Google Website Translator Gadget

niedziela, 28 lutego 2021

Kilka numizmatycznych tematów.

 Dziś kilka tematów w kolejności prawie przypadkowej.

Wystawy.

Warszawa - za dwa tygodnie, w niedzielę 14 marca 2021 w siedzibie PTN na Jezuickiej w Warszawie zostanie otwarta wystawa poświęcona Teofilowi Rewolińskiemu w dwusetną rocznicę jego urodzin. 

Teofil Rewoliński, z wykształcenia lekarz, początkowo wojskowy, po zwolnieniu z armii pracował jako lekarz powiatowy w Siedlcach. Później pełnił obowiązki inspektora sanitarnego w kilku guberniach Cesarstwa Rosyjskiego. Po przejściu na emeryturę zajął się dziennikarstwem, publikował w wielu czasopismach, założył Gazetę Radomską.
Numizmatykom znany jest przede wszystkim, jako autor "Katalogu medali religijnych odnoszących się do Kościoła katolickiego we wszystkich krajach dawnéj Polski". Katalogu opartego na własnym zbiorze liczącym około 1200 sztuk. Oprócz medalików religijnych, Rewoliński kolekcjonował medale historyczne, żetony, medaliony z portretami władców Polski. PTN zachęca do zwiedzania wystawy obiecując, że goście odwiedzający ją w dniu otwarcia otrzymają upominek niespodziankę:-)

Kraków - u Czapskich, bez oficjalnego wernisażu, uruchomiono kolejną wystawę czasową "Gdzie Rzym, gdzie Krym... Mennictwo Złotej Ordy i Chanatu Krymskiego." Trzon wystawy stanowi przeszło 500 monet Złotej Ordy (XIII – pocz. XVI w.), Chanatu Krymskiego (XV-XVIII w.), księstw ruskich zależnych od Złotej Ordy, kolonii genueńskich na Krymie oraz monet Turcji osmańskiej dla Krymu zajętego przez nią w 1475 r. Monety pochodzą z kolekcji prywatnych; Sławomira Liszewskiego i Jacka Budyna oraz ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie. Kuratorami wystawy są Dorota Malarczyk i Sławomir Liszewski. 


Publikacje

Janusz Parchimowicz - Katalog Monet Polskich 1545-1586 i 1633-1864

Czwarte już wydanie, datowane 2021. Katalog rozpoczynają monety Zygmunta Augusta, kończą monety rosyjskie bite w Warszawie. Szczegółowe omówienie przedstawił D. Marciniak na youtubowym kanale GNDM. Wobec braku wznowień Ilustrowanego skorowidza E. Kopickiego i katalogów z serii KAW, jest to w tej chwili najlepszy z przeglądowych katalogów monet starej Polski. Szkoda tylko, że bez synów Jagiełły i bez Zygmunta III. Pan Marciniak podkreślił poważną jego zdaniem wadę katalogu - brak aktualizacji wycen od poprzedniego wydania. Moim zdaniem, błędem jest w ogóle podawanie wycen w tego typu wydawnictwach. Wyceny w tym katalogu, podobnie jak w innych podobnych, mają niewiele wspólnego z aktualnymi notowaniami rynkowymi. Lepiej zamiast wycen podać oszacowanie stopnia rzadkości. Miejsce zajęte przez wyceny dla kilku stanów zachowania można by przeznaczyć na wskazanie podstawowych odmian o radykalnie różnych stopniach rzadkości - na ich brak również zwrócono uwagę we wspomnianej prezentacji.

Okruchy starożytności. Użytkowanie monet antycznych w Europie Środkowej, Wschodniej i Północnej w średniowieczu i w okresie nowożytnym - praca zbiorowa pod redakcją Mateusza Boguckiego, Arkadiusza Dymowskiego i Grzegorza Śnieżko.

Książka wydana 20 stycznia 2021 przez Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego poświęcona monetom antycznym znajdowanym w średniowiecznych i nowożytnych skarbach w Europie Środkowej, Wschodniej i Północnej. Monografia zawiera teksty naukowców z Polski, Niemiec, Czech, Szwecji i Danii będące próbą zbadania problemu użytkowania monet antycznych na ziemiach Europy wschodniej i Skandynawii. 

Dariusz Marzęta - Katalog szelągów koronnych Zygmunta III Wazy - mennica olkuska

Na razie tylko zapowiedź. Katalog ma być dostępny na początku marca w cenie 48 zł.

Zaskoczenie

Na koniec coś, co mnie zaskoczyło. Jak wiadomo, jedno- i dziesięciogroszówki Królestwa Polskiego z lat 1835-1840 są do siebie bardzo podobne. Mają ten sam rozmiar, takie same awersy i prawie takie same rewersy. 

Nawet w mennicy doprowadziło to kiedyś do pomyłki - w prasie umieszczono stempel rewersu jednogroszówki i stempel awersu dziesięciogroszówki. Tak powstałą ta hybryda.
Porównajcie.
Amatorzy łatwego zarobku szybko zorientowali się, że dorobienie zera na jednogroszówce i pokrycie takiej przeróbki jasnym metalem oznacza dziesięciokrotny wzrost siły nabywczej monety. Jak to zwykle bywa, "dobry" pomysł nie musi oznaczać dobrej realizacji. Powstawały np. takie potworki.
Bywały i ładniejsze, co doprowadziło do propozycji zmiany rewersu jednogroszówek i wprowadzenia zapisu nominału słowami JEDEN GROSZ lub IEDEN GROSZ. Propozycję odrzucono, ale powstały próbne odbitki, bardzo dziś rzadkie i cenne.
Ale dość dygresji. Wracamy do zaskoczenia. W ofercie jednej z niemieckich firm numizmatycznych znalazłem taką monetę.
Po co przerabiać dziesięciogroszówkę na jednogroszówkę?!
Czyżby był to miedziany falsyfikat, który ktoś w desperacji postanowił "uratować", zachowując choć 10% wartości nominalnej?
Moneta mnie intryguje, jest jeszcze dostępna, ale nie wiem, czy 20 euro + wysyłka, to trochę nie za dużo, jak na takiego drapaka.

niedziela, 21 lutego 2021

Krzyżyki i gwiazdki

 Impulsem do dzisiejszego wpisu jest mój niedawny zakup, taki szeląg litewski Zygmunta III Wazy.

Całkiem dobrze zachowany i ładnie wytłoczony, z minimalnym tylko przesunięciem ujawniającym fragment otoku sąsiedniego stempla awersu.

Pierwsza rzecz po umyciu i zeskanowaniu to oczywiście próba jak najdokładniejszej identyfikacji. Zaczynamy od najnowszego katalogu monet Z3W - Kopicki 2007.

Rysunek, jak to u Kopickiego, nieszczególnie precyzyjny, ale od razu widać, że to nie ten wariant, a wzmianki, że ta moneta występuje w więcej niż jednym wariancie też nie ma. Cofamy się chronologicznie o jeden szczebel - Ilustrowany Skorowidz (Kopicki 1995) - sytuacja podobna - numer 3456 charakteryzujący się zapisem rocznika 2 - 3 i brak wzmianki o istnieniu wariantów. Kontynuujemy podróż w czasie. Katalog Kamińskiego - Kurpiewskiego.
Tu jest znacznie ciekawiej. Rysunki też takie sobie, ale są dodatkowe opisy, z których wynika, że mój nowy nabytek, to numer 2004. Na wszelki wypadek rzut oka w jeszcze jeden szczegółowy katalog. Gdy po niego sięgam, zawsze zaczynam od tomu piątego.
Czapski nie zaznaczył wprawdzie, jaki znak rozpoczyna legendę rewersu, ale kombinacja znaków awers/rewers wskazuje na numer 1470. Upewnijmy się więc.
Tu już jest wszystko jasne - na początku legendy rewersu jest...

No właśnie, co to za znak.

Kopicki napisał, że to krzyżyk i takie określenie często pojawia się w opisach aukcyjnych, ale nie jest określeniem jedynym. 

GNDM aukcja 6, lot 90 - Odmiana z krzyżem na awersie.
GNDM aukcja 9, lot 1586 - Odmiana z kwiatkiem na początku legendy rewersu.
GNDM aukcja 5, lot 1413 - Wariant z ... rozetami w legendach.

Krzyż, kwiatek, rozeta... 

Rozeta, to motyw często spotykany w architekturze, tu rozeta nad wejściem do katedry wawelskiej. Wybrałem ten przykład, bo wawelska rozeta jest zbudowana na podziale czteroelementowym, a nie częściej spotykanym, sześcioelementowym. 
Jak by nie było, rozeta jest konstrukcją geometryczną budowaną na bazie powtarzających się podziałów koła. To nie to.

Krzyż również nie. Odpada. To ornament na planie krzyża, ale to jedyne do krzyża podobieństwo.

Moim zdaniem, określeniem najlepiej oddającym charakter tego elementu jest "kwiat czteropłatkowy". To element często pojawiający się na monetach. Widzimy go na przykład na trojakach Batorego, trojakach i ortach Zygmunta III. 
Jest i na niższych nominałach. Oczywiście na szelągach, ale też, rzadko, bo rzadko, na półtorakach.

Jak z powyższych przykładów widać, raczej nie można tego elementu wiązać ani z konkretną mennicą ani z osobą. To po prostu ozdobnik, ozdobnik w kształcie czteropłatkowego kwiatka.

Przy okazji. W Katalogu trojaków polskich T. Igera, we wstępach do poszczególnych części znajdują się tabele zawierające "herby i znaki mennicze". W tabeli w części z monetami Zygmunta III takiego czteropłatkowego kwiatka nie ma. Jest bardzo podobny, pięciopłatkowy opisany, jako "znak mincerski mennicy wschowskiej w 1595 r." i są połączone w parę (umieszczane po obu stronach herbu podskarbiego litewskiego) pięciopłatkowe kwiatki, znów opisane jako "znaki mennicy wileńskiej 1591-1593". Mam poważne wątpliwości, czy znaki te można nazywać znakami menniczymi. Moim zdaniem należałoby określać je, jako ozdobniki stosowane w mennicy XXX za panowania YYY. Mogły być oczywiście powiązane z konkretnymi osobami, właścicielami punc służących do wyrobu stempli, ale moim zdaniem nie mamy tu do czynienia ze znakami intencjonalnie identyfikującymi mennicę, czy osobę. 

niedziela, 14 lutego 2021

Dlaczego Harbin, a nie Warszawa?

Staram się być na bieżąco. Mam ustawionych wiele alertów w wyszukiwarkach. Śledzę zapowiedzi nowych aukcji numizmatycznych, kiedy ich katalogi są udostępniane, przeglądam cierpliwie. Rzecz jasna, największą uwagę zwracam na działy, które interesują mnie najbardziej, ze względu na profil mojego zbioru, nie omijając oferty literatury numizmatycznej. Chciało by się napisać, nigdy nie omijając, ale jak się po raz kolejny okazało, kwantyfikatorów wielkich należy się wystrzegać. O co chodzi? 

Chodzi o książkę, o której dowiedziałem się kilkanaście dni temu.

Zauważyłem ją dopiero w ofercie Starego Sklepu, a przecież była oferowana i sprzedana za duże pieniądze już wcześniej.
Tyle bym nie wydał, ale w grudniu 2019 można było kupić na Allegro skromnie wydany egzemplarz za kwotę, której bym nie pożałował, gdybym tylko tę aukcję zauważył.
Z opisów dotychczasowych aukcji wynika, że w tekście znalazły się wyciągi z trzech sprawozdań Mennicy Państwowej (te znam w całości) oraz liczne komunikaty mennicy, z których znam tylko część, a które są bardzo ciekawe. Wystarczy przeczytać na przykład fragment dotyczący złotych monet z Bolesławem Chrobrym, udostępniony na jednym ze zdjęć w aukcyjnym katalogu Starego Sklepu. Być może w tekście nie ma żadnych rewelacji, żadnych faktów, które nie byłyby mi już znane z innych publikacji, ale pewność co do tego mógłbym mieć dopiero po  przeczytaniu "Pieniędzy Polski Odrodzonej" J. Guthkego.

Dlaczego tak ważne dla polskiej numizmatyki dzieło powstawało w mandżurskim Harbinie, a nie w Warszawie? Autor we wstępie napisał, że korzystał z pomocy muzeum Mennicy Państwowej i jego kustosza, Władysława Terleckiego. Dlaczego to nie muzeum mennicy , dlaczego nie Terlecki, dlaczego nie  Warszawskie Towarzystwo Numizmatyczne? Dlaczego opracowaniem tak ważnego dzieła zajął się przebywający w Chinach Guthke. Guthke, który, jak we wstępie napisał, miał poważne wątpliwości, czy zdąży zakończyć pracę w jubileuszowym roku 1938, ze względu na powolność korespondencji z odległą ojczyzną?

O autorze nie udało mi się dowiedzieć praktycznie nic. Nie ma o nim wzmianki w pracy J. Strzałkowskiego "Zbiory polskich monet i medali". Dlaczego znalazł się w Harbinie, tego też nie wiem. Mogę tylko przypuszczać, że mógł mieć jakiś związek z Koleją Wschodniochińską. Miasto Harbin (wcześniej używano nazwy Charbin) założył w roku 1898 na miejscu dawnej wioski rybackiej inżynier Adam Szydłowski, który przewodził ekspedycji mającej na celu znalezienie miejsc odpowiednich na stacje planowanej kolei. Szydłowskiemu spodobał się Harbin. Zakupił nieczynną gorzelnię i w jej zabudowaniach zorganizował na siedzibę administracji Kolei Wschodniochińskiej. Miasto szybko się rozrastało, pełniąc rolę silnego ośrodka handlowego. Mieszkańcy wywodzili się z wielu narodowości, działały konsulaty sześciu państw, w tym Polski. W początkowych latach rozwoju miasta przebywało w nim około 10.000 Polaków. W latach 1922 do 1940 ukazywał się w Harbinie Tygodnik Polski. Może z jego lektury uda się dowiedzieć coś więcej o panu Guthke, kiedy tam trafił i czym, poza numizmatyką, się zajmował. W latach 1920–1941 działały tam dwa kościoły i kilka polskich szkół, w tym znane Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza. Pod koniec lat trzydziestych Polacy zaczęli opuszczać miasto. Nie znalazłem żadnych informacji o losach Guthkego. Szkoda, bo warto by wiedzieć coś więcej o naszych poprzednikach.   

Pomimo coraz szerszej dostępności literatury numizmatycznej w formie cyfrowej, wydania drukowane cieszą się niezmiennym, a nawet rosnącym powodzeniem. "Pieniądze Polski Odrodzonej" Guthkego sprzedano w ciągu ostatnich siedmiu lat dwukrotnie za niemałe kwoty. Można je tłumaczyć unikatowością dzieła, jego wcześniejszym zapomnieniem. Czym tłumaczyć, że wydawnictwa nowsze, sprzedają się za coraz większe pieniądze nie zawsze potrafię sobie wytłumaczyć. Na przykład 748 zł za "Monety Zygmunta III Wazy" E. Kopickiego z 2007 r. albo 
2415 zł (!!!) za "Monety Rzeczypospolitej Polskiej 1919-1939" J. Parchimowicza. To przypadki moim zdaniem ekstremalne, ale tu przynajmniej nabywców może tłumaczyć sporadyczność ofert tych pozycji na rynku. Kuriozalne dla mnie jest jednak licytowanie za kwoty czasem wielokrotnie przewyższające cenę pozycji stale dostępnych na rynku. Nie mniej, niż licytowanie monet pospolitych i przeciętnie zachowanych za kwoty odpowiednie dla rarytasów. Niby nie powinno to być moim zmartwieniem, ale jednak jest, bo powoduje to coraz większe problemy z kupowaniem monet po cenach adekwatnych do ich rzadkości i "konserwy". 

Testuję nową strategię zakupową mającą dać mi pewien handicap w walce z "ynwestorami". Wczoraj wydaje się, odniosłem pierwszy sukces. Rezultatem podzielę się, kiedy moneta do mnie dotrze, ale wybaczcie - strategii nie ujawnię.

P.S. 

Interesujący fragment na temat przyczyn (skłonności?) przeznaczania dużych kwot na literaturę numizmatyczną znajduje się we wstępie monografii Guthkego:

Możnaby się było jedynie zgodzić, że tablice w wydawnictwie są pewnego rodzaju luksusem, lecz numizmatyka w prywatnym życiu jest również luksusem, wobec czego osoba, zajmująca się numizmatyką, może sobie pozwolić na posiadanie luksusowego wydawnictwa numizmatycznego.      

środa, 10 lutego 2021

Media bez wyboru

Dziś nie będzie nowego wpisu numizmatycznego.

Rząd chce nałożyć nowy podatek, dla zmylenia oczu nazywany daniną. Podatek od reklam, bezpośrednio obciążający firmy medialne, a pośrednio nas wszystkich.

Jutro - wydawcy gazet, stacje radiowe, telewizje, portale internetowe, pojutrze być może przyjdzie kolej na blogerów. Wszystko wskazuje na to, że im bardziej takie podmioty są niezależne od jedynej słusznej partii oraz rządu i są wobec nich krytyczne, tym dotkliwsze będą dla nich proponowane regulacje podatkowe. 

Przeczytajcie uważnie list otwarty polskich mediów do władz Rzeczpospolitej Polskiej i zastanówcie się nad naszą wspólną przyszłością.


sobota, 6 lutego 2021

6 lutego - dzień, jak dzień, ale dla kolekcjonerów...

Nie pamiętam teraz, przy okazji którego tekstu na blogu, jeden z czytelników napisał do mnie, że nie jest w stanie wyobrazić sobie, jak w siedemnastym wieku zwykli ludzie mieszkający w Polsce dawali sobie radę z przeliczaniem cen na obiegową monetę. Nie dość, że funkcjonowało znacznie więcej niż dziś nominałów monet, to ich wzajemne stosunki były dość skomplikowane i na domiar złego zmieniały się w czasie. W drugiej połowie stulecia pojawił się problem dodatkowy - miedziane szelągi, które traktowano inaczej, niż wcześniejsze, bilonowe. Jakoś sobie z tym nasi przodkowie radę dawali. I nie tylko z tym, bo na rynku funkcjonowała też moneta obca, którą należało przeliczać na polską po bardzo różnych kursach. 

Dla mojego korespondenta najgorsze było, jak sam przyznał, że wszystkich przeliczeń dokonywano na ułamkach zwykłych. Nie weszły jeszcze do powszechnego użytku, łatwiejsze w przeliczeniach, ułamki dziesiętne. Znano je już -  w roku 1617 John Neper zaproponował stosowany do dziś zapis z użyciem kropki oddzielającej część całkowitą od ułamkowej, ale system nominałów oparty na wielokrotnościach trójki skutecznie zapewniał monopol ułamkom zwykłym. 

Neper był Szkotem. W jego ojczyźnie również funkcjonował bardzo skomplikowany system nominałów pieniądza. System, który przetrwał zresztą aż do 15 lutego 1971 roku. Za kilka dni będziemy obchodzić półwiecze decymalizacji funta. Swoją drogą, czy ktoś wie, dlaczego na termin tej operacji wybrano trzeci poniedziałek lutego, a nie początek roku? W każdym razie, do 15.02.1971 r. funt dzielił się na 20 szylingów, albo 240 pensów (szyling liczył 12 pensów). Gdyby były tylko te trzy nominały monet, nie byłoby tak źle, ale oprócz nich bito jeszcze inne monety. Oczywiste - pół- i ćwierśpensówki, trzy- i sześciopensówki, ale też i mniej oczywiste - floreny, półkorony i korony. Ich wartość w pensach lub szylingach znajdziecie np. w Wikipedii.

Dlaczego to dziś piszę o skomplikowanym systemie monetarnym Imperium Brytyjskiego? Do 15 lutego, jak wspomniałem, mamy przecież jeszcze kilka dni. Powodem jest rocznica wprowadzenia jeszcze jednego, jeszcze dziwniejszego nominału - gwinei. 

Gwineę, pierwszą brytyjską złotą monetę bitą maszynowo, wprowadzono 6 lutego 1663 roku. Jej poprzedniczką była ręcznie jeszcze bita moneta wprowadzona przez Jakuba I (James I Stuart) -suweren, od części legendy nazywany "unite". Suwerena liczono po 20 szylingów i tak też początkowo liczono nową monetę wprowadzoną przez Karola II. Ponieważ złoto, które posłużyło do bicia tych monet pochodziło z afrykańskiego Wybrzeża Gwinejskiego, przyjęła się nazwa gwinea. Bicie rozpoczęto 6 lutego 1663, ale legalnym pieniądzem gwinea stała się dopiero na mocy proklamacji z 27 marca tegoż roku. Karol II miał problemy z utrzymaniem wartości pieniądza srebrnego. Pisałem o tym pięć lat temu w tekście o Newtonie i Chalonerze. Szybko więc, początkowy kurs 1 gwinea = 20 szylingów, zaczął się zmieniać. Za złoto trzeba było dawać coraz więcej srebra. Samuel Pepys, o nim też trochę było we wpisie o Newtonie, kiedy w 1667 postanowił ewakuować rodzinę z Londynu zagrożonego atakiem Holendrów, postanowił też wymienić na złoto jak najwięcej srebra. W swoim sławnym dzienniku odnotował 13 czerwca 1667 r. że za sztukę złota (gwineę) musiał płacić 24, a nawet 25 szylingów. Po ustabilizowaniu się sytuacji monetarnej, w roku 1717 ustalono stały kurs gwinei na 21 szylingów.  

Złote gwinee bito aż do wielkiej reformy monetarnej w roku 1816. Zastąpiono je suwerenami. Na tym żywot gwinei się nie zakończył. Nadal używano jej, jako jednostki obrachunkowej, równoważnej dwudziestu jeden szylingom. Aż do decymalizacji funta w roku 1971 ceny luksusowych dóbr, biżuterii, antyków, nieruchomości, koni wyścigowych itp. podawano w gwineach. Do dziś, oferty zakupu koni wyścigowych na aukcjach podaje się w gwineach. Kupujący płaci w funtach równowartość gwinei (około 1,05 funta), ale sprzedający otrzymuje tylko tyle funtów ile gwinei zapłacił kupiec. Różnica (5 pensów w każdej gwinei) jest tradycyjną dodatkową prowizją licytatora.

Obchodzimy dziś również rocznicę koronacji Władysława IV. Władysława koronowano  w katedrze wawelskiej 6 lutego 1633 r., dwa dni po pogrzebie Zygmunta III. Wcześniejsza o przeszło dwudziestolecie koronacja na rosyjskiego cara nie doszła do skutku. Nie przeszkodziło to w wyemitowaniu kopiejek Władysława, jako wielkiego księcia i cara Rosji. 

Za Władysława IV bito w Polsce praktycznie tylko monetę grubą - niezmiennie obowiązywał zakaz bicia drobnej monety ustanowiony w roku 1627. Chętni do podziwiania półtalarów, talarów i dukatów Władysława muszą albo dysponować zasobnym portfelem, albo udać się do któregoś z muzeów, od kilku dni znów otwartych dla zwiedzających. Na jak długo otwartych? Tego nie wie nikt, nawet osoby o tym decydujące.

U Czapskich w Krakowie, podczas lockdownowej przerwy przygotowano nową wystawę czasową - "Gdzie Rzym, gdzie Krym... Mennictwo Złotej Ordy i Chanatu Krymskiego." Na wystawie monety z kolekcji S. Liszewskiego, J. Budyna i oczywiście Muzeum Narodowego w Krakowie. Kuratorami wystawy są: Dorota Malarczyk (Gabinet Numizmatyczny) i Sławomir Liszewski.

Trwa aukcja GNDM. Włączyłem na chwilę podgląd aukcji na żywo i mnie zatkało. Licytowano akurat denarki Kazimierza Jagiellończyka. Choć widzę, że ładne (stan oceniony na 2 i 2+), ceny uzyskane mocno mnie zaskoczyły. Nie wiem, czy gdybym miał teraz komuś początkującemu doradzać, którym z okresów naszej historii powinien się zainteresować i zacząć budować zbiór, czy zdecydował bym się doradzać zbieranie polskich monet historycznych. Przy tym poziomie cen za monety pospolite...

sobota, 30 stycznia 2021

500+

Przez pewien czas planowałem, że jubileuszowy, pięćsetny wpis na blogu powinien być wyjątkowy, szczególnie ważny. Że zawrę w nim jakieś podsumowania, analizy wcześniejszych przewidywań i sprawozdanie z realizacji obietnic. Myślałem, że ładnie byłoby połączyć dwa wydarzenia - pięćsetny wpis z pojawieniem się siódmej cyfry w liczniku odwiedzin, co mam nadzieję niebawem nastąpi. 

Po namyśle zdecydowałem, że nie, że wpis jubileuszowy będzie po prostu zwykłym kolejnym wpisem, bo w tytułowym 500+ nie 500 jest ważne, tylko +.

Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy,
Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy.

500+ albo - dla tych, którzy wolą litery od cyfr - pięćset plus. Projektanci naszych monet od początku XIX wieku do zapisu nominału preferują cyfry. Nie wypalił projekt emisji groszy z nominałem JEDEN GROSZ bądź IEDEN GROSZ.

Wcześniej nominały zapisywano bardzo różnie (albo wcale ich na monecie nie umieszczano). W legendach pojawiały się łacińskie nazwy nominałów, najczęściej skrótowe. Czasem dodatkowo dodawano liczby zapisane cyframi rzymskimi. Różnym przedstawieniom nominałów poświęciłem kiedyś cały cykl zapoczątkowany wpisem Jeden, dwa, trzy, cztery to są piękne litery...
Gdyby się nad tym poważniej zastanowić, to można dojść do wniosku, że sposób zapisu nominału nie miał większego znaczenia. Większość ludzi posługujących się monetami i tak była niepiśmienna. Łącznie z fałszerzami monet, bo jak inaczej wytłumaczyć istnienie takich na przykład okazów.

Analfabetami była większość mieszkańców wsi aż do końca XIX wieku. Różnie to wyglądało w różnych zaborach. W pruskim analfabetami było około 30% Polaków, ale w Królestwie Polskim aż 80%.   Mam bardzo ciekawy dokument, skargę dotyczącą dziedziczenia gospodarstwa. W sprawie wypowiedzieli się czterej świadkowie. Wszyscy podpisali się stawiając trzy krzyżyki. 

Dokument ma datę 22 stycznia 1843 roku. Treść pięknie wykaligrafowano, ale to nie zasługa skarżącego się włościanina, który też podpisał się stawiając trzy krzyżyki, tylko pisarza. Sądowego, albo gminnego. 
W Polsce analfabetyzm przetrwał do połowy wieku dwudziestego. Po wojnie, w kwietniu 1949 r. ogłoszono ustawę o walce z analfabetyzmem.
Oczywiście, jak to z naszymi ustawami bywało i bywa, akcja musiała zakończyć się sukcesem. Ogłaszano postępy w rugowaniu analfabetyzmu (i półanalfabetyzmu w ustawie zdefiniowanego), ale bywało różnie i często absolwenci kursów, którzy teoretycznie pożegnali się z niepiśmiennością nadal potrafili niewiele ponad złożenie kulfoniastego podpisu. Nic więc dziwnego, że przez całe lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte działały z powodzeniem biura pisania podań. Działają zresztą nadal, ale dziś to w zasadzie biura porad prawnych. 

Nie da się jednak uciec od akcentów jubileuszowych. Nawiążę więc do innego cyklu wpisów - "Moje monety". Mam, jak wielokrotnie pisałem, katalog zbioru. Monety mają w nim swoje numery. Wybierzmy te z pięćsetką w numerze.

Moneta 500

Moneta 1500

2 grosze 1999 - jeden z dwóch wariantów. 
Mam już gotową tę część katalogu obiegówek III RP
Dotarłem na razie do pierwszej emisji pięćdziesięciogroszówek. Powoli mi to idzie.

Moneta 2500

Szeląg litewski Zygmunta III Wazy, Wilno, rok 1616. Wariant z legendą rewersu zakończoną krzyżykiem. Kopicki 3435 (Ilustrowany skorowidz)

Monety 3500 nie ma (katalog kończy się na numerze 3280) i pewnie nie będzie, bo cały czas trwa reorganizacja kolekcji. Pozbywam się powoli monet obcych i nowe nabytki trafiają pod zwalniane numery. Tych nowych nabytków jest  coraz mniej, bo ceny ostatnio szaleją, a i źródeł coraz mniej. Giełdy omijam, bo trochę się tego koronawirusa boję, na aukcjach organizowanych przez nasze (i obce) firmy numizmatyczne ceny, jak wspomniałem, szaleją, a na Allegro, eBay itp. coraz trudniej kupić coś ciekawego w rozsądnym stanie i za rozsądną cenę. 

Jakby jednak nie było, w przyszłość patrzę z optymizmem, bo...

Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy, 
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy, 
Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy, 
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy.

 

niedziela, 24 stycznia 2021

Mikroskop stereoskopowy sprzedam!

 Służył mi wiernie przez lata.

Mikroskop stereoskopowy MST 131 produkcji PZO z wyposażeniem:

2 x okular 6,3x dla powiększeń od 4x do 25x

2 x okular 25x dla powiększeń 16x do 100x

Stolik do badań w świetle przechodzącym

Dodatkowo kamera cyfrowa SCMOS 2 megapiksele na USB 2.0

Mikroskop był intensywnie użytkowany, ale jest całkowicie sprawny. Nie działa tylko przesłona w oświetlaczu. Zamiast tego jest zasilacz z regulowanym napięciem, co umożliwia zmianę natężenia oświetlenia.

Doskonały do prac przy precyzyjnej mechanice (zegarki), modelarstwie i elektronice. Niezastąpione narzędzie dla kolekcjonerów monet.

Ze względu na wagę i gabaryty preferuję odbiór osobisty. Możliwa wysyłka kurierem.







P.S. 4.2.2021

Już jest u nowego właściciela.. Mam nadzieję, że się przyda.


sobota, 23 stycznia 2021

Co jest potrzebne numizmatykowi, albo Trpělivost přináší ovoce.

Po co numizmatykowi cierpliwość? A kolekcjonerowi? A komukolwiek?

Przydaje się każdemu, nie wyłączając i kolekcjonerów i numizmatyków. Tym pierwszym, bo pośpiech jest złym doradcą i kiedy pośpiech wygrywa z cierpliwością, zamiast oryginałów kupujemy podróbki,

albo zamiast cierpliwie poczekać na dobrze zachowany egzemplarz, kupujemy "trupka",

albo, co niewybaczalne, zamiast poprawienia czytelności monety i zabezpieczenia jej przed pogarszaniem się stanu zachowania, niszczymy ją, polerujemy, jak klamkę na przykład.

zdjęcie z https://www.monetyforum.pl

A numizmatykom, po co cierpliwość? Krótkie wyjaśnienie skrótu myślowego - pisząc numizmatyk, mam na myśli kogoś, dla kogo monety to nie obiekty kolekcjonerskie, tylko przedmioty badań. Numizmatykowi więc, cierpliwość pomaga w osiągnięciu możliwie najlepszych wyników tych badań i w ich opisaniu (tych wyników). Nieodłącznym elementem publikacji numizmatycznych są opisy monet. Teraz, dzięki powszechnemu, łatwemu dostępowi do technik cyfrowych, opis często jest zastępowany zdjęciem. O ile chodzi tylko o przedstawienia figuralne, herby itp. to zdjęcie wzbogacone opisem wskazującym najistotniejsze elementy jest więcej, niż wystarczające, o tyle, kiedy zamiarem autora jest wskazanie różnic w legendach, zdjęcia przegrywają z wypisanie tych legend, jedna pod drugą. 

Przedstawiony fragment strony Katalogu Trojaków Polskich T. Igera obejmuje monety z legendami z liternictwem nie odbiegającym od współczesnego. Legendy te można zapisywać normalnymi czcionkami dostępnymi w każdym edytorze tekstu, nawet jeśli wypadałoby uwzględnić różnice między literami z szeryfami i bez nich. Ale pewien problem już się zarysowuje. Są nim znaki nietypowe - litery i cyfry obrócone albo odwrócone lub połączone w ligatury. Są nim, i to trudność największa, znaki mennicze - herby podskarbich, zarządców mennic itp.

Jeszcze większe problemy pojawiają się, gdy przedmiotem badań są monety średniowieczne. Litery w ich legendach często tak odbiegają od liter dziś używanych, że zapisanie ich czcionkami współczesnymi może wręcz utrudnić "czytanie" monety trzymanej w ręku lub oglądanej na zdjęciu. Część autorów, a może raczej wydawnictw, radzi sobie z tym bardzo dobrze.

E. Baran, Katalog monet polskich w zbiorach Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, Tom 2

Co w takich przypadkach może zrobić tzw. badacz niezależny, dysponujący zwykłym komputerem wyposażonym w typowy edytor tekstu? Jeśli jest cierpliwy, może bardzo, bardzo dużo. Dowód? Popatrzcie na to: 

To kilka linijek, które zapisałem korzystając z darmowego edytora wchodzącego w skład pakietu LibreOffice. Równie dobrze, mógłbym zrobić to, korzystając z Write z pakietu MS Office. Zanim rzucicie się do sprawdzania, czy rzeczywiście można takie czcionki w tych programach znaleźć i zniechęcicie się negatywnym wynikiem poszukiwań, cierpliwie przeczytajcie jeszcze kilka (?) zdań.

To, co widać na ostatniej ilustracji, wymagało zainstalowania dodatkowych czcionek w systemie. Skąd je wziąć? Jeśli jesteście cierpliwi, macie czas i chęci, możecie przygotować je sami. Jest cała masa programów komputerowych służących do edycji czcionek. Wystarczy cierpliwie poszukać, zainstalować i wziąć się do pracy.
Jeśli aż tak cierpliwi nie jesteście, możecie poszukać gotowych zestawów czcionek zawierających potrzebne wam znaczki i literki. Potrzebowałem kiedyś czcionki, która zawierałaby znaki szylingów

(szelągów) używanych w dawnych niemieckich rękopisach i drukach. Trafiłem wtedy na wątek na https://www.numismatikforum.de, w którym jeden z użytkowników udostępnił zestawy czcionek, które sam opracował. To z tych zestawów pochodzą wszystkie te znaczki z poprzedniej ilustracji. Autor tych czcionek posłużył się programem Type Designer, dziś już chyba nie rozwijanym. Z tego, co wiem, dawał się ten edytor czcionek uruchamiać w systemie Windows XP. W nowszych już chyba nie. Ale jak wskazałem, takich edytorów jest więcej i jeśli w tych zestawach nie znajdziecie znaków Wam potrzebnych, uratować Was może tylko cierpliwa praca nad zestawem własnym, albo dalsze cierpliwe poszukiwania. Ja na przykład trafiłem kiedyś na zestaw czcionek przedstawiających bardzo skomplikowane monogramy spotykane na późnych monetach antycznych.

Nie zapisałem w archiwum strony z tą czcionką, ale wiem, że jest i gdyby była mi potrzebna (w co wątpię), to jakoś ją znajdę.

Cierpliwości więc życzę, bo ostatnio bardzo nam potrzebna.  

czwartek, 14 stycznia 2021

Tajemnicze literki mniej tajemnicze?

Dziesięć lat bez kilku miesięcy minęło od dnia, kiedy umieściłem na blogu tekst o tajemniczych literkach. Moja książka "Miedziane monety koronne Augusta III" ma już rok (bez kilkunastu dni) a ja nadal, co jakiś czas na nowo łamię sobie głowę, próbując dojść do znaczenia małych literek umieszczanych w dolnej części rewersu szelągów koronnych Augusta III. 

Najczęściej łapie mnie to w związku z zakupem kolejnych szelągów, bo może Was zdziwi, ale nadal te miedziane maleństwa kupuję. Coraz rzadziej, bo coraz mniej luk w zbiorze, ale kupuję. Ostatnio poszczęściło mi się i wygrałem na Allegro szeląga, który jest tak rzadki, że gdybym nie zweryfikował jego istnienia u Czapskich, byłbym skłonny zakwalifikować go do "kategorii Yeti". 

W moim katalogu jest pod numerem S.52.N.U ale bez zdjęcia. Do wczoraj nie dysponowałem zdjęciem szeląga tej odmiany, który byłby w stanie zachowania pozwalającym na bezdyskusyjną identyfikację. 

Stan i tym razem nie zachwyca, ale moneta jest czytelna. Patynę ma nie "szufladową" tylko "ziemską". Mimo to widać, że wykonawca stempla, najpewniej sam Stieler, przyłożył się do roboty. Nawet ta kluczowa literka N wygląda bardzo dobrze. Literka, bo jak widać, jest mniejsza od zwykle w tym miejscu umieszczanych. 

I to jest ten moment, w którym po raz enty zaczyna się u mnie galopada myśli - cóż te literki oznaczać mogą? Czapski w katalogu swojego zbioru, w opisie szeląga 1751S zaznaczył, że na rewersach szelągów z lat następnych występują różne litery, które prawdopodobnie nie były znakami mincerzy, lecz identyfikowały kolejne partie produkowanych monet. Trudno to jednak pogodzić z bardzo wyraźnymi różnicami rzadkości niektórych literek. Dlaczego partie miałyby tak bardzo różnić się liczebnością?

Gdyby gubińska mennica funkcjonowała na takich zasadach, jakie wieki wcześniej wdrożono w Kutnej Horze, sprawa byłaby prosta. Każdy z kilkunastu warsztatów działających w ramach mennicy ma swój znak - literę, więc wiadomo który ile monet wybił i jaka zaplata mu się za to należy. W Gubinie nie było tylu warsztatów, bo monet nie bito ręcznie, tylko tłoczono je na prasach śrubowych. Prasy mogły pracować niemal bez przerwy. Byle tylko było z czego tłoczyć monety, byle było światło, ludzie i stemple. Od samego początku w roku 1751, przez cały rok 1752 aż do końca października 1753, mennicą zarządzał Francisco Theodor von Stein. Protegowany Bruhla, pułkownik dragonów, musiał mieć wcześniej jakieś doświadczenia w zakresie organizacji dostaw i zarządzania ludźmi. Przypuszczam, że z tych doświadczeń mógł wziąć się pomysł na "brygadowy system pracy" i stosowanie literowych wyróżników dla monet produkowanych przez poszczególne brygady. Takie wyjaśnienie wydaje mi się w tej chwili najlepsze. Nie jest z nim sprzeczne występowanie w ramach tej samej odmiany literowej wariantów różniących się kształtem litery - wyróżnika. Różnorodność kroju tych literek może prowadzić do wniosku, że na stempel nanosił je nie jego wykonawca, tylko użytkownik. Dają się wytłumaczyć również niezwykle rzadkie przypadki przebijania tych liter - mogło to następować przy przejmowaniu stempla jednej brygady przez drugą. Można oczywiście przyjąć też, że jakaś brygada używała stempli z różnymi literami. Ba, można nawet taki stan wiązać ze zmianami w składzie brygady.

Oczywiście, to tylko spekulacje myślowe. Próby logicznego wyjaśnienia obserwowanego zjawiska, w sytuacji gdy nie dysponujemy odpowiednimi archiwalnymi zapisami. A może dysponujemy? Może gdzieś, wśród tysięcy teczek w niemieckich archiwach leży sobie regulamin organizacyjny Münzstätte Guben i czeka na to, by ktoś go znalazł, przeczytał, opublikował. 

W przypadku tego szeląga szczęście mnie nie zawiodło. Za to, na trwającej jeszcze aukcji RDA, na którą wysłałem limity dla szesnastu monet, na razie klapa na całej linii. 

 


środa, 6 stycznia 2021

Nakłady monet obiegowych 2020

Wszystkiego Najlepszego w nowym roku ze szczególnym naciskiem na odporność i zdrowie. Fizyczne i psychiczne.  

Na stronie NBP pojawiła się informacja o wysokości nakładów monet obiegowych z rocznika 2019.

1 grosz    - 400 080 000

2 grosze   - 161 460 000

5 groszy   - 135 000 000

10 groszy  - 170 100 000

20 groszy  -  94 230 000

50 groszy  -  41 580 000

1 złoty    -  42 000 000

2 złote    -  33 525 000

5 złotych  - 6 436 000

Nakłady wysokie. Nadal, z powodów, które uważam za nieracjonalne, NBP zamawia, a mennica produkuje fantastyczne ilości jedno- i dwugroszówek. 

W grudniu sprzedano na Allegro dawno nie widzianego na rynku grosza Augusta III z roku 1752, starszy z wariantów, w moim katalogu nr G.52.3.Z.V.a. 

Allegro 10006180879, sprzedawał Niemczyk.
Licytowało dwanaście osób, Rozstrzygnięcie nastąpiło w ostatnich sekundach - monetę sprzedano za 427,92 zł. Tanio! Niedobicie na rewersie jest typowe dla tego wariantu. Awers mógłby być lepszy, ale zważywszy na rzadkość monety, nabywca zrobił dobry interes. Na prawdziwej aukcji nie poszło by tak łatwo. 

Dziesięć dni później, na aukcji  WDA sprzedano grosz Poniatowskiego 1766 wybity na groszu Augusta III. 
WDA, lot 447
Aukcyjny opis pozycji:

Stan zachowania: 3
Estymacje: 2 500 - 4 000 PLN

Emisja pruska grosza Poniatowskiego z 1766 roku, bita na groszu poprzedniego władcy - Augusta III. Doskonale widoczny napis "[AUG]US III" nad monogramem SAP. XVIII-wieczne przebitki monet znane są z chociażby z mennictwa Francji czy Rosji, jednak w mennictwie Polskim są niezwykle rzadkie. Przebity grosz oferowany jest po raz pierwszy na krajowym rynku aukcyjnym. Ekstremalna rzadkość do najlepszych kolekcji.  

Rzeczywiście, rocznik 1766 na groszu poprzednika widzę po raz pierwszy. W ostatnich trzech latach pokazały się na rynku grosze Poniatowskiego bite na groszach Augusta III, ale zawsze był to rocznik 1767. Oczywiście jest to emisja fałszerska, ale czy pruska, mam wątpliwości. Pruscy rytownicy stempli byli fachowcami. Może nie zawsze dbałymi o szczegóły, ale takiego "drobiazgu", jak korona nad monogramem króla nie przegapiali. Jednego poniosła fantazja i nadał jej kształt, powiedzmy, niestandardowy. Te falsyfikaty rozpoznaje się na pierwszy rzut oka. 


Na monecie sprzedanej przez WDA korony nie było. Gdyby była, nie widzielibyśmy liter VS III. Inne szczegóły rysunku też nie porażają urodą. Wniosek? Najprawdopodobniej nie było to fałszerstwo wybite w pruskiej mennicy, tylko wyrób jakiegoś małego warsztatu fałszerskiego, może jednego z tych, który wcześniej fałszował grosze Augusta III.

W tej sytuacji najpierw zaskoczyła mnie cena wywoławcza i estymacje wyniku, a później, przeszło trzykrotne przebicie wywołania. 


Nowy rok, numizmatycznie zapowiada się bardzo dobrze. Poprzedni przyzwyczaił nas już do obfitości aukcji internetowych najczęściej realizowanych sprawnie na ONE BID, ale nie tylko tam. Zauważyłem, że nasi kolekcjonerzy coraz odważniej biorą udział w zagranicznych aukcjach internetowych. Kolekcjonerzy podkreślam, a nie firmy numizmatyczne. Oby tylko udało się utrzymać możliwość przesyłania listów i paczek międzynarodowych. Od czasu do czasu mamy niestety zaburzenia w tej dziedzinie ze względu na obawy o możliwość przenoszenia wirusa COVID-19. Chyba powinno się kierować więcej środków na badania nad mechanizmami jego rozprzestrzeniania się, a nie tylko koncentrować się nad szczepionkami.
 

Printfriendly