Dzięki uprzejmości kolegów mam możliwość zapoznawania się z wywiadami publikowanymi na FB przez "Okiem kolekcjonera". Pytania, jak mi się wydaje, są zawsze te same. Zaczyna się od "Jak długo zajmuje się Pan (czy było kiedyś Pani?) monetami / pieniądzem papierowym?", później jest "Jak się zaczęło? Pierwsza moneta / pierwszy banknot?" itd. Jednym z szeregu standardowych pytań jest "Grading czy „golasy”".
Nie jest niespodzianką, że większość odpytywanych kolekcjonerów podkreśla rynkowe znaczenie gradingu, jego pozytywny wpływ na wielkość kwot uzyskiwanych ze sprzedaży monet w slabach. Mimo tego, że dwa pytania wcześniej zdarzają się narzekania na nieprzewidywalność rynku i zaskoczenia powodowane wysokością kwot, jakie trzeba płacić chcąc coś do zbioru kupić.
Znam kolekcjonerów dążących do tego, by w zbiorze były wyłącznie monety ogradowane. Mnie do takiego podejścia zniechęca kilka czynników. Pierwszy, choć nie najważniejszy, to ekonomia. Zamiast płacić premię za grading wolę kupić dodatkową, gołą monetę. Monety w slabie nie mogę zmierzyć ani zważyć, a to bardzo często jest mi potrzebne przy pisaniu artykułów i katalogów. I nie mniej ważna rzecz - przyjmuje się (wbrew zapisom w regulaminach firm gradingowych!), że grading oznacza potwierdzenie oryginalności monety. Niestety, to nijak ma się do rzeczywistości. Może tak jest w przypadku monet USA, ale widziałem już tyle ogradowanych falsyfikatów, że wolę polegać na własnej ocenie, a w tym plastikowe opakowanie tylko przeszkadza.
Mam, rzecz jasna, kilka monet w slabach. Kilka, więc mogę je tu wszystkie pokazać.
O jednej już pisałem i to dość szczegółowo.
O drugiej też już wspominałem.
Do tego dochodzą jeszcze dwie monety obce.
Amerykańską jednocentówkę z "bankowego skarbu z Omaha" wygrałem w jakimś konkursie na cafe Allegro we wrześniu 2007 roku.
Skarb "Bank of Omaha" powstał w ten sposób, że pewien kolekcjoner przez około czterdzieści lat, od wczesnych lat trzydziestych do wczesnych lat siedemdziesiątych co roku kupował bankowe rolki nowo emitowanych monet obiegowych. Zgromadził przeszło 320 000 monet w rolkach, które przechowywał w sejfie w banku w Omaha. Większość monet pochodzi z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Były to niskie nominały - od jednego centa do pół dolara, wszystkie w idealnym stanie.
Mark Borckardt z Heritage Auction Galleries, ogłosił w 2004 roku, że amerykański dom aukcyjny nabył skarb banku Omaha. Ceny nie ujawniono, ale sądzi się, że przekroczyła milion dolarów. Wszystkie monety zostały ogradowane przez PCGS.
Moja jednocentówka nie jest żadnym rarytasem. Na stronie PCGS znalazłem, że takich monet ogradowano ponad pięć tysięcy.
I w końcu najnowszy slab.
W środku aluminiowe 5 franków z Dżibuti.Zaskakiwać może brak informacji o stanie zachowania monety. Rzecz w tym, że to nie standardowy slab z monetą zgłoszoną do oceny stanu zachowania, tylko reklamowa próbka firmy NGC. Slab dostałem w prezencie od kolegi, który z kolei dostał go przy okazji oddawania monet do gradingu podczas niedawnych międzynarodowych targów numizmatycznych w Berlinie.
Firmy gradingowe często rozdają slaby z zazwyczaj niedrogimi współczesnymi monetami aby zareklamować swoje usługi i pokazać wygląd nowych "trumienek". Więcej na ten temat tu: https://readingroom.money.org/collecting-sample-slabs/
I na tym kończy się lista moich monet w gradingu.
Pojawienia się kolejnych nie wykluczam. Warunki są jasne, musiałaby to być moneta, na którą czeka wolne miejce w zbiorze, wyceniona na poziomie monet "gołych". Na pewno jednak będę omijał szerokim łukiem takie oferty.
- Grading nie gwarantuje oryginalności monety.
- Monety po gradingu czasem wypakowuje się ze slabu i wysyła do ponownego gradingu w nadziei, że dostaną lepszą ocenę. Do czego można użyć pustego slabu z oryginalną etykietą nie muszę wyjaśniać.
- Slaby też się fałszuje.