Przegląd Numizmatyczny w wersji drukowanej żyje.
Gdzieś w Internecie przemknęła mi krótka informacja, że PN życie zawdzięcza pozyskaniu hojnego sponsora, który zaoferował finansowanie wydawnictwa do jubileuszowego, setnego numeru.
W notce odredakcyjnej, pan Jarosław Dutkowski narzeka na pazerność Allegro, która "zachęca" co większe polskie firmy numizmatyczne do rezygnacji ze współpracy z serwisem. Kilka stron dalej, właściciel jednej z takich firm, pan Damian Marciniak przedstawił swoje przemyślenia na ten temat, które już wcześniej znalazłem na jego blogu. Generalnie, zgadzam się z obu panami, bo od dłuższego czasu uważam postępowanie właścicieli Allegro za nielojalne wobec wiernych użytkowników, którzy w pionierskim okresie walnie przyczynili się do zbudowania marki firmy. Troszkę zbulwersował mnie jednak tytuł tekstu pana Damiana "Pożegnanie dobrej numizmatyki z Allegro". Rozumiem, że to taki skrót myślowy - "dobra numizmatyka" = rzadkie i drogie monety. Tylko, że to nieprawda, a przynajmniej nie cała prawda. Znam "kolekcjonerów" których "kolekcje" składają się z monet, które łączy tylko jedno - żadna nie została kupiona za mniej, niż 10.000 złotych. Tyle, że właściciele wiedzą o nich tylko tyle, ile kosztowały i gdzie zostały zakupione. Czy to "dobra numizmatyka"? Akurat pana Damiana nie posądzam o brak wyobraźni i nie zdawanie sobie sprawy z tego, że bez rynku numizmatycznego, na którym będą również monety mniej kosztowne, mówiąc wprost - monety tanie, kolekcjonerstwo będzie zanikać i prędzej, czy później i klienci zamożniejsi zwrócą się w stronę innych możliwości.
W podobnym duchu napisał kilka zdań inny znany profesjonalista, pan Janusz Parchimowicz. Pochwalił się, mającym się wkrótce ukazać katalogiem monet próbnych PRL, zaczynając tekst od wytłuszczonego zdania z trzema wykrzyknikami: "Uwaga prawdziwi kolekcjonerzy!!!" I w ten sposób za 14 złotych dowiedziałem się, że nie jestem prawdziwym kolekcjonerem. Nic to, bo z niektórych wypowiedzi niektórych polityków mógłbym wnioskować, że nie jestem też prawdziwym Polakiem (ta zgubna przyjemność z jazdy na rowerze...).
Oprócz krótkiej notatki o katalogu prób PRL, pan Parchimowicz opublikował w tym numerze PN jeszcze dwa niewielkie teksty. Jeden zatytułował "Po co nam katalogi, wszystko jest w internecie...".
Pomijając mniej, lub bardziej uzasadnione pretensje do ludzi publikujących w internecie katalogi oparte na katalogach drukowanych (w końcu autorzy tych ostatnich też często powielają czyjeś wcześniejsze prace, bardzo często bezkrytycznie przepisując błędne dane, np. o nieistniejących monetach), odnoszę wrażenie, że musi jeszcze dużo wody Wisłą spłynąć, zanim do wszystkich dotrze, że druk na papierze nie najlepiej sprawdza się w dziedzinie otwartej, jaką przecież jest numizmatyka. W tym samym tekście, autor chwali się niedawno kupioną monetą - próbną dziesięciozłotówką z 1973 roku, podkreślając, że to "moneta której w internecie nie było". To znów skrót myślowy, bo moneta została zakupiona... na aukcji internetowej oczywiście. W internecie nie było tylko żadnej publikacji na jej temat. Na papierze również. A może były takie informacje, tylko zakamuflowane gdzieś, w jakiejś niewielkiej, lokalnej gazetce, albo na czyimś blogu?
Odkrywca monety umieści ją oczywiście w swoim katalogu, a za miesiąc, kwartał, rok odkryje kolejne monety, których "nie było w internecie" i o jego katalogu też będzie można mówić, jak o Internecie - słaby, bo nie wszystko w nim jest. Może lepiej zadbać o dobry katalog sieciowy? Takie rozwiązanie ma jednak małą, ale zasadniczą wadę - gorzej się monetyzuje, jak mówią spece od Internetu.
Jakby nie było, łatwiej szuka się w Internecie, niż w bibliotece Nie trzeba wertować tysięcy stron, trzeba tylko umieć sformułować zadanie dla wyszukiwarki.
Jak marudzić, to marudzić (to właśnie ta nasza narodowa dyscyplina). Odwiedziłem niedawno dwa nieodległe miasta, a w nich muzea.
W Żywcu, w dziale historii miasta pokazano talara Jana Kazimierza z 1649 r. i grupkę austriackich talarów z XVII wieku (przepraszam za jakość zdjęć, fotografowałem byle czym, błyskać nie pozwolili).
Bez żadnych informacji o pochodzeniu monet, o kontekście historycznym itp.
W dziale archeologicznym
skarb z Sopotni, złożony wyłącznie z monet austriackich (116 sztuk), ukryty po 1765 (na podstawie siedmiokrajcarówki z tego rocznika). Przynajmniej opisano skład skarbu i sposób wydatowania skarbu, ale już informacji o tym, co za te pieniądze można było kupić nie ma, a o to pytał rodziców nastolatek wyraźnie ożywiony widokiem SKARBU. Wcześniej wlókł się znudzony wzdłuż gablot z potłuczonymi fragmentami garnków i kaflami.
Troszkę lepiej, ale też tak sobie, było w Bielsku-Białej, mieście, było nie było z tradycją menniczą. O bielskiej mennicy żadnej wzmianki. W gablotach monet więcej (nie wszystkie sfotografowałem).
Na początek coś z antyku
Opisy są na półprzezroczystym tle na bocznych ściankach gablot, więc na zdjęciu (robionym byle czym) wychodzą beznadziejnie.
Dalej trochę pojedynczych monet z wykopalisk w mieście (w tym niezły liczman z ilustracją pokazującą sposób użycia liczmanów) i duża gablota z monetami używanymi w mieście od XVII wieku.
Niestety, gablota pod oknem, oświetlona tak, żeby było coś widać, ale niekoniecznie dobrze. Tym razem opisy na karteczkach. Czy zawsze prawidłowe, śmiem wątpić, bo...
monety podpisane, jako grosze Augusta III to w rzeczywistości grosz i szeląg, a leżący po lewej "szeląg", to na moje oko raczej grosz (czyżby pomyłka przy układaniu monet w gablocie?)
O czym by tu jeszcze pomarudzić...
Tak! Pogoda!
Tak beznadziejnego lipca dawno nie było.
A może był?
Każda pliszka swój ogonek chwali więc pan Parchimowicz próbuje w ten niezbyt udany sposób nakłonić do kupna swojego katalogu. A z odkrywaniem nowych monet to powinien poradzić sobie w sposób następujący: ostatnie 10-15 stron wydrukować pustych i w miarę nowych odkryć wydawać broszurki, które posiadacze będą sobie wklejać :D
OdpowiedzUsuńTak swoją drogą pozostając przy próbach ale nie PRLowskich lecz III RP. Czy obgadywany pan nie brał czasem udziału w chucpie z próbnymi monetami groszowymi i złotowymi bitymi w różnych metalach tak jak właściciel WCNu?
Nie rozumiem, dlaczego miarą "prawdziwego kolekcjonera" ma być zasobność portfela? W takim razie nieprawdziwi
OdpowiedzUsuńkolekcjonerzy powinni zrezygnować z udziału w "prawdziwych" aukcjach organizowanych dla elity.
Jakie to szczęście że jest ebay i zagraniczne portale.
Zależy co Pan zbiera. Przy niektórych typach polskich monet ebay i inne zagraniczne serwisy to bajoro, gdzie za popularsa chcą 50-100$ bo to "old, medieval* polish coin" *-oni chyba za średniowiecze uważają wszystko przed wojną secesyjną.
OdpowiedzUsuńNie ma strachu, w "polskim internecie" też da się kupić monety, nie samym allegrem człowiek żyje. Aczkolwiek było to wygodne.
Zgadzam się, Ebay czy ma shops, czy inne zagraniczne serwisy często zawyżają ceny popularnych monet, ale bardziej w tym nieco emocjonalnym wpisie chodziło o wyrażenie oburzenia podejściem osób, jakby nie było, znanych w światku numizmatycznym. Ale jak widać, niezależnie od środowiska, istnieje naturalna ludzka skłonność do hierarchizowania i tworzenia swoich grajdołków. Czy takim postępowaniem przyciągnie się do numizmatyki zbieraczy liści klonowych i orłów?
OdpowiedzUsuńI wcale nie chodzi o krytykę, że zbiera się monety bardzo drogie. Wręcz przeciwnie, to przecież normalne, że im coś bardziej wyjątkowe lub rzadsze, tym droższe. Chodzi o to, żeby nie deprecjonować i nie tworzyć podziałów. Ale z drugiej strony jakie to ma znaczenie, każdy będzie myślał swoje i zbierał swoje.
Zbieranie monet to często robota detektywistyczna – zbieranie materiałów, szukanie danych, docieranie do nieznanych informacji, analiza monet, porównywanie, wyciąganie wniosków. Cena jest tu absolutnie drugorzędną sprawą.
I jeszcze co do aukcji. W kraju kiedyś było allegro, ale teraz mamy inne, o niebo lepsze zamienniki, jak chociażby wcn, numimarket lub inne sklepy numizmatyczne, które oferują sprzedaż w Internecie. Ważne, że mamy wybór. Jedni pozostaną na allegro, inni skorzystają z możliwości wyboru.
Swojego czasu pisał Pan w jednym ze swoich bardzo starych postów o jednogroszówkach 1839 z kropkami . Ostatnio na jednej z giełd udało mi się kupić jednego grosza z kropką po roku 1839 ale u góry dziewiątki( wszystkie znane mi grosze 1839 występują z kropką u dołu dziewiątki - są wręcz pospolite i często bywają np. na allegro ). Początkowo myślałem że to rodzaj wżeru lub naddatku brudu itp. Ale nie , to ewidentnie kropka u góry dziewiątki . Sama moneta jest w nie najlepszej kondycji - ok stanu 4. Czy faktycznie występowały takie grosze ? Co te kropki oznaczają ?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i z góry DZIĘKUJĘ za odpowiedź .
Nie znam takiej odmiany.
UsuńProszę o zdjęcia.