstka z pudełka i...
Najpierw trzeba to było zidentyfikować. "Robaczków" czytać nie umiem ale z dobrą lupą przeczytałem na awersie(?) AUSPICIO REGIS ET SENATUS ANGLIÆ czyli "Pod auspicjami króla i senatu Anglii". Mogłem oczywiście zacząć od przeglądania monet kolonii brytyjskich w katalogu Krausego i tak by z pewnością było jeszcze kilka lat temu ale dziś jest łatwiej. Wystarczy sięgnąć po telefon, uruchomić "obiektyw Google" i po chwili już wiemy - Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska. 
I dodatkowe wskazówki - ta moneta może być w katalogach umieszczona wśród monet Malezji. Pojawia się też nazwa "Penang". Zdolna ta googlowa AI, ale do tłumaczenia tego napisu 
nawet nie podeszła. Perplexity spróbowała.
Zostawmy na razie tłumaczenie i zajrzyjmy do katalogów sieciowych. Wielokrotnie przekonałem się, że najwięcej informacji oferuje Numista
Okazuje się, że Perplexity się myli. Napis na rewersie to "Pulau Penang", czyli wyspa Penang. Oprócz danych metrologicznych Numista podaje numery katalogowe - Krause 14 i Singh SS29. Krause to cennik, niczego ciekawego tam nie znajdziemy. Na półce mam wydanie z 1983 r. Odkryta w masówce moneta jest w nim wyceniona na 4$ w stanie fine. Ciekawsza wydaje się ta pozycja.
Numer SS29. 
Mamy informację o nakładzie, mennicy, wariantach. Jest odwołanie do opisów awersu i rewersu do numeru SS26. Tam czytamy (tłumaczenie Perplexity): 
Awers: W obrębie koralikowego okręgu znajdują się herby, wsporniki, klejnot i motto Kompanii Wschodnioindyjskiej. Tarcza zawiera krzyż św. Jerzego. Wspornikami są lwy stojące na tylnych łapach, każdy trzymający sztandar. Lwy stoją na zwoju z napisem "AUSPICIO REGIS ET SENATUS ANGLIAE" (Pod auspicjami Króla i Parlamentu Angielskiego). Nad tarczą znajduje się klejnot – lew stojący na tylnych łapach, trzymający koronę między przednimi łapami. Pod mottem znajduje się rok wybicia monety. Projekt autorstwa Lewisa Pingo. 
Rewers: W obrębie koralikowego okręgu blisko krawędzi znajduje się okrągły wieniec z kielichów lilii, które nachodzą na siebie i biegną zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Wewnątrz wieńca znajduje się arabski napis "Pulau Pinang" (Wyspa Penang). Projekt autorstwa Thomasa Wyona.
W katalogu Saran Singh oprócz jak widać bardzo szczegółowych informacji o monetach znajdziemy też  wiadomości geograficzne i historyczne. Na przykład takie, że wyspa Penang nazywała się kiedyś Wyspą Księcia Walii. 



Świetny katalog!

A co to takiego, ta Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska?
British East India Company była korporacją zrzeszającą angielskich inwestorów zainteresowanych handlem z Indiami i Azją Południowo-Wschodnią. Kompania dzięki przywilejowi nadanemu przez Elżbietę I miała monopol na handel na tym obszarze. Miała uprawnienia polityczne i administracyjne, daleko wykraczające poza tradycyjny handel. Mogła utrzymywać własną armię, zawierać układy polityczne i sojusze, wypowiadać wojnę, miała prawo do posiadania własnej waluty i pobierania podatków. Z prawa do własnej waluty korzystała i znamy jej monety z każdego niemal terytorium, na którym kiedyś działała.
W roku 1614 kompania rozpoczęła działalność w Chinach. Operowała też na terenie Azji Południowo-Wschodniej (Singapur). Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska była w czasie swej działalności jednym z głównych filarów rozwoju ekonomicznego Anglii i miała ogromny wpływ na imperialną politykę tego kraju. Trwało to do początków XIX wieku. W roku 1813 rząd brytyjski zniósł monopol kompanii na handel z Indiami, a w roku 1833 zniósł monopol na handel z Chinami. Kompanii pozostawiono główną rolę w administracji Indiami. Jej zasługą było rozpoczęcia upraw herbaty w Indiach po sprowadzeniu z Chin sadzonek i specjalistów znających się na jej uprawie. 
Rząd brytyjski przejął od Kompanii władzę w Indiach w roku 1858, po powstaniu sipajów i w roku 1874 rozwiązał Kompanię. 

Monety z Penangu pojawiają się oczywiście na rynku numizmatycznym. Te jednocentowe z 1810 roku nie są żadnymi rarytasami, ale też nie są zupełnym "planktonem". 

Egzemplarz, który znalazłem trafił do masówki zapewne z powodu brzydkiej plamy grynszpanu i małego otworka wywierconego blisko krawędzi. Dzięki temu, że wylądował w pudle z "nieciekawymi" monetami miałem okazję poćwiczyć posługiwanie się wyszukiwarkami opartymi na sztucznej inteligencji, poczytać o historii Azji Południowo-Wschodniej i o Kompanii Wschodnioindyjskiej. 

Czyli nie tylko znaczek bawi, uczy i kształci. Moneta też to potrafi.


czwartek, 13 marca 2025

Kupowanie monet na Allegro i eBay - optymalna strategia.

O tym jak kupować monety na aukcjach internetowych już kiedyś pisałem ale większość uwagi poświęciłem wtedy bezpieczeństwu zakupów. Ponieważ coraz znaczniejsza część handlu monetami przenosi się z giełd i targów do internetu, często jestem proszony o porady mające poprawić skuteczność licytowania na aukcjach internetowych. No to zaczynamy. 

Wszystkie internetowe portale aukcyjne, w tym nasze (?) Allegro i eBay oferują bardzo podobne możliwości. Podstawowe opcje to licytacja i sprzedaż po ustalonej cenie (kup teraz). Na eBay spotkać możemy jeszcze jedną możliwość, oferowaną równocześnie z wyżej wymienionymi - "zaproponuj cenę".  

Zacznijmy od "kup teraz" i "zaproponuj cenę".  Ceny ofert typu "kup teraz" to zazwyczaj tylko marzenia sprzedawców.

Zazwyczaj ale nie zawsze. Jeśli widzisz coś czego szukasz, a cena jest rozsądna, kup ponieważ oferta może zniknąć natychmiast. Gdy coś w okazyjnej cenie zostanie wystawione w opcji  "kup teraz", dzięki odpowiednim ustawieniom powiadomień, informacja o tym trafia do "zawodowców" w ciągu kilku sekund od pojawienia się na liście. Prawdziwa okazja nie przetrwa dłużej niż godzinę jako "kup teraz" dlatego trzeba przyjąć, że jeśli oferta Kup Teraz ma więcej niż jeden dzień, jej cena jest zbyt wysoka. Wyjątkiem są sytuacje, gdy oferowana moneta jest wyjątkowa, a w tytule i opisie aukcji nie ma o tym żadnej wzmianki i tylko analiza zdjęć pozwala na stwierdzenie, że to coś więcej, niż zwykła moneta. 

Na eBay sprzedawcy często do aukcji i ofert "kup teraz" dodają możliwość zaproponowania ceny. 

Warto próbować! Największe szanse na tani zakup, nawet za 20 do 30 procent ceny z ogłoszenia mamy gdy sprzedawca ma tysiące aktywnych ogłoszeń/aukcji. A są tacy, którzy mają ich setki tysięcy, jak na przykład ten sprzedawca pocztówek! 
A teraz coś o licytowaniu. Wielu kupujących postępuje irracjonalnie i licytuje nie po to żeby kupić kolejną monetę do zbioru, tylko po to żeby wygrać. W pewnym momencie najważniejsze dla nich staje się aby nie przegrać z kimś innym. Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest ustalenie maksymalnej kwoty, którą jesteśmy gotowi zapłacić (pamiętając o kosztach przesyłki) i jak najpóźniejsze jej zalicytowanie. Dzięki temu nie daje się nieracjonalnym zapaleńcom czasu na przebicie naszej maksymalnej oferty. Jeśli zalicytujesz zbyt wcześnie i wdasz się w psychologiczną wojnę licytacyjną, prawdopodobnie wydasz za dużo i będziesz mieć później wyrzuty sumienia. 

Mamy więc dwa problemy - jak wysoko zalicytować i kiedy zalicytować. 

Jak wysoko, można ocenić analizując rynkowe notowania z nieodległej przeszłości. Wielką pomocą są tu archiwa udostępniane przez OneBid i większość domów aukcyjnych. W żadnym przypadku nie wolno opierać się na wycenach z ofert typu "kup teraz" z Allegro, eBay czy OLX. To że ktoś chce za coś dostać tysiąc złotych świadczy tylko o jego apetycie, a nie o rynkowej wartości tego czegoś.
Mając ustalone maksimum, licytujemy to maksimum. Jeśli zalicytujemy na przykład 300 zł, zapłacimy tylko trochę więcej niż maksymalna oferta innego licytującego. Jeśli zaoferuje on 240 zł, zapłacimy 245 zł bo na tym poziomie postąpienie wynosi 5 zł. 
Znajdź więc absolutnie najwyższą kwotę, jaką jesteś skłonny zapłacić i zalicytuj ją. 

Mamy więc upatrzoną ofertę, wiemy, ile chcemy/możemy zapłacić, pozostaje tylko decyzja, kiedy to zrobić. Napisałem "jak najpóźniej" ale jest jeden wyjątek. Gdy w aukcji nikt jeszcze nie zalicytował, warto zalicytować na możliwie najniższym poziomie po to, żeby aukcję "zaznaczyć". Daje to kilka korzyści. Po pierwsze, w aukcji w której ktoś już licytuje, sprzedawca nie może nic zmienić, ani w tytule, ani w opisie, ani w warunkach sprzedaży. Po drugie będziemy dostawać informacje o tym co się dzieje - o ewentualnych przeciwnikach i ich ofertach. Po trzecie, część kupujących wystrzega się aukcji, w których ktoś licytuje obawiając się, że licytacja przybierze formę wojny psychologicznej i woli odpuścić. Jest szansa, że pozbędziemy się części konkurencji. No dobrze, kiedy więc zadać "ostateczny cios"? 
Jak najpóźniej. I tu mamy dwie możliwości. 

Pierwsza to licytacja na żywo - na kilka minut przed terminem zakończenia licytacji zaczynamy na bieżąco śledzić jej przebieg, przygotowujemy się tak, by od złożenia oferty dzieliło nas tylko jedno kliknięcie i czekamy. I na Allegro i na eBay licznik odmierza czas do końca. 

Czekamy cierpliwie do... im mamy szybsze i wolne od zakłóceń łącze, tym później klikamy. Można bezpiecznie na 10 sekund przed końcem ale są tacy, którzy czekają do ostatniej sekundy. Oczywiście, jeśli ktoś z rywali już wcześniej zalicytował wyżej od naszego limitu, system to jego uzna za zwycięzcę. Na to wpływu nigdy mieć nie będziemy - zadecyduje wysokość naszej oferty. Przegramy tym razem ale zyskujemy wskazówkę do ustalenia wysokości oferty w następnym podejściu do podobnej monety.

Możliwość druga, to korzystanie z usługi typu "snajper aukcyjny". Zamiast samodzielnie odliczać czas do momentu złożenia oferty, wykupujemy usługę płacąc kilkadziesiąt groszy za skutecznie oddany "strzał". Wskazujemy wybraną aukcję, podajemy wysokość kwoty, wybieramy na ile sekund przed końcem aukcji "snajper" powinien "wystrzelić" i spokojnie zajmujemy się czymś innym. Korzystam od lat z dwóch takich snajperskich serwisów i nie narzekam. 
Dwunastoprocentowa skuteczność całkiem mnie zadawala, a nigdy nie byłem zmuszony siadać przed komputerem w środku nocy albo licytować kilka godzin przed końcem aukcji i siedząc w pracy zastanawiać się, czy ktoś moją ofertę zauważy i znajdzie czas na jej przemyślenie i przelicytowanie. 

Do tych uwag technicznych, jeszcze jedna, ważna dla kupujących na eBay i innych serwisach zagranicznych. Poza absolutnie wyjątkowymi okazjami, warto ograniczyć się do ofert, w których wygrane monety będą wysyłane z państw Unii Europejskiej. Przesyłki z innych państw, np. z Wielkiej Brytanii albo ze Szwajcarii, nie wspominając o USA, podlegają restrykcyjnym przepisom celnym. Gdy przesyłka zostaje wysłana pocztą i trafia do Polski, musi przejść odprawę celną. Poczta przysyła powiadomienie i formularz odprawy celnej. Wydaje się, że wystarczy go wypełnić i odesłać, ale okazuje się, że Poczta Polska nie ma kompetencji do przeprowadzania odprawy celnej monet. Wymagane jest skorzystanie z uprawnionej do tego agencji celnej. Kosztować to może nawet kilkaset złotych!  Od agencji dostaje się dokument, z danymi do uiszczenia opłaty celnej. Po jej uiszczeniu agencja wysyła dokumenty do Urzędu Celnego albo Poczty Polskiej i przesyłka zostaje przekazana do wydania adresatowi. Przy jej odbiorze trzeba jeszcze zapłacić Poczcie Polskiej za usługi związane z całą tą operacją. 
Z tego co wyczytałem na tematycznych forach, sytuacja wygląda trochę lepiej, gdy transportem zajmuje się międzynarodowa firma kurierska. Zdarza się, że przesyłka trafi szybko bezpośrednio do nas bez śladów zainteresowania ze strony służb celnych ale zdarza się, że trzeba przejść przez taką samą ścieżkę, jak przy przesyłkach pocztowych. I z góry nie wiadomo kiedy nas to spotka. 
Dlatego, jak wcześniej napisałem, na licytację ofert spoza Unii warto się decydować tylko w wyjątkowych przypadkach. 


sobota, 8 marca 2025

A teraz coś z zupełnie innej beczki.

Włóczy się człowiek po jakichś targach staroci, zagląda do antykwariatów, sklepów, sklepików, wszędzie pyta o monety i książki o monetach i chcąc niechcąc kątem oka zauważa a to jakieś obrazki,

 
a to coś ze szkła, 
a to jakieś książki 

a to wiekowe pocztówki. 
Pyta człowiek o cenę, i nawet targować się nie trzeba bo cena taka, że grzech nie kupić. 

Dziś będzie o tych pocztówkach. 

Pierwsza, francuska, wprawdzie ze świątecznymi życzeniami (Joyeux Noël) ale bez jakichkolwiek motywów religijnych. Nic, tylko reklama najnowszego kroju płaszcza i fasonu kapelusika. 

Druga, typowa "słodziutka" z małą dziewczynką przebraną za poczciwą babcię. 

Trzecia, to główna bohaterka dzisiejszego wpisu. Zastanawiałem się, czy ta wydekoltowana dama to jakaś anonimowa modelka, czy ktoś bardziej znany. Reklamowana i chwalona Perplexity.ai nie popisała się tym razem. 

Googlowe wyszukiwanie obrazem zadziałało błyskawicznie i bezbłędnie. Pani na pocztówce to Julittee Méaly, francuska aktorka i śpiewaczka operetkowa okresu fin de siècle. 



W 1897 roku wystąpiła w rewii wyprodukowanej przez Hectora Monréala i Henri Blondeau, z muzyką Henri Chatau. Jedna z jej piosenek, zatytułowana Frou-Frou, stała się wielkim hitem wśród publiczności i przetrwała przez pokolenia. 

Jej tekst mówi o tym, że kobieca siła nie pochodzi z noszenia męskich spodni (culottes), ale z jej Frou-Frou, na przykład fantazyjnych halek. Tu w wykonaniu Berthe Sylva z roku 1927. Méaly zapewne śpiewała podobnie.

Wracamy do pocztówki. 

Nadano ją 10 czerwca 1903 roku między godziną 22, a 23 na dworcowej poczcie belgijskiego miasta Namur. Już między 6, a 7 rano następnego dnia znalazła się na poczcie w Andonne i niedługo później, z poranną pocztą trafiła do adresata. Namur i Andonne dzieli około 20 km. 
Poczta działała wtedy bardzo sprawnie. Niczym nadzwyczajnym było otrzymanie wieczorem odpowiedzi na list wysłany tego samego dnia rano, oczywiście gdy nadawca i odbiorca mieszkali w tym samym dużym mieście albo w nieodległych miejscowościach połączonych linią kolejową. 

Pocztówkę ofrankowano znaczkiem o nominale 5 centymów z emisji z 1893 roku. To pospolity i tani znaczek. W katalogu Michel z 1929 roku wyceniony na 2 fenigi (niestety to nie błędnodruk z pomylonym napisem POSTERfJEN zamiast POSTERIJEN).
Dziś też wyceniany nisko (numer z Michla nadal obowiązuje). 
Moneta, którą należało opłacić zakup tego znaczka, jeśli z rocznika 1902 to też nic nadzwyczajnego. Roczniki wcześniejsze albo rocznik 1903 są dziś wielokrotnie droższe od znaczka. 
Franciszek Starowieyski miał rację - przedmioty mówią. Wystarczy się wsłuchać. 
Kolekcjonujmy więc, pamiętając, że na monetach świat się nie kończy. 

W dzisiejszym odcinku udział wzięły:

  • Linoryt "Kościół nad brzegiem rzeki", Jan de Graef (1877-1953) 
  • Akwaforta "Antwerpia", Georges Averhals (1906-1975)
  • Mały wazonik "Murano scavo" nieregularne szkło piaskowane stylizowane na antyk
  • Komplet katalogów Michel z 1929 r. - Europa i Zamorze
  • Trzy pocztówki z lat 1903-1904
Wszystkie te przedmioty kupiłem w latach 2020 - 2024 w Polsce na "pchlich targach" i w sklepikach ze starociami. Łącznie kosztowały mnie około 100 złotych. Za wazonik zapłaciłem całe 3 zł. (słownie trzy złote!).

Odwiedzajcie targi, giełdy, antykwariaty. To nieprawda, że dobre czasy dla kolekcjonerów dawno się skończyły, no chyna, że 

Jado, nie patrzo...

czwartek, 6 marca 2025

Humor zeszytów szkolnych.

W tygodniku "Przekrój" stałe miejsce miał kącik zatytułowany "Humor zeszytów szkolnych" zasilany cytatami z wypracowań, klasówek, sprawdzianów, i prac maturalnych. 

Na równie odkrywcze tezy trafiam coraz częściej przeglądając oferty na portalach aukcyjnych i sprzedażowych. Najnowsze znaleziska:

Tym odkryciem muszę się chyba podzielić z panem Ryszardem Kozłowskim, miłośnikiem i znawcą mennictwa wschowskiego. Będzie musiał uzupełnić informacje w swojej monografii "Mennictwo wschowskie" bo o tych monetach w niej nie znalazłem ani słowa. 

To był eBay.

Na naszym rynku numizmatycznego humoru (horroru?) niewątpliwie króluje OLX. Najczęściej trafiają się opisy z co najmniej nieortodoksyjnym podejściem do ortografii. 

Pal sześć wycenę. Najważniejsze, że moneta z "błąndem". 

Jak wiadomo reklama jest dźwignią handlu. Towar trzeba opisać tak, by nikt nie miał oporów przed sięgnięciem po pieniądze (niemałe).

"Na sprzedaż unikatowa 20 zł Polskie Nowotko w stanie bardzo dobrym. Posiada organiczną i niepowtarzalną patynę – cechę, której nie można znaleźć w innych egzemplarzach. Moneta pochodzi z rzadkiego rocznika 1976, zachowana w oryginale, bez znaku towarowego mennicy bitą za granicą kraju. Nigdy nie czyszczona, co znaczenie podnosi jej wartości."

Patyna patyną, a co powiecie na monety ręcznie robione? 

Przykład pierwszy: 

Pani Gabriela ma na sprzedaż coś z Grecji. 

Ofertę zatytułowała  Moneta zabytkowa ręcznie robiona i opisała tak - "Witam. Jestem w posiadaniu unikatowej monety prawdopodobnie z XIIwiecznej Grecji z delfinem. Nie posiadam możliwości dokładnego sprawdzenia wobec czego zdaję się na Państwa wiedzę. Cena do uzgodnienia." 
Skąd pomysł na XII wiek nie wiem, bo dla mnie wygląda to na srebrny stater z Karii z mennicy Poseidion wybity około V wieku p.n.e. W oryginalność monety raczej wątpię. W końcu to OLX a nie poważny dom aukcyjny.

XII-wieczna Grecja, rozumiem, to musiała być ręczna robota ale że Polska technika mennicza w czasach tuż przed PRL była tak prymitywna i zacofana, tego nie wiedziałem. 


"Witam jedna z ostatnich monet polskich ręcznie robiona, 1 zł 1949r, później już wszystko zastąpiły maszyny jak się zmieniło na ludową Polskę."

Fajny był ten PRL, nastał i już nie trzeba było ręcznie. 

Śmieszne? 

Byłoby, gdyby nie to, że autorami tych rewelacji są ludzie dorośli. Gdzieś pracują, dbają (?) o edukację swoich dzieci...