Przygotowując się do dzisiejszego wpisu musiałem sprawdzić czy mam Was zachęcać na wycieczkę do Tych, czy do Tychów. Zachęcić chcę, bo przedwczoraj, w piątek, łącząc pożyteczne z przyjemnym pierwszy raz zajrzałem nad Jezioro Paprocańskie. Wcześniej jakoś nigdy nie znalazłem na to czasu, czego od dwóch dni żałuję.
W piątkowe popołudnie pogoda nie zachwycała
ale samo miejsce, jak najbardziej.
Po powrocie do domu sprawdziłem jak to wygląda na mapie
i wobec tego, że musiałem być w Tychach i w sobotę, i dzisiaj, w niedzielę, decyzja nie mogła być inna. Na dzisiejszy wyjazd wrzuciłem do bagażnika buty do biegania i zapasowy t-shirt (kolejny kłopot z polszczyzną t-shirt, czy tiszert?).
Dwanaście stopni - na szczęście powyżej zera - i leciutka mżawka to może nie pogoda wymarzona do biegania, ale też i nie odstręczająca. Obawiałem się, że po oddaleniu się od zagospodarowanej części w pobliżu tyskiej piramidy, już tak ładnie nie będzie. Myliłem się. Dookoła jeziora jest utwardzona, szeroka ścieżka dla rowerzystów, biegaczy i spacerowiczów. Jest czysto. Nawet na miejscach okupowanych przez wędkarzy, co wcale nie jest oczywiste. Dookoła prawdziwy las, na horyzoncie żadnych kominów i chłodni, jak nad Pogorią. Po prostu super.
Podobnie, jak do dzisiaj nie wiedziałem, że w niedalekim sąsiedztwie jest takie sympatyczne miejsce, tak i do wczoraj żyłem w błędnym przeświadczeniu, że fakt istnienia jednofenigówek Królestwa Polskiego z datą 1917 nie był znany przed rokiem 1967. Nie ma ich ani w pierwszym powojennym katalogu publikowanym przez Władysława Terleckiego od 1957 r. w Wiadomościach Numizmatycznych, ani w pierwszym wydaniu Katalogu Monet Polskich 1916-1965 tegoż autora. Rok 1967 jest ważny, bo wtedy właśnie dwóch anonimowych dziś kolekcjonerów uzyskało dostęp do tego, co pozostało po pożarze mennicy w Stuttgarcie, który wybuchł po bombardowaniu miasta 20 i 25 lutego 1944 roku. Odbudowując miasto zgromadzono na składowisku metal wydobyty z gruzów mennicy, w tym monety, niewykorzystane krążki oraz próby przechowywane w archiwum mennicy. To stamtąd w roku 1967 na rynek numizmatyczny trafiły prawdziwe rarytasy, niestety w przeważającej większości uszkodzone w pożarze i podczas późniejszego przechowywania w złych warunkach (informacja pochodzi ze strony internetowej firmy Münzenversandhaus Reppa GmbH).
Tak myślałem do wczoraj. A zmieniło się to za przyczyną monet Augusta III.
Zbierając materiały do opracowania na temat jego szelągów i groszy koronnych przeszukuję "półki" bibliotek cyfrowych. Co można tam znaleźć? Na przykład katalogi ofertowe. W jednym z nich wyceniono niektóre szelągi
i grosze
Katalog wydano w roku 1876. W ofercie krakowskiego antykwariatu nie ma grosza z roku 1752, ale są wszystkie pozostałe, łącznie z rocznikiem 1758 i wszystkie w tej samej cenie! Gdyby ktoś z Was zastanawiał się, skąd w tym zestawieniu grosz z roku 1753 z literą H, to proszę zwrócić uwagę na umieszczony przy nim numer z Zagórskiego. 640, to grosz z literą H, ale z roku 1754, a nie 1753. Ktoś, kto przygotowywał katalog do druku pomylił się po prostu.
Friedlein, moim zdaniem całkiem słusznie, potraktował szeląga 1751 z literką S, jako monetę pospolitą. Nie mam pojęcia, dlaczego Kamiński z Żukowskim oszacowali jej wartość na R7. Z kolei dziwi mnie troszkę fakt jednakowej wyceny szeląga 1749 bez literki i szeląga 1753 z literką A (ten ostatni wydaje mi się częściej występować), za to nie dziwi mnie, że oba te szelągi wyceniono kilkakrotnie wyżej od pospolitych groszy.
Ale ja przecież miałem pisać o fenigu z 1917 roku, a nie saskich miedziakach. Już wracam do tematu. Trafiłem mianowicie na taki katalog,
a w nim
Wynika z tego, że świadomość istnienia feniga z datą 1917 miał już w roku 1929 jeden z naszych najbardziej znanych kolekcjonerów monet. Katalog aukcji frankfurckiej firmy Leo Hamburgera z 9 maja 1932 roku, na której pod młotek poszły rarytasy z kolekcji Chomińskiego jest do dziś cennym źródłem wiedzy numizmatycznej.
Dlaczego autorzy powojennych katalogów tak długo nic o fenigu 1917 nie wspominali?
Przy okazji. Mam w archiwum zdjęcia 27 różnych, ale bezspornie oryginalnych egzemplarzy feniga KP z 1917 r., które pojawiły się w ostatnich kilkunastu latach na rynku numizmatycznym. A są też przecież egzemplarze przechowywane w zbiorach muzealnych. Według klasyfikacji przyjętej dla monet znanych (zachowanych) przyjętej w katalogach E. Kopickiego oznacza to stopień rzadkości R5 (znanych 26 do 120 sztuk). Zdecydowanie odbiega to od szacunku R8 (2 do 3 sztuk), jaki dał tej monecie Kopicki w Ilustrowanym Skorowidzu w roku 1995.
P.S.
Można do Tych (forma poprawna leksykalnie), można do Tychów (regionalizm, ale rozpowszechniony na tyle, że nie uznawany za błąd).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.