W roku 2021 oczywiście.
Ostatnim moim tegorocznym zakupem jest takie srebrne maleństwo.
Pogięte toto, niedobite, ale na tyle czytelne, że wstępna identyfikacja nie nastręcza trudności - denar biskupi typu dewenterskiego. Gumowski w CNP napisał o tych monetach tak:Nazywają się tak dlatego, że są naśladownictwem monet dewenterskich cesarza Henryka II (1002—24), gdyż wyobrażają po jednej stronie alfę i omegę, względnie omegę i alfę, jako symbole Opatrzności — tak jak tamte monety cesarskie, po drugiej zaś stronie mają krzyż kawalerski — zwykłe i wspólne godło wszystkich polskich monet biskupich.
Identyfikacja precyzyjniejsza już taka prosta nie jest, bo Gumowski opisał 7 wariantów tej odmiany charakteryzującej się tym, że na awersie zamiast oryginalnej alfy i omegi mamy literę A i krzyż z półksiężycem. W polskiej heraldyce, krzyż nad półksiężycem, to herb Szeliga (w polu czerwonym półksiężyc złoty, rogami zwrócony do góry, w środku krzyż łaciński tegoż koloru).
Znak ten oczywiście jest tylko podobny do herbu Szeliga, i nie ma z nim nic wspólnego, bo monetę wybito w wieku jedenastym, a najstarsza znana pieczęć z Szeligą pochodzi z roku 1366 , a najwcześniejsza zapiska sądowa z roku 1386. O herbie, jako rdzennie polskim pisał Długosz, ale było to w drugiej połowie XV w.
Nieważne. W opisie aukcyjnym była mowa o herbie Szeliga, bo tak się przyjęło o tych denarach pisać. Wspomniałem, że szczegółowa identyfikacja jest trudna, bądź nawet niemożliwa. Na tablicy z CNP wygląda to tak
Wśród pozycji tego autora o charakterze katalogowym w pierwszym rzędzie wymienić trzeba Corpus Nummorum Poloniae, którego tom pierwszy, zatytułowany „Monety X i XI w.” ukazał się w Krakowie w 1939 r. (tablice dodano w 1947 r.). Profesor zebrał w nim prawie 1500 monet z wczesnego średniowiecza, które przydzielił emitentom polskim, kierując się głównie wynikami własnych badań. Na ich kontrowersyjność zwrócili uwagę recenzenci 28 , którzy podkreślili nowatorskość długo oczekiwanej w środowisku naukowym pracy, podważyli jednak zasadność dużej części atrybucji, nie opartych na dostatecznie mocnych podstawach. Rozwój badań numizmatycznych sprawił, ze obecnie korzystać trzeba z Korpusu z dużą ostrożnością, mimo to stanowi on do dzisiaj niezastąpiony katalog odmian najstarszych naszych denarów, uzupełniony o dane metrologiczne.
Gdy mowa o korpusie monet polskich, nie można pominąć milczeniem dwóch dalszych części tego dzieła (t. II i III, monety z wieków XII–XIII), niestety nieopublikowanych, znajdujących się w Bibliotece XX. Czartoryskich w Krakowie. Również tutaj znajdujemy wiele atrybucji z dzisiejszego punktu widzenia mało uprawnionych, jednak wartość źródłowa tych prac polega na tym, że zawierają one — tak jak i pierwszy tom — m.in. ilustracje monet (w formie wcierek), które po II wojnie światowej zaginęły lub zostały zniszczone (np. w 1944 r. ze zbiorem Ordynacji Zamojskich w Warszawie).
Szkoda, że nikt dotąd nie sięgnął do tych nieopublikowanych części CNP i nie udostępnił ich badaczom i kolekcjonerom.
Jeśli już jesteśmy przy publikacjach sprzed lat, to zobaczcie proszę, jakie ciekawostki można znaleźć w prasie sprzed dwustu prawie lat.
Od czasów Poniatowskiego pół wieku prawie minęło, a kwoty nadal liczono w srebrnych groszach, których szło cztery na złotego, a w obiegu były przecież grosze miedziane, których na złotego potrzeba było trzydzieści.
Nie zbieram monet meksykańskich, nie wiem więc, czy rzeczywiście znane są takie sztuki o zaniżonej wadze lub próbie.
Do siego roku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.