Google Website Translator Gadget

sobota, 16 lutego 2013

Ani słowa o monetach

Większość emaili, które dostaję od czytelników mojego bloga dotyczy monet, ale często zdarzają się inne pytania. Najwięcej dotyczy spraw komputerowych - programy, których używam do obróbki zdjęć, do katalogowania zbioru, do pisania katalogów i pytanie niemal standardowe
"Czy to prawda, że nie ma pan Windowsa na swoim komputerze?"

Prawda! Od trzech lat korzystam z Linuksa, pozostając cały czas w kręgu pochodnych Debiana ze środowiskiem KDE. Nie potrafię odpowiedzieć jaka to dystrybucja, bo...
Teoretycznie jest to Kubuntu, ale troszkę przekształcone, bo do repozytoriów udostępnianych przez Canonical dołożyłem repozytoria Netrunner. Błąd. Nie dołożyłem, tylko ustawiłem je w roli repozytoriów głównych. System jest stabilny, sprzęt i potrzebne mi programy działają płynnie i szybko. Pulpit wygląda tak:
Rolę tapety pełni zdjęcie Jeziora Niedźwiedziego,
które zrobiłem z kajaka w zeszłym roku.

W związku z tym, że naprawdę nie używam w domu systemu Microsoftu, moje odpowiedzi na pytania o oprogramowanie (Gimp, LibreOffice, Commence) prowokują następne pytania.
"Czy przy pomocy tych programów da się..." i tu następują konkrety: przeskalować grafikę, napisać tekst dłuższy, niż 20 stron (no przecież moje katalogi są grubsze), słuchać muzyki, zgrywać muzykę z płyt itd. itp.
Tymczasem pytanie nie powinno brzmieć "Czy można?" tylko "Jak zrobić....?".

Na część pytań, przyznaję, odpowiedzieć nie potrafię - nie gram. Nie strzelam, nie rozjeżdżam staruszek kradzionymi samochodami, nie zarządzam ligami piłkarskimi.
Korzystam z multimediów. Muzyka, filmy - żadnych problemów, niezależnie od kodeków itp. W roli głównej VLC i Clementine. Nie ma też problemów z wysłaniem filmu na TV po pięciometrowym kabelku HDMI. Celebration Day albo 12-12-12 na dużym ekranie z niezłymi głośnikami - sama radość.
W ramach gadżeciarstwa, które czasem mnie napada, za kilka dni (mam nadzieję) spróbuję zrezygnować z kabla HDMI zastępując go taką zabawką
O rezultatach poinformuję.

Skoro dziś na tapecie komputery i okolice, to przypominam, że użytkownicy komputerów dzielą się na dwie grupy: tych, którzy nie robią kopii zapasowych i tych, którzy będą je robić. Używam komputerów od trzydziestu lat, pierwszy pojawił się w moim domu w roku 1986 (Amstrad CPC 128), więc etap rezygnacji z backupów mam dawno za sobą. Część rzeczy mam na płytach (zdjęcia, katalogi, artykuły), ale nie są to jedyne kopie. Najważniejsze rzeczy na domowych komputerach są zdublowane - to się dzieje "automagicznie" po WiFi. Również bez konieczności pamiętania, na bieżąco, najważniejsze pliki archiwizują się dodatkowo "w chmurach". Jest tego sporo, więc zatrudniam serwery Google'a (5 GB), Dropboxa(3 GB) i Bitcasy (10 GB).
Pomyśleć, że mój pierwszy pecet miał HDD 40 MB, a Amstrad 128 kB (pamięć stronicowana podzielona na sekcje po 16 kB) i 8-bitowy procesor Zilog Z80 z zegarem 4 MHz.
Cóż, kiedy rodził się mój dziadek, nie było jeszcze samolotów (bracia Wright dokonali pierwszego kontrolowanego, dwunastosekundowego lotu dopiero dwanaście lat później). Ojciec mojej babci urodził się w roku 1841. Dinozaurów już nie było, ale podobno na Syberii trafiały się jeszcze niedobitki mamutów (jeśli nie wierzycie, sprawdźcie w Wikipedii). Jeździły już pociągi, ale o telefonach jeszcze się nikomu nie śniło. O telewizji, komputerach, samochodach tym bardziej.
Nie potrafię sobie wyobrazić, jaki będzie świat moich prawnuków.

2 komentarze:

Z powodu narastającej aktywności botów reklamowych i innych trolli wprowadzam moderowanie komentarzy.

Printfriendly