Nie pamiętam dokładnie, kiedy to było. Albo kończyłem podstawówkę, albo dopiero co rozpocząłem naukę w liceum.
Ciotka, siostra taty, przy okazji jakiegoś rodzinnego spotkania zapytała mnie
- Słyszałam, że zbierasz znaczki. To prawda?
- Prawda, zbieram.
- W takim razie mam coś dla ciebie. - i wyjęła z torebki kopertę.
Wysypałem zawartość na stół. Były to austriackie znaczki sprzed pierwszej wojny światowej - już wtedy wiedziałem, że najpospolitsze z pospolitych. Ale to były znaczki na wycinkach, na fragmentach pocztówek, a o tych ostatnich wiedziałem, że mogą być znacznie, znacznie ciekawsze i wartościowsze od znaczków.
Podziękowałem grzecznie i zapytałem, czy ciocia te znaczki dostała już takie wycięte, czy może sama, nożyczkami...
- To ja wycięłam, to były takie stare, nieciekawe widokówki.
- A zostały cioci jeszcze jakieś? - zapytałem z nadzieją w głosie.
- Tak, mam ich jeszcze trochę. Chciałbyś zobaczyć?
Pewnie, że chciałem. Często bywaliśmy w Żywcu, gdzie ciotka mieszkała, więc okazja do oglądania widokówek przyszła szybko.
Ciotka wyjęła z szafy brązową kopertę i wysypała widokówki na stół. Podniosłem pierwszą z brzegu i...
Niewiele brakowało, żeby na ten sam stół opadła moja szczęka.
To była ta widokówka
- Skąd ciocia ma te widokówki?
- Po sąsiedzku z rodzicami, twoimi dziadkami, mieszkała taka stara dyrektorka szkoły. Od niej dostałam.
- Co ciocia chce zrobić z tymi pocztówkami?
- Podobają ci się? To sobie weź. Takiemu znajomemu już wcześniej trochę znaczków wycięłam, ale powiedział, że to nic ciekawego i więcej nie chce.
To sobie wziąłem i mam je do dzisiaj. W sumie 23 widokówki.
Nie wiem, co to za uroczystość uwieczniono na zdjęciu wykorzystanym w charakterze widokówki, ale wiem, kto tę widokówkę wysłał i do kogo.
Zacznijmy od adresatki. Fräulein Alexandra Tournelle, dyrektorka szkoły żeńskiej w Żywcu. Panna Tournelle trafiła do Żywca z Nowego Targu w roku 1897. Objęła szkołę żeńską utworzoną w 1866 r. i w ciągu niewielu lat doprowadziła najpierw do wyposażenia zaniedbanej szkoły w wiele pomocy naukowych, a później do wybudowania jej nowej siedziby. Pracowała w żywieckiej oświacie do roku 1929 (mimo ofert pracy w Krakowie i Lwowie). Zmarła w Żywcu w roku 1951 lub 1952 (są na ten temat sprzeczne dane). Pamiętam jak wyglądał Jej skromny grobowiec złożony z dwóch bliźniaczych płyt (pod drugą spoczęła jej służąca, Antonina Chrobakowa). W zeszłym roku próbowałem go ponownie odszukać, ale w miejscu, w którym pamiętałem, że powinien być, nie mogłem go znaleźć. W tym roku zrozumiałem dlaczego. Na miejscu dawnego grobu Aleksandry Tournelle jest nowy grobowiec. O zasłużonej dla miasta pedagog, przypomina umieszczona na nim niewielka płyta
Szkoda tego starego grobowca. Nie powinno być tak, że w przypadku osób tak ważnych dla lokalnej społeczności, tak zasłużonych, brak opłaty za miejsce na cmentarzu może prowadzić do przekazania grobu komuś innemu.
Zauważyliście, że na płycie napisano Aleksandra de Tournelle? Pani Tournelle wywodziła się z francuskiego rodu markizów de Tournelle. Jej przodkowie uciekli z Francji po wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej. O swoim szlachetnym pochodzeniu zdawała się nie pamiętać, we wszystkich znanych mi dokumentach figuruje jako Aleksandra (albo Alexandra) Tournelle - bez "de".
Teraz o nadawcy.
O nadawczyni właściwie. Widokówkę podpisała Mechtylda. To samo imię umieszczono na winietce zastępującej znaczek - VON ERZHERZOGIN MECHTILDE. Któż to taki? Mechtylda Habsburg (1891-1966), trzecia córka Karola Stefana Habsburga i Marii Teresy Habsburg (de domo również Habsburg). Córka trzecia, ale dziecko czwarte. Jej starsze rodzeństwo, to Eleonora, Renata i Karol Olbracht. Miała jeszcze dwóch młodszych braci, Leona Karola i Wilhelma.
Mechtylda wyszła w styczniu 1913 r. (kilka dni po ślubie starszej siostry) za mąż za Olgierda Czartoryskiego. Na tej widokówce podpisała się już nazwiskiem męża.
Jak łatwo się domyślić, panna Tournelle oprócz zarządzania szkołą
żeńską, zajmowała się również edukacją córek arcyksięcia Karola Stefana. Panny Habsburżanki regularnie wysyłały widokówki do swojej nauczycielki z podróży z rodzicami (niektóre widokówki są adresowana bardzo niewprawnym, dziecięcym pismem), z późniejszych, już bardziej dorosłych wojaży i nie zapominały o niej będąc już poważnymi mężatkami.
Najstarsza była Eleonora (1886-1974),
która w styczniu roku 1913 poślubiła kapitana marynarki, Alfonsa von Kloss.
Najwcześniej, bo w 1909 wyszła za mąż Renata (1888-1935). Patrząc na jej pismo na widokówkach, na fantazyjny podpis, myślę sobie, że to musiało być niezłe ziółko. Popatrzcie na kartkę wysłaną z Algieru przez dziewiętnastolatkę.
Dwa lata później została żoną księcia Hieronima Radziwiłła
Przeczytajcie uważnie opis wydrukowany na tej pocztówce. Tak wygląda jej strona odwrotna (a właściwie główna).
Sam pan Juliusz Kossak namalował Renatę i jej narzeczonego (Kossak był częstym gościem u żywieckich Habsburgów). Pocztówka z reprodukcją obrazu podpisana przez osobę na obrazie przedstawioną - lubię ją bardzo.
Sądząc po tym, że żadna z zachowanych pocztówek nie została wysłana przez któregoś z synów Karola Stefana, prawdopodobnie Pani Tournelle ich wykształceniem się nie zajmowała. Oni byli przygotowywani do innych zadań. Karol Stefan Habsburg, po tym, jak osiadł z rodziną w Żywcu, okazał się być prawdziwym polskim patriotą (Habsburg!!!). Przez jakiś czas myślano nawet, by po przywróceniu Polsce wolności, został jej królem. Z tego nic nie wyszło. Polska została republiką. Karol Stefan uzyskał obywatelstwo polskie dla całej rodziny w roku 1921, zmarł w 1933 r. Dziedzicem Żywca został jego syn Karol Olbracht, który również okazał się dobrym Polakiem (choć z wyboru przecież). I on i jego młodszy brat, w roku 1918 wstąpili do polskiego wojska. Tylko najmłodszy z braci, Wilhelm, nie podzielał poglądów ojca - w wojnie o kształt niepodległej Polski walczył w szeregach armii ukraińskiej, za co został przez ojca potępiony. Rodzina zerwała z nim wszelkie kontakty, choć uwzględniono go w testamencie Karola Stefana. Późniejsze losy Wilhelma są nieznane. Zmarł prawdopodobnie w roku 1955.
Karol Olbracht po wkroczeniu Niemców do Polski został uwięziony. Konsekwentnie, mimo bardzo ciężkich warunków w cieszyńskim więzieniu, wielokrotnie odmawiał odrzucenia polskiego obywatelstwa. Tak samo postępowała jego żona (Szwedka z pochodzenia). Oboje trafili do obozu pracy w Turyngii (niedaleko Buchenwaldu) skąd uwolniły ich dopiero 10 kwietnia 1945 r. oddziały amerykańskie.
Jak już wspomniałem, wśród pocztówek, które udało mi się uratować, nie ma ani jednej wysłanej przez Karola Olbrachta ani Leona Karola. Jest tylko karnet ze zdjęciem "domku chińskiego" z żywieckiego parku z życzeniami
Znaczki zbierałem dość długo, coś tam jeszcze w szafach leży, pewnie niedługo o nich napiszę, bo niektóre mają związek z numizmatyką.
Na dziś koniec, a że o monetach nie było ani słowa? Na monetach świat się nie kończy.
Na pierwszej pocztówce uwieczniono przejazd związany z XXIII Międzynarodowym Kongresem Eucharystycznym, który odbył się we wrześniu 1912 r. we Wiedniu. Co ciekawe na widokówce nie jest cały kadr, tylko jego fragment. Tutaj pełne zdjęcie: http://www.kulturpool.at/plugins/kulturpool/showitem.action?itemId=124554464557&kupoContext=default
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńZukrainizowany Wilhelm jest w Wikipedii pod linkiem: https://pl.wikipedia.org/wiki/Wilhelm_Habsburg_(1895-1948)
OdpowiedzUsuń