Google Website Translator Gadget

czwartek, 1 lipca 2021

Kolekcjoner - magazynier.

"Magazynier" to nie przedstawiciel jakiejś niewielkiej grupy kolekcjonerów, tylko standard, norma. Każdy kolekcjoner jest magazynierem. Nie każdy dobrym.

Ponieważ wszystko jest powiązane ze wszystkim, wracamy do chwalipięctwa. Może ono wyglądać tak:
- Kupiłem niedawno ładnego dukacika Jana Kazimierza.
- A ja miałem szczęście, i udało mi się upolować próbnego szóstaka z 1766.
Taka zwykła rozmówka "szarych zbieraczy". Aż się prosi, by kontynuować ją, pochylając się nad tymi monetami, podziwiając ich piękny stan (- przecież brzydkiego talara bym nie kupił) i finezję detali stempli. W tym momencie dochodzimy do jednego z częściej pojawiających się na forach pytań: jak przechowujecie swoje monety?

Można tak

ale nie polecam. Tak przechowywane monety cierpią. Tym bardziej cierpią im częściej są przeglądane. Tak, to można magazynować żwir.

Dobrego magazyniera poznajemy po tym, że:

  • dba o to, żeby magazynowany towar nie ulegał degradacji
  • wie, gdzie co jest i potrafi wszystko szybko znaleźć
  • prowadzi rzetelną dokumentację magazynu, notując co, kiedy, od kogo, komu, za ile
Każdy z tych punktów, to temat na co najmniej magisterium. No może na ten drugi wystarczy licencjat.

"Dba o to, żeby magazynowany towar nie ulegał degradacji".

Zacznijmy od spraw oczywistych.
Wszyscy wiemy, że musimy chronić monety przed uszkodzeniami mechanicznymi, unikamy więc oglądania ciężkich talarów ponad leżącymi na stole dukatami z miękkiego przecież złota. Nie jest już tak oczywiste, czy oglądając takiego talara, możemy trzymać go po prostu w ręce, czy powinniśmy założyć rękawiczki, a jeżeli już założyć, to jakie. Dość dobitnie wytłumaczył mi to (a przy okazji i innym) pan Damian Marciniak. Komentując jeden z Jego filmików, zasugerowałem, że pokazując tej klasy monetę (nie pamiętam już, co to było, ale na pewno nie byle co) powinien mieć rękawiczki. Odpowiedź była krótka - to nie lustrzanka, tylko wiekowa moneta, która nie takie rzeczy przetrwała, a trzymanie jej w bawełnianych rękawiczkach powoduje, że chwyt może nie być pewny i moneta może upaść. Zauważyłem później, że pan Damian zaczął używać cienkich rękawiczek, nie wiem, czy lateksowych, czy nitrylowych. Przez nie doskonale czuje się trzymany przedmiot, chwyt jest pewny, a przy tym trzymany obiekt jest zabezpieczony przed niekorzystnym wpływem potu. To ostatnie ma szczególne znaczenie przy operowaniu menniczymi monetami miedzianymi - zobaczcie post z 22 czerwca 2021 na FB Gabinetu Numizmatycznego Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego i filmik w jednym z komentarzy do tego postu.

Czasem widuję, najczęściej na zdjęciach w ofertach na eBay, czy Allegro, monety trzymane w pęsetach. Pół biedy, jeśli są to pęsety odpowiednie, z końcówkami zabezpieczonymi nakładkami z miękkiego tworzywa. Zdarza się niestety, że są to zwykłe pęsety chirurgiczne, z ząbkami na końcach. Moneta może i nie wypadnie, ale najpewniej pozostaną na niej jakieś zarysowania. To już lepiej sprawdzi się goła ręka. 

Mniej oczywisty jest wpływ środowiska na przechowywane monety. Środowisko zawsze na nie wpływa. Tego w standardowych warunkach naszych mieszkań nie unikniemy, ale możemy minimalizować zagrożenia. Na przykład przechowując zbiór nie w pokoju z aneksem kuchennym, tylko w pomieszczeniu mniej narażonym na wilgoć i spaliny (z gazowej kuchenki). Przechodzimy teraz do problemu, co wybrać klaser, palety, kopertki, kapsle, slaby itd.

Nasi wielcy i pomniejsi poprzednicy trzymali swoje zbiory w mniej lub bardziej opancerzonych "minckabinetach". Sejf u Czapskich jest wielki i piękny. Tu przykład skromniejszy - szafka, którą można było kiedyś kupić u Kuenkera.

Ładna, umożliwia utrzymanie porządku, łatwo można odnaleźć dowolną monetę, byle tylko mieć dokładny spis z podaniem numeru szufladki i wskazaniem miejsca na niej. Do spisów/katalogów przejdę w kolejnym wpisie. Jeśli kiedyś zdarzy się Wam kupić na aukcji monetę ze starego zbioru przechowywanego w podobnym meblu, może Was zaskoczyć, że patyna na awersie jest całkiem inna, niż na rewersie, a to przecież nic dziwnego. Powietrze, a więc i wilgoć i związki siarki z dymu z kominka/pieca miały lepszy dostęp  górnej powierzchni monety. Z kolei dolna powierzchnia była narażona na związki uwalniające się z tkaninowej podkładki i kleju, którym ta podkładka była przylepiona do dna szuflady.
Chętnie trzymałbym swój zbiór w takiej szafce, ale jego objętość - przeszło trzy tysiące monet - oznacza, że szafka musiałaby być dość duża. Nie na nasze mieszkanie!

Z tego samego powodu nie zdecyduję się na nowoczesne wyroby oferowane przez wielu producentów akcesoriów kolekcjonerskich.

Takie kasety też gdzieś trzymać trzeba. 

Mniej miejsca zajmują klasery. 
Z klaserami też trzeba ostrożnie. W czasach kiedy sfotografowano mnie nad moim "zbiorem" (zdjęcie pierwsze) w Polsce dostępne były praktycznie tylko klasery nazwane później "zemstą Honeckera". Produkowane w NRD (albo DDR, jak kto woli), z miękkiego polichlorku winylu. Na przechowywanych w nich 
srebrnych monetach w krótkim czasie pojawiał się mazisty, zielonkawy nalot, który można było usunąć tylko spirytusem (szkoda marnować) albo czystym acetonem (broń Boże zmywaczem do paznokci). Czego by nie użyć, bywało, że monety nie dało się przywrócić do dawnej świetności. Miedź reagowała jeszcze gorzej!

Później pojawiły się klasery z tworzywa obojętnego dla monet. Przynajmniej teoretycznie obojętnego. Kolejnym krokiem były popularne do dziś klasery, w które wkłada się monety nie bezpośrednio, tylko w holderach. 

Są jeszcze klaserki miniaturki, tzw. giełdowe. To w nich oferowane są na wszelkiego rodzaju giełdach i targach staroci monety nie zawsze oryginalne, prawie zawsze mocno zużyte i na dodatek słabo widoczne przez porysowaną, a często po prostu brudną folię. Do przechowywania zbioru absolutnie nieodpowiednie.

Klasery występują w dwu standardach - albo są to w zasadzie segregatory z twardymi okładkami, do których wpina się pojedyncze karty z kieszonkami na monety, albo są to wykonane w całości z tworzywa "książeczki" z mniejszą lub większą ilością kart. I jedne i drugie, jeśli ustawiane na półkach, jak książki, odkształcają się - karty się wyginają i słabo to po jakimś czasie wygląda. Układane poziomo, ciężkie przecież od zawartości, powodują, że monety na tych najniższych kartach, jeśli nie są w holderach, zostają wprasowane w kieszonki kart i trudno je później stamtąd wyjmować. 

Mamy jeszcze jeden typ klaserów - "książki" z kartami z grubego kartonu, z okrągłymi otworami na monety, otworami zamkniętymi paskami lub arkuszami przezroczystej folii - po jednej stronie zamocowanymi na stałe, z drugiej strony wysuwanymi, by można było wkładać  monety w odpowiednie otwory. Odpowiednie, bo obecnie tego typu klasery produkuje się nie z przeznaczeniem na dowolne monety, tylko do przechowywania zestawów rocznikowych albo serii monet, np. naszych "złotych" dwuzłotówek. Coś na wzór produkowanych kiedyś bordowych klaserów filatelistycznych na kolejne roczniki znaczków - z gotowymi opisami i kieszonkami dopasowanymi do wielkości i liczności serii.

Wspomniałem o holderach, czyli kartonowych kwadratach - zwykle 50 mm x 50 mm - z okrągłym otworem zakrytym przeźroczystą folią z neutralnego chemicznie tworzywa. Niektóre holdery mają nałożoną warstwę kleju - po usunięciu zabezpieczającej folii, złożeniu i zaciśnięciu powinny się trwale skleić uniemożliwiając wypadnięcie monety. Niestety różnie z tym bywa, czasem klej puszcza i moneta wypada - dobrze, jeśli tylko do kieszonki klasera, gorzej, gdy znika nie wiadomo gdzie. Holdery można przechowywać nie tylko w klaserach. Znakomicie sprawdzają się w pudełkach o dopasowanych wymiarach, ale wtedy nie można już tak łatwo chwalić się zbiorem. Każdą monetę trzeba pokazywać osobno. 

Holdery po zaklejeniu nie pozwalają niestety na wykonanie pomiarów wagi i średnicy monety i utrudniają wykonanie dobrych zdjęć. Nadają się więc do przechowywania monet "bezproblemowych", nie wymagających późniejszych badań.
Monety, które być może będą wymagały jeszcze dokładnych oględzin albo pomiarów lepiej przechowywać w papierowych lub plastikowych kopertkach o identycznych z holderami wymiarach. Kopertki z tworzywa są przezroczyste, często z dodatkową kieszonką, w której można umieścić kartonik z opisem monety.

Kopertki papierowe mają jedną wadę, dla niektórych nieakceptowalną - żeby obejrzeć monetę, trzeba ją z kopertki wyjąć. Dla kolekcjonera, u którego dominuje potrzeba chwalenia się zbiorem to może być główną przyczyną wyboru innej metody jego przechowywania. Najwidoczniej przeważają u mnie inne potrzeby, bo wybrałem akurat kopertki papierowe. Mogą być gotowe, kupowane w sklepach z akcesoriami. 
Mogą być wykonywane własnoręcznie, zwłaszcza gdy przeznacza się je na gorzej zachowane monety, którym niewiele już może zaszkodzić. Żeby się niepotrzebnie nie powtarzać, odsyłam do wpisu sprzed lat z jednym uzupełnieniem. Od czasu gdy go pisałem minęło 9 lat i nadal nie widzę negatywnego wpływu zwykłego papieru biurowego na monety.

W kopertkach przechowywał swój zbiór Tadeusz Kałkowski. Na aukcjach (tu przykład z GNDM) monety z jego zbioru oferowane są z kopertkami wykonywanymi przez niego. Przypuszczam, że kopertki te mają całkiem pokaźny udział w końcowych cenach.


W internecie można znaleźć szablony do własnoręcznego wykonywania klejonych kopertek, czasem z nadrukiem rubryk do opisania monety albo wręcz z gotowymi opisami z numerami katalogowymi i oficjalnymi parametrami metrologicznymi.

Dochodzimy w końcu do najnowszej metody przechowywania monet, do slabów - z konieczności musiałem użyć angielszczyzny, bo polskiego odpowiednika nie ma. Chyba, że będziemy się posługiwać potoczną nazwą często pojawiającą się na forach - slaby "żartobliwie" nazywa się  na nich trumienkami.

Mam kilka (!) tak zapakowanych monet. Kilka kolejnych uwolniłem z "trumienek" bo ani szczególnie dobrze zachowane, żadne tam MS67, ani szczególnie cenne. W slabach została na przykład dwuzłotówka z Piłsudskim z 1936 r. i grosz z 1837.
Z tym groszem, to ciekawa sprawa, bo fachowiec oceniający stan i autentyczność monety nie zauważył, że to arcyrzadki wariant z błędnym oznaczeniem mennicy WM zamiast MW. Slaby mają wady holderów - nie można monety zważyć ani zmierzyć, nie widać rantu i na dodatek utrudniają wykonanie dobrych zdjęć monety. Mają jeszcze jedną, dość zasadniczą wadę - ich grubość, to około 1 cm. Liczymy - 3000 monet = 3000 cm = 30 m. Trzydzieści metrów! OK, slaby nie muszą być ustawione w jednym tylko rządku. Ich szerokość, to coś około 6 cm, czyli na standardowej bibliotecznej półce o głębokości 30 cm można ułożyć 4 rzędy. Tylko cztery, bo slaby nie mogą przecież stać luzem, tylko muszą być w jakichś pudełkach. W sumie potrzebne by mi było siedem, do ośmiu metrowych półek. Chyba już wspominałem, że w naszym mieszkaniu nie ma zbyt wiele miejsca. Musiałbym wyrzucić książki! 

Zostanę przy kopertkach
Niedługo ciąg dalszy o kolekcjonerach-magazynierach.

2 komentarze:

  1. Jeden z dłuższych wpisów, ale ciekawy, żartobliwy i absolutnie konieczny do przeczytania przez osoby zaczynające przygodę z monetami.
    A odnośnie monet trzymanych przez Damiana Marciniaka, to rękawiczki lateksowe pojawiły się dlatego, że części osób nie odpowiadał stan "zachowania" jego palców :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko papierowe kopertki popieram :)

    OdpowiedzUsuń

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.

Printfriendly